Za siedmioma blokami, za siedmioma parkami, w domku pod lasem mieszkał chłopczyk o imieniu Wojtuś. Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, bo tak naprawdę Wojtuś nie odróżniał się niczym szczególnym od innych dzieci, gdyby pewnego ranka nie obudził się bez rozumu! Tak, tak, bez rozumu - dobrze słyszeliście.
Postukał się po lekkiej jak piórko głowie: i "Stuk", i "Puk" nie brzmiały tak jak kiedyś. Głowa Wojtusia była PUSTA! Cóż miał zatem począć? Usiąść w kącie i zapłakać? O nie! Nic z tego! Wojtuś od zawsze był dzielnym chłopczykiem, i choć wystraszył się nie na żarty, nie tracił czasu na umartwianie się: założył spodnie, umył zęby, uczesał włosy i wyruszył w poszukiwaniu swojej zguby.
Może i Wojtuś rozumku nie miał, ale za to szczęście go nie opuściło. Kiedy wyszedł z domu na drodze spotkał srokę z jednym złotym okiem, która od lat z niezwykłą łatwością podkradała ludziom błyskotliwe myśli. Więc nie ma się czemu dziwić, że gdy dowiedziała się o straszliwej stracie, bez zająknięcia wykrakała:
- Twoja mama znalazła cię w kapuście. Jeśli zgubiłeś rozum, to na pewno tam go odnajdziesz!
Wojtuś radośnie przyklasnął, podziękował sroce za radę i czym prędzej udał się w stronę pola kapusty.
W polu hulał wiatr. Ci, którzy go szukają, z pewnością mogą go tam spotkać. Ale wiadomo, Wojtuś miał inny cel i, nie zwlekając ani chwili, przetrząsnął każdą kapuścianą główkę. Niestety na próżno. Po rozumku nie było ani śladu! Wojtuś już miał wracać do domu, gdy spod liścia marchewki wypełzła gąsienica Tanecznica i, poprawiając kapelusz ze stokrotki, zapytała:
- Młody kawalerze, czego szukasz?
- Zgubiłem swój rozum - opowiedział Wojtuś, nie ukrywając smutku.
Na te słowa Tanecznica uśmiechnęła się pod nosem. Nie starczyłoby jej nóżek, aby mogła zliczyć, ileż to już razy słyszała o poszukiwaniach zdrowego rozsądku, toteż jako znawczyni tematu, bez ogródek powiedziała:
- A bo ty jeden. Nie jesteś ani pierwszy, ani ostatni. Znam całe ogrody stworzeń bez rozumu. Często zdarza się i tak, że tracą go dla mnie.
- Dla ciebie?
- Tak, tak, dla mnie! Nie przesłyszałeś się, kawalerze. Jestem artystką estradową. Specjalizuję się w tańcu brzucha. Po moim spektaklu fani tracą głowę, a ja otrzymuję ogromne bukiety z naci pietruszki i miłosne laurki, i to nawet od motyli! No, ale nie będziemy mówić o mnie, lecz o tobie, kawalerze, bo słyszę żeś głupi jak but. Już od dawna powinieneś wiedzieć, że twoja mamusia NIE znalazła cię w kapuście!
- Nie? - spytał zdziwiony Wojtuś.
- Nie, nie! Zdradzę ci sekret. - Tanecznica ściszyła głos - Do domu przyniósł cię bocian Zdenek!
- O! Coś podobnego!
- Tak, tak, to najprawdziwsza prawda! Idź i zapytaj, może u niego zawieruszył się twój rozumek. Bociek Zdenek mieszka w Dolince Beztroskich Żab, tuż za parkiem. Ale musisz się pośpieszyć. Słyszałam, że na dniach wybiera się na wczasy do ciepłych krajów. I weź ze sobą ciasteczka. On od pisklęcia jest wegetarianinem i uwielbia słodycze - rzekła Tanecznica, po czym wpełzła pod liść, nie pożegnawszy się z Wojtusiem, co jest rzeczą zrozumiałą. Artystki estradowe mają bardzo napięty grafik, więc czasami, w chwili rozkojarzenia, zdarza im się, że zapomną powiedzieć "Dzień dobry" lub "Do widzenia".
I tak, za namową Tanecznicy Wojtuś kupił w pobliskim sklepiku pyszne herbatniki i nie tracąc czasu, bo sprawa była pilna, skręcił w parkową uliczkę. Minął kilka starych drzew oraz mały staw, za którym rozlegała się piękna Dolinka Beztroskich Żab, a pośrodku niej rosło łyse drzewo. To właśnie tam bociek Zdenek wybudował swoje gniazdo. Ach, co to była za dolinka! Żab i ropuszek było tam tysiące. Jedne młode, inne stare, ale każda z nich szczęśliwa i uśmiechnięta od ucha do ucha. Wiadomo, bociek Zdenek nie jadał mięsa, więc mogły rechotać sobie do woli i nie zaznawszy strachu, dożywały sędziwej starości.
Kiedy Wojtuś przybył pod łyse drzewo, bociek Zdenek zmierzył go podejrzliwym wzrokiem.
- Czego tu szukasz? - zaklekotał rozdrażniony.
- O, to jest bardzo dobre pytanie, panie boćku - odpowiedział Wojtuś.
- Nie widzisz, że jestem zajęty? Muszę posprzątać gniazdo. - Bociek Zdenek najwyraźniej nie miał nastroju na rozmowę.
- Panie Boćku wiem, że nie ma pan czasu na pogawędki, ale ja tylko chciałem zapytać: czy nie ma pan mojego rozumu?
- Ha! Czyś ty przypadkiem, chłopie, nie napił się szaleju?!
- Tak, tak, szukam rozumu. - Wojtuś nie dawał za wygraną. - Słyszałem, że pan przynosi dzieci, więc jeśli pan dostarczył i mnie, to być może moja zguba zawieruszyła się w pańskim gnieździe. O, tu, proszę, mam dla pana ciasteczka.
- Ciasteczka! To się rozumie! - Bociek Zdenek z radości rozwarł dziób. - No dobrze, sprawdzimy, czy to ja ciebie przyniosłem. Jak się nazywasz?
- Wojtuś!
- Wojtuś, a jak dalej?
- Jak, „jak”?
- Jak masz na nazwisko? - Bociek zniecierpliwił się.
- Nie wiem, straciłem rozum i nie znam odpowiedzi na tak skomplikowane pytanie. - Wojtuś wzruszył ramionami.
- Ach, ta dzisiejsza młodzież! Rozkojarzona, latająca w chmurach, nieodpowiedzialna. - Bociek Zdenek pokiwał łebkiem, nie ukrywając dezaprobaty. Bez nazwiska trudno jest kogokolwiek odnaleźć w Wielkiej Księdze Noworodków. "Wojtusiów" może być i z milion. Bociek Zdenek miał twardy orzech do zgryzienia. Zmierzył chłopca z dołu do góry i gdy tylko zauważył czerwone szelki triumfalnie zaklekotał:
- Tak! Teraz sobie przypominam! Wojtuś w czerwonych szelkach - rzekł, otwierając księgę. - O, jest! Wojciech Poradowski: przesyłka ekspresowa, data dostarczenia, rodzina, adres. Szczegóły: czerwone szelki, główka, nogi, ręce, brzuszek, kręgosłup, serduszko, płuca, żołądek, wątroba, rozum. - Bociek potrząsnął skrzydłami. - Wygląda na to, że dostarczyłem cię w komplecie.
Wojtuś zmartwił się nie na żarty, bo jeśli jego rozumku nie było u boćka Zdenka, to gdzie mógł się zapodziać? I może Wojtuś nie spuszczałby z oka bocianiego gniazda do samego zmroku, gdyby bociek Zdenek nie wpadł na genialny pomysł.
- Wojtusiu. Myślę, że swój rozumek znajdziesz nigdzie indziej niż w szkole. Słyszałem, że tam dzieci muszą uczyć się wierszyków na pamięć i rozwiązywać zawiłe, matematyczne zadania. To musi być potworne! - zaklekotał zatrwożony.
- Fantastycznie, boćku! Po ostatniej lekcji matematyki, bolała mnie głowa przez cały dzień. Muszę jak najszybciej zobaczyć się z Panem Tabelką. Życzę szczęśliwej podróży. Do zobaczenia - powiedział wesoło, machając boćkowi na pożegnanie.
Wojtuś zastał Pana Tabelkę w szkole. Stary nauczyciel siedział przy biurku. Gdy spostrzegł, że jego uczeń kręci się na szkolnym korytarzu, zaprosił go do klasy. Wojtuś z wielkim zaniepokojeniem spojrzał na stos kartkówek piętrzący się na biurku, ale na szczęście nabrał odwagi i opowiedział Panu Tabelce o wszystkim, co mu się przytrafiło w ciągu całego dnia. Mówił i mówił, a stary nauczyciel słuchał uważnie, raz po raz przecierając grube szkła okularów. Gdy opowieść Wojtusia dobiegła końca, Pan Tabelka wziął głęboki oddech i rzekł:
- Wojtusiu, czy ja przypadkiem się nie przesłyszałem? Chcesz mi powiedzieć, że straciłeś rozum?
- Tak. I ani w kapuście, ani u boćka Zdenka go nie odnalazłem.
- I uważasz, że zostawiłeś go w szkole? - Pan Tabelka nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
- Zgadza się.
- To jesteś w wielkim błędzie! Matematyka nie odbiera ludziom rozumu! Ona wyjaśnia wiele niewytłumaczalnych rzeczy!
- Tak? - Wojtuś podrapał się po głowie.
- Ależ oczywiście! Matematyka jest królową nauk, która dba o to, aby świat miał jakąkolwiek logikę. Jedynym cudem na tej planecie, który może pozbawić mężczyznę rozumu, jest kobieta.
- Kobieta?
- Nikt inny. - Pan Tabelka założył okulary. - Kobieta, w której mężczyzna się zakochał! W twoim przypadku zdrowy rozsądek skonfiskowała Ania.
- Ania? - spytał Wojtuś.
- Bez dwóch zdań! Już pół roku wpatrujesz się w nią jak w święty obrazek.
- Nieprawda! - Wojtuś zaczerwienił się i, pożegnawszy się z panem Tabelką, ruszył w stronę domu Ani. Skoro Pan Tabelka twierdził, że kobieta odbiera rozum, warto było spróbować zapytać i ją. Bądź co bądź, Wojtuś wstydził przyznać się, że kocha Anię, ale problem był już na tyle poważny, że należało i z nią porozmawiać otwarcie.
Myślicie, że Wojtuś odnalazł swój rozum u Ani?
Ależ skąd! Ania wyśmiała go, twierdząc, że szukanie własnego rozumu to najgłupszy pomysł, o jakim kiedykolwiek słyszała i jedyne, co mogła ukraść, to jego serce, którego i tak mu nie odda.
- A kiedy mi je oddasz? - Wojtuś bezradnie zapytał.
- Gdy się ze mną ożenisz! Nie wcześniej. I tylko wtedy, kiedy przestaniesz robić z siebie klauna, bo jak na razie nadajesz się jedynie do cyrku - rzekła.
- Do cyrku? Masz rację! Skoro jestem klaunem to możliwe, że w cyrku odnajdę rozum.
- To na pewno - odpowiedziała Ania, zalotnie mrużąc oczy.
Gdy Wojtuś przybył do namiotu cyrkowego, trupa zawodowych klaunów miała próbę generalną. Klauni o czerwonych nosach, za dużych butach i spodniach w kolorową kratkę wykonywali fikołki, przewracali się, potykali, a to krzyczeli, a to śmiali się do rozpuku kiszek. Po zakończeniu próby Wojtuś nagrodził klaunowskie wygłupy głośnymi brawami, po czym śpiesznie opowiedział historię, która mu się przydarzyła. Klauni patrzyli na chłopca ze zrozumieniem, radząc mu, aby porozmawiał z Królem Klaunów.
Król Klaunów, z czerwonym nosem wielkości dojrzałego jabłka, przesiadywał wśród sukni z cekinów i różnobarwnych kostiumów w małej, cyrkowej garderobie. Kiedy w drzwiach pojawił się chłopiec, Król Klaunów spytał:
- Szukasz swojego rozumu?
- Tak, a skąd o tym wiesz? - Na twarzy Wojtusia pojawiło się zdziwienie.
- Jestem ekspertem od technologii niedorzecznych rzeczy. Musisz mi przyznać rację, że poszukiwanie rozumu to bardzo śmieszna, wręcz absurdalna sprawa.
- A bo ja wiem - Wojtuś speszył się, odwracając wzrok od okrąglutkiej jak słońce twarzy Króla Klaunów.
- No dobrze, zostawmy to - odchrząknął Król. - Ania powiedziała ci, że jesteś klaunem, nieprawdaż?
- Tak stwierdziła.
- Mój drogi Wojtusiu, zawód klauna nie należy do najłatwiejszych, bo najtrudniej jest umieć się śmiać z samego siebie. My, klauni jesteśmy magikami śmiechu. Nie umiemy założyć buta; chichoczemy wniebogłosy. Gdy poślizgniemy się na skórce z banana, lub zgubimy skarpetkę; zrywamy boki ze śmiechu. Ale kiedy schodzimy ze sceny i zapada kurtyna, skórki od banana wyrzucamy do kosza, a buty chowamy do szafy. Ty, tym razem straciłeś rozum, ale, gdy światła tego dnia zgasną, zrozumiesz, że tak naprawdę rozumek przez cały czas był w twojej główce. Ot, urządziłeś sobie świetną zabawę, dzięki której przeżyłeś niesamowitą przygodę.
- Tak właśnie było. Poznałem srokę z jednym złotym okiem, gąsienicę Tanecznicę i bociana Zdenka. Dowiedziałem się, że matematyka jest królową nauk i odwiedziłem Anię, która kiedyś zostanie moją żoną.
- No widzisz. - Król uśmiechnął się pogodnie. - Jesteś klaunem z krwi i kości. Jestem z ciebie dumny - dodał, poklepując Wojtusia po ramieniu.
I tak Wojtuś resztę dnia spędził z Królem Klaunów, od którego nauczył się kilku cyrkowych skeczy. Tuż przed zmrokiem wrócił do domu, zjadł pyszną kolację i położył się w swoim łóżeczku.
Leżąc, wyobraził sobie, że oto gąsienica Tanecznica, która przemieniła się w motyla Pazia Królowej i zmieniła swój repertuar artystyczny na tańce klasyczne, zaprasza widzów na przedstawienie klauna Wojtusia.
Widownia klaszcze, tymczasem główna gwiazda nie pojawia się na estradzie. Zdenerwowana Tanecznica zagląda za kurtynę, za którą niestety nikogo nie znajduje. Odwraca głowę… Ale co to?! Wojtuś jednym susem wyskakuje z konopi i biegnie w kierunku rzeki.
- Przepraszam, Tanecznico, ale dziś nie mogę wystąpić w roli klauna! – krzyczy. - Płynę w daleki rejs, jako kapitan Zacerowanej Tratwy.
I, odpływając, zapadł w głęboki sen.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt