mienią się tęczą, szczerzą - ja sobie tutaj przeczytałam najpierw tę tęczę jako czasownik, nie zauważyłam, że tam nie ma przecinka, tylko tak na jednym wydechu mi się przeczytało. I fajnie, bo się zrobił obraz w obrazie dzięki temu
Jest świetnie. Całość czyta się na jednym w(y)dechu. W sumie to nie wiem, czy nie warto by jeszcze pokombinować z wersyfikacją i przerzutniami. Oczywiście do takiej wersyfikacji, jak jest nie mam zastrzeżeń, ale z każdym czytaniem mam wrażenie, ze dałoby się z tego tekstu wydusić jeszcze więcej dzięki niewielkiemu przemeblowaniu. Ale to wiesz, gdzieś na boku, żeby wersja pierwotna została zachowana
Wiersz zaczyna się jakby spokojnie, ale niepokojąco, potem przyśpiesza, narasta napięcie, żeby na koniec znowu się wyciszyć, ale znów niepokojąco. A potem wraca się do tytułu, kiedy nie przeczytało się go najpierw i dopiero człowiekowi nieco rozjaśnia się w głowie. I pierwsza myśl, jaka nasuwa się w tym momencie:
Aaaa, no tak, powinnam od tego zacząć.
Zresztą można sobie interpretować dość dosłownie pewne rzeczy, ale niekoniecznie. W wierszu jest tyle różnych rekwizytów, obrazów, że można pożeglować i dotrzeć dalej niż są w stanie dostrzec oczy.
Ja, w każdym razie, jestem ukontentowana lekturą.
Pozdrowienia