Triumf mądrych ludzi - TomaszObluda
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Triumf mądrych ludzi
A A A
Pociąg magnetyczny zatrzymał się bezszelestnie na Dworcu Centralnym w Warszawie. Drzwi wagonów rozsunęły się, a z wnętrza pojazdu zaczęli wysypywać się ludzie. Jaskrawe ubrania lśniły w światłach peronu, tłum z oddali przypominał kolorową wiosenną łąkę. Z jednego z wejść jako pierwszy wyskoczył Marcin. Zawsze go przepuszczano. W końcu był inteligentny. Nie dało się ukryć jego ogromnego współczynnika IQ – sto dziewięćdziesiąt pięć punktów robiło wrażenie. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nie zamierzał rezygnować z przywilejów. Rozejrzał się po peronie, na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Czytniki nie wskazywały, aby ktokolwiek w okolicy był mądrzejszy. Nie zdziwił się zbytnio, był przecież geniuszem, nie wielu mogło się z nim równać.
Dwie, niezbyt ładne blondynki obdarzyły go uśmiechem. Spojrzał na nie niechętnie. Sto dziesięć i sto dwanaście punktów – jeśli nie było konieczności, nie rozmawiał z takimi ludźmi. Wsiadł do automatycznej taksówki i kazał zawieźć się na Uniwersytet. Maszyna pomknęła cicho w stronę uczelni. Mijając szklane wieżowce i centra handlowe, na których migały holograficzne reklamy, rozmyślał nad swoim szczęściem. Należał do dwudziestu tysięcy młodych Polaków, którzy studiowali na „żywej uczelni”. Cała reszta musiała zadowolić się nauką w sieci, lub korzystała z nowego wynalazku, jakim były holograficzne uniwersytety. Zajęcia były tam prowadzone przez boty imitujące żywych profesorów. Tylko ludzie z wysokim IQ mieli prawo studiować w Warszawie, na ostatnim Uniwersytecie w Polsce, gdzie zajęcia prowadzili żywi ludzie. „Najlepsi z najlepszych; dla wybitnie uzdolnionych, by tworzyć nowe elity.” – takie było główne założenie sytemu szkolnictwa wyższego.
Wszedł do budynku i od razu stwierdził, że coś jest nie tak. Marcin należał raczej do introwertyków, lecz w powietrzu unosiło się takie napięcie, że bez wysiłku dało się wyczuć negatywne emocje. Przemierzając szeroki korytarz, rozglądał się uważnie. Wykładowcy i studenci stali w małych grupkach i dyskutowali zawzięcie. W czasie zajęć innym ludziom nie wolno było przebywać w gmachu. Sprzątaniem i konserwacją zajmowały się maszyny, a jeśli była niezbędna ingerencja człowieka, obsługa zjawiała się po dwudziestej. Rektor nie chciał aby mało inteligentne jednostki psuły estetykę budynku.
Marcin zatrzymał się, gdyż na końcu korytarza dostrzegł znajomą sylwetkę. Wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna kroczył wolno i majestatycznie. Kiedy zbliżył się na wyciągnięcie ręki, przeczesał dłonią pukiel włosów opadających na czoło i uśmiechnął się nieznacznie.
- Cześć, Piotr – przywitał się Marcin.
- Witaj przyjacielu – odparł atleta i wyciągnął w stronę kolegi zaciśniętą pięść. Marcin odpowiedział tym samym gestem.
- Powiedz Piotrze, czy stało się coś niedobrego? Zauważyłem podenerwowanie wśród ludzi. Ktoś umarł? – Przyglądał się uważnie twarzy blondyna.
Piotr zmarszczył czoło, a na jego twarzy pojawił się grymas zmartwienia.
- To jeszcze nic nie wiesz? Sytuacja jest kryzysowa.
- Mów jaśniej – Marcin otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Piotr należał do pogodnych studentów. Chyba nigdy nic tak bardzo go nie zmartwiło, a przynajmniej przygnębienie nie było tak dostrzegalne, jak w tej chwili.
- Doszło do zdrady. Rząd okłamał wyborców. Oszukali społeczeństwo.
Z gardła Marcina wydobył się głośny chichot pełen zdenerwowania i niedowierzania.
- Nadal nie rozumiem. To aż tak poważna sprawa? Chodzi o uczelnię? – zafrasował się wyraźnie.
- Poniekąd. Premier chcę zmienić ustawę o czytnikach IQ – przerwał zerkając na kolegę. Marcin jednak milczał, czekał na dalsze informacje. – To nie będą kosmetyczne zmiany, szykuje się rewolucja.
- Chcą zabrać dotacje na sprzedaż soczewek?
- Nie. Chcą ich zakazać.
Marcin zbladł, a oczy Piotra stały się wilgotne. Świat stanął nad przepaścią. Ich świat.
Nim w 2031 roku urodził się Marcin, kult piękna i młodości osiągnął apogeum. Jak uczono w szkołach, pierwsze symptomy były dostrzegalne już w dwudziestym wieku, ale to co działo się po przekroczeniu drugiego tysiąclecia, przechodziło najśmielsze wyobrażenia dawnych pokoleń. Wygląd zewnętrzny stał się głównym kryterium oceny drugiego człowieka. Najpierw standardy Hollywood wkroczyły na salony polityki. Z czasem wyborcy podczas głosowania zaczęli zwracać uwagę wyłącznie na wygląd, a liderami partii stawali się aktorzy i modele, władzę przejęło wiele pięknych kobiet. Ze sfer rządowych zasady te przedostały się do biznesu. Dotychczas piękno było istotne wśród pracowników obsługujących klientów, lecz po pewnym czasie nawet w zarządach firm zaczęli zasiadać najprzystojniejsi przedstawiciele korporacji. To było istne szaleństwo.
Kulminacja adoracji urody nastąpiła w 2019, kiedy zmarł papież, a na konklawe, już po drugim głosowaniu, wygrał Antonio Saguri. Był to trzydziestotrzyletni argentyński kardynał, który swoją pozycję w kraju uzyskał dzięki popularności zdobytej jako gwiazda telenowel. Watykan nie chciał zrezygnować z możliwości, jakie dawało osadzenie na tronie Piotrowym tak popularnego mężczyzny. Od tej pory już nikt nie udawał – kto był brzydki, był gorszy. Chirurdzy plastyczni zbijali fortuny, firmy kosmetyczne i farmaceutyczne stawały się powoli potęgami finansowymi. Zakony chrześcijańskie chylące się od lat ku upadkowi, przeżywały oblężenie młodych ludzi pragnących uciec od przytłaczającego ze wszystkich stron nacisku na piękno. Nastolatek, który nie grzeszył urodą, a jego rodziców nie było stać na kosztowne operacje i wizyty w salonach piękności, czuł się jak zamknięty w szklanym słoiku, który z każdym dniem zmniejsza swoją objętość.
Kiedy świat oszalał na dobre, całkiem przystojny, jeszcze bardziej kreatywny doktor uniwersytetu w Yale, stworzył wynalazek, którego przeznaczeniem, jak później się okazało, była zmiana losów ludzkości. Zlatan Jaskovic opracował narzędzie mające zrewolucjonizować system szkolnictwa. Urządzenie skanowało umysł badanego, odczytując współczynnik inteligencji, według Wechslerowskiej skali IQ. Dzięki takiej wiedzy pedagodzy i rodzice odpowiednio wcześnie mieli przygotować najkorzystniejszy program wychowania i kształcenia dla dziecka. Jednak trzy lata po opatentowaniu aparatu stał się on zabawką oraz hitem handlowym, zaś Zlatan Jaskovic milionerem.
Każdy bogaty przedstawiciel zachodniej cywilizacji chciał, aby jego dziecko zostało przebadane przez skaner Jaskovica. Urządzenie z czasem stawało się coraz mniejsze, a tym samym poręczniejsze i tańsze. Kiedy skaner zmieścił się w kieszeni, a skanowanie trwało kilka sekund, stało się nieodłącznym gadżetem dla nauczycieli, szefów firm oraz młodzieży. Wreszcie doszło do konfrontacji elektronicznego giganta z koalicją firm medycznych. Ludzie od poprawiania wyglądu stwierdzili, że skaner zmniejsza ciśnienie społeczne na kult piękna, a tym samym odbiera im dochody. Elektroniczna korporacja DSC miała jednak jeden atut, który skutecznie pomógł im zwyciężyć. W ich rękach znajdowały się wszystkie duże wytwórnie fonograficzne, filmowe oraz największe wydawnictwa. Ludzie mediów i kultury odpowiadający za kształtowanie opinii publicznej, chcąc nie chcąc, stanęli murem za swoim pracodawcą.
W 2027 roku w Bułgarii rząd wprowadził nakaz stosowania skanerów Jaskovica przy rekrutacji urzędników państwowych. Od tamtej pory nie wygląd miał stanowić o karierze, lecz inteligencja, a dokładniej współczynnik IQ mierzony aparatem, którego całkowitą produkcję przejęło DSC. W krótkim czasie gospodarka Bułgarii ruszyła do przodu, pojawiły się nowe inwestycje, zwłaszcza w nowoczesną technologię. Inne państwa szybko podchwyciły ten pomysł i także zaczęły wykorzystywać skanery przy obsadzaniu stanowisk.
Kult piękna powoli przeradzał się w kult współczynnika IQ. Dwa lata po narodzinach Marcina cybernetycy DSC stworzyli skanujące szkła kontaktowe. Odczytywały one iloraz inteligencji każdej osoby, jaką widział ich posiadacz, ale także odpowiednio przetwarzały obraz, ukazując osobę piękniejszą niż w rzeczywistości, zależnie od ilości punktów. Czym osoba była mądrzejsza, tym piękniejsza się wydawała. Z czasem większość ludzkości korzystała z tego wynalazku. W Europie, Azji, Australii, USA i Kanadzie soczewki były refundowane i pracownicy na wielu stanowiskach mieli wręcz nakaz ich noszenia. W rzeczywistości jednak w krajach rozwiniętych soczewki nosiło ponad 90% społeczeństwa. W takim świecie dorastał Marcin i ten świat miał się zmienić.
- Słuchaj – Marcin zaczął po chwili milczenia. – Jak sobie wyobrażasz zakaz używania skanerów? UE i USA nie będą patrzeć na to przychylnie. Polska nie jest samotną wyspą.
- Co robiłeś od rana? Odciąłeś się od sieci? Nie przeglądasz informacji? – zdziwił się Piotr.
- Poprawiałem projekt na środę. Wiesz, że tego typu wiadomości mnie rozpraszają ...
- No to wiedz, że dziś rano Australia wprowadziła taki zakaz i to samo jest planowane na Litwie. W Sydney motłoch tańczy na ulicach, wszyscy ci pseudoobrońcy praw człowieka. Podobno są ataki na wielu intelektualistów.
Marcin stał w milczeniu.
- To się nie może tak skończyć – odparł po chwili. – To jest nierealne, zbyt dużo dobrego dały skanery – uspokajał Piotra.
- Mam nadzieję, że DSC użyje swoich wpływów i wszystko da się odwrócić – dotknęli się pięściami i Piotr odszedł bez słowa.
Nie chcieli już dziś rozmawiać, obaj mieli wiele do przemyślenia. Perspektywa zmian była zbyt przerażająca.
Odbył się tylko jeden wykład z mechaniki precyzyjnej i wszyscy studenci fizyki zostali zwolnieni do domów. Nikt z kadry Uniwersytetu nie miał głowy to tak błahych spraw jak zajęcia. Ważyły się losy kraju, a przynajmniej obecnego status quo. Marcin przez cały ten czas próbował połączyć się z Izabelą, ale jego partnerka nie włączyła komunikatora. Nie dziwiło go to specjalnie, pracowała w berlińskim oddziale DSC – w laboratorium mieli zakaz rozmów telefonicznych.
Przez całą godzinną podróż do Szczecina rozmyślał o tym co się zmieni, jeśli ta okropna ustawa wejdzie w życie. Nie mogło być aż tak źle, przecież nadal będzie studentem, jego IQ się przez to nie zmniejszy. Gorzej sprawa wyglądała, jeśli chodzi o życie poza uczelnią. Od piętnastu lat oglądał ludzi wyłącznie za pomocą soczewek zresztą wszystkie osoby, z którymi miał kontakt także na stałe nosiły skanery. Nagle wygląd znajomych mógł ulec przemianie. Jak sobie z tym poradzi? A jego związek z Izabelą? Byli idealną parą. Piękna drobna blondynka i przystojny brunet, oboje bardzo inteligentni. Tylko czy nagle nie okaże się, że nie są aż tak piękni? Może on przestanie się jej podobać, albo ona jemu? Nie, to było niemożliwe. Miał tylko ją, nikogo innego. Poza tym, to co ich łączyło, było czymś więcej niż tylko pociągiem fizycznym, to była silna więź intelektualna i duchowa, coś czego tak łatwo nie da się zerwać.
Z dworca w Szczecinie nie jechał taksówką, mieszkał niedaleko. Popołudniu o tej porze roku miasto było przepiękne. Ulice lśniły odbiciami promieni w setkach tysięcy szyb i baterii słonecznych pokrywających budynki. Kochał tę porę dnia. Cichy szum wiatru i mknących pojazdów uspokajał go, zapominał o wszystkim – krótka chwila relaksu, od nauki, którą żył.
Wjechał windą na dziewiąte piętro wieżowca i wszedł do swojego apartamentu. Było go stać na takie mieszkanie, otrzymywał bardzo wysokie stypendium naukowe oraz jako sierota dodatek socjalny, poza tym Izabela zarabiała niemało. Pracownicy DSC nie mieli problemów finansowych, zwłaszcza działy naukowe. Zdawał sobie sprawę, że nim zakończy studia będzie zmuszony podjąć ważną decyzję. Stypendium się skończy, a on będzie musiał zacząć zarabiać. Wybór był nieskomplikowany, prestiżowa kariera naukowa, na którejś z uczelni lub praca w DSC, dużo lepiej opłacana, ale anonimowa i nudna, jak mu się zdawało. Bał się, że zaprzęgną go do wielkiej maszynerii przemysłowego giganta, gdzie będzie tylko trybikiem.
Kiedy wszedł do mieszkania, światło zabłysło z czterdziestoprocentowym natężeniem, a klimatyzacja zaczęła wpuszczać do wnętrza chłodny strumień przefiltrowanego powietrza. Ekrany pokrywające ściany pomieszczenia wyświetlały kojący widok dwudziestowiecznej polskiej puszczy. Nigdy nie był w tak dzikim lesie, pozbawionym ścieżek, ogrodzeń i ławek. Usiadł wygodnie w głębokim zielonym fotelu i zmrużył oczy, wsłuchując się w emitowane głosy natury. W całym apartamencie były meble, które wyświetlały różne odcienie zieleni, zmieniając się zależnie od nastroju mieszkańców i innych skomplikowanych zmiennych. To był pomysł Izabeli, która twierdziła, że kolor ten jest najlepszy do pracy naukowej. Oczywiście była to moda żywcem przeniesiona z budynków DSC, ich gmachy tonęły w zieleni, wypełnione najprzeróżniejszą florą.

- Wiadomości telewizyjne, na żywo – wydał polecenie.
Na ścianie wyświetlił się obraz.
-… to co się teraz dzieje na Litwie, źle wróży naszemu państwu – mówił znany dziennikarz. Marcin patrzył jak demonstranci rozbijają witryny sklepowe, przewracają śmietniki, a przede wszystkim palą książki, setki książek. Ludzie pragnęli pokazać, że mają już dość dyktatury wiedzy, która ich tłumi, więzi, spycha na margines. - W sejmie Litewskim od dwunastu godzina trwa debata nad ustawą o całkowitym zakazie korzystania ze skanerów. Wynik głosowania wydaje się jednak przesądzony. Ulica żąda zmian – zakończył.
- Proszę powiedzieć, czy u nas sytuacja będzie wyglądała podobnie. – Na ekranie pojawiło się studio, w którym piękny dziennikarz zadawał pytanie niezwykle przystojnemu ekspertowi.
Profesor milczał przez chwilę, jak gdyby nie zauważał swojego współrozmówcy, po czym powoli zaczął monolog.
- Szanowny panie redaktorze – sączył każde słowo, jakby się zastanawiał nad tym, co powiedzieć za chwilę, a jednocześnie czuło się, że naukowiec ma już gotową pełną wypowiedź. – Otrzymałem tytuł profesora, nim skanery były w powszechnym użyciu, nim stały się obowiązkowe. Oczywiście cieszy mnie obecna sytuacja i choć uważam, że służy naszemu społeczeństwu, to jednak muszę przyznać, że przed ich wprowadzeniem dawaliśmy sobie doskonale radę. Wszyscy znamy historię początków naszego stulecia, sytuacja była delikatnie mówiąc patologiczna, ale świat funkcjonował bez większych problemów. Przecież profesor Jaskovic w tym szalonym okresie zbudował tak wspaniałe i dobre urządzenie. Poza tym, należy zauważyć, że jesteśmy bogatsi o tamte doświadczenia, elity są zbudowane z ludzi inteligentnych i kompetentnych, nie grozi nam powrót to kultu piękna.
Dziennikarz, który uważnie słuchał, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie, odczekał kilka sekund, aby się upewnić, że profesor skończył swoją wypowiedź i zapytał:
- Oczywiście panie profesorze, nie sposób się z panem nie zgodzić, ale czy powtórzymy model litewski i australijski?
- Niewykluczone, chociaż niekoniecznie. Jesteśmy innym narodem, innym społeczeństwem, trudno przewidzieć w stu procentach przyszłe wydarzenia w naszym kraju. Chciałbym natomiast zauważyć ...
- Stop. Muzyka. Bach – Marcin wydał polecenia przerywając profesorowi na ekranie. Obraz teraz ukazywał zachód słońca na pustej plaży i spokojnie falujące morze. Z głośników popłynęły dźwięki Pasji wg św. Mateusza. Usłyszał niepokojące wieści, ale nie tak straszne, jak przypuszczał. Istniała szansa, że polskie władze opanują się i nie zmienią obecnego stanu prawnego, a jeśli nawet, to przecież nie będzie tak źle, jak się w pierwszej chwili wydawało.
Mijający dzień odcisnął na nim piętno zmęczenia. Nim utwór dobiegł końca, bezwiednie ułożył się na kanapie i zasnął. W tym samym momencie komputer, mierząc jego tętno powoli ściszył muzykę, aż do całkowitego bezgłosu.

Otworzył leniwie oczy i ujrzał stojącą nad sobą drobną blondynkę o intensywnie zielonych oczach.
- Kochanie długo tu jesteś? – zapytał.
- Dosłownie chwilkę – odparła Izabela.
Chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Przez moment siedzieli w milczeniu, gładząc swoje dłonie i twarze.
- To co się teraz dzieje, jest niesamowite – podjął. – Wydarzenia w Australii, to co ma miejsce na Litwie; to, co grozi naszemu państwu.
Nie odpowiedziała. Uśmiechała się ciepło, jej oczy wyrażały pełny spokój.
- Nie jesteś bardzo zdziwiona. Czyżbyś podejrzewała, że coś takiego się zdarzy?
- Kochanie, pracuję w głównym, europejskim, naukowym oddziale DSC, musimy być na bieżąco informowani o wszystkich ważnych zmianach. Nie możemy sobie pozwolić na spóźnienie z nowym patentem, ani tracić czasu na pracę nad urządzeniem, które się nie sprzeda. Liczy się tylko zadowolenie naszych klientów. I nauka oczywiście – zaśmiała się radośnie.
- Wiedziałaś co się stanie? Wiedziałaś, że będą prace nad tą ustawą? Wiesz jak to wszystko się zakończy?
Pocałowała go w policzek.
- Najmilszy, nie przeceniaj mnie, ani firmy. Nie wiemy wszystkiego, a poza tym kierownictwo naukowcom mówi tylko to, co konieczne. Od kilku tygodni nie pracujemy nad udoskonalaniem skanerów.
- Co?! I nic mi nie mówiłaś? Wiesz o tym od kilku tygodni? – Zirytował się.
- Proszę nie złość się. – Objęła go mocno. – Nie wiedziałam co się stanie, zmienili nam dyrektywy, więc spodziewałam się jakichś zmian, poważnych zmian, ale to za mało aby dojść do wniosku, że ktoś wprowadzi zakaz stosowania skanerów. Nie jestem politologiem, ani socjologiem. Jestem genetykiem, nie zajmują mnie takie rzeczy, ale gdy usłyszałam o wydarzeniach w Australii, nie zdziwiłam się bardzo. Byłam gotowa na coś takiego. Rozumiesz mnie teraz?
- Tak kochanie. Przepraszam, że się uniosłem. Miałem trudny dzień. – Przyciągnął ją mocno do siebie, ich usta zetknęły się, a po chwili utonęli w namiętnym pocałunku.

- Wiesz, Iza, martwię się – zaczął, kiedy wróciła spod prysznica. – Boję się zmian w naszym życiu.
- Przestań głuptasie – uciszyła go, kładąc palec na jego ustach. Odwrócił głowę i usiadł sztywno prostując plecy.
- Chodzi mi o to, że zobaczymy jak wyglądamy w rzeczywistości, wszyscy ludzie zmienią swój wygląd. A jeśli nie będę już dla ciebie atrakcyjny? – kontynuował.
Na jej twarzy zagościł uśmiech.
- Wierz mi, kotku, że twój wygląd nie jest dla mnie najważniejszy. Twoja wartość to coś więcej; wiedz, że jesteś dla mnie niezwykle wartościowy. – Położyła akcent na ostanie słowo. - Tym, że ja przestanę podobać się tobie, nie martwię się wcale.
Zmierzył ją spojrzeniem pełnym zdziwienia.
- Tak kochanie, widziałam swoje odbicie bez skanera. Wyglądam tak, jak mnie widzisz w tym momencie.
Zakręciło mu się w głowie, ale mimo to zerwał się z łóżka. Chwiejąc się na nogach miękkich jak z waty, cofał się, wybałuszając oczy.
- Jak to? Przecież to niemożliwe?
- Mylisz się. Program modyfikujący działa według pewnego stałego algorytmu, identycznego dla wszystkich skanerów, dzięki temu każdy czytnik na ziemi wyświetla dla wszystkich ten sam obraz danej osoby.
- Wiem o tym, nie musisz mnie uczyć tak prostych rzeczy.
- To zdajesz sobie także sprawę, że zmienne na podstawie których jest tworzony wizerunek, danej osoby, to nie tylko współczynnik IQ, jest ich wiele i są bardziej skomplikowane.
Kiwnął głową.
- Dlatego też zdarzają się przypadki, dość rzadkie, jak mi się zdaję, w których wizerunek jest tożsamy z rzeczywistym wyglądem obiektu.
- I w twoim przypadku tak jest?
Uśmiechnęła się.
Wyszedł do kuchni i po chwili wrócił z dwoma kubkami wypełnionymi mlecznokawowym napojem. W pokoju rozniósł się przyjemny zapach spotęgowany przez wentylatory, wpuszczające do mieszkania zaprogramowane aromaty.
- Właściwe to masz rację, wygląd nie jest tak istotny, jak zdaje się na pierwszy rzut oka. Jednak to wszystko jest dużo bardziej skomplikowane.
- Kochanie, wytłumacz mi – poprosiła.
- Właściwie chodzi mi o moją przyszłość, karierę.
Zmierzyła go zdziwionym spojrzeniem, rzadko miał możliwość dostrzec tę minę. Izabela prawie zawsze wiedziała co myśleć, miała gotową odpowiedź na wszelkie pytania.
- O karierę? Żartujesz? Ty?
- Szykują się duże zmiany, mogą zajść także w szkolnictwie wyższym. Teraz nic nie wiadomo. Gotowi tworzyć parytety, dla ludzi bez wysokiego IQ, przeciwnicy skanerów muszą być szaleni, nic mnie nie zdziwi.
Uśmiechnęła się nieznacznie. Z twarzy zniknęły wątpliwości, zastąpione absolutną pewnością i wiarą w siebie.
- Przecież nie musisz pracować na uczelni – zauważyła.
- Proponujesz mi pracę w DSC, bo gdzie indziej może pracować fizyk? – odparł ni to z ironią, ni z pogardą.
Zmarszczyła czoło.
- Sugerujesz, że praca w DSC to ujma, jesteś na to zbyt dobry? W takim razie, niby kim ja jestem pracując tam? – zapytała z rosnącym gniewem.
W oczach miała ogniki, nie wiele brakowało do wybuchu i poważnej kłótni. Marcinowi przeszły ciarki po plecach. Nie kłócili się do tej pory, nie na poważnie. Była starsza, bardziej doświadczona, znała swoją wartość, bał się konfrontacji. Na każdym polu była silniejsza od niego, a raczej nie rozmawialiby o teoriach fizycznych.
- Wybacz, to przez te wydarzenia, mam zbyt wiele na głowie. Oczywiście, patrząc zupełnie realnie, nie wykluczam pracy w DSC – ustąpił.
- To świetnie. Jestem bardzo zadowolona – zakończyła dziwnym tonem.
Takiej Izabeli jeszcze nie słyszał, była jakaś sztuczna, mechaniczna, jak robot.

Zgodnie z przewidywaniami Izabeli, ustawa weszła w życie. Nie było kompromisów, system oparty na skanerach IQ został rozmontowany. W pierwszej kolejności zrezygnowano z refundacji czytników, by z czasem wprowadzić całkowity zakaz stosowania ich w miejscach publicznych.
Marcin zakończył kolejny rok studiów, a po wprowadzeniu zakazu, zamknął się całkowicie w swoim apartamencie. Całymi dniami siedział przed monitorem, słuchał muzyki lub oglądał stare filmy. Szkieł jeszcze nie zdjął, nie chciał wiedzieć jak wygląda, ani by ktokolwiek zobaczył jego prawdziwe oblicze, toteż umówili się z Izabelą, że w domu będzie nadal nosiła skanery.
W telewizji widział prezenterów oraz polityków w nowych odsłonach. Takich, jakimi byli w rzeczywistości. Wiele osób różniło się nieznacznie od swoich wykreowanych wizerunków, zapewne miały na to wpływ zabiegi upiększające, którym zostali poddani. Lecz część osób zmieniła się diametralnie. Jeden z popularniejszych komentatorów politycznych Andreas Noskowski, uważany za najprzystojniejszą postać telewizji państwowej okazał się niskim, grubym, łysiejącym mężczyzną po czterdziestce. Marcin był zszokowany, a przecież w rzeczywistości ten człowiek musiał wyglądać znacznie gorzej, niż na ekranie. Zaskoczyło go jak łatwo osoby, które zbrzydły przystosowały się do nowych warunków, nie zauważył w ich zachowaniach żadnych większych zmian. Byli sobą. Z jednej strony odczuwał strach przed tym, że może się tak bardzo zmienić, z drugiej miał nadzieję, że jeśli do takich zmian dojdzie, wszystko pozostanie jak dotąd.
Izabela nie nalegała, ale czuł, że czeka aż w końcu pozbędzie się skanerów. Wreszcie zdecydowali. Miał to zrobić, kiedy ona będzie w pracy. Chciał pobyć przez jakiś czas sam ze sobą, ze swoim nowym, prawdziwym obliczem. Izabela soczewki zniszczyła zaraz po wyjściu z domu, aby nie było dla nich odwrotu.
Od rana czuł okropny ból brzucha. Żołądek ściskał mu się z nerwów i oczekiwania. Przygotowywał się na tę chwilę od tygodni, ale wiedział, że kiedy nadejdzie właściwy moment, będzie brakować mu sił. Przewidywania okazały się prawdą, wnętrzności wędrowały mu do gardła, miał dreszcze, ale decyzja została podjęta.
Wyłączył wszystkie ekrany w domu, każdy przedmiot stał się matowy. Nic nie mogło odbijać jego twarzy. Usiadł zgarbiony na łóżku i zdjął soczewki. Patrzył przez moment na skanery, znajdujące się na jego dłoni, poczym upuścił je na podłogę i rozdeptał. Westchnął głęboko. Brakowało mu powietrza. Teraz był sobą, stuprocentowym Marcinem Podgórskim. Wyszedł do łazienki, nie wiedział dlaczego, ale czuł, że powinno się to stać w tym miejscu, przed lustrem. Stał z niewyobrażalnie szybko bijącym sercem przed wyłączonym zwierciadłem. Na dłoniach wystąpiły mu błękitne żyły. Wydał komendę „lustro” i padł przed muszlą klozetową. Zwymiotował. Deska była uniesiona, miał szczęście, zdążył.
Nie był potworem, ale to, co zobaczył, przyprawiło go o mdłości. Nie rozpoznał się. W odbiciu dostrzegł całkowicie obcą osobę, brzydkiego chłopaka. Brzydota jednak nie była najgorsza, przeraził go absolutny brak podobieństwa. Gęste brwi, wąskie oczka na chudej twarzy, krzywe zęby, zbyt krótki nos. To wszystko było okropne, przecież przez tyle lat był taki przystojny. Miał cholerne sto dziewięćdziesiąt pięć punktów! A teraz zmienił się w jakiegoś beznadziejnego faceta, w dodatku miał zupełnie inne rysy twarzy, nawet szereg operacji plastycznych nie przywróciłby mu dawnego oblicza. Poza tym, gdzie dokonać takiej operacji? Powszechność skanerów doprowadziła do zniknięcia klinik zajmujących się upiększaniem. Zresztą w Europie najprawdopodobniej większość chirurgów plastycznych była na emeryturze, a reszta się przekwalifikowała. Co pomyśli Izabela? Po plecach przeszły mu ciarki.
Kiedy weszła do mieszkania, Marcin usiadł nerwowo. Do tej pory leżał w łóżku wpatrując się w sufit. Starał się o niczym nie myśleć, uspokoić, przygotować na kolejną diabelnie stresującą sytuację tego dnia. Milczała. Czuł jej zdenerwowanie. Żeby tylko nie uciekła, zachowała spokój. Strach go paraliżował. Nie odzywali się, gdy ściągała wierzchnie ubranie w przedpokoju, nie wypowiedzieli żadnego słowa, gdy weszła do kuchni, by napić się wody. Dla Marcina te kilkaset sekund ciągnęło się w nieskończoność.
- Kochanie? – W jej głosie było olbrzymie napięcie. – Jesteś? Jesteś gotowy? Mogę cię zobaczyć? – cedziła każde słowo, jakby wypowiedź sprawiała ból.
Zawahał się przez moment, po czym zapalił światło.
- Wejdź proszę, tylko się nie wystrasz – udał żart, ale nie potrafił ukryć zdenerwowania.
Weszła do pokoju. Ledwie łapał oddech, gdy pięknymi zielonymi oczami wpatrywała się w jego przemienioną twarz. Poczuł, że mdleje.
- Marcin, kocham cię.
Pewność tego głosu sprawiła, że krew odpłynęła mu z kończyn, zrobił się lekki i nagle przed oczyma ujrzał ciemność.
Ocknął się po chwili i ujrzał cudowną twarz Izabeli. Malował się na niej spokój i czułość. Rzeczywiście, tak jak mówiła, nie zmieniła się wcale. Poczuł kojącą miłość, ciepło rozgrzało jego wnętrze. Kochała go nadal, to było niesamowite. Uśmiechnął się, a ona odpowiedziała pocałunkiem. Chciał coś powiedzieć, ale słowa zamarły mu w gardle.
- Widzisz, wszystko jest dobrze – szeptała. – Obiecałam, że nic się nie zmieni. Myliłam się?
Spojrzał badawczo. Wciąż czuł się niepewnie, mimo zachowania kochanki.
- Będzie lepiej niż było. Będzie idealnie – uspakajała.
Chciała się kochać, ale on nie miał siły. Stres mijającego dnia wymęczył go nie tylko psychicznie, poza tym nadal czuł się dziwnie w nowym ciele. Zrozumiała. Zasnęli objęci i zakochani.

Powoli przyzwyczajał się do swojej prawdziwej powierzchowności. Nie był jeszcze gotowy wyjść z domu, ale przed Izabelą czuł się swobodnie. Z większą uwagą śledził informacje dobiegające ze świata – już niemal w całej Europie zakazano używania skanerów. W USA trwała poważna debata na ten temat. Wszystko wskazywało na to, że era czytników przeminęła. Marcin nie martwił się tym zbytnio, aż do chwili, gdy zauważył niepokojące zjawisko. Znikanie ludzi mediów. Postacie, które znacznie zmieniły swój wygląd, pojawiały się coraz rzadziej, stopniowo zastępowano je nowymi, ładniejszymi prezenterami. Z początku nie dostrzegał tej tendencji, ale z czasem zaczęła narastać. Nikt o tym głośno nie mówił, ale w sieci dostrzegał zawoalowane komentarze na ten temat. Gdy sam chciał coś napisać, nie otrzymał zgody na publikację. Kiedy podzielił się z Izabelą swoimi spostrzeżeniami, jak zwykle to zbyła. Był przewrażliwiony, brakowało mu pewności siebie – argumentowała.
- Marcin jesteś najbardziej wartościowym mężczyzną, jakiego znam. Dlaczego się zajmujesz takimi rzeczami? Widać władze telewizji to idioci. Nie martw się, ty będziesz doceniony, chociażby przez DSC.
Zmierzył ją gniewnym spojrzeniem.
- Myślisz tylko o pracy.
- Nie kochanie, chciałam cię tylko podtrzymać na duchu – tłumaczyła. – A wiem, że u nas w firmie potrafią docenić potencjał.
- Masz rację – skłamał.
Coś go tknęło, coś olśniło. W tym momencie zauważył, że od jakiegoś czasu Izabela stara się go przekonać do DSC. To było takie oczywiste, dlaczego tego nie dostrzegł? Był tak zafrasowany sobą i zmianami na świecie, że nie dostrzegł tego, co dzieje się tak blisko. Czuł, że chce go zwerbować. Pytanie brzmiało, dlaczego tak bardzo się stara? Izabela zawsze w ciepłych słowach wypowiadała się o firmie, w której pracuje, ale nigdy przedtem nie robiła tego w tak ostentacyjny, nachalny sposób. Próbował sobie przypomnieć kiedy to się zaczęło. Czy od momentu, gdy ujrzała go bez szkieł, a może wcześniej? To musiało być wcześniej. Chyba niedługo przed głosowaniem nad przyszłością skanerów. A jeśli to była jego paranoja, wyobraźnia? Może zmiana twarzy spowodowała zmianę osobowości, czyżby wariował? Odgonił od siebie złe myśli. Postanowił nie rozmawiać z Izabelą na ten temat, zobaczyć czy sama go poruszy. Jeśli uzna, że przesadziła, zwróci jej uwagę, zapyta o co chodzi.

Wreszcie zdecydowali, że w końcu będzie musiał wyjść z domu, pokazać się światu, spojrzeć na rzeczywistość bez upiększenia. Prawie dwa miesiące nie poruszał się ulicami Szczecina, brakowało mu miasta. Bał się, ale jednocześnie pragnął opuścić apartament. Chciał normalnie funkcjonować. Wszystko się zmieni, będzie inaczej niż dotychczas, przestanie być zauważany. Trudno, będzie się musiał z tym pogodzić i żyć w nowych warunkach – jednak żyć, nie zaś wegetować.
Ubrał niebieskie jeansy i czerwony T-shirt. Nie zamierzał się stroić, wygląd już nie miał znaczenia. Gdy wiązał sznurowadła, usłyszał dzwonek do drzwi. Spojrzał na ekran na ścianie. Przed wejściem czekał jakiś mężczyzna. Nie znał go. Spocony grubas w luźnej koszuli, jasne włosy kleiły się do szerokiego czoła, nerwowo przestępował z nogi na nogę. Ktoś pomylił drzwi? Jakim cudem? Może to było zrządzenie losu, pierwszą osobą, która go zobaczy tego dnia, będzie ktoś równie brzydki jak on. – metoda drobnych kroczków. Uśmiechnął się. Wstał raźno, zmuszając się do luzu i pewności siebie. Otworzył drzwi.
Mężczyzna oniemiał, wyglądał jakby zobaczył ducha. Marcin nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał się takiej reakcji nieznajomego. Myślał, że to jakiś nawiedzony przedstawiciel któregoś ze związków religijnych, chyba tylko oni jeszcze odwiedzali obcych ludzi w domach. To była pomyłka, mężczyzna spodziewał się, że ujrzy kogoś innego.
- Marcin? – wybełkotał grubas.
Jednak nieznajomy trafił dobrze. Tylko kim u diabła był? Marcin widział go pierwszy raz na oczy, głosu też nie rozpoznał. No, tak! To przez soczewki, przecież wszyscy teraz wyglądali inaczej. Widać ten facet, podobnie jak on, zmienił się całkowicie.
- Tak, to ja – odparł spokojnie. Kontrolował sytuację, przynajmniej w tym momencie. – Trochę się zmieniłem – silił się na luz. – Ale ty chyba także, nie rozpoznaję twarzy.
Mężczyzna uśmiechnął się nerwowo.
- Piotr. Piotr Grzegorczyk. – Wyciągnął niepewnie pięść w stronę przyjaciela.
- Niemożliwe! – zdziwił się Marcin.
- A jednak. Ty też nie jesteś do siebie podobny.
- No tak, ale ... – Odpowiedział na przywitanie Piotra. – Wejdź do środka, proszę. Ale twój głos – mówił prowadząc przyjaciela do salonu. – Zmienił się, jest całkiem niepodobny.
- Twój też. Nie słyszysz się? Izabela ci nie mówiła?
- Nie – Marcin odparł ze zdziwieniem.
- No tak, przecież pracuje w DSC. Nieważne, opowiem ci wszystko. – Obiecał Piotr.
Marcin chciał zaprotestować, przeciwko krytyce Izabeli, chciał wyjaśnić tę nieścisłość, musiała być jakaś logiczna przyczyna, przez którą nie zauważyła zmiany głosu. Ale nie zaoponował, nie powiedział nic, tylko kiwnął głową i usiadł, by wysłuchać wyjaśnień przyjaciela.
Okazało się, że skanery zmieniały znacznie więcej niż się wszystkim z początku zdawało. Szkła wysyłały sygnały do mózgu, zmieniając wiele wrażeń zmysłowych: węch, smak, a także słuch. Podobno wpływały na osobowość. Oczywiście była to informacja nieoficjalna. Nikt publicznie tego nie stwierdził, sieć była – delikatnie mówiąc – blokowana. Przez kogo? Jakie to miało znaczenie.
- Ale czy są na to jakieś dowody? – Przerwał poirytowany Marcin.
- Oczywiście, że nie ma – odparł Piotr. – Wszystkim sterowały rządy i DSC.
- To dlaczego zmienili ustawę? Mieli przecież taką władzę!
- Nie mam pojęcia, Marcin, muszą mieć jakiś plan.
- Piotrze, to wszystko nie trzyma się kupy. To brzmi jak scenariusz kiepskiego dwudziestowiecznego filmu.
Marcin wstał i zaczął chodzić po pokoju, Piotr wpatrywał się w milczeniu w ścianę, która wyświetlała bałtycką plażę.
- Dobrze, trudno mi w to uwierzyć, ale załóżmy, że coś w tym jest – Marcin przerwał milczenie. – Oczywiście cieszę się z odwiedzin, ale czuję, że jesteś tu w innej sprawie. Zgadłem?
- Tak. Myślałem, że to, o czym mówiłem, nie jest dla ciebie nowością. Przychodzę w sprawie uczelni – odparł smutno.
Marcin spojrzał pytająco.
- Możemy przestać być studentami.
- Co?! – wrzasnął Marcin. – Co ty opowiadasz? Zwariowałeś?
Piotr pokręcił głową. Wyjął z kieszeni nośnik danych i skierował go w stronę ekranu. Obraz zmienił się z kojącego widoku morza w tekst, przemieszany ze zdjęciami oraz wykresami i tabelami.
- Czytaj – polecił.
Wśród danych było rozporządzenie ministerstwa edukacji, dotyczące wyrównywania szans. Ze względu na wieloletnią dyskryminację milionów młodych ludzi, należało dokonać całkowitej reorganizacji systemu szkolnictwa wyższego. Wiązały się z tym masowe zwolnienia na uczelni, powołanie nowych władz i wykładowców. Otwarcie „żywych” uniwersytetów w największych miastach i poddanie weryfikacji wszystkich studentów.
- Chcą, abyśmy zdawali jakieś egzaminy! – obruszył się Marcin. – To jakieś archaiczne metody. Przecież już nas przyjęli. Ile osób w Polsce ma podobne IQ? To jakiś żart.
- Zgadzam się - odparł przyjaciel. – Niestety to nie wszystko. Podobno, ale to już dane nieoficjalne, mamy małe szanse na powrót na uczelnię. Chcą być sprawiedliwi do bólu – stwierdził z ironią. – Chcą nas ukarać.
- Za co?! – krzyczał Marcin, znów krążąc po pokoju.
- Za to, że jesteśmy, że byliśmy lepsi – stwierdził zrezygnowanym tonem Piotr.
Marcin usiadł i oparł głowę na dłoniach. Trwał tak kilkadziesiąt sekund, zakrywając oczy. Piotr nie odzywał się, chciał dać przyjacielowi czas, aby ochłonął. Wreszcie Marcin podniósł głowę, oczy miał wilgotne od łez.
- Wyświetl resztę – polecił Piotr.
Był tam jakiś raport o nadużyciach władz uczelni oraz o błędnych pomiarach przez czytniki. Podobno wiele osób, którym czytniki wskazywały bardzo wysoki współczynnik inteligencji, na testach otrzymywały znacznie słabsze wyniki, zależność działała też w drugą stronę.
Nagle obraz zgasł. Ściana zrobiła się zielona jak reszta pokoju.
- Jesteś cały czas w sieci? – zapytał z widoczną zgrozą Piotr. – Masz jakąś blokadę?
- Z sieci nie wychodzę, ale blokadę mam najlepszą. Wszystkie najnowsze aktualizacje mam od Izabeli, same nowości z DSC.
Piotr spojrzał z politowaniem na przyjaciela.
- Marcin, otwórz wreszcie oczy. Zaraz zjawi się tu policja, albo jakieś inne szuje. Ja stąd znikam. Nie dzwoń przez jakiś czas.
- Co? Policja? – niedowierzał. – Dobrze idź, ale odezwij się jak będziesz mógł.
- Posłuchaj Marcin, jakby pytali, powiedz, że był ktoś inny, jakiś dawny znajomy. Wymyśl coś, nie zdradź mnie. Oni i tak mają na mnie oko. Cholera, może mnie śledzili?
Piotr nie był sobą. Ten facet, który prawie zawsze zachowywał chłodny spokój, teraz miotał się jak w amoku. Oszalał? Tak bardzo zmienił się jego wygląd, że puściły mu hamulce? Ale przecież miał te wszystkie informacje, nie mógł sobie wymyślić faktów. Kiedy wyszedł, Marcin usiadł na krześle w kuchni i kazał zaparzyć kawę. Czekał na tajemniczych gości. Tak jak się spodziewał, nikt nie przyszedł.
Wieczorem opowiedział o wszystkim Izabeli, oczywiście pominął uwagi Piotra oraz własne spostrzeżenia na jej temat. Słuchała uważnie, bez większych emocji, z lekkim zdziwieniem. To było jakieś nienaturalne zdziwienie, a może przesadzał?
- Marcin, sam słyszysz jak to brzmi – odparła, kiedy skończył. – Czy naprawdę uważasz, że spisek mógłby się udać i to na tak ogromną skalę? Przecież to nie ma sensu. DSC, rządy wszystkich, no dobrze – prawie wszystkich, państw na świecie? – mówiła spokojnie. – Wierzysz w to?
- Nie do końca. – Spojrzała pytająco. – Nie wierzę – poprawił się. – Ale to jest możliwe. Oczywiście teoretycznie. Myślę, że DSC ma taką władzę, takie wpływy i pieniądze, że mógłby dokonać ogromnych manipulacji. Może nie tak dużych jak twierdzi Piotr, ale znacznych. – Starał się mówić jak najspokojniej, ale nie potrafił opanować swego ciała. Kręcił się cały czas nerwowo, mimo pozornie spokojnego tonu. Izabela musiała dostrzec, że coś jest nie w porządku, że nie wierzy jej do końca.
- Kochanie, trochę przeceniasz DSC, ale dobrze: załóżmy, że jest tak, jak podejrzewasz. Powiedz mi, jaki cel miałaby firma wydając ogromne pieniądze na ten spisek, skoro mieli taką władzę i wpływy?
Marcin milczał. Myślał nad tym cały dzień i wciąż nie widział sensownego wytłumaczenia. Kiedy już wiedział, że skanery przekształcały rzeczywistość bardziej niż mu się zdawało, władza korporacji wydawała się tym potężniejsza – dlaczego mieliby ją odrzucić? Logiczne wydawało się, że ktoś poinformował o tym polityków, a oni postanowili obciąć macki monopoliście. Obie strony zgodziły się na milczenie, aby nie wywoływać niepokojów społecznych. Byłby to rodzaj tajnego układu i to miało sens – pomyślał. Jednak nie zdradził tej teorii przed Izabelą.
- Widzisz sam, że Piotr przesadził. Każdy jest podenerwowany zmianami, ale nie ma się czym martwić, wszystko się jakoś ułoży – uspokajała.
- Wszystko? – zdenerwował się Marcin. – Nie słyszałaś o reformach szkolnictwa wyższego? Niech tam sobie DSC spiskuje, ale mogą mnie wyrzucić z uczelni – to jest ważne. Zachowujesz się, jakby to cię nie obchodziło.
Twarz Izabeli nie uległa zmianie, po kilku sekundach nabrała ciepłego wyrazu, dostrzegł w niej spokój. To opanowanie było przesadne, wyraźnie grała, tak czuł. Chyba, że miała rację – był taki podenerwowany.
- Marcin nawet nie wiesz, jak mnie to obchodzi. Kocham cię – powiedziała czule. – Postanowiłam coś zrobić w twojej sprawie, a z tego co słyszę, to był odpowiedni moment.
Zapytał ją spojrzeniem. Uśmiechnęła się.
- Rozmawiałam o tobie w kadrach DSC – Marcin zbladł. – Sprawdzili twoją teczkę, wysłuchali mnie. Firma nie patrzy na papierki, nie obchodzą ich przerwane studia, mają dla ciebie miejsce. Będziesz mógł prowadzić badania, rozwijać się, będziemy razem pracować, no i zarobki są niezłe – mówiła z entuzjazmem, nie zauważając rosnącej wściekłości partnera.
- Dlaczego nic nie mówisz? Marcin?
- Może mam ci jeszcze podziękować?! – wybuchł. – Co ty sobie wyobrażasz?! Masz mnie za kretyna? Manipulujesz mną, okłamujesz i czekasz na moją wdzięczność? – atakował z pasją. – Widzę to od dawna, myślisz, że dam się oszukać?! Za kogo ty mnie masz? Jestem facetem o jednym z najwyższych IQ w Polsce, może nie jestem najpiękniejszy, ale jestem mądrzejszy od ciebie. Zlekceważyłaś mnie, niepotrzebnie. I co?! Co teraz powiesz?
W jej oczach pojawiły się łzy, lecz nie płakała. Bez słowa wstała z kanapy i ruszyła stronę garderoby.
- Nie będę z tobą teraz rozmawiać – skwitowała chłodno. – Jadę do Justyny, kiedy ci przejdzie, kiedy ochłoniesz i przemyślisz to co powiedziałeś, odezwij się, wtedy porozmawiamy.
Chciał krzyknąć – „To jedź w cholerę!”, ale słowa uwięzły mu w gardle. Spoglądał w smutnym milczeniu jak Izabela pakuje swoje rzeczy. Wyszła, a on został sam. Nie zauważał upływającego czasu, minęło kilka godzin, a on leżał na łóżku i patrzył w sufit. Nie myślał. Wreszcie zmęczenie nerwowym dniem dało o sobie znać, zasnął.

Następnego dnia walczył ze sobą. Już po przebudzeniu chciał skontaktować się z Izabelą, aby ją przeprosić. Jednak wiedział, że to zły pomysł. Nie może pokazać, jak bardzo mu zależy, że nie jest pewny swoich racji. A nie był pewny. Zaczynał wątpić w to, że wyciągnął racjonalne wnioski z zachowań partnerki. Może był zbyt surowy, zbyt paranoiczny? Ale przecież Piotr myślał podobnie. Marcin zawziął się. Wytrzymał.
Minęły kolejne dni, a on wciąż nie ruszał się z domu. Stał się apatyczny. Myślał setki razy o tym, co było miedzy nim a Izabelą, o tym, co ostatnio mówiła, ale także o tym, jak zachowywała się od początku ich znajomości. Wszystko układało się w jakąś logiczną, szaloną całość. Izabela chciała nim zawładnąć. Dlaczego? Był jakimś zagrożeniem? Był jej do czegoś potrzebny? A może to jej zwierzchnicy, może to DSC miało wobec niego jakieś niegodziwe plany? Był przecież geniuszem. Tak, genialni ludzie są zagrożeniem, są lepsi. Nikt nie lubi lepszych od siebie.
Wreszcie czuł, że wszystko się jakoś układa, pogodził się ze sobą. Pozostał mu powrót do rzeczywistości, będzie musiał sobie wszystko na nowo uporządkować. Skupi się na nauce, nic lepszego w tym momencie nie przychodziło mu do głowy. Wydał polecenie komputerowi, aby połączył go z Łukaszem, kolegą z roku. Do Piotra już nie próbował dzwonić, od kilku dni nie mógł się z nim połączyć.
- Odmowa wykonania polecenia – poinformował komputer.
- Co?! – wrzasnął. – Jaki jest powód odmowy? – zapytał.
- Konto zostało zablokowane. Brak środków finansowych.
Marcina stał osłupiały. Jak mogło brakować środków na koncie? Co miesiąc otrzymywał stypendium, powinien mieć tam najmniej trzy tysiące dolarów. Przecież wydawał tak niewiele.
- Komputer, jaki jest stan konta bankowego?
- Stan konta wynosi zero dolarów.
Zadrżał.
- Podaj ostatnie transakcje.
- Ostatnia wpłata: tysiąc trzysta dolarów dwudziestego czerwca 2053 roku, ostatnia wypłata: dwa tysiące siedemset czterdzieści pięć dolarów trzynastego września 2053 roku – Marcin zbladł, to było dzień po rozstaniu z Izabelą.
Musiała mieć dostęp, złamała hasło. Pewnie któryś z przyjaciół z DSC jej pomógł, a może to sama firma odebrała mu gotówkę? Tylko dlaczego przez dwa miesiące nie otrzymywał stypendium? Wyrzucili go z uczelni? Tylko jakim cudem nie otrzymał żadnej informacji? Wydal polecenie komputerowi, aby sprawdził pocztę – okazała się zablokowana.
- Komputer, odblokuj ją. Co jest?! – krzyczał. – Komputer, czy to wirus? Kto zablokował pocztę?
- Poczta została zablokowana zgodnie z procedurami.
Marcin usiadł zrezygnowany. Ukrył głowę w dłoniach i zapłakał. Osaczyli go. Chcieli go zniszczyć. Jak, do cholery, miał walczyć z tak potężną korporacją? Musi odnaleźć Piotra. On będzie wiedział co robić.
Nagle usłyszał dźwięk. Ciche piknięcie.
- Informuj – wydał polecenie.
- Osiem nowych informacji – odparł komputer.
- Wyświetl na ekranie.
Nadzieja powróciła do jego serca. Teraz wszystkiego się dowie. To był jakiś błąd w systemie, może konto też będzie miał odblokowane, może otrzymał wiadomość od Piotra. Nadzieja jednak zgasła tak szybko, jak się pojawiła.
Dowiedział się, że decyzją dziekanatu, na mocy jakiejś tam ustawy, został skreślony z listy studentów. Oczywiście miał prawo na nią powrócić pod warunkiem, że zda wszystkie niezbędne egzaminy. Skończył się okres nierówności społecznej - informowało ostatnie zdanie. Kolejne wiadomości dotyczyły odebrania stypendiów oraz zawierały pytania, kiedy zamierza opłacić rachunki. Dług na karcie kredytowej niebezpiecznie rósł.
Wstał i prawie machinalnie zaczął się ubierać. Koniec z czekaniem, musiał znaleźć Piotra, szybko zadziałać, nim zablokują mu kredyt i zostanie całkowicie bez środków do życia ze znacznym długiem.
Zjechał windą na dół i wyszedł na zewnątrz. Zamarł. Tyle tygodni przygotowywał się do wyjścia z domu, że był całkowicie pewien, że sobie poradzi z rzeczywistością bez skanerów. Wiedział, że ludzie zmienili swój wygląd, wiedział, że przede wszystkim on sam będzie odmiennie postrzegany, ale to, co ujrzał przerosło wszystkie oczekiwania. Miasto wyglądało zupełnie inaczej niż wtedy, gdy widział je po raz ostatni.
Wszystko stało się jakieś szare, bez życia, świat stracił blask. Marcin oparł się o ścianę i zaczął głęboko oddychać. Nie mógł uwierzyć w tak ogromną manipulację. Może oszalał? Nie miał czasu, musiał się opanować, iść na dworzec i wsiąść do pociągu Szczecin - Trójmiasto. Piotr był jedynym ratunkiem. Ostatnią szansą.

Stanął przed domem kolegi. Od pierwszej chwili rzuciła mu się w oczy pustka przed posesją. Budynek zdawał się opuszczony od wielu dni. Rodzice Piotra mieszkali i pracowali na Węgrzech, ich syn był gospodarzem i opiekunem niewielkiego dworku.
Marcin podszedł do bramy. Żadnej reakcji, tak jakby komputer domowy był wyłączony. Pchnął furtkę. Była otwarta. Kiedy stanął przed głównym drzwiami, poczuł, że wystarczy złapać za klamkę, aby wejść do środka. Nie mylił się.
W salonie panował mrok. Dom został całkowicie odłączony od prądu. Nikt tu nie sprzątał od kilku tygodni. W powietrzu dało się wyczuć kurz i stęchliznę. Marcin odkaszlnął. Co się stało? Jak Piotr mógł pozostawić dom w takim stanie? Może uciekł z kraju? To wszystko wydawało się niesamowite. Zrezygnowany Marcin padł na fotel. Teraz już nic mu nie pozostało, został całkowicie sam. Nigdy nie był w takiej sytuacji, zawsze miał pieniądze. Odkąd skończył dwadzieścia lat, Izabela była obok, wcześniej wspierało go państwo. Teraz miał pustkę w głowie, był tak bardzo zagubiony. W powietrzu unosił się dziwny zapach, coraz bardziej intensywny. Oczy dziwnie go piekły, zaczęły łzawić. Zrobił się senny.

Nie wiedział czy spał godzinę czy tylko dziesięć minut. Na dworze wciąż było jasno. Obudziło go szturchnięcie w ramię. Uderzono go czymś twardym i metalowym. Gdy po chwili doszedł do siebie, zdębiał. Był otoczony przez mężczyzn w czarnych kombinezonach. Ich maski z olbrzymimi lustrzanymi goglami nadawały im wyglądu olbrzymich owadów. W dłoniach trzymali długie karabiny. Celowali w Marcina.
- Jesteś aresztowany – powiedział jeden z nich. – Zachowaj spokój oraz milczenie, a nic ci się nie stanie. Rozumiesz?
Marcin kiwnął głową.
- Teraz pójdziesz z nami. Wykonuj polecenia.
Marcin był przerażony, nie miał zamiaru kłócić się z mężczyznami. Skuli go elektronicznymi kajdankami i wyprowadzili na zewnątrz. Przed domem stała duża ciężarówka firmy zajmującej się renowacją dwudziestowiecznych mebli. Kiedy weszli do środka, okazała się wozem bojowym. Posadzili go w ciasnej klatce, spięli mu nogi w kostkach. Cały czas był na muszce dwóch policjantów. Przestał cokolwiek rozumieć, jednak w dziwny sposób, poczuł się spokojny. Miał dosyć decydowania o swoim życiu, poddał się całkowicie.

W zamkniętym ośrodku przebywał już drugi tydzień. Kiedy zamknęli go w małym pokoiku był przerażony. Łóżko, stolik i monitor, na którym mógł oglądać tylko stare filmy, stanowiły całe wyposażenie. Nie wiedział kompletnie nic o tym co się dzieje na świecie, widywał tylko strażników. Po dwóch dniach przestał zadawać im pytania, bowiem odpowiadali tylko, gdy pytał o sprawy codzienne. Pozwalali mu wychodzić na zamknięty dziedziniec, mógł spacerować godzinę dziennie, miał też prawo do niewielkiego ingerowania w posiłki, które otrzymywał.
Zastanawiał się, czy jest jedynym więźniem. Kiedy go przywieźli, a także podczas spacerów, starał się jak najdokładniej przyjrzeć miejscu swojego odosobnienia. Kompleks budynków okazał się dość duży, swobodnie mogło mieszkać tam kilkunastu więźniów, a przecież nie widział wszystkiego. Z czasem przestał o tym rozmyślać. Właściwie żyło mu się tam całkiem przyjemnie. Nie chciał już niczego innego. Wiedział, że w rzeczywistości te aresztowanie było dla niego ratunkiem. Znajdował się na granicy całkowitego załamania, a teraz wszystko stało się proste i spokojne. Po dwóch miesiącach, kiedy otrzymał książki i ograniczony dostęp do sieci, który pozwalał mu na studiowanie, stał się niemal szczęśliwy. Chciał, aby nic się nie zmieniło, jeszcze nie teraz, jeszcze kilka miesięcy.

Usłyszał kroki na korytarzu, wyprostował się, czekając na strażnika. Drzwi rozsunęły się i Marcin aż podskoczył. Nie spodziewał się takiego gościa. Czasem myślał, że może odwiedzi go Izabela, ale nie on. Obok strażnika stał Piotr. Uśmiechał się i nie wyglądał tak strasznie, jak w dniu, gdy przyszedł do jego mieszkania. Był bardzo elegancki, schudł, włosy miał przystrzyżone na urzędniczą modłę. Marcin nie wiedział, co powiedzieć.
- Witaj przyjacielu – wyręczył go Piotr. – Dobrze wyglądasz.
- Ty też - odparł Marcin.
- Pewnie jesteś trochę zdziwiony, że mnie tu widzisz, może nawet bardziej niż trochę - zaśmiał się Piotr.
- To prawda. Domyślam się, że mi wszystko wytłumaczysz?
- Tak. Widzę przyjacielu, że się zmieniłeś. Spodziewałem się bardziej emocjonalnej reakcji.
- Dojrzałem – odparł Marcin i wskazał gestem miejsce na łóżku.
- Może zacznę od początku – mówił Piotr siadając. – Początek miał miejsce jakieś dziesięć lat temu, gdy kierownictwo DSC podjęło decyzję o wyłapaniu geniuszy. Stwierdzili, że system, w którym funkcjonujemy nie służy dostatecznie ich interesom. Mieli pieniądze, ale też tracili wpływy na rzecz poszczególnych rządów. Nie pozostało im nic innego jak zakończyć eksperyment ze skanerami, chcieli jednak przy tym ugrać jak najwięcej.
- A więc to DSC doprowadziło do upadku dawnego status quo?
- Nie do końca. Przewidzieli, że upadek nastąpi i postanowili go kontrolować. Na całym świecie wytypowali kilkanaście tysięcy jednostek, w tym nas dwóch, które zamierzali poddać całkowitej kontroli, aby po upadku mieć na własność najwybitniejsze młode umysły. Większość twojego życia była projektem. Miałeś otrzymać wszystko, a później to stracić. Jednak nie martw się, odzyskasz osobowość, jeśli poświęcisz swój intelekt na budowę naszej firmy. Ja już zdecydowałem. Wybór należy do ciebie, ale – wierz mi – jest niewielki.
Marcin przyglądał się w skupieniu przyjacielowi. Obaj bardzo się zmienili, zabrakło miejsca na emocje. Teraz musieli chłodno kalkulować – w świecie naukowych korporacji, całe życie opierało się na matematyce. Marcin nie musiał długo liczyć, równanie było oczywiste.
- Nie będę pytał co mnie czeka, jeśli nie zgodzę się na współpracę.
Piotr kiwnął głową, dając do zrozumienia, że to słuszna decyzja.
- Ale mam jedno pytanie?
- Proszę, mów – zaciekawił się Piotr.
- Izabela? Czy ona cały czas była częścią planu? Okłamywała mnie przez te wszystkie lata? Coś w tym związku było prawdą?
Piotr uśmiechnął się.
- Imię. Imię było prawdziwe. Cała reszta to fikcja. To bardzo inteligentna agentka, ale o genetyce nie wie więcej, niż student drugiego roku. Jest doktorem psychologii i wyrachowanym tajnym agentem DSC. Nabrała cię.
Marcin nie zmienił się na twarzy. Odpowiedź go nie zdziwiła, wydała się logiczna, spodziewał się jej, gdy zadawał pytanie.
- Dziękuję za szczerość. To od kiedy mam zacząć pracę? Rozumiem, że będziemy w jednej grupie, pokażesz mi co i jak.
- Oczywiście – odparł uradowany Piotr. – Będziesz bardzo zadowolony, mamy wiele czasu na badania i niemal nieograniczone możliwości.
Przyjaciele dotknęli się pięściami.


Epilog

Niska blondynka szybkim krokiem przemierzała sterylny korytarz. Otrzymała przeniesienie, była pewna awansu. Przez dwanaście lat pracy otrzymała tylko jedną reprymendę, poza tym zawsze sprawowała się nienagannie. Żyła ambicją i wiedziała, że całkowite poświęcenie dążeniu do celu zaprowadzi ją na dyrektorski fotel.
Przed drzwiami do gabinetu elektroniczny strażnik zeskanował jej skórę, badając kod DNA, po czym rozsunęły się drzwi do niewielkiego pomieszczenia. W odróżnieniu od większości gabinetów wyższego kierownictwa ten był pozbawiony jakiejkolwiek prywatnej inwencji. Odwiedziła wielu dyrektorów podczas wieloletniej kariery i zawsze zwracała uwagę na to, jak adaptują do własnych indywidualnych upodobań swoje miejsca pracy. Ten człowiek nie zmienił prawie nic. Pokój był całkowicie biały, znajdowało się w nim biurko i dwa krzesła. Jedno było przygotowane dla gościa, na drugim siedział niepozorny mężczyzna. Krótko ostrzyżone włosy odkrywały wysokie czoło, górujące nad dużymi oczami, które najpewniej świdrowały na wylot każdego, kto się przed nimi ukazał.
- Pani Izabela Nowak, prawda? – zapytał niskim głosem.
- Tak jest – odparła bez zająknięcia.
- Czy powiedziano pani kim jestem i jakie zadania panią czekają?
- Wiem tylko, że jest pan głównym dyrektorem europejskiego, naukowego pionu fizyki jądrowej.
- Mniej więcej – uśmiechnął się pod nosem. – Mam znacznie szersze kompetencję. Wie pani, jestem cholernym geniuszem. Lubię tak o sobie myśleć.
Uśmiechnęła się niepewnie.
- Może się przedstawię. Powinna pani znać szefa.
Kiwnęła głową.
- Profesor Marcin Podgórski we własnej osobie.
- Marcin! – krzyknęła i wstała z wrażenia. – Tyle lat cię nie widziałam. Zmieniłeś się, wyglądasz znacznie lepiej. To operacje plastyczne? Nieźle się sprawili – mówiła wszystko, co jej ślina na język przyniosła. Nie mogła opanować zdenerwowania. Czuła bowiem, że ta wizyta może być decydująca w jej karierze.
- Iza, wolałbym, abyś się tak ze mną nie spoufalała. Wiesz, zmieniłem się. Niestety jedna zadra nie pozwalała mi się zmienić w pełni. Tą zadrą jesteś ty – mówił bez emocji. – Rozmawiałem z twoim poprzednim zwierzchnikiem, mam duże wpływy, więc musiał się zgodzić na oddanie ciebie w moje ręce. Nie patrz się tak, nic ci nie zrobię. Mianuję cię sekretarką mojego asystenta, będziesz ustalać grafik i planować zakupy. Musisz znać swoje miejsce kotku – uśmiechnął się. – Możesz odejść – zakończył chłodno.
Mógł wreszcie spokojnie wrócić do pracy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TomaszObluda · dnia 13.03.2011 12:44 · Czytań: 1055 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Komentarze
Krzysztof Suchomski dnia 13.03.2011 13:57
Czytelnik nie musi wszystkiego wiedzieć. Ja, na przykład, wolę atmosferę pewnego niedopowiedzenia, uruchamiającą proces myślenia, niż dosłowność i kawę na ławę.
Sprawy dla czytelnika nowe lub obce, dla bohaterów opowiadania są oczywistością, a ludzie, zwłaszcza pozostający w takiej zażyłości, nie tłumaczą sobie oczywistości.
Jak potraktowałbyś opowiadanie współczesne, w którym bohaterowie w rozmowie telefonicznej napomykają o zasadach działania telefonu i opowiadają sobie, w którym roku wynalazł go genialny konstruktor Graham Bell?
Pozdrawiam.
TomaszObluda dnia 13.03.2011 14:11
mhm :D ciekawy komentarz. No coś w tym jest, rozumiem o co Ci chodzi, ale ja też piszę tak, jak lubię czytać. Oczywiście nie twierdzę, że wyszło mi to co miało, wyjść, nie twierdzę, też, że nie wyszło. Mówię tylko, że lubię wyjaśnienie. Być może, mogłem to jakoś lepiej skonstruować.
SzalonaJulka dnia 14.03.2011 18:02
Wow, Tomasz, wciągnęło mnie, jak czarna dziura :D
Zaryzykuję stwierdzenie, że zrobiłeś krok odstępując od schematów i że był to krok naprzód. Pomysł nowatorski (przynajmniej dla mnie) a jednocześnie zgrabnie wysnuty z otaczającej rzeczywistości.

Nie dostrzegłam, tego o czym pisze Krzysztof - opis rzeczywistości zgrabnie wpleciony w tok akcji - przynajmniej mnie nic nie haczyło. Powiedziałabym nawet, że wizja przyszłości, jaką stworzyłeś jest ciekawsza niż sama akcja.
Zwłaszcza epilog nieco mi haczy - skoro bohater pokornie zgodził się ze swoim "przeznaczeniem", z tym, że cały świat go zdradził, nie rozumiem dlaczego akurat Izie nie może wybaczyć... tzn. rozumiem - męska duma, no ale taka scena jako zakończenie jest słaba.

Ogólnie jednak - brawo!!! :)
TomaszObluda dnia 14.03.2011 20:23
Ja wiem, ale chciałem tej su... do... ;) Wiem, że epilog jest taki se, a nawet niepotrzebny, ale nie mogłem się powstrzymać, aby się nie zemścić. To nie było zamierzone od początku.

Dziękuję :)
SzalonaJulka dnia 14.03.2011 21:07
Hehe sam ją taką stworzyłeś B)
Wasinka dnia 16.03.2011 14:30
No i fajnie. Ciekawy pomysł, czytałam z zainteresowaniem. Może czasem za bardzo dopowiedziałeś, ale jakoś mnie to jednak nie przeszkadza zbytnio.
Nie nudziłam się z pewnością.

nie wielu - niewielu
Popołudniu - Po południu
jak mi się zdaję - zdaje
Właściwe to masz rację - Właściwie (powtarza Ci się też "właściwie" w kolejnej wypowiedzi bohatera)
nie wiele brakowało - niewiele
poczym - po czym
niedowierzał - nie dowierzał
co by było miedzy - między
Marcina stał osłupiały - Marcin
Tylko dlaczego / Tylko jakim cudem
W zamkniętym ośrodku / Kiedy zamknęli go
te aresztowanie - to

Pozdrowienia.
TomaszObluda dnia 16.03.2011 16:30
Serdecznie dziękuję. Dziś zajmę się poprawkami. :)
TomaszObluda dnia 16.03.2011 23:33
Przpraszam. Jutro poprawię.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty