XVI KAŻDY GONI ZA SWYM NIESPEŁNIENIEM
Tak, to jednak to... Maria na próżno odpycha od siebie tę myśl, ale w końcu musi przyznać, że to nie ucho, nie oko, ale ból połowy głowy pulsuje poprzez nerw trójdzielny „trigeminus” od chorego zęba. Znowu. Już drugi raz. Odbiera to za każdym razem, jak ironiczną zemstę porzuconego męża, dentysty. On często używał tego terminu: trigeminus. Niełatwo to zapomnieć.
Przy nim przez tyle lat nie miała problemów z zębami. Patrzyła z góry na wyczekujących pokornie pod jego gabinetem. Tym razem sama musi poszukać stomatologa. Byle nie tam, gdzie by pytano o Henryka.
Już raz taki jeden o brwiach jak dwa snopy, ostukując bolącego zęba, pochylony nad jej rozdziawionymi ustami, zdziwił się, czemu to przyszła do niego, przecież mąż... Nagle połapał się, że coś nie tak. Może dotarły do niego plotki? Spróbował zagłuszyć wszystko warkotem wiertarki. Przepraszał, plątał się, a ona nie mogła nic powiedzieć, mając otwarte usta i pełne narzędzi dentystycznych. Okazało się, że znał ją. Był kiedyś jej przedstawiony. Poznał ją dziś od razu. Jej uroda rzucała się w oczy. Taką twarz się pamięta. Tylko, co to się stało? Rzucił natrętnie i zaraz zamachał ręką, jakby próbował zetrzeć nietaktowne pytanie szmatą.
Od tego wydarzenia bała się znaleźć w tak niezręcznej sytuacji. Zresztą bez sensu było marnować czas w jakiejś poczekalni, kiedy akurat tego dnia mógł przyjść niespodzianie Szymon. Ale i to musi znieść, gdy chce mieć... mieć właściwie co?
Przyciskając dłonią napuchnięty policzek przy bolącym zębie, Maria zaczęła wspominać, jak to wszystko się potoczyło.
„On nie jest dla ciebie” - przestrzegali ją rodzice 20 lat temu. "Przeszkadza ci w nauce a matura za pasem”.
Pomimo napomnień, wymówek, gróźb, uparcie wymykała się na spotkania z poznanym na kółku plastycznym Szymonem, studentem ASP, o czarnych kręconych kędziorach, które przy każdym ruchu się rozwiewały. Nikt w jej otoczeniu takich włosów nie miał. Wszyscy inni strzygli się krótko. Całkiem bez polotu. Ze spotkań z Szymonem wracała roześmiana, z błyszczącymi oczami, jakby sięgnęła głową nieba. Tylko jej oceny szkolne bardzo się pogorszyły. Więc rodzina tym okrutniej obdzierała Szymona z wszelkich zalet.Do akcji włączały się ciocie, kuzynki, nawet wujowie. Nazywali go: "świszczypała", co na pewno, jak to artysta, lubi sobie popić i nigdzie miejsca nie zagrzeje. Oparcia w nim nie znajdzie! I niech nie idzie w jego ślady na ASP! Lepiej by wybrała jakieś praktyczne studia. Ot, choćby prawo.
Na takie pouczenia kurczyła się w sobie, milkła. Przecież jej ręka musiała bez przerwy coś szkicować. Bez pędzla czy chociażby ołówka czuła się osierocona i niespokojna. Zaczęła nerwowo chwytać się innych czynności, byle nie rysowania. Ucichła i skupiła się na podręcznikach. Wcześniej miała pewność, że wszystko się jej uda. Zda maturę i zostanie przyjęta na ASP, jak Szymon. Ale przez wymówki rodziny jej radość stawała się zwarzona, niczym wiosenne kwiaty po przymrozku.
Krótko przed maturą przestano ten temat wałkować. Czuła jedynie ciężar dezaprobaty, czający się za uporczywym milczeniem całej rodziny. To coś niewyrażone słowami stawiało wszelkie jej postanowienia pod znakiem zapytania, bo jak bez rozmów mogła swych racji bronić.
Maturę zdała bez problemu, ale przedstawiony komisji z ASP jej dorobek plastyczny nie zrobił wrażenia. Do egzaminów na prawo przystąpiła już bez wiary w swe poczynania. Nie dostała się i tu. Co gorsza, Szymon bardzo przygnębiony, orzekł, że to wszystko przez niego i gdzieś się zawieruszył. Najpierw wyruszył na plener malarski. Długo nie dawał znaku życia, podczas gdy ona po nieudanym starcie na studia straciła do siebie cały szacunek. Czyżby mieli rację - zastanawiała się bez końca - nie traktując serio jej malowania? Czemu nie przysiadła fałdów, by powiodło się na drugim kierunku? Jaka była zadufana w siebie!
Straciła nagle grunt pod nogami i zabrakło jej odwagi poszukiwać Szymona. Miała mu za złe, że albo kłamał, albo się nie poznał na jej poczynaniach artystycznych. Chwalił jej obrazy, a one do kitu! Byli wprawdzie tacy, jak nauczyciel z kółka plastycznego, co próbowali podtrzymać w niej zapał twórczy. Namawiali do ponownej próby, ale ona raz na zawsze postanowiła odciąć się od podobnych zamierzeń, w których klęska aż tak dotkliwa. Podjęła pierwszą lepszą pracę w biurze.
Karała tak sama siebie za złudzenia. Odtąd omijać będzie - postanowiła - wszelkie pułapki, gdzie możliwe niespełnienie. Wystarczy nie chcieć za wiele, nie chcieć niczego, a jakoś obejdzie się bez frustracji niespełnienia.
Czując się kompletnym zerem, dała w końcu posłuch zachwytom rodziny dla Henryka. Był nią ponoć oczarowany. Zgodziła się poznać go bliżej. Łaknęła czyjegoś zainteresowania, aprobaty.
Henryk, był to starszawy - jej się wtedy wydawało, że bardzo stary - dentysta. Miał gdzieś pod trzydziestkę.
Kilka miesięcy wcześniej posadzono ich obok siebie na imieninach cioci Wandzi Początkowo rozmawiała z nim pełna oporów, naburmuszona. Wyczuła chytre knowania rodzinki, aby ich skojarzyć. Nieraz obserwowała podobne zabiegi wokół panien na wydaniu. To wzbudzało jej odrazę. A teraz tamte dziewczyny, jak jej kuzynka Róża, szczęśliwe w swych stadłach, czy nie, ją z kolei w podobne sieci wplątywały. Każda przecież powinna znaleźć takie szczęście, uszczęśliwić kogoś i całą oczekującą tego rodzinę. Po namyśle więc zgodziła się na oficjalną wizytę Henryka w ich domu.
Wkrótce stał się tu częstym gościem. Rodzice witali go z hałaśliwym entuzjazmem. Ona długo, jak tylko mogła, wymykała się na ten czas do koleżanki, Reginy. Żeby nie siedzieć przy starym, grubym, dentyście! Uprzejmie się uśmiechać. Starać się mu podobać. Miała nadzieję, że usłyszy od Reginy coś o Szymonie zanim będzie zmuszona podjąć jakąś decyzję. Czuła, że to nieuchronne. Niestety jej pytania - takie nie wprost, zakamuflowane, pełne aluzji - pozostawały niezaspokojone. Regina nie chciała się niczego domyślić. Inne koleżanki również nabrały wody w usta. Czyżby rzeczywiście nikt nic o Szymonie nie wiedział? Zmowa milczenia wyglądała podejrzanie. Pytać dalej - nie śmiała.
Henryk z każdą kolejną wizytą coraz wygodniej rozsiadał się na ich kanapie i spoglądał na nią okiem zdobywcy, jakby już ją miał a jeszcze oceniał. Doprowadzało ją to do pasji. W końcu zaczęło bawić, że dojrzały, szanowany mężczyzna obdarza uwagą takie beztalencie, co nawet na studia się nie dostało.
Pewnego razu zawitał do nich z wizytą stryj Seweryn. Zawsze się go bała, bo traktował wszystkich z ironicznym despotyzmem i tym trzymał całą rodzinę w ręku. Tym razem, mrużąc oczy, oznajmił uroczyście rodzicom, że pochwala wybór Marii, bo Henryk to dobra partia.
- Ja nic nie wybieram! - krzyknęła Maria.
Stryj udał, że nie słyszy.To, co raz powiedział było święte.
Odtąd cała rodzina zaczęła objawiać wobec niej wzmożoną sympatię. No bo, skoro sam stryj tak orzekł? Przestali ją traktować jak nastolatkę. Mówili miłe rzeczy, zapytywali o zdanie. Raz i drugi padło, czy szykuje już wyprawę. Najpierw syczała przez zaciśnięte zęby, że to staroświeckie i prowincjonalne. Nie ustępowali. „Pamiętaj o nas, kiedy zostaniesz panią doktorową”. Śmiała się:
- Na razie ani pan doktor mnie nie chce, ani ja jego!
- On chce. Tylko ty musisz być bardziej miła - oznajmiła matka.
- Nigdy!! On jest jak wytarty gąbką! Brwi mu nie widać, bo jasne. Ani oczu. Szary, rozmazany, jakby niedokończony w rysunku. Należałoby go dorzeźbić! Domalować! Do tego gruby!
Chichot, obecnej przy rozmowie ciotki, otrzeźwił ją. Zawstydziła się swego wybuchu. Niepotrzebnie nawiązała do malarskiego aspektu sprawy. Musi takie skojarzenia wytępić w sobie do końca.
Powoli przystawała, by Henryk pomógł jej odbudować świat, zawalony po nieudanym starcie na studia, utracie wiary w talent i czymś jeszcze, o czym nie chciała myśleć.
Tego, co jeszcze bolało, nie chciała dopowiadać. Nawet sobie samej. Przecież Szymon był wyraźnie pod jej wrażeniem. Tylko było jeszcze przedwcześnie określać to do końca. Ale dlaczego zapadł się pod ziemię?
Powoli jego obraz z rozwianymi, falującymi włosami bladł. Potakiwała skwapliwie poślubionemu na koniec Henrykowi, kiedy wyrażał się - nie wiadomo czemu - kpiąco o artystach. Może mówił tak, bo wiedział coś o Szymonie i był zazdrosny? Bała się dopytywać. Wolała swój młodzieńczy ideał wykreślić z pamięci.
Przystała na uporządkowany świat, wymierzany ilością pacjentów i zębów. W takim świecie nie było pułapek, gdzie groziło jej niezdanie egzaminu, czy jakiekolwiek inne niespełnienie. Chodziła ulicami, trzymając Henryka pod ramię, z dumnie uniesioną głową. Wszyscy się im nisko kłaniali. Henryk był tak szczęśliwy, że specjalnie dla niej kupił czerwonego Wartburga, jaki ją wcześniej zachwycił. Tylko do tego koloru nie pasowały żółte sukienki. Szymon takie lubił, bo wydobywały jej urodę subtelnej brunetki jak ze starogreckich waz. Ale to już było nieważne.
Obcięła włosy, zrobiła ondulację według ostatniej mody i weszła w erę garsonek i kostiumów w spokojnym kolorze beżu. Stała się stateczną mężatką i obnosiła się z tym godnie.W bezpiecznej przystani bez zagrożeń zapomniała o niemądrych sentymentach .
Dopiero niedawno, gdy jej jedynaczka - Irmina, szykowała się do matury, ktoś przypomniał, ile w takim okresie Maria sprawiała kłopotów. Na szczęście dzięki ich trzeźwym posunięciom jest dziś szczęśliwa.
Tajemnica, niczym zbyt długo dmuchany balon, wreszcie pękła. Z ociąganiem, ale i z dumą, wyjawiono teraz, że to stryj Seweryn poprosił Szymona, by dał jej spokój. Przecież artysta nie zapewni stabilizacji. Niepoważny młodzik szybko dał za wygraną. Dzięki temu ma dziś szanowanego męża, pozycję, dostatek. Uratowali ją od tamtej dziecinady.
Nazajutrz Maria, siedząc w obcej poczekalni nieznanego jeszcze dentysty, raz jeszcze rozpamiętuje tamte wydarzenia. Tuli dłonią policzek a ząb ćmi niemiłosiernie. Poczekalnię, długi korytarz z szeregiem drzwi i ciemnych krzeseł zalega mrok. Sylwetki ludzi, jak cienie, przesuwają się w kolejce i zamierają. Jest coś podobnego na jakimś obrazie, lecz nie pamięta, czyim: człowiek za człowiekiem znieruchomiały w rzędzie krzeseł. Całe lata małżeństwa obnosiła się z wrogością do sztuk plastycznych. Miała ku temu niejeden powód. Zwykle najzagorzalszy zwolennik , gdy mu się w tym nie powiedzie, staje się tego najzagorzalszym przeciwnikiem, pełnym zapiekłej urazy. Tak właśnie było z nią. Dobry gust plastyczny przejawiała na każdym kroku. W urządzeniu mieszkania, w dobieraniu strojów. Tylko nie pozwoliła, by Henryk lokował oszczędności w dzieła sztuki. Na ich ścianach nie zawisł żaden obraz z Desy. Nie wspomogli nikogo z lokalnych artystów.
W końcu robiła to też dla Henryka. Minęły czasy, gdy wzdrygała się na jego widok, bo wydawał się nijaki, niby wytarty gąbką, małomówny, powściągliwy i przesadnie uprzejmy, jakby bał się być innym. Okazało się, że wcale nie jest gruby, ale postawny, że grywa na rozmaitych instrumentach, od organek, fletu po fortepian, po amatorsku acz z niemałym wdziękiem. Potrafi być duszą towarzystwa. Taki z cicha pęk, co z kamienną twarzą wymyśla kawały. Maria nie może zaprzeczyć, było jej z nim dobrze. I nic by się nie zmieniło, gdyby trzymano język za zębami.
Zaczęła kilka miesięcy temu Róża - starsza kuzynka. Przeżywała akurat boleśnie klimakterium, do tego wyskoki męża. Co gorsza ich rozpieszczonemu synowi nie wiodło się w życiu, a wcześniej w nauce. Kiedy Maria zbyt długo rozwodziła się o sukcesach w szkole swej córki, Róża przerwała ze złym błyskiem w oku.
- No widzisz sama. Mieliśmy rację odciągając cię od tamtego przystojniaczka, artysty.
Maria drgnęła zaskoczona, a Róża dodała z mściwą satysfakcją:
- Powinnaś wreszcie podziękować stryjowi Sewerynowi. I nam wszystkim. Tyle było kłopotu, żeby wybić ci z głowy tamtą głupią miłość. Szymon był przystojny, owszem, niebywale przystojny i zdolny... ale co tam...
Ostatnie słowa rzuciła wyraźnie dla wywołania w Marii żalu. Zawstydzona tym uzupełniła:
- On podobno już drugi raz się rozwodzi. Rzeczywiście świszczypała z niego.
Musiano teraz do końca wyjawić Marii, jak się rzecz miała, co powiedział mu stryj Seweryn i dlaczego? Wyjawiano to po trosze z obawą, a po trosze z dumą, że ustrzeżono ją od tamtej miłości.
Zabolały Marię słowa tak jednoznacznie określające tamto zapomniane, ledwo uchwytne wzruszenie sprzed lat. Bardzo zabolały. Sama przed sobą bała się wtedy nazywać to miłością. Teraz mocno ją zraniono. Odezwało się jej dawno uśpione, sentymentalne serce, niczym popsuty zegar, który po dotknięciu nieoczekiwanie zaczyna bić godzinę. Słyszała, że kobiety czterdziestoletnie miewają podobne porywy, usiłują jeszcze raz jeden zerwać się do lotu zanim będzie na wszystko za późno. Ona właśnie dobiegała czterdziestki.
Odszukała Szymona telefonicznie i zdziwiona, że takie to proste, umówiła się z nim w kawiarni. Przez te lata widziała go kilka razy, ale nigdy z tak bliska. Przytył, włosy -te dawne loki - trochę mu zrzedły. Przyprószyły je na skroniach siwe nitki. A jednak to był cały on. Odnajdywała jego dawny urok, gesty, spojrzenie, zapatrzone w nią ze smutkiem. Boże! Jakie to cudowne!
Od wstępu spytała go rzeczowo, czy to prawda, że przed laty wtrącił się w ich sprawy stryj Seweryn. Potwierdził, to on go od niej odsunął, strasząc, że przez niego nie zda matury, nie dostanie się na studia. Wtedy krzyknęła:
- Za szybko zrezygnowałeś!
- Chyba oboje za szybko - odparł z rezygnacją. - Maja, długo śledziłem twoje kroki. Czemuś nie ponowiła starań na ASP? Czemuś tak szybko wyszła za mąż? Ja przy tobie byłbym kimś innym...
- Podobno masz już drugą żonę.
- Nie, ciągle pierwszą...
- A twój talent?
- Zostałem prozaicznym projektantem form przemysłowych. Czasem tylko rysuję karykatury do gazet.
- Szkoda... Już muszę iść - mówiła i nie wstawała z krzesła. - Dobrze, że wyjaśniłeś tamto. Tyle lat myślałam, że to twoja wina. Wykreśliłam cię z mych myśli. Byłeś moim niespełnieniem... Teraz żadne niespełnienie mi już nie zagraża, bo o niczym od dawna nie marzę. Żyję spokojnie. Ten spokój to chyba szczęście.
Pożegnali się trochę speszeni. Dopiero wieczorem uświadomiła sobie, że spokój jej został zburzony. Widocznie do życia potrzebne jakieś niespełnienie. Nie wystarczy mieć wszystko. Trzeba jeszcze gonić za czymś niemożliwym.
Kiedy w kilka dni po spotkaniu w kawiarni Szymon pod byle pretekstem zadzwonił onieśmielony, w jednej chwili podjęła decyzję. Rzuciła wszystko! I teraz sama w wynajmowanym mieszkanku czeka każdego dnia, każdej chwili, na niego!
KRYSTYNA HABRAT
(fragment powieści KRZYK O PÓŁNOCY)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt