Jaka jest etymologia kiczu? Rzeczownik skatchen - to od niego wszystko się zaczęło. Jako pierwsi używali go amerykańscy turyści, którzy zamawiali u niemieckich, jarmarcznych malarzy proste, sentymentalne obrazki - tzw. landszafty. Potem był verkitschen - drobny handel przy wykorzystaniu sprytu. I właśnie w tym sprycie, któremu przecież tak blisko do nieuczciwości i oszustwa tkwi diabeł. Gdyby utworzyć tutaj sylogizm doszlibyśmy do wniosku, że kicz jest kłamstwem. Ale przecież sylogizmy są fałszywe. Naprawdę?
Parking przed klasztorem na Jasnej Górze. Całkiem zresztą normalny, dwuczęściowy - połowa dla autokarów, na drugiej parkują samochody osobowe. Z autokarów wylewają się pielgrzymi, świeci słońce, jest ciepło. Pogoda w sam raz na zwiedzanie i może modlitwę.
PRZYSTANEK PIERWSZY - PRZEDKLASZTORNY KRAM
Wyruszamy w kierunku klasztoru. Przy wyjściu z parkingu dobiega nas dźwięk pieśni religijnej, co nie powinno dziwić. Oczywiście gdyby nie fakt, że do klasztoru wciąż jest kilkaset metrów, a muzyka zdaje się dobiegać zza rogu. I rzeczywiście dobiega. Okazuje się, że pieśń ma za zadanie przyciągnąć turystów do straganu z dewocjonaliami, którzy zwabieni modlitwą nie są w stanie odmówić zakupu którejś z pamiątek. A wybór jest duży: plastikowe obrazki świętych za trzy pięćdziesiąt, pięciocentymetrowy Chrystus na krzyżu za siedem złotych, Matka Boska pływająca w plastikowej kuli w otoczeniu brokatu i białego czegoś imitującego śnieg - osiem. Mieć na własność świętego - bezcenne.
Idziemy dalej. Krótko, bo drogę zastępuje nam dobrze ubrana kobieta koło pięćdziesiątki. Bez pytania przypina nam do kurtek plastikowe krzyżyki i informuje "5 złotych. Na renowację". Czego? Tego nie udaje nam się ustalić. Podobnie jak wyegzekwować dokumentu, który uprawniałby ją do zbiórki pieniędzy. Dla spokojnego sumienia, ale i trochę z ciekawości płacę, a w nagrodę do krzyżyka ze sztucznego tworzywa - gratis - obrazek z Matką Boską otoczoną różami i z tekstem jakiejś pieśni, oraz ożywione i grzeczne "Bóg zapłać". To miłe. Tym bardziej, że osoba za nami nie ma już takiego szczęścia i w odwecie za brak drobnych dostaje garść inwektyw, a wyrwana przez panią szpilka robi dziurę w kurtce.
PRZYSTANEK DRUGI - KAPLICA CUDOWNEGO OBRAZU
Bogato zdobiona Kaplica Matki Boskiej Częstochowskiej jest pierwszym, zresztą mocno oczywistym punktem naszej drogi. Wejście od dziedzińca, a dalej kaplica, w której jest odsłaniana wizytówka klasztoru - ikona Matki Boskiej Częstochowskiej. Obraz w drewnianej ramie przedstawia Matkę Boską z dzieciątkiem. Maryja ma rysę na policzku, którą kiedyś miał zostawić jeden ze szwedzkich żołnierzy podczas potopu.
Nie trudno więc dziwić się burzy sprzed ponad dwu lat, którą wywołała okładka czasopisma Machina. Zawierała zmodyfikowany częstochowski motyw, przedstawiający miast dzieciątka dziewczynę, której media przydały romskie pochodzenie. W tym kontekście to już uderzenie nie tylko w katolicyzm, ale - i może przede wszystkim - w historię i polskość. "Jesteśmy wstrząśnięci tym, że znów używa się Cudownego Obrazu Matki Bożej z Jasnej Góry do profanacyjnych przekształceń plastycznych i komercyjnych celów reklamowych" - można było wówczas przeczytać w komunikacie prasowym wydanym przez sanktuarium.
Wiele środowisk mówiło o pozwaniu Machiny do sądu. Przeciwny takiemu rozstrzyganiu spraw ze sfery sztuki jest ks. prof. Alfred Wierzbicki. Gdy wybuchła sprawa Doroty Nieznalskiej oskarżonej za kontrowersyjną wystawę, na której Jezusa przedstawiła z genitaliami, Wierzbicki na łamach Gazety Wyborczej stwierdził, że żadne dzieło nie może obrazić Pana Boga, tylko ludzi. Jego zdaniem w takich sytuacjach kodeks karny powinni zastępować krytycy, którzy mogliby nadać takiemu dziełu status chybionej prowokacji. I nie inaczej powinno być z Machiną.
W tym samym wywiadzie Wierzbicki przyznał że sporo dzisiejszej sztuki religijnej jest kiczem i że kiczowata estetyka wzmacnia takie postawy, jak brak tolerancji i otwartości, dewotyzm. Nie sposób nie zauważyć tu podobieństwa do sztuki totalitarnej z początku XX wieku w Niemczech. Wtedy nie akceptowano form nie wpisujących się w linię niemieckiej walki z kryzysem, napiętnowano "dziwaków" - dadaistów, surrealistów i naturalistów, a ich sztukę zestawiano z zepsuciem i dewiacją. Dzisiaj schedę propagandy sztuki totalitarnej przejmują kościoły, czego dowodzą afery wokół okładki popularnego czasopisma i wystawy Doroty Nieznalskiej, czy karykatur Mahometa.
PRZYSTANEK TRZECI - BAZYLIKA
My jako Kościół, który dopuszcza takie, a nie inne wystroje świątyń, odbierane powszechnie za kiczowate, popełniamy jakieś wykroczenie moralne - uważa ksiądz doktor Leszek Makówka na łamach Lubelskiego Kuriera. Doktor miał jednak na myśli najnowsze kościoły, w szczególności klasyczny już przypadek Lichenia i oczko w głowie polskich katolików - budowaną Świątynię Opatrzności. Klasztoru na Jasnej Górze wypowiedź nie dotyczyła.
A to dziwne, bo bazylika jest bogato zdobiona i dominuje w nim przerośnięta rzeźba baroku. Kiedyś przyciągała do kościoła nieznających łaciny, dzisiaj przed wartość religijną również wychodzą walory estetyczne, które kuszą setki turystów pojawiających się w Częstochowie każdego dnia. Czy można zatem zaszufladkować Jasną Górą w kategoriach kiczu ?
Możliwe, że takie działanie uzyskałoby status świętokradztwa. Przecież Jasna Góra to symbol historycznego zwycięstwa Polski, a dzisiaj zaadaptowane przez prawicę miejsce spotkań na szczycie. To również tutaj pamiętnego czasu swoje interesy załatwiali Giertych z Kulczykiem, a od święta pojawiają się prominentne dla polskiego kościoła postaci, jak dyrektor toruńskiej rozgłośni Tadeusz Rydzyk.
PRZYSTANEK CZWARTY - DEWOCJONALIA
Przystanek czwarty - ostatni. Wychodzimy na miasto od strony południowej, mijamy potężnego Kardynała Wyszyńskiego z kamienia i jesteśmy na miejscu. Spokojna uliczka, kilka barów na krzyż, turystyczne punkty gastronomiczne, a reszta to już dewocjonalia. Uwagę przykuwa długi targ błyszczący na złoto, ale swoje kroki kierujemy do sklepików. Miła pani proponuje nam popiersie papieża Jana Pawła II do ogródka z materiału syntetycznego. Tylko 600 złotych, a odporny na warunki pogodowe. Niestety jest tylko czarny. Mamy czerwonego grilla i źle by się komponował na imprezach rodzinnych. - A ludzie kupują? - Kupują - odpowiada miła pani.
Decydujemy się jednak na plastikową Matkę Boską z odkręcaną koronką - z przeznaczeniem na wodę święconą. Z powodzeniem jednak mogłaby się też sprawdzić jako bidon dla spragnionego rowerzysty, który dostał właśnie rower na pierwszą komunię. Kupujemy głównie dlatego, że to współczesny symbol sakralnego kiczu z licheńskim rodowodem. Mało tego. Licheńskie figurki ustawione w ostrosłup można było podziwiać na jednej z warszawskich wystaw sztuki współczesnej. Ale jak twierdził wybitny austriacki krytyk sztuki, Theodor Adorno: - Wszystko co jest lub było kiczem może stać się sztuką.
Potworek maryjny ma silnie niebieski kolor, a Matka Boska tylko z założenia jest do siebie podobna. Wykończeniem jest skaza, jaką pozostawiła na kreaturze maszyna - wyraźnie widać miejsce sklejenia figurki.
- Przedstawianie wiary w sposób nieprawdziwy, często słodki, sentymentalny i infantylny jest poważnym uchybieniem - twierdzi Makówka. Jeszcze gorzej, gdy na takie produkcje jest zapotrzebowanie. - Problem jest, kiedy wystarczy kolorowa plastikowa figurka... - tłumaczy Kurierowi Lubelskiemu ksiądz Eugeniusz Kościółko.
Dominik Łaciak
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
decKster · dnia 17.05.2008 19:03 · Czytań: 2543 · Średnia ocena: 4,08 · Komentarzy: 15
Inne artykuły tego autora: