Rozpoczynam karierę patologicznego zbieracza. W pokoju zgromadziłam 16 butelek po perfumach, 50 egzemplarzy „Belfast Telegraph”, tuzin dziurawych skarpetek, parę kartonów po sokach oraz wypełnioną po brzegi kopertę włosów. Wywęszyłam w sobie wszelkie objawy patologicznego zbieractwa: trudność w podejmowaniu decyzji i realizacji zamierzeń oraz tzw. „zachowania unikające”. Pragnę kontrolować otoczenie, aby zapobiec przykrym wydarzeniom życiowym, które mogłyby się pojawić w związku z pozbyciem się przedmiotów. Szczególną miłością obdarzyłam kopertę, w której przechowuję włosy pozostawione na poduszce. Niektórym z nich nadałam męskie imiona ekschłopaków. Symbolicznie zgromadziłam ich w jednej, niezaadresowanej kopercie, a rozmawiam z nimi tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę. Opowiadam o tym, czego nie przeżyli ze mną i cofam się do czasu, kiedy wydawało się, że zostali zesłani na świat po to, aby kochać wyłącznie mnie. Szukam w pamięci gorącego lipca w Łebie i kropel potu na czole Piotrka. Wspominam polny bukiet kwiatów od Roberta i szczycę się wygraną grą w bilard z Adamem. Tak… Dobrze ich wszystkich pamiętam. Trudno byłoby zapomnieć o przejażdżkach na motorze z Markiem czy o listach napisanych przez Jarka. Samcze oddechy rozgrzewały moją skórę, a miliony łapczywych pocałunków zostawiły na niej zrogowaciałe odciski. Rzuciłam czar na wszystkie kłamstwa, których dopuścili się moi eksmężczyźni. Ukarałam ich surowo i zaklęłam we włosy składane w kopercie, dzięki czemu stałam się kobietą niezależną, wyzwoloną z męskich sideł i mam wyłączne prawo do przeszłości przeżytej w potrzasku partnerskich związków.
W Bridge House Jola zapytała mnie, czy kiedykolwiek poznałam porządnego chłopaka. Odpowiedziałam, że spotkałam całą armię mężczyzn, ale czy porządnych? Tego nie wiem.
Oto „Moja Polska” zadała pytanie, które wcześniej czy później zadaje każdy, kogo bliżej poznam.
Jeszcze przed paroma laty drażniło mnie, gdy ktokolwiek werbalnie dawał do zrozumienia, że nie powinnam być sama. Znamię kobiecości jednoznacznie scharakteryzowało moją osobę: jako polską kobietę, której wędrówka w głąb siebie powinna mieć tylko jeden cel: znalezienie przystani u boku przyzwoitego mężczyzny. Ostrzał pytania: „Dlaczego jesteś sama?” sprawił, że szczerze żałowałam za brak chęci pokochania nie mężczyzny, lecz kobiety. Gdybym określiła się jako lesbijka, rodzinie nie mieściłoby się to w głowie, natomiast ja miałabym święty spokój i mogłabym śmiało czmychnąć od małżeństwa i macierzyństwa. Wstąpiłabym do odrębnej ligi, gdzie panują inne prawa.
Dziś, co do kwestii braku mężczyzny, z którym mogłabym dzielić życie, mam odmienne zdanie. Niczym szachowy gracz przed wykonaniem kolejnego ruchu, potrzebuję czasu. Zanim ruszę białą królową, aby zagrozić czarnemu królowi, najpierw muszę po stokroć upewnić się, że rozgrywana partia nie jest walką dwóch przeciwników o wygraną, ale bitwą, w której zmagają się dwa byty po to, by w ostatecznym rozrachunku wzajemnie ofiarować sobie szczęście i miłość.
Odgrzebuję kilka łóżkowych scen…W alkowie jestem ja i samiec… Jak w filmie. Stoję półnaga, opierając się o ścianę. Mężczyzna leży w pościeli. Przybliżenie kamery w stronę mojej twarzy. „To nie ten czas, nie to miejsce i nie ten człowiek!” Ubieram się i wychodzę, postanawiając na nowo uczyć się pokory.
Powinnam przestać mówić, tak jak przed laty, podczas Gry w milczenie.
Cdn.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Adela · dnia 05.04.2011 09:16 · Czytań: 836 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: