Obca cz. 41 [Zielona Wyspa] - lina_91
Proza » Obyczajowe » Obca cz. 41 [Zielona Wyspa]
A A A
Nic nie widziałam, miałam jednak szczerą nadzieję, że nie trafiłam do piekła. Było mi zimno, mimo ciemności wokół wciąż czułam zawroty głowy i dziwne, palące wrażenie. Nie ognia, raczej lodu: jakbym zamarzała i stopniowo traciła zdolność czucia...

- Epinefryna, zero jeden!

- Jeśli jej serce jeśli przyspieszy, dostanie zawału!

- Musimy zwiększyć ciśnienie, bo dojdzie do uszkodzeń mózgu!

- Pół litra osocza!

- Dwie jednostki B+!

- Dziesięć miligramów morfiny podskórnie.

- Zabandażuj.

- Nie ma sensu, jedzie prosto na blok.

- Wykrawi się, zanim dojedziemy do szpitala!

- Cholera. Trzymaj się, mała...


Otworzyłam oczy i natychmiast wstrzymałam oddech. Jakiś mechaniczny pisk przywołał kogoś do mojego boku, bo poczułam ciepłe palce wokół mojego nadgarstka i zaraz potem malutką latareczkę, świecącą prosto w źrenice. Chciałam odwrócić głowę, ale byłam za słaba.

Ból nie był gorszy od tego połamanych kości, ale nie potrafiłam na niczym skupić wzroku, przed moimi oczami tańczyły różnokolorowe plamki, a w ustach miałam watę. Okej, nie dosłownie. Ale tak się czułam.

- Słyszysz mnie?

Kiedy otworzyłam usta, wydobył się z nich tylko cichy jęk. Za cichy dla uszu lekarza, ale wolałam nie ponawiać próby. Pokiwałam z trudem głową.

- Ile w skali?

Musiał wiedzieć, co studiowałam, bo dla przeciętnego człowieka to pytanie nie miałoby sensu. Zawahałam się. Skala bólu była subiektywna. Otworzyłam usta, ale zamiast odpowiedzi wymamrotałam pytanie:

- Źle?

Wyczułam, że się zawahał: wciąż byłam ledwo żywa, za słaba być może na tę rozmowę. Ale miał obowiązek odpowiedzieć.

- Nóż naruszył wątrobę i rozerwał tętnicę podobojczykową. Krwotok był najpoważniejszym problemem.

- Wątroba...?

- Wszystko w porządku. Chirurdzy opanowali krwotok, nie uszczkując nawet kawałka. Zostanie pani kilka blizn, ale...

Wiedziałam już najważniejsze, chciałam spytać o Krisa i o ludzi z karate, o Paula, Damiena i Jamesa, którzy najprawdopodobniej uratowali mi życie, ale z moich ust uciekło inne imię, tak zaskakujące:

- Zoe?

- Nikt inny nie został ranny - w głosie lekarza zabrzmiała dziwna nuta: zniecierpliwienie?

- Siedem.

- Słucham?

- W skali. Siedem.

- Jesteś na pentazocynie. To lek opioidowy, ale słabszy od morifny. Przepiszę ci kolejną dawkę, zmniejszy ból.

Lekarz odwrócił się, do mojego łóżka podbiegła pielęgniarka. Poczułam, że zakłada mi na ramię opaskę do mierzenia ciśnienia krwi. Zamknęłam oczy.

- Chciałabyś się z kimś zobaczyć?

- He? - nie miałam sił wyartykuować całego pytania. Leżałam nieruchomo, bojąc się nawet oddychać, bo wiedziałam, że każdy ruch zwiększy tylko ból.

- Cały tłum ludzi czeka, żeby cię odwiedzić. Nawet policja.

Moje serce przyspieszyło. Cholera! Miałam tyle do wyjaśnienia. James - gdyby nie fakt, że nóż omal nie zrobił tego za niego, pewnie z przyjemnością osobiście by mnie zabił. Dla potrzeb policji to nie ja zaczęłam bójkę, ale w praktyce, według Jamesa - nie musiałam się wtrącać. Damiena pewnie to niewiele obchodziło - lubił dobrą naparzankę. Ale Kris. Na samą myśl o jego pytaniach poczułam gęsią skórkę.

- Muszę zmienić opatrunek.

Zacisnęłam usta, ale pielęgniarka zaczęła ściągać ze mnie prześcieradło, nie czekając nawet na odpowiedź. Wystarczyło jedno muśnięcie jej dłoni na moim boku, żeby świeczki stanęły mi w oczach i znowu odpłynęła.

***

Wstrzymując oddech i starając się nie poruszać lewą ręką, zsunęłam nogi z łóżka. Z trudem podnosząc stopy, zaczęłam się wlec w kierunku łazienki. Czułam, że zaraz zemdleję i sama właściwie nie wiedziałam, co mnie napadło: nie potrzebowałam toalety, ktoś caly czas koło mnie skakał, wszystko dostawałam do ręki. A ja chciałam sama przejrzeć się w lustrze.

Pozwoliłam pielęgniarkom przyprowadzić ludzi z karate - byłam im coś winna. Damien pokręcił nade mną głową, zostawił mi swoją kawę i poszedł. Paul zacisnął usta i pół godziny siedział z przedziwnym zgnębieniem w oczach. James przyszedł oznajmić, że on i Gemma w końcu się pobierają i że oficjalnie mnie zapraszają na swoje wesele, pod warunkiem że nie zrobię jakieś kolejnej głupoty. Nick wykłócił się z pielęgniarkami o prawo do zbadania mnie i kilka minut parskał na moje niskie ciśnienie. Chris poklepał mnie po ręce i długo milczał - pokrzepiająca, dobra cisza.

Krisa jednak nie chciałam widzieć, choć zdawałam sobie sprawę, że cały czas czeka, żeby mnie zobaczyć. Wiedziałam, że jeśli spojrzę mu w oczy, nie zdołam wymyśleć żadnej zgrabnej wymówki, że będę musiała powiedzieć mu prawdę. A ta była zbyt pokręcona, nawet jak na nasze standardy.

Słuchając swojego przyspieszonego, świszczącego oddechu, zacisnęłam palce prawej dłoni na krawędzi zlewozmywaka i spojrzałam w lustro. Moja twarz nie zdradzała, co się stało dwa dni wcześniej - tylko pod lewym okiem miałam małego siniaka. Byłam blada jak ściana, co zauważyłam już przed spotkaniem z ostrzem noża - w ciągu ostatnich tygodni nie dosypiałam. Moje dziecięce rumieńce, które zawsze doprowadzały mnie do szału i które sprawiały, że każdego dnia starannie zamazywałam je pudrem, zniknęły. Utrata półtora litra krwi z pewnością nie pomogła..

- Lina!

Głos pielęgniarza przywrócił mnie do przytomności. W pośpiechu odwróciłam się do drzwi i straciłam równowagę. Jason podtrzymał mnie w ostatniej chwili, urażając przy okazji mój bok. Skręciłam się i upadłam na podłogę.

- Oszalałaś?! Nie możesz chodzić! Poczekaj, pójdę...

- Pomóż mi wstać. Proszę.

Zacisnął usta - oboje dobrze wiedzieliśmy, że powinien pójść po drugą osobę z personelu, przynieść wózek i przetransportować mnie na łóżko. A potem dokładnie wszystko opisać. Wciąż z tym samym wyrazem twarzy przyklęknął przy mnie i zanim się zorientowałam, co robi, wsunął jedną rękę pod moje kolana, drugą pod plecy. Uniósł mnie jakbym ważyła nie o dwadzieścia kilo za dużo, ale o trzydzieści za mało i delikatnie ułożył mnie na prześcieradle. Sprawdził opatrunek, po czym dokładnie przykrył mnie kocem.

- Mnie tu nie było - powiedział czysto. -Nic nie widziałem.

Chciałam wzruszyć ramionami, ale wolałam nie ryzykować. Kiedy wyszedł, przypomniała mi się wizyta policji. Na potrzeby protokołu udawałam słabszą niż byłam w rzeczywistości, zdławionym szeptem odpowiadając na ich pytania. Bez sensu zresztą. Dobrze wiedzieli, że trenuję karate, ale poza tym dalej byłam młodziutką dziewczynką, blondynką o wzroście metr pięćdziesiąt sześć. Przynajmniej tyle mi się udało.

- Lina?

Maszyna, do której podłączył mnie Jason, zaprotestowała głośnym piskiem; na sam dźwięk głosu Krisa moje serce zwariowało. Spojrzał szybko w monitor - ostatecznie doskonale wiedział, co oznaczają wszystkie parametry. Zaciskając zęby, sięgnęłam do wyłącznika. Dopiero potem odwróciłam się do Krisa. Stał w drzwiach nieruchomo, jakby ktoś powstrzymywał go przed wejściem. Gdybym nie wyłączyła aparatury, w tej chwili do pokoju wbiegłoby z pięć pielęgniarek - moje serce na moment przestało bić. Jego twarz... Boże, wyglądał jak tamtego wieczoru w pubie, kiedy zobaczył mój przekrwawiony rękaw - jakby tylko sekundy dzieliły go od wybuchnięcia płaczem.

- Zoe? - wydyszałam. Kris zmarszczył brwi. -Wszystko w porządku?

Jego twarz na moment się skurczyła, po czym z pewnym trudem wygładziła. Pokiwał głową. Dygocząc, splotłam palce.

- Jak się tu dostałeś?

- Musiałem cię zobaczyć. Mówili, że jesteś bardzo słaba...

- Nie kłamali - powiedziałam, chociaż pielęgniarki przesadzały - na moją wyraźną prośbę.

- Wiem.

Otworzyłam usta, ale musiałam wyglądać wyjątkowo kiepsko - a może Kris też nie był gotów na tę rozmowę, bo błyskawicznie przyskoczył do mojego łóżka i klęknął obok.

- Ciii, nic nie mów. Nic nie mów. Nie męcz się.

Otulił moje palce swoją ciepłą dłonią. Czy trzymaliśmy się za ręce? Nie wiem. On trzymał mnie - ja nie ściskałam, od czasu do czasu tylko lekkim drgnięciem mięśni dawałam mu do zrozumienia, że wciąż czuję jego dotyk. Bałam się odwzajemnić uścisk, bo chociaż to nie znaczyło dosłownie nic, poczułam falę pragnienia. Bałam się, że jeśli przełamię wewnętrzny opór, w następnej chwili rzucę mu się na szyję.

Nie wiem, ile czasu tak minęło - czasu, który zdawał się nie istnieć, odmierzany nie sekundami na zegarze, ale temperaturą mojej dłoni, która wzrastała im dłużej Kris mnie ściskał.

I nagle coś do mnie dotarło - fakt, dla innych być może bez znaczenia, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń. Momentalnie, w ułamku sekundy, zalałam się łzami. Kris, nie rozumiejąc, szarpnął mnie za rękę, potem złapał za łokieć, odgarnął włosy z twarzy, wciąż pytając, wpatrując się we mnie przerażonymi oczami.

Praktyki. Bez ich zaliczenia nie miałam szans na zakończenie roku. Leżąc w szpitalu, nie miałam szans na ich zaliczenie. Nie zaliczając praktyk, nie miałam szans na zdanie na drugi rok.
Wymamrotałam coś, co nawet dla mnie nie miało sensu, ale Kris zrozumiał - zrozumiał, bo wiedział to, czego nie dopowiedziałam - teraz, kiedy uczelnia była naszym jedynym punktem kontaktowym, jeśli obleję rok... Coś dziwnego mignęło w jego oczach - pomyślałam, że rozstanie ze mną jest dla niego równie trudne jak dla mnie wykopanie go ze swojego życia.

- Nie martw się. Lina! - ścisnął moje palce tak mocno, że o mały włos ich nie wyszarpnęłam. -Teraz martw się swoim zdrowiem. I niczym innym. Na pewno nie szkołą. Słyszysz?

Pokiwałam głową, ale bez serca. Nie potrafiłam się już skupić na nim, wpadłam w nastrój samoużalania się. Kris wyczuł to, bo wyszedł po dziesięciu minutach. Skamlając z bólu, ryczałam do wieczora.

***

Kris musiał obserwować salę z daleka, bo wsunął się do niej dosłownie kilka sekund po tym, jak moja mama poszła do domu. Przez ostatni tydzień odwiedzał mnie codziennie, ale nie rozmawialiśmy już o studiach. Nie zadał mi też żadnego z pytań, których się spodziewałam, na które czekałam. Z jednej strony się tym cieszyłam - bo odpowiedź za bardzo by zabolała nas oboje. A z drugiej - Kris zazwyczaj był tak ciekawski, że jego dziwne milczenie doprowadzało mnie do szału.

Miałam już dość leżenia w łóżku, więc kiedy tylko nikt nie patrzył, wyskakiwałam na fotel. Usiadł obok, dotykając mnie ramieniem. Ostatnio mówił coraz mniej, a ponieważ ja nigdy nie należałam do gaduł, czesto zapadała cisza. Dobra, poważna cisza. Nie ciążyła nam, ale jednak - po pewnym czasie zaczęła mnie niepokoić. Wyczuwałam w niej jakieś prądy, inne niż do tej pory, bardziej intensywne, groźniejsze w konsekwencjach.

- Jak się goisz? - spytał, na ułamek sekundy kładąc dłoń na moim udzie. Choć był to całkiem niewinny dotyk, dziwne mrowienie rozeszło się po moim ciele.

- Goję. Jakoś.

Wyjął nintendo, ja zajęłam się książką. Nie na długo jednak. Minęło najwyżej pięć minut, jak rzucił grę na łóżko i odwrócił się do mnie.

Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale gwałtownym, dziwnie rozpaczliwym ruchem, wplótł palce w moje włosy, związane w niedbały kok na karku. Tym razem, choć szybki, był dla mnie za wolny.

Miałam dość czasu, żeby go odepchnąć, żeby samej się odsunąć, wstać, żeby wsunąć dłoń między nasze usta. Mogłam wymyślić setki innych sposobów na to, jak nie dopuścić do tego, co robił.

Mogłam, ale tego nie zrobiłam. Za bardzo pragnęłam znowu poczuć jego usta na swoich. Chciałam tego tak bardzo, że po raz pierwszy świadomie wyrzuciłam z głowy myśli o tym, co dobre, co prawdziwe. Nie pomyślałam, jakim dupkiem jest on, jaką suką okazuję sie ja.

Zamiast go odepchnąć, oparłam dłoń na zagięciu jego szyi. Zamiast samej się odsunąć, odwróciłam się całym ciałem do Krisa. Zamiast zapobiec pocałunkowi, oddałam go całą sobą. Był niezręczny - siedzieliśmy obok siebie, więc musieliśmy się dziwnie wyginać. Nie znaliśmy też swoich ust - to nie były wargi, które on znał, które całował codziennie.

Tym razem to on pierwszy się cofnął. Nie spojrzał mi w oczy, ale to już nie był wstyd, zmieszanie, przerażenie, które opanowało nas tamtego pierwszego wieczoru. Poczułam dziwne, radosne podniecenie, które towarzyszyło zwykle spożywaniu zakazanego owocu.

Nagle dotarło do mnie, że to, co czuję do Krisa - bez względu na to, co to jest - nie ma najmniejszego znaczenia. Czy to zauroczenie, po prostu inne, dziwniejsze od poprzednich, czy głęboka przyjaźń zatruta pożądaniem, czy może nawet coś poważniejszego, prawdziwszego? Na siłę próbowałam nadać emocjom nazwę, wierząc, że to wszystko ułatwi. Ale czy to-to-to coś między nami, cokolwiek by to nie było - mogło w jakikolwiek sposób stać się prostsze?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 16.03.2011 07:47 · Czytań: 1149 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Elwira dnia 18.03.2011 23:48
Dużo tu bólu i walki. Już nie fizycznej, ale uczuciowej. Lubię takie klimaty. Chociaż postępowanie Krisa jest dla mnie taką zagadką, że chyba nigdy jej nie rozwikłam, to lubię zagłębiać się w Twoje teksty. Wchodzę w ich klimat, wierzę w świat, ufam postaciom. No... i jest ciekawie :)
Pozdrawiam.
lina_91 dnia 19.03.2011 00:16
Eh, wiem ze latwiej to traktowac jak fikcje, ale slowo daje, sama chcialabym wiedziec, co sie dzieje w jego glowie...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
gitesik
10/04/2024 18:38
przeczytać tego wiersza i pozostawić bez komentarza. Bardzo… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty