Justyna nigdy nie chciała zostać żadną Julią ani Izoldą. Wystarczało jej to, kim jest. Ot, dziewczyna, jakich wiele. Jak każdy, nie lubiła, gdy świat walił się komuś na głowę.
Uczyła się w klasie maturalnej, a wolny czas spędzała z Marcinem, swoim chłopakiem, lub z przyjaciółmi. Tym ciężej było przywyknąć do nowych okoliczności.
***
- Jak to, w szpitalu?! – Miałam nadzieję, że brat mnie wkręca. Od zawsze uważałam jego poczucie humoru za spaczone, tym razem wolałam wierzyć, że ów stan się pogłębił. Kiedy jednak wyszło na jaw, że Patryk nie żartuje, popędziłam na przystanek i pierwszym lepszym autobusem, nie kupując biletu, pojechałam do szpitala. Dopiero przed drzwiami zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia, na jakim oddziale leży mama. Ba, przecież nawet nie zapytałam, co dokładnie się stało... To niewiarygodne, jak role potrafią się odwrócić!
Wymieniwszy kilka smsów z bratem, dowiedziałam się, że powinnam pójść na czwarte piętro. Miałam do dyspozycji windę, ale wolałam ochłonąć, w razie czego udawać, że jestem zmęczona, a nie rozczarowana czy smutna.
- Mama cię nie słyszy – powiedziała pielęgniarka, widząc, jak czule przemawiam do mamy, przepraszając za ostatnie nieporozumienia. – Podaliśmy jej leki. Jesteś pełnoletnia? Może powinnaś porozmawiać z lekarzem? – Dziwne, że sama na to nie wpadłam. Zaprowadzono mnie do gabinetu, gdzie grzecznie dygnęłam przed starszym panem w białym kitlu.
- Kamińska – przedstawiłam się. – Do końca tygodnia mama wróci do domu, prawda?
***
Dziewczyna nigdy nie rozumiała, jak to jest, że szok potrafi wypruć człowieka z emocji. Tym większy miała problem z jego rozszyfrowaniem. Zawsze, oglądając telewizję, dziwiła się, że ludzie, mogąc stracić najbliższą osobę, zasypują ją stekiem nieistotnych informacji, a najczęściej snują plany. Tym razem Justyna czuła się, jakby we śnie rodził się scenariusz kolejnego odcinka „Chirurgów”.
- Już w sobotę studniówka. Zobaczysz, będę pięknie wyglądać, tak jak zawsze chciałaś. Marcin założy czerwony krawat, chociaż na początku myślał o tym z króliczkiem Bunny, który wydawał ci się taki zabawny. O mało się nie pokłóciliśmy. Wiesz, jak ważny to dla mnie dzień, bałam się, że nie będę miała okazji nigdy zjawić się na takim balu. Ale... będę, a ty będziesz tam ze mną, będziesz ganiać nas z aparatem i pstrykać fotki, a ja się powściekam, że przecież mam ich już tyle, ale uśmiechnę się i zaprezentuję podwiązkę. Mamo, pamiętasz, dałam radę, więc teraz też damy!