Po wyjściu z wody miałem wrażenie, że słońce grzeje jeszcze mocniej. Krople na skórze były jak soczewki przez które każdy promień palił żywym ogniem. Stałem po kostki w wodzie, patrząc na piaszczystą plażę nad którą unosiło się drżące od gorąca powietrze. Było sucho i bezwietrznie, nawet jedna chmurka nie odważyła się pokazać na niebie. Słońce królowało, wysyłając na ziemię hipnotyczny blask od którego powietrze trzęsło się jak przezroczysta galareta.
Widok pobliskiego lasu niósł ze sobą powiew chłodu. Idealne schronienie na tak upalny dzień – pomyślałem wychodząc z wody. Żeby nie poparzyć sobie stóp, z każdym krokiem zakopywałem je głębiej. Tuż nad żółtym piaskiem bzyczały pszczoły i wielkie czarne bąki, unoszące się na rozedrganym powietrzu. Leniwie dawały się ponieść gorącym falą, dryfując na wysokości moich kostek.
Było ich mnóstwo, małe czarne kropki bzyczące w hipnotycznym transie. Co jakiś czas któraś zaczynała wściekle latać w kółko, wbijała się w piasek i po chwili wzlatywała dalej, unosząc się na fali gorącego powietrza.
- Jeszcze kilka kroków i będę w lesie – syczałem skacząc po rozpalonym piasku. Powykręcane drzewa czekały na mnie nieruchomo wbite w piasek. Wyglądały jak starcy czekający na śmierć, która zamiast przyjść, obdarowuje ich długowiecznym życiem w poskręcanych i kruchych jak próchno ciałach.
Wchodząc do środka zmrużyłem oczy. Zamiast chłodu była duchota. Słońce przebijało się przez iglaste gałęzie, rzucając na ziemię oślepiające plamy.
Migotało prosto w oczy jak zajączek puszczany przez małe lusterko. Musiałem ciągle mrużyć powieki, żeby nie oślepnąć.
Na skórze zaczęły się pojawiać krople potu. Poczułem jak na brwi zatrzymała się strużka spływająca z czoła. Zebrałem dłonią pot i strzepnąłem na piasek. Było duszno, powietrze stężało zamieniając się w ciężką zawiesinę. Oddychałem z trudem.
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że panuje tu kompletna cisza. Nawet owady przestały bzyczeć. Szybko i ja uległem ciszy. Zamiast normalnie iść, skradałem się na palcach, uważając żeby nie poparzyć stóp. Jasne plamy wyglądały jak rozgrzane do białości patelnie.
Ramiona szkliły mi się od potu, spływające krople łaskotały, jakby ktoś piórkiem jeździł wzdłuż ciała. Każdy oddech był coraz cięższy, a bicie serca zaczęło sprawiać ból.
Stawiając stopę na piasku poczułem jak coś przebija mi skórę, wbijając się w mięśnie wibrującym ostrzem. Spod stopy wyleciała pszczoła, a ja tracąc równowagę wpadłem w iglaste zarośla.
Wydawało mi się że straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem wszędzie były zielone igły, z pomiędzy których przebijało się oślepiające światło.
Nie mogłem patrzeć, bo z każdym otwarciem oczu czułem jak pod powieki wlewa się gorąca lawa blasku.
Chciałem wydostać się stamtąd, ale coś mi przeszkadzało. Ręce i nogi miałem rozłożone, a wokół nich oplotły się gałęzie sosny. Każdy ruch sprawiał tysiące ukłuć, czułem się jakbym leżał w wannie z brzytwami. Jedyne co mogłem, to leżeć nieruchomo. Kątem oko widziałem jak po włosie zsuwa się kropla potu. Zatrzymała się na końcu i nagle zadrżała, spadając na ostrą igłę, która ugięła się i momentalnie przebiła mój policzek plamiąc go krwią.
Kiedy spróbowałem poruszać małym palcem u dłoni, poczułem jak pod paznokcie wdzierają się igły. Krzyknąłem, ale w tym samym momencie moja klatka piersiowa poczuła ognisty ból wbijających się igieł. Strach mnie sparaliżował. Przez zmrużone oczy widziałem jak ostre igły pełzają po moim ciele, czekając choćby na drgnięcie, które sprowokuje je do ataku.
Leżałem nieruchomo. Słyszałem oddychanie, czułem jak z każdym oddechem dociera do mnie ciepły zapach igieł. Czułem się jak w pułapce, za każdym razem, gdy chciałem się poruszyć, gałęzie coraz mocniej oplatały moje ciało. Ból stawał się coraz silniejszy, a gorące powietrze coraz bardziej duszące.
Nagle coś gorącego kapnęło mi na policzek. Nie spłynęło z niego, tylko zastygło. Poczułem silny zapach. Żywica – pomyślałem, czując jak spada druga kropla i momentalnie zastyga. Żywica była rozgrzana jak wosk kapiący ze świeczki. Mrużąc oczy widziałem jak po gałęziach spływa bursztynowa maź. Jej strumienie wyglądały jak mieniące się w słońcu węże bezszelestnie sunące do ofiary. Żywica zaczęła kapać na oczy parząc powieki. Jak tylko zaczynałem otwierać oczy, bezlitośnie wdzierała się do środka .
Chciałem krzyczeć, ale żywica zalepiała mi usta, z których dobywał się jedynie bulgot. Igły zacisnęły się na moim ciele, wbijając się w skórę aż do żył. Poczułem jak miliony małych igieł wbiło się głęboko w ciało. Ból sprawił, że wygiąłem się jak gumowa zabawka.. Czułem jak przez wszystkie moje kości przebija się ogień, który pozostawia po sobie tylko zgliszcza.
Przez krystalizującą się żywicę na oczach widziałem, jak słońce nabiera coraz intensywniejszego koloru, zamieniając cały świat w gorącą żółć.
Igły w moich żyłach łapczywie wysysały krew , z każdą chwilą pozbawiając mnie resztek życia. Słońce wydawało się coraz bardziej wyraźne, jakby ktoś opuszczał je z nieba tuż przed moje oczy.
Żyły powoli wypełniały się żywicą. Bursztynowa maź leniwie docierała do każdego skrawka ciała. Zewsząd spływała do serca, zamieniając je w bursztynowy klejnot. Słońce było już bardzo blisko, widziałem jak na jego powierzchni co chwilę tworzyły się ogromne bąble spod których wyciekała chorobliwie gorąca ropa.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
zodiak · dnia 27.02.2011 20:36 · Czytań: 1094 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: