Przeznaczenie - cz. 1 - hostessa
Proza » Długie Opowiadania » Przeznaczenie - cz. 1
A A A
Jeśli ktokolwiek byłby skłonny powiedzieć, że Michael Morris jest zły, na pewno trafiłby za to do piekła, gdzie cierpiałby niewyobrażalne męki. Nikt nawet nie odważył się tak pomyśleć, bo każdy wiedział, że za takie kłamstwo czeka najwyższa kara po śmierci, ale także i w czasie życia. Któż odważyłby się tak złamać prawa, by przekonać się, czym jest życie w potępieniu.
Każdy, kto znał Michaela Morrisa wiedział, że nie jest święty, ale w gruncie rzeczy zasłużył chyba najbardziej na to miano ze wszystkich żyjących istot w Lasach Misom. Ba, ze wszystkich istot w Świecie. Nie było bowiem drugiej osoby tak odpowiedzialnej, życzliwej, dobrej i troskliwej jak on. Nikogo, kto wytrzymałby tyle zła i prób w życiu i ani razu nie stracił wiary w to, że przyjdą lepsze dni. Nikt nie był tak cierpliwy, jak on, o czym chyba najbardziej mogli przekonać się jego uczniowie i bliscy.
– MARIO!!
Cóż… nie było też chyba w Świecie drugiej osoby o tak donośnym głosie…
Jego wściekły krzyk przeciął powietrze, by z zawrotną prędkością dotrzeć do pokoju na poddaszu stojącego na uboczu domku, oznajmiając wszystkim mieszkańcom, że, nie pierwszy raz od siedemnastu lat, miarka się przebrała.
Mario J. Allen zdecydowanie był osobą, która nawet Anioła wyprowadziłaby z równowagi. Dość nieokrzesany, nieco zbyt rozrywkowy i często nieodpowiedzialny, doskonale wiedział, że żyjąc pod opieką Michaela nie pozna na własnej skórze znaczenia słowa „kara”. Dlaczego miałby się więc hamować i na siłę stawać się grzecznym dzieckiem, o którym zawsze marzył jego opiekun? Skoro za każde przewinienie czekała go tylko długa i nudna rozmowa, a raczej monolog Michaela, po co miał coś zmieniać?
Zszedł do salonu, by tam zastać siedzących na kanapie opiekuna i jego narzeczoną, Mirandę. Usiadł w fotelu naprzeciw nich, mając wrażenie, że ostatnio coś za często odgrywają taką scenę. Spojrzał na Michaela ze spokojem, starając się wyglądać jak na grzecznego podopiecznego przystało. Niemal niezauważalnie przełknął ślinę, po czym uśmiechnął się z pytającym wyrazem twarzy. Grunt to dobra gra aktorska…
Na młodej i delikatnej twarzy Elfa, pod kosmykami lśniących włosów, pojawił się grymas złości i bezradności zarazem. Jego piwne oczy nie wyrażały żadnych uczuć, ale Mario był pewny, że gdyby spojrzał w nie głębiej, zauważyłby coś w rodzaju współczucia. Jak zwykle zresztą Michael próbował właśnie pogodzić rolę przyjaciela, wychowawcy i poniekąd ojczyma z rolą konsekwentnego opiekuna i nauczyciela.
I, jak zawsze, niezbyt mu to wychodziło.
– Mario, błagam, powiedz, że to nieprawda… – jęknął, a z jego twarzy odpłynęła złość.
– To nieprawda – powiedział szybko chłopak, drapiąc się bezmyślnie po nagim ramieniu.
Wiedział, że mówienie tego, co Michael chciałby usłyszeć, zwykle pomaga i nieco łagodzi sytuację. Problem pojawiał się, kiedy jednak okazywało się, że to, co chciałby usłyszeć znacznie mija się z prawdą.
Miranda posłała mu karcące spojrzenie. Doskonale rozumiejąc czego dotyczy, natychmiast opuścił rękę i ścisnął ją między kolanami. Dziewczyna uśmiechnęła się zadowolona.
– Spałeś na historii cywilizacji, nie odrobiłeś pracy domowej na podstawy ogrodnictwa i zielarstwa… – zaczął Michael, wstając z kanapy i okrążając ją. – …okłamałeś profesor Pi, że umówiłeś się ze mną, żeby zerwać się z kartkówki, uderzyłeś Hektora z Grupy Niebieskiej i, jakby tego było mało, bawiłeś się łukiem na korytarzu… Co w ciebie wstąpiło!?
Mario, wciąż się uśmiechając, zaczął szukać w głowie odpowiedniego wytłumaczenia. Faktycznie, spał na poprzedniej lekcji historii cywilizacji, ale nauczyciel nie robił nic, żeby uczniom umilić czas. Czytał stare zapiski z Ksiąg Elfich i Ksiąg Ludzkich, których on wystarczająco nasłuchał się, kiedy miał zaledwie parę lat (urok mieszkania i życia z nauczycielami i uczonymi). Nie odrobił pracy domowej z podstaw ogrodnictwa i zielarstwa pisemnie, ale miał ją w głowie, bo przecież każdy wiedział, jakie zastosowania lecznicze ma nawóz z kału mew. Nie okłamał nauczycielki od rozwoju technologii, bo tak naprawdę pomylił godziny spotkania z Michaelem w sprawie mistrzostw w łucznictwie. Nie bawił się łukiem na korytarzu, tylko się nim chwalił. Uderzył Hektora Ho, ale tylko dlatego, że ten, używając niecenzuralnych słów, ośmieszał go przy całej klasie, jak zwykle korzystając z tego, że nie miał rodziców…
Poczuł, jak uśmiech znika z jego twarzy, ustępując miejsca wściekłości. Wszyscy i bez takich cyrków doskonale wiedzieli, że jest sierotą, więc dlaczego miałby pozwolić obrażać się z tego powodu wyrostkowi z dobrego domu? Może i nie wychowywał się w pełnej rodzinie (choć dla niego Michael, jego ojciec i brat oraz reszta rodu Morrisów byli idealną rodziną), ale nie miał zamiaru pozwolić swojemu wrogowi czepiać się tego, jak żył.
– Co się z tobą dzieje…?
– No bo to było strasznie nudne! – rzucił wyrwany z zamyślenia. – Ja to znam na pamięć! Ludzie i Elfy w pięćsetnym roku podpisali pakt, bla, bla, bla… mnie to nie dotyczy, no nie? – powiedział z irytacją. – Wiesz, że wiem lepiej niż inni, do czego służy nawóz z kału mew, więc po co miałem to jeszcze pisać? Nikogo nie okłamałem i nie bawiłem się łukiem na korytarzu! Chwaliłem się, no nie!? A Hektor… z nim jeszcze nie skończyłem…
Michael westchnął, a Miranda pokręciła głową. Jej czarne włosy zakołysały się zgodnie z rytmem jej ruchów.
– Mario, nie możesz wiecznie kłócić się z tym chłopcem – powiedziała spokojnie, a jej delikatny głos, zamiast go uspokoić, jeszcze bardziej go rozeźlił. – Powinniście wreszcie się pogodzić, zaprzyjaźnić…
Obaj wybuchli śmiechem, słysząc tak absurdalną rzecz. On i Hektor mieliby się zaprzyjaźnić? Mario J. Allen i Hektor Ho, odwieczni wrogowie, którzy wykorzystywali każdą okazję, by pokazywać wszystkim jak bardzo się nienawidzą? Tak niedorzecznej rzeczy nie wymyśliłby nawet Michael, który słynął ze swojego dobrego serca i drobnej naiwności…
– Miranda, nie ośmieszaj się… obudź Jess – rzucił Michael, a gdy Miranda opuściła salon, znów spojrzał na Mario. – Młody, nie możesz wciąż robić sobie i mi kłopotów… spróbuj nie dawać im żadnych powodów, żeby mogli się do czegoś przyczepić, dobrze?
Mario niemrawo skinął głową, wymownie spoglądając w bok i odruchowo drapiąc się po ramieniu. Szczupła ręka pacnęła go w głowę, więc natychmiast znów ścisnął dłoń między kolanami.

– …i żebyście widzieli tę jego smutną minę… te wyrzuty sumienia… – jęknął, siadając w ławce.
Koledzy zajęli miejsca obok niego, wpatrując się w niego z zainteresowaniem.
– Ale chyba zrozumie, jeśli nadal będziesz walczył z Hektorem, prawda? – spytał Andreas, jasnowłosy chłopak wzrostu Mario, dość wyluzowany i zdecydowanie bardziej bliższy z charakteru Mario, niż jego drugi przyjaciel, Ignacio.
Mario pokręcił głową, kładąc na ławce podręcznik od historii cywilizacji. Unikając spojrzenia na wchodzącego do sali wykładowej nauczyciela, uśmiechnął się do Andreasa.
– Mam się „w miarę możliwości powstrzymywać” – widząc, że kolega spojrzał na niego ze zdziwieniem, westchnął. – Mam być grzeczny, no nie?
Ignacio odwrócił głowę, dając przyjacielowi do zrozumienia, że nie wierzy w powodzenie tej misji. Mario, choć także w to nie wierzył, miał zamiar się starać. Nie chciał zawieść Michaela, choć ten chyba też nie był do końca pewien, czy to się uda. Wszyscy wiedzieli, że zwyczajnie jest zbyt porywczy, by pohamować się przy najbliższej konfrontacji z Hektorem. Jak mawiał Leo, młodszy brat Michaela, najwyraźniej nie wdał się w żadnego ze spokojnych Morrisów.
Nie był typem buntownika – starał się nie utrudniać Michaelowi zadania, jakie mu powierzono. Chciał być wdzięcznym podopiecznym, zachowywać się tak, jak przystało na jego wychowanka, tak, jak sobie tego wymarzył. Wszyscy powtarzali, że Morris chciał w nim widzieć swojego syna, choć był świadom tego, że jest dla niego bardziej przyjacielem i starszym bratem.
Mario wiedział, że tylko dzięki rodzinie Morrisów w ogóle żyje. Gdy był niemowlęciem, gdy zmarli jego rodzice, Michael przygarnął go do siebie, ratując przed drapieżnikami z Lasów Misom. Gdyby Michael nie był tamtej nocy w Lasach, kto wie, co by go pożarło… W każdym razie, to, co miało zamiar to zrobić, nie oszczędziło jego maleńkiego ciała, zostawiając na nim wiele ran i blizn, których najlepszym przykładem było jego, wciąż często krwawiące, ramię.
– Siadać i cisza – syknął profesor Rodriguez, podnosząc się zza swojego biurka i omiatając spojrzeniem wszystkich uczniów.
Mario westchnął, obserwując, jak jego łysina połyskuje w świetle wpadającego przez okno słońca, a czarne zmrużone oczy skaczą z jednego ucznia na drugiego. Wysoko podciągnięte brązowe spodnie opinały się na okrągłym tłustym brzuchu, uwydatniając każdą fałdę, a powiewająca ciemna szata, zamiast go wyszczuplać, ewidentnie zwracała uwagę na nienaturalnie krótkie ręce. Potrójny podbródek zadrżał.
– Mario Allen… jakże miło widzieć cię w pełni przytomnym… – syknął swoim najbardziej jadowitym tonem.
Musiał boleśnie ugryźć się w język, by nie odparować bardzo niemiłą odpowiedzią. W reakcji na ból w ustach, wykrzywił się tylko, nie spuszczając przymrużonych oczu z profesora.
– Widzę, że chciałbyś odpowiedzieć na parę pytań z poprzedniej lekcji… Wstań, jak do ciebie mówię!
Podniósł się, opierając ręce o ławkę przed sobą. Czuł na sobie spojrzenia wszystkich w sali, słyszał ciche szepty oraz chichot Hektora i jego kolegów. Nie zwracając na nic uwagi psychicznie przygotowywał się do odpowiedzi, która z całą pewnością nie miała być łatwa.
Drzwi sali wykładowej otworzyły się delikatnie. Profesor oderwał puste oczy od ucznia, który natychmiast również spojrzał na stojącego w wejściu Michaela. Opiekun zlustrował spojrzeniem klasę, nawet nie zatrzymując wzroku na swoim wychowanku.
Mario usiadł, odrywając wzrok od rozmawiających nauczycieli.
– O, stary… ale ci się upiekło… – szepnął Andreas, poprawiając kołnierzyk szkolnej wyblakłej koszuli.
– Jest to statystycznie niemożliwe, żeby Rodriguez odpuścił mu tylko dlatego, że Michael przerwał lekcję. Na dziewięćdziesiąt dziewięć koma osiem procenta wróci do pytania, gdy tylko Michael wyjdzie z sali, choćby miał w ten sposób stracić całe zajęcia – przerwał Ignacio. Obaj koledzy spojrzeli na niego pobłażliwie. – Co ja takiego powiedziałem?
– Jesteś statystycznie głupkiem – warknął Andreas.
– Hej Allen! Twoja mamuśka przyszła cię uratować?
Mario ze złością odwrócił się w stronę ostatniej ławki, w której dumnie siedział Hektor Ho. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak o nadętej twarzy i spiczastym nosie, najwyraźniej na lekcji opiekuna swojej Grupy czuł się najbezpieczniejszy. Obaj dobrze wiedzieli, że po wyjściu na korytarz role się odwrócą.
– Cisza! Allen, kazałem ci stać! – krzyknął profesor.
Mario wstał bezmyślnie i posławszy wrogowi ostatnie ostrzegawcze spojrzenie, odwrócił się w stronę biurka nauczyciela. Tuż pod starą czarną tablicą stał teraz profesor Rodriguez, Michael i, ku zdziwieniu całej klasy, niska rudowłosa dziewczyna w zielonej zdobionej sukni. Jej blada twarz w świetle słońca wydawała się niemal biała jak kreda, która pokrywała tablicę, formując się w nieskładne wyrazy. Przy jej boku stał, z wysoko uniesioną głową, młody mężczyzna.
Ignacio syknął.
– Mamy nową jejmość w szkole…
Pięknie… pomyślał Mario ze złością. Teraz do całej masy problemów brakowało mu jedynie jakiejś arystokratki, którą najpewniej miał się zająć, jak to zwykle bywało w przypadku nowych książąt w Akademii.
Michael wychodził z założenia, że Mario, jako uczeń mieszkający w szkole, wychowywany przez nauczyciela i jednocześnie syna dyrektora, powinien dawać dobry przykład. Dlatego też zawsze wybierano go do roli „przewodnika” po szkole i „nauczyciela” zasad dla nowych uczniów, zwłaszcza tych z dobrych domów, których nauczyciele raczej nie chcieli widywać z „byle kim”.
– Allen, czy wiesz może kim jest ta panienka? – spytał profesor zjadliwym głosem.
– Królewna Elfów – szepnął niemal bezgłośnie Ignacio z czcią w głosie.
Jak zwykle w sytuacji, gdy innemu uczniowi zadano pytanie, mówił sam do siebie, aczkolwiek Mario nie omieszkał tego nie wykorzystać… W końcu i jemu należało się coś od życia za posiadanie tak wybitnie inteligentnego kolegi.
– Królewna Elfów – odpowiedział, odrywając wzrok od nauczyciela i spoglądając na dziewczynę.
Widząc, że wpatruje się w niego ze strachem w oczach z szacunkiem skinął głową w jej stronę. Dziewczyna natychmiast opuściła głowę, płonąc rumieńcem. Michael posłał mu dumne spojrzenie, uśmiechając się ledwo widocznie.
– Jej Wysokość Królewna Anna będzie od dnia dzisiejszego uczęszczała do waszej klasy – oznajmił, przybierając najpoważniejszy ton, na jaki było go stać. – Proszę, byście wszyscy, jak tu siedzicie, okazywali jej należny szacunek. W tym roku, jak sądzę, dołączy do Akademii jeszcze parę innych Książąt, dlatego potraktujcie przybycie Anny jako naukę… a o tym, czego się macie przy tym nauczyć, porozmawiamy na łucznictwie – oznajmił, a jego wzrok powędrował na tył sali, zapewne na Hektora.
Michael wyszedł z sali bez słowa pożegnania, a dziewczyna podążyła swym królewskim krokiem w stronę wskazanego przez nauczyciela krzesła. Idący obok niej mężczyzna, zapewne jej paź lub sługa, posłał wszystkim chłopcom z klasy spojrzenie, które miało być wyraźnym zakazem zbliżania się do niej. Nikogo to nie zdziwiło – za każdym razem, gdy istota szlachetnej krwi rozpoczynała naukę w Akademii, jej słudzy wyraźnie określali zasady, na jakich miała funkcjonować między rówieśnikami. Zwykle był to właściwie całkowity zakaz zbliżania się do niej, ale nikt jakoś specjalnie nad tym nie rozpaczał.
– Wracając do lekcji… – syknął profesor Rodriguez, uśmiechając się zjadliwie. – Allen… w którym roku został zawarty pakt lawinowy?
– W pięćsetnym, dokładnie w czasie czwartej pełni – odpowiedział natychmiast, bez zastanowienia.
Zaczynało się nieźle. O Księgach mógł mówić nawet obudzony w środku nocy.
– Czego dotyczył pakt anielski?
– Zawierał wszelkie postanowienia dotyczące położenia Aniołów w sytuacji wybuchu wojny między Ludzko-Elfiej, do której nigdy nie doszło. Stanowił, że wszystkie Anioły czystej krwi w czasie konfliktu będą bezpieczne, natomiast Anioły krwi mieszanej zostaną wcielone do wojsk Ludzi lub Elfów, zależnie od tego, jaką krew posiadają – wyrecytował nieco znudzony, a profesor posłał mu złośliwe spojrzenie.
– Czy tylko?
– Kobiety i dzieci do lat dwudziestu dwóch uznane zostały w nim za Anioły krwi czystej, tak jak niepełnosprawni i Anioły powyżej dziewięćdziesięciu lat. Mężczyźni w sile wieku o krwi mieszanej z innymi rasami mieli zostać wcieleni do armii, za którą opowiedziałyby się dane rasy. Wyłączeni z wojny byli potomkowie Smoków, które w konfliktach między Ludźmi, a Elfami pozostawały obojętne.
Ignacio westchnął z zadowoleniem – mądre słowa i bezbłędna odpowiedź ze strony Mario była dla niego jak spełnienie marzeń. Tyle lat poświęcił, usiłując wykrzesać z niego i Andreasa odrobinę entuzjazmu do nauki, że każdą ich mądrą wypowiedź traktował jak krok w stronę całkowitego oświecenia umysłu. A przez mądrą wypowiedź rozumiał zdanie nie zawierające u Mario zwrotu „no nie?” lub rozmowę na poważny temat, nie opierającą się na używaniu nieskładnych zdań.
Profesor usiadł za biurkiem z niezadowoloną miną, a krzesło pod nim skrzypnęło niebezpiecznie. Mario poszedł w jego ślady, natychmiast wbijając wzrok w ławkę, by uniknąć spojrzeń kolegów. Był zadowolony z siebie, wiedział, że poszło mu co najmniej dobrze. Bez wątpienia powiedział więcej, niż profesor zdążył przeczytać na zajęciach. Teraz nie miał na niego żadnego haka i czuł się bezpieczny.
Myśląc o tym, jak udało mu się uniknąć kary i dalszego gnębienia, jak niewiele trzeba było, żeby dał Ridriguezowi do zrozumienia, że nie jest tępy, wbił wzrok w tablicę, z której znikały ścierane przez nauczyciela kolejne wyrazy i daty. Starając się celowo omijać wzrokiem jego tłusty zadek, tańczący w rytm machnięć brudną gąbką, nagle poczuł, jak coś ostrego uderza w jego potylicę. Przedmiot opadł na ziemię ze stłumionym hukiem.
Odruchowo odwrócił się za siebie, wzrokiem wyławiając spośród uczniów chichoczącego z zadowolenia Hektora. Jego koledzy oparli głowy na ławce, usiłując stłumić rechot podręcznikami. Wystarczyło jedno spojrzenie na ziemię, by zorientował się, że pod jego krzesłem leży stępiony grot strzały, zapewne nielegalnie wyniesiony z pracowni łucznictwa.
– Cep – wycedził ze złością, posyłając wrogowi mordercze spojrzenie, by tym samym ostrzec go przed tym, co czeka go na korytarzu.
– Coś ty powiedział!?
Ignacio szturchnął Mario, a ten oderwał wzrok od Hektora. W jego stronę zmierzał właśnie wściekły profesor Rodriguez. Jego ciało chwiało się niebezpiecznie, a krótkie grube nogi z trudem pokonywały kolejne stopnie w stronę jego ławki.
– Powtórz… – wysapał.
Mario zastanawiał się, czy przerywany przyspieszony oddech profesora jest wynikiem złości czy zmęczenia po pokonaniu paru niskich stopni sali wykładowej. Doszedłszy do wniosku, że to nie jest najlepszy moment na takie rozmyślania, zmusił się do spojrzenia na czerwoną twarz Rodrigueza, która po chwili zaczęła zmieniać kolor na purpurowy. Wyglądało to nieciekawie.
Ogłuszający dźwięk gongu umożliwił reszcie klasy ucieczkę, więc wszyscy, jak jeden mąż, postanowili zostawić profesora Rodrigueza i Mario samych ze swoim problemem. W sumie to był to bardziej problem Mario niż nauczyciela, po którego minie widać było jasno i wyraźnie, że dla niego rozwiązanie jest proste jak drut. Ewidentnie zamierzał ukarać ucznia za, jak sądził, obrażenie jego osoby.
Nie musiał mówić nic głośno – Mario wiedział, że nie skończy się na dodatkowym zadaniu i zostaniu po lekcjach. Bez wątpienia Michael miał dowiedzieć się o jego wybryku i zostać zobowiązanym do wymierzenia mu dodatkowej kary, jako opiekun jego Grupy. Nie było nawet sensu tłumaczyć, że obraźliwe określenie nie zostało skierowane do niego, ale do Hektora – wszyscy w szkole wiedzieli, że z nauczycielem historii cywilizacji nie należało zadzierać.
Profesor opuścił salę wykładową po uprzednim ostrzeżeniu Mario, co go czeka, jeśli choćby ruszy się z miejsca. Zamierzał natychmiast wyjaśnić sprawę z Michaelem, a wiadome było, że choćby przekonywał go, że Mario nie chciał obrazić jego, tylko innego ucznia, profesor w to nie uwierzy. Każdy powód był dobry, by zgnębić Mario J. Allena za sam fakt, że uczęszcza do Akademii.
Nie bał się. Nie miał czego się bać. Był wściekły – na Hektora, na Rodrigueza, na siebie… a gdy wyobrażał sobie zawód w oczach Michaela, jaki miał niedługo zobaczyć, czuł się jeszcze gorzej. Ogarnęła go nagła chęć ucieczki z Akademii, zaszycia się najgłębszym zakamarku Lasów i rozpoczęcia pustelniczego życia, by tylko nie robić większych kłopotów swojemu opiekunowi.
Michael przygarnął go jeszcze zanim sam skończył Akademię. Opiekował się nim wraz ze swoją matką, a gdy ta zmarła, sam zajął się jego wychowaniem. Dał mu dom, starał się stworzyć dla niego rodzinę, zapewnił mu lepsze życie, niż miał niejeden bogaty dzieciak z pełnej rodziny. Nauczył go wszystkiego, co umiał. Powoli przekazywał mu swoją wiedzę, nie zapominając też o przyjemnościach. Zrezygnował z wczesnego założenia własnej rodziny na rzecz chłopca, którego znalazł w Lasach Misom i, jakby tego było mało, na własne życzenie utrudniał sobie życie jeszcze bardziej, podejmując się także opieki nad swoją młodszą siostrą, Jessicą.
Rozmyślając o tym, jak zmarnował życie młodemu Elfowi, nawet nie zauważył, gdy profesor wrócił do sali. Przed oczami widział obrazy z przeszłości – urodziny, które wyprawiała mu rodzina Morrisów, swoje pierwsze spotkanie z łucznictwem, które tak kochał. Wszystko to było piękne, przepełnione miłością… a on skutecznie to wszystko psuł.
Poczuł na swoim ramieniu ciepłą dłoń, szczupłą i delikatną. Wzdrygnął się, spodziewając się, co teraz usłyszy – kazanie, w którym Michael, karcąc go, tak naprawdę będzie próbował przekonać sam siebie, że to jego wina i to on popełnił błąd w wychowaniu.
– Mój brat zajmie się nim w domu, przyrzekam panu – oznajmił z westchnięciem stonowany męski głos.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
hostessa · dnia 06.03.2011 20:08 · Czytań: 881 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
Krystyna Habrat dnia 08.03.2011 19:46
Niby nie moje klimaty, ale wciągnął mnie pierwszy akapit. Zaczęłam i bardzo mi się spodobało ze względu na styl, jego wyrazistość, niezwykłe realia (lekcje cywilizacji, technologii), humor ukryty w przewrotności, ale dalszy ciąg czytania odłożę na później. Taki tekst wymaga dużej uwagi i wnikliwości przy czytaniu.
Pozytywy tekstu sygnalizuję już dziś, żeby zwrócić na nie uwagę innych czytelników.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:72
Najnowszy:wrodinam