Proza »
Inne » Famme Fatale/fragment opowiadania
– W końcu poznałam najbliższego przyjaciela Krystka – rzekła Lukrecja.
– Sporo o tobie słyszałam. Czasami wydawało mi się, że Krystek mówi o tobie niebezpiecznie dużo, zdecydowanie za dużo – uśmiechnęła się, po czym przyłożyła lampkę wina do ust, lecz nie napiła się, tylko obkręcała delikatnie naczynie oblizując jego chłodne brzegi nieznacznie wysuniętym językiem. W powolnym ruchu smukłych i bladych palców, które nieznacznym, wręcz niezauważalnym ruchem obkręcały lampkę czerwonego wina, Damien odgadł wyrachowanie i metodyczną dążność ku świadomie założonym celom.
– Prawdopodobnie ja równie dużo słyszałem o Tobie, co ty o mnie – odparł – a mimo to nie upatruję w tym żadnego niebezpieczeństwa – zaśmiali się obydwoje.
– Jakoś inaczej sobie Ciebie wyobrażałam.
– Jak?
– No nie wiem. Wydawałeś mi się bardziej otwarty, wyluzowany, a zaczynamy rozmowę, jak w jakimś skretyniałym romansidle.
– Trudno jest Ci się utrzymać w konwenansie takiej rozmowy?
– Nie, ale cenię sobie szczerość i otwartość, jakkolwiek by to nie zabrzmiało – ponownie się uśmiechnęli.
– Ale skoro chcesz, możemy ją kontynuować w takim właśnie tonie. Widzę, że idealnie się w nim odnajdujesz.
– To nie są moje tony, ani za specjalnie się w nich nie czuję. Ale jak Ciebie ujrzałem, to mimowolnie, jakby podświadomie w nie uderzyłem. To jest nawet zabawne. Czyli dobrze, pozostańmy w tym konwenansie. Zgoda?
– Zgoda – odparła Lukrecja, po czym oboje delikatnie stuknęli się trzymanymi w dłoniach lampkami.
– Acha... i jeszcze jedno – odparła przełknąwszy spory haust wina – konwenans, konwenansem, mogę na niego przystać, ale szczerość w nim musi być. To jest warunek, bez spełnienia którego nie przystąpię do gry.
– Zgoda, szczerość do bólu. – odparł Damien wzniósłszy lampkę na znak akceptacji.
– Od czego zaczniemy – spytała Lukrecja?
– Najwdzięczniejszym tematem wydaje mi się twoja tajemnicza i czarująca osoba – odparł Damien.
– A więc dobrze. Zacznijmy ode mnie. No więc jak sobie wyobrażałeś tą moją osobę? Oczywiście na podstawie tego, co usłyszałeś od Krystka.
– Jako famme fatale
– Doprawdy, tak mnie scharakteryzował Krystek – odparła ze zdziwieniem, uśmiechając się pobłażliwie.
– Nie, wręcz przeciwnie, opisywał Ciebie jako bardzo czułą i opiekuńczą kobietę. A ja znam Krystka bardzo długo i bardzo dobrze, na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że samą dobrocią i czułością żadna kobieta mu nie zaimponuje, dlatego uznałem, że w wyrachowany sposób oczarowałaś go, można powiedzieć, że mentalnie rzuciłaś na niego urok. Od kiedy Ciebie poznał zmienił się. Jest Tobą zachwycony. Widać jego szczęście, promieniuje nim, spójrz tylko – wskazał na rozmawiającą w głębi sali grupę osób, wśród której Krystek, intensywnie gestykulując, raczył słuchaczy jakąś zabawną opowieścią, co Lukrecja z Damienem wnosili po ich częstych wybuchach śmiechu.
– Miło mi to słyszeć – odparła.
– Ale wracając do famme fatale, to jak sobie ją-mnie w ogóle wyobrażałeś?
– Wchodzi do salonu pełnego ubranych w stylowe smokingi mężczyzn, którzy w dłoniach okrytych białymi rękawiczkami trzymają wysokie lampki najprzedniejszego szampana. Przyciąga ich spojrzenia czerwienią zmysłowych ust, wabi umysły nagością smukłych ramion. Przywodzi do szaleństwa długimi nogami, które zatopione w wysoko rozciętej spódnicy, stąpają zmysłowo, uderzając wysokimi obcasami o dębowy parkiet, zwielokrotniający dźwięk szpilek i wwiercający go bezlitośnie w uszy na wpółprzytomnych samców. Jest wysoko, smukle i strzeliście.
– Brakuje mi tylko błyszczących cekinów, wielokolorowych piór i złotych nitek – odparła.
– Ale chyba to nie ja, przynajmniej tak siebie nie odbieram.
– A ubrana jest w długą, czarna suknię – kontynuował w teatralnym natchnieniu Damien, nie reagując na odpowiedź Lukrecji – delikatnie opadającą na intensywną czerwień wysokich obcasów.
– Z tym mogę się zgodzić. Uwielbiam czerń. Czerń jest moim kolorem.
– A jednak! A jednak jest coś, co was – to znaczy Famme fatale i Ciebie, powiedzmy nie famme fatale łączy. No widzisz, a zapewniam Ciebie, że za chwile zidentyfikuję jeszcze więcej cech, którymi idealnie wpiszesz się w archetyp kobiety fatalnej.
– Próbuj, sama jestem ciekawa wyników Twojego dochodzenia.
– W takim razie powiedz mi, co ciebie tak bardzo urzeka w czerni, że mówisz o niej, jako o swoim kolorze? Za co ją tak bardzo cenisz?
– Za jej ponadczasową elegancję.
– No, no – zachęcająco przytakiwał Damien.
– Za jej elegancję, głębię i tajemniczość. Jest to kolor matka, brak koloru, kolor noszący w sobie wszystkie inne barwy. Każda do niego pasuje, lgnie, pragnie go.
– Właśnie! Lgnie, pragnie go. Lepiej nie mogłaś tego ująć – skwitował w zachwycie wywód Lukrecji niczym znalazca długo poszukiwanego skarbu.
– Kolejna rzecz, która Was łączy, a zapewniam Ciebie, że jest ich mnóstwo. Dajmy na to schemat zachowania, typowy dla modliszki, która zwabia obietnicą przyjemności samca wyłącznie w celu zaspokojenia własnych potrzeb, po czym pożera nic nie świadomego nieszczęśnika, rozglądając się jednocześnie za kolejna ofiarą swoich manipulacji. Wykorzystuje swoja urodę i przebiegłość. Famie fatale jest kobietą niezwykle zmysłową i piękną.
– Przede wszystkim jednak jest świadoma swojej urody – dorzuciła Lukrecja – która to świadomość daje jej możliwość manipulowania zauroczonymi jej kobiecymi atrybutami facetami.
– Aura tajemniczości i zmysłowość, którą z siebie emanuje sprawia, że wszyscy jej pożądają, lecz nikt nie może jej do końca posiąść – szybko dorzucił Damien, czujący nabierającej rozpędu rozmowy.
– Okazując symulowane zainteresowanie – kontynuował – wywołuje w ofierze przeświadczenie o własnej wyjątkowości, które z czasem przeradza się w bezwarunkową uległość spowodowaną dojmującą niemożnością zdobycia tryumfującej fatalistki. Chyba najbardziej rozpowszechnionym typem famme fatale, jest kobieta, która związała się z mężczyzna wyłącznie przez wzgląd na jego zamożność. – uśmiechnął się i trącił delikatnie swoją lampką lampkę trzymaną przez Lukrecję.
– Chyba nie sądzisz, że związałam się z Krystkiem dla jego pieniędzy, których z tego co zdążyłam się już zorientować, nie ma zbyt wiele. Nawet przy jego asystenturze moje wynagrodzenie będzie kilkukrotnie wyższe od jego poborów. Doprawdy jak do tej pory szło Ci całkiem nieźle, ale tą idiotyczna, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością analizą sprowadziłaś naszą ciekawą rozmowę do rynsztoku.
– Przepraszam, nie chciałem niczego sugerować.
– Ale zasugerowałeś.
– Jeszcze raz przepraszam. Przecież doskonale zdaję sobie sprawę, że Krystek groszem nie śmierdzi, ale poza tym jednym posiada wszystkie inne walory idealnego faceta.
– Dobra, dobra, już się nie pogrążaj – zaśmiała się pojednawczo.
– A wracając do twojej sugestii-niesugestii – podjęła po chwili – to w dwudziestym pierwszym wieku nic nie jest już tak jednoznaczne i oczywiste, jakby się to mogło jeszcze do niedawna wydawać. Kobiety nie tyle pożądają dóbr materialnych, które są oczywiście niezwykle istotnymi czynnikami stymulującymi pragnienia fatalistek, ile wysokiego statusu społecznego, jakim mogą wykazać się ich partnerzy. Współczesne fatalistki, to nie tylko słodkie blondynki próbujące wyrwać milionera. Taki wizerunek schodzi powoli do lamusa.
– Zastępują go natomiast inne, o wiele groźniejsze dla podatnych na hipnotyczne manipulacje facetów – odparł Damien.
– Jakie na przykład? – spytała z zaciekawieniem Lukrecja.
– Na przykład businesswoman-karierowiczka. Niezwykle bystra, inteligentna, przebiegła i bezwzględnie podążająca ku wyznaczonym przez siebie celom. Niechęci do mężczyzn nabrała jeszcze w latach szkolnych, kiedy po raz pierwszy spotkała się z uwłaczającym przykładem dyskryminacji. Antypatia z czasem przerodziła się w nienawiść, gdy jej pełne zaangażowania uczucie zostało w pogardliwy sposób odtrącone przez oblubieńca, lub gdy została przez tegoż zdradzona. Pielęgnując i podsycając w sobie uczucie nienawiści do gatunku męskiego, nie omieszka żadnej okazji aby poniżyć nieświadome jej prawdziwych zamiarów rozpalone męskie serca. Jest singielką z wyboru, podbudowującą swoje osamotnienie wypracowaną empirycznie ideologią.
– Istnieje też inny typ kobiety fatalnej, można by powiedzieć, że przeciwstawny do przedstawionego przez Ciebie i mniej demoniczny.
– Tak? – odparł ze zdziwieniem Damien.
– Tak – rzekła Lukrecja.
– Zamieniam się w słuch.
– To typ tak zwanej princess fatal. Księżniczka fatalna, to kobieta, którą od dziecka wychowywano w atmosferze pełnej pobłażania. Sugerowano jej, że jest wyjątkowym dzieckiem: najmądrzejszym, najśliczniejszym i pod każdym innym wzglądem naj. Żeby zwrócić na siebie uwagę i w perfidny sposób wykorzystać niczego nie przeczuwających mężczyzn, odegra rolę zagubionej, bezbronnej i nieporadnej kobiety. – Hmm – mruknął z uznaniem Damien.
– I zapewne w sukurs przybędzie jej wielu samców, chcących swym męskim ramieniem wesprzeć wyraźnie zdezorientowaną, śliczną księżniczkę, która w ten sposób poszerzy zastęp swoich wiernych i coraz bardziej oddanych sług.
– Być może zmartwię Cię – rzekła uśmiechając się prześmiewczo Lukrecja – ale zdecydowanie nie wpisuje się w żaden z zaprezentowanych przez nas wizerunków fatalistek. Owszem, występują pewne cechy czy też upodobania, które są u nas zbieżne, ale to wcale nie świadczy, iż jestem jedną z nich. Na podstawie jednej, czy też nawet kilku zidentyfikowanych u mnie właściwości, które są symptomatyczne – jak to już ustaliliśmy – dla określonego typu kobiety fatalnej, nie można mnie ostatecznie zaszeregować mnie do jakiegokolwiek z nich.
– Nigdy bym się o to nie pokusił – odparł Damien. – Ty wpisujesz się w zupełnie inny typ, bardziej wysublimowany, a może bardziej wyrachowany. Swoich interlokutorów zachwycasz śmiałością wygłaszanych poglądów oraz szerokością horyzontów. Imponujesz im, dążysz do tego, by imponować. Jesteś erudytą… och, przepraszam, chciałem powiedzieć erudytką. Feministką, która nie obraża się na mężczyzn nie przepuszczających jej w przejściu. Zawsze płacisz za siebie i gardzisz instytucją małżeństwa.
– Nie wiem czy gardzę, po prostu stawiam na samorealizację, a instytucja małżeństwa ją w znaczący sposób ogranicza. Chcę mieć czas na zaspokajanie własnych potrzeb, realizację życiowych marzeń, a małżeństwo to wszystko ogranicza. Powoli odchodzą w zapomnienie czasy, kiedy Polki wcześnie wychodziły za mąż i bardzo rzadko się rozwodziły – zauważyła z widocznym uznaniem w głosie.
– Obecnie kobieta po rozwodzie nie uznaje tego za życiowa porażkę, jak to dawniej odbierano, lecz jako szansę na nowe, lepsze życie, otwierające przed nią nowe możliwości, ukazujące nowe perspektywy, których wcześniej nie była w stanie dostrzec, bardzo często nie będąc nawet świadoma istnienia alternatywnego do małżeństwa, szczęśliwego życia. Oczywiście nie uważam, że w dzisiejszej, postindustrialnej epoce nie ma szczęśliwych i spełnionych duchowo żon. Wcale nie. Sądzę tylko, że należy każdej kobiecie dać szansę wyboru najwłaściwszej dla niej drogi realizacji własnych pragnień. Pragnień, które nie są sztucznie wpompowywane w jej wewnętrzny krwiobieg przez lansowanie wizerunku jedynie słusznej dla kobiety postawy, tak zwanej matki-żony, opiekunki ogniska domowego.
– Wiesz co, ciekawy problem poruszyłaś. Ciekawy szczególnie dla mnie. Osoba, którą darzę największą miłością – moja matka – jak najbardziej odpowiada typowi tak zwanej matki-żony, właściwie już eksżony, wdowy.
– Przykro mi – szybko dorzuciła Lukrecja, obawiając się, że dotknęła problemu niezwykle drażliwego dla Damiena. Ten jednak, widząc jej zakłopotanie, odrzekł:
– Nic nie szkodzi. Mój ojciec zmarł, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Ale wracając do mojej mamy, to bardzo ciekawi mnie, czy byłaby szczęśliwa nie mając dziecka, to znaczy mnie, gdyby nie musiała wszystkich swoich sił angażować pod budowę szczęścia swojego jedynego syna. Gdyby całą swoją energię wydatkowała wyłącznie na realizacje własnych marzeń, nie związanych z domem i powinnościami opiekunki ogniska domowego.
– Nie znam oczywiście Twojej mamy, ale myślę, że nie warto zastanawiać się nad tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie było Ciebie. To czysta abstrakcja, bardzo zajmująca, ale nic nie wnosząca. Nigdy się tego nie dowiesz. Możesz jedynie zbliżyć się do prawdy, ale nie zdołasz jej w pełni ogarnąć.
– Wiem – odrzekł Damien. – Mimo wszystko czasami się nad tym zastanawiam.
– Widzę, że jesteś bardzo przywiązany do swojej matki – zauważyła Lukrecja.
– Chyba tak – potwierdził przeciągłym głosem, jakby od niechcenia.
– W takim razie wznieśmy toast za różnorodność nieodgadnionych kobiecych postaw – podjął po chwili żywiej, unosząc w górę lampkę czerwonego wina.
Niemal zdążyli trącić się lampkami, gdy przyskoczył do nich znienacka rozweselony Krystek i przeprosiwszy
Damiena, porwał swoją oblubienicę w inną część sali, aby przedstawić ją reszcie swoich znajomych.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Damien · dnia 12.04.2011 07:20 · Czytań: 759 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: