Już poprzedniego dnia spostrzegł, wystając w oknie z głowa opartą na dłoniach i rozmyślając nad nową sytuacją, w której gwałtownie się znalazł, jak grupa chłopców w podobnym do jego wieku gra w sztole, głośno przy tym rozmawiając i licytując się co do prawidłowości wykonanych przez siebie rzutów. Następnego dnia postanowił do nich dołączyć. Nazajutrz jego plany spłynęły niestety wraz z rzęsistym deszczem, którego potoki lały się strumieniami z miedzianej otuliny nisko zawieszonego nad ziemią nieba, akompaniując niejako lekcji, której Damianowi udzielił wróciwszy z pracy stryjek Edward.
W poczuciu ewangelicznej misji postanowił on bowiem przystąpić do jego religijnej edukacji, konstatując ze zgorszeniem fakt, że jedna godzina katechezy pozaszkolnej tygodniowo, to zdecydowanie za mało. Wobec tego chętnie i z nieukrywanym zapałem przyjął na siebie obowiązek nadrobienia zaległości siostrzeńca w tak istotnym i rozstrzygającym przedmiocie, jakim jest nauka Kościoła. Rozpoczął od tematu szczególnie przez siebie upodobanemu, mianowicie od przybliżania idei piekła. Celem lepszego zobrazowania wyjaśnianego zagadnienia, posłużył się pamiętnikiem spisanym przez jedną z wyniesionych na ołtarze zakonnic, w którym znajdował się szczegółowy opis piekielnych katuszy, obserwowanych przez świętą i uwiecznionych na stronnicach almanachu. – Wieczne męki dla złych ludzi! – krzykną w euforii i z błyskiem nadziei w oczach. – Czujesz to chłopcze? Wieczne męki, ale sprawiedliwe – powtórzył już nieco ściszonym głosem, przytakując zwolna głową na znak współczucia. Następnie otworzył książkę w miejscu rzeczonego opisu i przystąpił do właściwej części prelekcji. – „Dziś byłam w przepaściach piekła…” – czytał „…uprowadzona przez Anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki.” – Rozumiesz chłopcze. Piekło nie ma granic. Na mapie, która wisi nad burkiem w twoim pokoju, jest ogromna czerwona plama – Rosja. Wielka jest, nieprawdaż? – Wielka – odparł Damien. – No właśnie, a piekło jest jeszcze tryliard biliardów razy większe od tej Rosji. Muszą się przecież pomieścić w nim ci wszyscy nieszczęśliwi grzesznicy, którzy prowadząc nieprzyzwoity żywot tu na ziemi, sami skazują siebie na ten straszliwy los. Okropne męki, tak… przeokropne męki, z pewnością najgorsze z najgorszych. – Dygresje wujka Edwarda umiejętnie podsycały palące płomienie piekieł. – Teraz chłopcze skup się uważnie. Przeczytam Ci jakie rodzaje mąk cierpią w piekle grzesznicy. „Pierwszą męką, którą stanowi piekło, jest utrata Boga; drugą ustawiczny wyrzut sumienia; trzecią, że nigdy się już ten los nie zmieni; czwartą jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piątą męką jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szóstą męką jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódmą męką jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa”. – Czujesz to chłopcze, czujesz to! – wykrzykiwał wujek Edward w opętańczym natchnieniu, czerwony na twarzy od parzącej bliskości piekielnych ogni. – Ale na tym nie koniec – uśmiechnął się z blaskiem nadziei w oczach. – „Są jeszcze…” – począł czytać dalej – „…męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów, każda dusza czym zgrzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża” – Słuchaj! Słuchaj! – krzyczał gorączkowym, rozedrganym od emocji głosem – „Niech grzesznik wie, jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą; piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie jako tam jest”. – Zrozumiałeś! – Piekło jest! Piekło było, jest i będzie! A kto grzeszy, to żeby nie wiem jak się wykręcał, kluczył, od piekła się nie wymiga! Tak, dla grzesznika do piekła droga prosta. Słuchaj dalej chłopcze: – „Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego, musieli mi być posłuszni. To com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam, że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia” – Czujesz to chłopcze! Czujesz to! Słabym cieniem rzeczy, które widziałam! Ha! – wykrzyknął w delirycznej euforii, wymachując w powietrzu wskazującym palcem. – Czyli, że w piekle jest jeszcze gorzej niż w opisie Świętej! Jest tam tak źle, że aż nie do wyobrażenia! Ha! Tak! Tak, tak … – sapał ledwo żyw domorosły katecheta, po czym zapadł w głęboki sen, skrajnie wycieńczony religijnym edukowaniem siostrzeńca.
Opis niesamowitych katuszy piekielnych, serwowany przez wujka Edwarda, odpowiednio udramatyzowany, z licznymi dygresjami i komentarzami, był tak bardzo sugestywny, iż Damianowi zdawało się, że na jego zroszonej potem, rozpalonej chłopięcej twarzy, odbijają się migotliwe łuny piekielnych płomieni. Wszystko bardzo dokładnie widział i czuł. Jego wyobraźnia pracowała na optymalnych zakresach. Miał tylko problem ze zrozumieniem i przyswojeniem pojęcia wieczności przedstawianych mu mąk. W sukurs przyszedł – jakżeby inaczej – niekwestionowany ekspert w tejże dziedzinie – stryj Edward, który z charakterystyczną dla siebie emfazą począł wyjaśniać: - Wiesz co to jest wieczność chłopcze? To tak, jak gdyby okres stu letniego życia jednej osoby przyrównać do ziarnka piasku na pustyni. Jaka jest największa pustynia na ziemi? – spytał. – Sahara – odpowiedział Damien. – No więc właśnie – podjął dalej – Czyli, że jedno takie życie ludzkie, to tak, jak jedno ziarnko piasku na Saharze, a taka Sahara, to z kolei kolejne ziarnko na kolejnej Saharze i tak w nieskończoność, miliardy, biliardy, tryliardy razy, a to wszystko razem wzięte będzie jak następne ziarnko na następnej Saharze, i tak dalej, aż w nieskończoność – to właśnie jest wieczność!
W przeciwieństwie do wujka Edwarda, Damien nie mógł zasnąć do późnych godzin nocnych. Kiedy tylko przymykał oczy, ich duchowym odpowiednikom ukazywały się całe tabuny pokracznych szatanów, czyhających na jego straceńczą, zbrukaną grzechem duszę, żeby cisnąć ją na wieczną zgubę w gorejące ognie piekieł. Wówczas to, przewracając się z boku na bok, mokry od potu, rozedrganym i ściszonym głosem złożył solenną przysięgę, biorąc sobie Pana Boga i Wszystkich Świętych za świadków, że już nigdy więcej nie skala swojej duszy żadnym występkiem, że nie będzie jego udziałem żaden czyn mogący wprawić Szatana w dobry nastrój, a jego narazić na cierpienia niekończących się katuszy. W szczególności zamierzał na powrót przystąpić ze zdwojoną energią i intensywnością do odmawiania porannych i wieczornych modlitw, których ostatnio zaniedbał, ku ogromnemu utrapieniu swojej matki.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Damien · dnia 05.03.2011 22:06 · Czytań: 1013 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: