Ruszyłem w stronę domu babci. W końcu, gdy byłem już przed blokiem, w którym mieszkała kobieta, uderzyła mnie pewna myśl. Szczerze mówiąc dziwię się, że przyszła tak późno, ale dziś jestem taki dziwnie beztroski. Ten stan jednak minął, a ja zawahałem się, czy pukać, czy też nie robić tego i po prostu sobie iść. Dzielnie jednak starałem się bronić tego co wczoraj postanowiłem i zapukałem. Drzwi po chwili otworzyły się, a w nich oczywiście stał młodzieniec, który od razu zmierzył mnie swoim zimnym wzrokiem. Jego czarne oczy były, jak studnia bez dna. Odważyłem się w nie zajrzeć, chcąc rozszyfrować młodzieńca, ale ta próba była bezskuteczna.
- Czego tutaj szukasz brudasie?! – wypalił do mnie Wojtek.
- Przyszedłem do twojej babci.
- Jej niestety nie ma! – krzyknął i już miał zamykać drzwi, gdy nagle usłyszałem głos staruszki mówiący spokojnie:
- Kto to do nas przyszedł Wojtusiu?
Chłopak spojrzał na mnie bykiem i odsunął się od drzwi, nie mówiąc nic. Dał mi w ten sposób do zrozumienia, że nie jestem tu mile przez niego widziany.
- O to pan! – wykrzyknęła radośnie kobieta, widząc mnie stojącego w drzwiach. Ja również ucieszyłem się na jej widok, ale było to uczucie nieco stłamszone przez niechęć chłopca.
- Dzień dobry. – powitałem kobietę spokojnym głosem.
- Witam! Witam pana. – obejrzała się do tyłu na swojego wnuczka, który nie chcąc mnie oglądać, poszedł do drugiego pokoju. – Wojtek chodź poznaj pana... – urwała kobieta i spojrzała na mnie uświadamiając sobie, że nie wie, jak mam na imię. Widząc to dopowiedziałem:
- ...Grzegorza.
- No właśnie chodź poznać pana Grzegorza, który pomagał mi przez kilka dni, gdy ciebie nie było.
Młody nawet nie drgnął by wyjść do mnie i się zapoznać. Miał to zwyczajnie w dupie. Kobieta poczuła wstyd za swojego wnuczka, choć jak dla mnie wnuczek to bardzo delikatne określenie i bądź co bądź w ogóle nie pasuje do tego gnojka. Lepszym określeniem było by wnuczor lub inne ostre określenie wyrażające niedobrego wnuczka, które dla tej właśnie chwili można by stworzyć.
- My już się poznaliśmy. – powiedziałem nieco ironicznie, nie chcąc by staruszka z mojego powodu przesadnie się gimnastykowała. Zresztą wydawało się, że chłopiec i tak nie zareaguje na jej prośbę.
- Nie, nie tak to nie będzie! Wojtek proszę tu natychmiast przyjść! – wykrzyknęła kobieta i muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego, że z tej osóbki może wykrzesać się tyle energii.
Ku mojemu zdziwieniu do kuchni wszedł chłopak. Stanął przede mną wyciągnął rękę i powiedział ze złośliwym uśmieszkiem na gębie drwiącym tonem:
- Witam szanownego pana Grzegorza. – z każdym jednym słowem z jego ust wylewał się jad, czy kwas sam nie wiem, ale było tego po prostu mnóstwo. W sumie to nie wiem skąd w nim tyle nienawiści, a już w szczególności do mnie.
- No i od razu lepiej. – powiedziała babcia z ulgą choć dało się wyczuć, że nie jest w pełni usatysfakcjonowana tym co zaprezentował jej wnuk. Chłopak spojrzał w jej kierunku i nie mówiąc nic, rzucił się na kanapę by tam w spokoju leżeć i oglądać coś w telewizji.
- Przepraszam za niego. Tak naprawdę to jest dobry dzieciak. Często po prostu brakuje mu rodziców, a wtedy właśnie zachowuje się, jak rozkapryszony bachor. – mówiła zasmucona pani starsza – Ja już chyba nie mam dość siły by móc go wychować.
Spoglądałem na staruszkę, która była na skraju płaczu. Być może to właśnie był powód dla, którego kobieta modli się i płacze nocami. Nie ośmielałem się zabrać głosu, bo tak naprawdę co mogłem powiedzieć? Miałem rzucić jakimś lipnym tekstem z serii „to musi być bardzo trudne dla pani”, czy też może innym „przykro mi, ale wierze, że sobie z tym poradzi”? Przecież to są jakieś przereklamowane teksty, które nijak się mają do życia. Ja w takiej sytuacji wcale nie poczuł bym się lepiej, gdyby ktoś mnie pocieszał takimi słowami, dlatego też postanowiłem milczeć, bo przecież lepiej jest być cicho, niż sypać jakimi komercyjnymi hasłami.
- No nic trudno, chodź na ogródek, bo dziś też jest tam kilka rzeczy do zrobienia. – powiedziała przecierając z twarzy łzy.
Chwilę później wyszliśmy z mieszkania i skierowaliśmy się w stronę działki. Kobieta milczała. Nie wiem o czym myślała, ale jedno było pewne przygniatało ją to mocno. W końcu powiedziała do mnie w swoim stylu, czyli pełna spokoju:
- Doszłam dziś do wniosku, że ja nic o tobie nie wiem.
- Ja o pani też nie wiem za wiele, ale wiem, że jest pani dobrą osobą. – po tych słowach staruszka spojrzała na mnie tak, jakby chciała się doszukać w moich słowach jakiegoś podtekstu lub braku szczerości. Nie mogła nic takiego znaleźć, bo to co mówiłem było w pełni odpowiadało temu co myślałem. Gdy staruszka doszła do tego właśnie wniosku spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szczerze.
- Ja dokładnie to samo pomyślałam o tobie już w pierwszym dniu, gdy do mnie przyszedłeś. Nie każdy by tak zrobił.
- Pani zrobiła coś co może i dla innych błahe by się mogło wydawać - okazała mi zwyczajnie, bezinteresowną dobroć. Dawno już czegoś takiego nie doznałem.
- Dużo w życiu przeszedłeś, prawda?
- Trochę tego było, ale wydaje mi się, że jest to niczym w porównaniu z tym co pani przeżyła. – nie zauważyłem nawet kiedy, a zacząłem ze staruszką rozmawiać jak ze starym przyjacielem - bez żadnych cenzur dla niewtajemniczonych.
- Każdy niesie na plecach pewien bagaż wspomnień, tych dobrych i tych złych, czyż nie?
- Tak właśnie jest. – potwierdziłem.
Zapanowała między nami cisza, którą przerwała starsza pani, mówiąc pełnym ciekawości i chęci głosem:
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Nie ma co opowiadać. – próbowałem się wykręcić.
- Jak to nie ma, przecież każdy ma swoją historię, prawda?
- Prawda, ale moja jest niesamowicie nudna i zapewne nie chce jej nikt słuchać.
- Jakbym nie chciała słuchać to bym nie prosiła byś mi ją opowiedział, czyż nie? – tymi słowami kobieta mnie zagięła i muszę przyznać, że nie miałem innego wyjścia, jak po prostu opowiedzieć o sobie czego chyba gdzieś tam w głębi pragnąłem. Jak się nad tym zastanowić to chyba jeszcze nigdy nikomu nie opowiedziałem swojej historii. Nic w tym dziwnego, biorąc pod uwagę to, że od kilkunastu lat jestem samotny.
- No dobrze opowiem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Pani będzie musiała powiedzieć mi dlaczego jest w pani tyle smutku. To jak umowa stoi?
Babcia spojrzała na mnie analizując moją propozycję. Po chwili jednak wahając się nieco powiedziała spokojnie:
- Stoi.
Chwilę potrzebowałem na to by zebrać myśli. Może to i śmieszne, ale nie wiedziałem od czego zacząć, a więc po prostu postanowiłem opowiadać swoją historię od korzeni, czyli od tego jak się narodziłem. Zacząłem:
- Urodziłem się na wsi i tam też wychowywałem się. Rodziców miałem dobrych, choć szczerze mówiąc niewiele ich pamiętam, bo gdy miałem osiem lat oni zginęli w wypadku samochodowym. Ponoć pozostaje w pamięci to co złe, a więc skoro nie mam złych wspomnień to chyba nie wyrządzili mi żadnej krzywdy. Moja mama była ciepła, opanowana i zawsze miała dla mnie jakieś niespodzianki. Ojciec był nieco surowy, ale nie da się powiedzieć o nim nic negatywnego. Był dobrym tatą. Od śmierci rodziców wychowywałem się w tej samej wiosce u chrzestnego, którym był brat mojego ojca. – przerwałem na chwilę by spojrzeć na babcie, jak ona odbiera moją historię, bo być może opowiadam to wszystko zbyt smutnie, a nie chcę by kobieta litowała się nade mną. Ona jednak patrzyła na mnie normalnie. Chyba wiedziała, że nie życzę sobie litości i innych takich. W sumie nie trudno było to wywnioskować biorąc pod uwagę, że mówiłem o tym w taki sposób, jakbym czytał jakąś książkę naukową, całkowicie wyzbywając się uczuć. Może być też tak, że staruszka spodziewała się czegoś o wiele gorszego i dlatego to, o czym się dowiedziała nie zdziwwiło jej. Kontynuowałem:
- U wujka nie było źle, ale trzeba przyznać, że mimo tego, że się starał jak mógł nie był w stanie w pełni zastąpić mi tego co straciłem i chyba nie mógł mnie kochać tak, jak kochał swoich synów. To wszystko kazało mi szybciej dojrzewać. Zawsze byłem odludkiem. Wolałem ciszę i spokój. Rówieśnicy uważali mnie za dziwaka, który zawsze szuka dziury w całym. Jakby na to z boku spojrzeć to może i mieli rację.
Ludzie tak mają, że to co inne krytykują. Nie ma jednak co się przejmować trzeba robić tak by żyć dobrze i w zgodzie z własnym sumieniem. No i tak właśnie robiłem. W tej samej wiosce była dziewczyna, w której się zakochałem. Ja również nie byłem jej obojętny. Pasowaliśmy do siebie choć było coś co nas różniło. Ja czułem, że muszę zmienić świat, a ona po prostu chciała być ze mną. Chciała żyć normalnie - mieć dom, dzieci i wspólną starość. Ja czułem, że muszę więcej. Bez wątpienia to była miłość. W pewnym momencie wyprowadziliśmy się do miasta i zaczęliśmy życie razem. Nie zrobiliśmy tego bez powodu - chcieliśmy uciec stamtąd. Jak się później okazało Karolina była w ciąży... – urwałem by opanować emocje, bo te zaczęły mną rządzić. Chciałem sobie wszystko na spokojnie poukładać. Wtedy staruszka najwyraźniej zainteresowana moim opowiadaniem zapytała:
- Jak to się później okazało? Nie wiedziałeś o tym wcześniej?
- Nie wiedziałem.
- Ale jak mogłeś nie wiedzieć o tym, że będziesz ojcem? Żona ci tego nie powiedziała?
- To jest nieco skomplikowane, bo zaraz po ślubie coś zaczęło się ze mną dziać i poczułem coś takiego co kazało mi odejść i szukać. Karolina kochała mnie, a więc pozwoliła mi odejść. Rozumiała to, ale żeby mnie nie zatrzymywać zataiła przede mną ciążę.
- Odszedłeś? – zapytała bardzo zdziwiona kobieta – A odnalazłeś to czego szukałeś?
- Zagubiłem się totalnie i do dziś błądzę. – powiedziałem nie ukrywając przykrości.
- No dobrze, ale przecież mogłeś wrócić, prawda? Skąd wiesz, że masz syna? Widziałeś się z żoną?
- Do pewnego momentu owszem mogłem wrócić, ale minęło kilka lat w ciągu których stoczyłem się na społeczne dno. Nie mogłem takim pokazać się Karolinie. Znaczy się zdobyłem się na odwagę, ale gdy wróciłem do miasta okazało się, że mam syna, który ma już prawie dziesięć lat. To był szok tak wielki, że nie byłem w stanie tak po prostu stanąć w drzwiach i powiedzieć „kochanie to ja” i w dodatku wejść do mieszkania wziąć swojego syna i powiedzieć „oto ja twój tata”, przecież to by było niedorzeczne. Chyba to rozumiesz, prawda?
- Prawda, nie było by to łatwe, ale co to znaczy, że stoczyłeś się na dno?
- No, a gdzie ja teraz jestem?
- Jesteś dobrym człowiekiem, a to jest coś co najbardziej cieszyło by twoją żonę, przecież ona cię kocha i tęskni. Może razem byście jakoś wszystko poukładali.
- No dobrze może i ma pani rację, ale ja po prostu nie mogłem wrócić i pokazać, że nikim będąc stałem się jeszcze większym zerem. – tłumaczyłem ze smutkiem w głosie. Bez problemu można było wyczuć, że zaplątałem się przemierzając setki różnych dróg.
- W pewnym sensie potrafię cię zrozumieć, ale tak naprawdę im dłużej będziesz zwlekał, tym większe będziesz miał zaległości, a czas płynie nieubłaganie.
Kobieta miała w pełni rację, ale tak naprawdę nie wszystko było, aż takie proste, a przynajmniej nie dla mnie.
- A próbowałeś nawiązać jakikolwiek kontakt z Karoliną?
- Tak, ale za każdym razem tchórzyłem. W sumie odważyłem się raz, ale ona mnie wtedy nie rozpoznała. Wcale jej się nie dziwię. Może już o mnie zapomniała?
- A ma kogoś innego?
- Nie wiedziałem jej nigdy z innym mężczyzną, ale kto wie może i tak by było lepiej dla niej, i chłopca.
- A wiesz jak ma na imię twój syn? – pytania babci stawały się coraz bardziej bolesne dla mnie.
- Wiem. Często przyglądam się mu jak bawi się na podwórku ze swoim kolegą Markiem. Na imię ma Piotr.
- Ale on ciebie nie widział?
- No nie widział... – miałem dość tych pytań. Za dużo było tego wszystkiego na tą jedną chwilę. – Nie mówmy już o mnie. Teraz niech pani powie mi co powoduje ten smutek?
Staruszka spojrzała na mnie tak, jakby chciała się upewnić, czy jest w stanie uciec od udzielenia odpowiedzi. Ja jednak nie odpuszczałem co zauważyła kobieta, dlatego zaczęła mówić:
- Wiesz wiele w swoim życiu przeżyłam. Jak byłam młoda trwała wojna. Udało się mi przeżyć. Całe szczęście, że byłam dzieckiem, dzięki temu słabiej rozumiałam i zdecydowanie mniej pamiętam. Żywioł jednak zabrała mi ojca. Dojrzałam, założyłam rodzinę i wychowałam trójkę dzieci. Pochowałam męża, a później córkę i jej męża, a pod moją opieką pozostał mi ich syn, czyli Wojtek. Wcześniej jakoś było, ale od roku można powiedzieć, że się ze sobą męczymy, bo wiesz ja już chyba nie mam siły na wychowywanie następnego dziecka. Szczególnie, że chłopakowi brakuje ojcowskiej ręki. Po ich śmierci naprawdę zaczął się gubić, a w jego oczach pojawiła się taka przerażająca pustka. Zaczął prowadzać się z takimi chłopaczyskami i łobuzować, ale on tak naprawdę jest zupełnie inny. Jest czułym, delikatnym i mądrym chłopcem, ale ja chyba nie jestem w stanie go naprowadzić na dobrą drogę. Ja po prostu czasem nie mam już sił.. – tu głos kobiety się załamał, a ona znów była na pograniczu płaczu.
- Nie jest chyba aż tak źle, prawda?
- No nie jest, ale zaczyna być coraz gorzej, odkąd on zaczął dojrzewać.
- W sumie co tu dużo mówić poczułem to na własnej skórze.
- No właśnie za co najmocniej, jak tylko mogę cię przepraszam. – powiedziała staruszka z wielką skruchą.
- No dobrze rany się zagoiły. – powiedziałem tak by choć troszeczkę ulżyć kobiecie i ściągnąć z jej ramion ciężar, który nosi. Choć tak naprawdę oprócz bólu fizycznego było sporo bólu psychicznego, ale można powiedzieć, że teraz jest już w miarę dobrze.
- No to cieszę się, ale to nie zmienia faktu, że Wojtek robi rzeczy złe.
- To prawda, ale może on z tego wyrośnie jeszcze. Może przechodzi jakiś okres buntu, a to dość normalne dla chłopców w jego wieku, że mało myślą, a więcej machają rękoma. – starałem się to wszystko jakoś wyjaśnić, ale ona była czujna i ustrzeliła mnie pytając:
- Czemu nie jesteś ze mną szczery?
Kurcze staruszka czytała mnie jak książkę. Nie mogłem nic zrobić tak by ona nie zauważyła, że oszukuję lub coś ukrywam. Dlatego nie pozostało mi nic innego, jak po prostu odpowiedzieć szczerze:
- Nie odpowiadam szczerze by nie sprawiać pani więcej bólu.
- Twój brak szczerości też boli.
- No domyślam się, ale jeśli pani chce mogę mówić dokładnie jak myślę.
- Tak właśnie chcę.
- Tak, więc dobrze, jeśli chodzi o Wojtka to może i jest dobrym chłopcem, ale ja tego jeszcze nie miałem najwyraźniej okazji zobaczyć. Jak mnie bił to nie zdawał się być szczególnie czuły, a gdy na przykład wczoraj i dziś do widziałem to zachowywał się mało grzecznie. Z innej znów strony nie jestem ekspertem w sprawie wychowywania dzieci. Mam syna, o którego istnieniu dowiedziałem się, gdy on miał już dziesięć lat. Jeszcze nigdy z nim nie zamieniłem słowa, a co dopiero mam się wypowiadać o jego wychowaniu.
- Może i masz małe doświadczenie w wychowywaniu, ale przecież widzisz jak jest i możesz to ocenić, właśnie o to mi chodzi. A tak swoją drogą może nieco podszkolisz się przy Wojtku, a później spróbujesz wreszcie być ojcem dla swojego syna.
- Gdyby to było takie proste, jak się mówi. – powiedziałem zrezygnowany, bo w sumie sam plan mi odpowiadał, ale trochę trudniej było o jego wykonanie.
- Nic nie jest, aż tak proste. No chyba, że mówisz coś po niemiecku. – trzeba przyznać, że ten żart nieco mnie rozśmieszył biorąc po uwagę, że w języku niemieckim mają najdłuższe słowa, a więc może i czasem łatwiej by było zrobić, niż powiedzieć. Mniejsza o szczegóły. Staruszka mówiła dalej:
- Należy jednak próbować, jeśli tego nie zrobisz to nie będziesz wiedział, czy dałbyś radę.
- No dobrze ja to wszystko wiem, ale co ja mogę zrobić? Pani wnuczek nie przepada za mną, a więc raczej trudno będzie z nim w ogóle przebywać, a co dopiero rozmawiać i wychowywać. – starałem się jakoś to kobiecie wyjaśnić, ale ona upierała się przy swoim mówiąc:
- Po prostu spróbuj wtedy powiesz, czy dało radę, czy nie.
Przemilczałem to, bo chyba nie byłem gotowy na jakiekolwiek deklaracje. Nie chciałem zawieść kobiety, ale znów nie mogłem podjąć decyzji, której nie będę później w stanie przełożyć na czyny. Sam już nie wiem co jest lepsze. Chłopak mnie nie lubi o ile nie gorzej, a więc biorąc pod uwagę ten aspekt już na starcie jestem na pozycji straconej. Choć z innej znów strony zacząłem w środku, jakby dojrzewać do tego by wrócić do domu, by stać się ojcem dla swojego syna, który nawet nie mam pojęcia, czy wie o moim istnieniu. Może kobieta miała rację. Może to już czas by wrócić do domu? Sam nie wiem to wszystko było zagmatwane i trudne. Miałem wielkie zaległości i prawda była taka, że należało je odrabiać, a więc może opłaca się spróbować zdobyć trochę doświadczenia przełamując lody w sprawie Wojtka.
- A ty co tak zamilkłeś?
- A jakoś tak myślę nad tym wszystkim.
- I co za dużo od ciebie wymagam, prawda? Jestem w końcu obcą kobietą, a radzę jakbyśmy się znali od zawsze.
- Nic nie szkodzi. Rady są dobre, ale nieco trudne do wykonania. – mówiłem to z żalem w głosie, który bez wątpienia był jak najbardziej autentycznym. Bolało mnie to jak mało mogę lub to, że tak bardzo się boję podjąć próbę. Widziałem jednak, że muszę, a więc już można powiedzieć, że czegoś dokonałem. Teraz trzeba iść dalej krok za krokiem.
- Mam nadzieję, że jakoś ci się uda, bo wiesz, mimo tego wszystkiego co przeżyłam. Pochowałam dość dużą cześć swojej najbliższej rodziny, ale te chwile, które z nimi spędziłam są bezcenne i za nic na świecie bym ich nie zamieniła, a już na pewno nie na samotność i mimo, że tak marudzę na Wojtka to bardzo go kocham i cieszę się, że mam chociaż jego. – mówiła kobieta wykazując z każdym jednym słowem jak bardzo czuje to co mówi.
- Kiedyś lubiłem samotność, dziś chyba zaczyna mi ona coraz mocniej doskwierać.
- Sam widzisz czego pragniesz.
W takim właśnie momencie chciałem powiedzieć to co już kilka razy powtarzałem: „wszystko jest łatwe jak się mówi lub myśli, prawdziwa trudność zaczyna się gdy trzeba to zrobić”. Powstrzymałem się jednak by uniknąć mówienie w kółko. Kobieta miała rację i ja sam o tym wiedziałem, ale od wiedzy do spełnienia jeszcze kawał drogi. Czułem, że powinienem tą drogą właśnie się udać.
- Wie pani co? Dziękuję za rozmowę. Teraz muszę dużo nad tym pomyśleć, bo sama pani przyzna, że jest nad czym, prawda?
- Tak masz rację. Nie można nic robić na siłę. Trzeba wszystko poukładać i być gotowym na to co chce się osiągnąć. – staruszka przyznawała mi rację. Ona już chyba też nie chciała dalej ciągnąć tego tematu.
- Dziękuję mimo wszystko za rozmowę i teraz proszę mi powiedzieć co trzeba zrobić, bo gadamy i gadamy, a jeszcze nic nie zrobiłem.
- No, więc do przekopania jest ta oto grządka i to tyle na dziś. W sumie i tak już ci dość czasu zajęłam.
- Spokojnie ja czasu mam dużo.
Minęła godzina, a ja zrobiłem co miałem zrobić, więc zapytałem staruszkę:
- To wszystko?
- Tak, dziękuję ci bardzo to wszystko, a jutro jeśli przyjdziesz to będę cię prosiła byś mi poprzycinał tą wiśnię.
Moje myśli nie były jeszcze do końca poukładane, ale jakoś tak dość spontanicznie powiedziałem:
- Może jutro w takim razie weźmiemy na działkę Wojtka, to mi pomoże. Co pani na to?
Staruszka nie musiała nic mówić wystarczyło, że zobaczyłem na jej twarzy uśmiech, który był przecież wyrazem duszy.
- Bardzo mnie cieszy ta propozycja.
- W takim razie do zobaczenia jutro! – wykrzyknąłem i biorąc swoją kapotę ruszyłem w stronę furtki.
- Do zobaczenia jutro chłopcze! – pożegnała mnie kobieta.
Propozycja, którą złożyłem dała mi radość i spowodowała, że jednocześnie poczułem się jakoś źle. Z innej znów strony musiałem solidnie się zastanowić nad tym co i jak jutro zrobić. Bez wątpienia nie będzie łatwo, a więc trzeba być gotowym na każdy wariant. Starałem się jak mogłem by nie obarczać się nadmiarem pesymistycznych myśli. Rozważałem bycie po prostu sobą, ale nie wiem, czy to jest dobre rozwiązanie, biorąc pod uwagę to, że chłopak nienawidzi mnie – właśnie za to kim jestem. Są dwie opcje albo się zmienić pod chłopaka i dać mu się zobaczyć takim jakim on chce mnie widzieć, albo starać się przekonać go do siebie. Pierwszy wariant jest mało zgodny z tym co sam myślę, bo nie lubię udawać, ale znów drugi może chłopca zupełnie do mnie zniechęcić.
------ciąg dalszy nastąpi.......
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
nicekk · dnia 23.03.2011 08:12 · Czytań: 779 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: