Były sobie małe drzwiczki w ścianie. Jednej z tych, które należały do Właściciela. Zwykłej ścianie. Zwykłe drzwi, tyle że bardzo małe. Ściana nie wyróżniała się niczym charakterystycznym. Kilka obrazów, regał z książkami, trzy kontakty. Pojedyncze. Właściciel nie lubił parzystych dni i wszelkich konsekwencji, jakie ze sobą niosą. Mieszkał sam. Czasami z psem i kotem. Pies był chwilowy i śniony, a kot mało sprecyzowany. Szczęśliwie dla Właściciela zwierzęta pojawiały się zawsze razem, mimo że nadchodziły z zupełnie innych jaźni. W każdy piętnasty dzień miesiąca maleńkie drzwiczki uchylały się, po czym, po krótkiej chwili zamykały. Właściciel odkrył je przypadkiem. Ale sam nigdy ich nie otwierał ani nie zaglądał co skrywają. Odkrył je kiedy zmieniał umeblowanie w mieszkaniu, które odziedziczył po swojej zmarłej matce. Ładne mieszkanie. Brzydka śmierć. Kobieta była bardzo drobną i chudą istotą. Ważyła tyle co nic i uparcie spała, wbrew temu co sądzi się o starszych ludziach, że nie potrzebują wiele snu, wstają o świcie i nie mogą zasnąć do późnych godzin. Sen był celebracją ostatnich lat jej życia. Jak się okazało, również ciała. Pech chciał, że pewnego dnia Właściciel postanowił sprawić swojej mamie nowy materac, mimo jej szczerych i definitywnych odmów. Położyła się na nowo, ale po raz ostatni. Materac pochodził z jakieś trefnej serii, i po kilkudziesięciu minutach sprężyny rozerwały ciało kobiety na strzępy. Bez żadnego oporu. Ciało staruszki było niczym wiekowy żagiel, który już ostatnimi siłami wytrzymuje napory życia. Naporu sprężyn nie wytrzymało.
Mimo wyrzutów sumienia, które niemal codziennie trapiły Właściciela, postanowił, że zamieszka w miejscu, które całkiem niedawno pochłonęło jedną z najbliższych mu osób. Nawet materac kupił tej samej firmy, z nadzieją, że sprawiedliwości stanie się zadość i sprężyny wykonają wyrok. I czekał. Cierpliwie. Tydzień, miesiąc, rok, dwa...Widać trafił dobrą serię. To właśnie wtedy, po trzech latach zaczęły się odwiedziny psa i kota.
Materac był stabilny. Jako jedyny w tym mieszkaniu. Wszystkie możliwe do przesunięcia meble i przedmioty systematycznie zmieniały swoje położenie. Średnio raz na miesiąc. Właściciel brał wolne w pracy i przestawiał sprzęty. Ta ceremonia skończyła się wraz z odkryciem małych drzwiczek. Po prostu wiedział, że na tym koniec. Czuł to całym sobą, drżeniem podłogi, przygasającym światłem i sinym powietrzem. Zwierzęta niegdyś goszczące niemal co tydzień u Właściciela, przychodziły coraz rzadziej. Im dłuższe były przerwy ich odwiedzin, tym szerzej się otwierały małe drzwi. Co miesiąc o kilka milimetrów, jak przypuszczał. Podłoga wydawała z siebie pulsacyjne, niskie tony. Światło trudno było już określać tym mianem. Było oślizgłe i chłodne. Powietrze przestało przynosić oddechy. Teraz Właściciel musiał o nie walczyć, z każdym dniem coraz ciężej.
30 stycznia minęły dwa lata odkąd pies i kot pojawili się po raz ostatni. Właściciel miał wrażenie, że grzęźnie w podłodze i czuje lodowate, świetliste chłosty na swoim ciele. Powietrze zdawało się smołą. Chwilę później padł martwy. Drzwiczki otworzyły się do końca. Z małej czarnej przestrzeni, do której dostępu chroniły, wyszło małe dziecko. Rozejrzało się po mieszkaniu i stwierdziło, że tu zostanie. Wszystko uporządkuje od nowa.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Algun Vedono · dnia 18.03.2011 11:04 · Czytań: 904 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: