Effie Ryann-Mohr, Czarny Płomień cz.4 - Elatha
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Effie Ryann-Mohr, Czarny Płomień cz.4
A A A
Z trudem otwieram oczy tuż po przebudzeniu. Za oknem pada. Nie wprawia mnie to w dobry nastrój. Słyszę odgłosy krzątaniny na parterze. Zapach czegoś smakowitego zmusza mnie do wstania. Biorę gorący prysznic. Zakładam na siebie dżinsy, ciepły podkoszulek w odcieniu dojrzałych malin i szarą bluzę z kapturem. Stopy wsuwam w ulubione, sportowe buty. Przypominam sobie, że wampiry zaplanowały dla mnie trening, stąd ten strój. Wychodząc z pokoju dostrzegam oparte o ścianę nowe drzwi. Są tylko odrobinę jaśniejsze od poprzednich i pachną świeżym lakierem.
- Dzień dobry – z uśmiechem na ustach schodzę do jadalni, którą od kuchni odgradzają przeszklone drzwi. – Dziękuję za drzwi. Pokryję koszty ich zakupu.
- Nie trzeba – Philippe uśmiecha się ledwie zauważalnie. – Zrobiłem je sam.
- Naprawdę? – z nieukrywanym podziwem patrzę na wampira. – Masz wielki talent, Philippie.
- Cieszę się, że przypadły ci do gustu – odpowiada skromnie.
- Philippe zrobił niemal wszystkie meble, jakie są w tym domu – Lenn upija łyk kawy ze zdobionej filiżanki. – Co chciałabyś zjeść na śniadanie? Edan przygotował wiele rzeczy.
- Dziękuję – posyłam wampirzemu kucharzowi ciepłe spojrzenie. – Nie jestem wymagająca. Zjem niemal wszystko.
- Może być jajecznica z pomidorami i grzanki? – najmłodszy wampir podaje mi talerz z pięknie pachnącymi jajkami i chrupiącymi tostami. – Zjem z tobą.
- A inni? – teraz dostrzegam, że oprócz mnie i Lenna nikt nie ma talerza przed sobą. Philippe pije herbatę, Fredrik kawę, a Samuel tylko wodę. – Wy nie jecie?
- Rzadko – Philippe mówi to takim tonem, jakby mnie przepraszał. – Lenn i Edan są jeszcze młodymi wampirami i lubią czasem coś zjeść. Chyba tylko z przyzwyczajenia, bo ludzkie jedzenie nie ma dla nas żadnej wartości. My czasami jemy owoce. One nam się nie znudziły.
- Rozumiem – próbuję jajecznicy. Ma wyborny smak. – Pyszna.
- Cieszę się – młody wampir mruga do mnie zalotnie. – Przyda ci się energia.
- Po śniadaniu dopasujemy ci strój – odzywa się Samuel. – Ten, który masz na sobie po treningu nadawałby się tylko do wyrzucenia.
- Dobrze – zgadzam się z ochotą, ponieważ lubię mieć swoje rzeczy najwyżej średnio zabrudzone. – Potem chciałabym mieć chwilę na sprzątniecie pokoju. Mam w nim trochę drzazg.
- Zajmiemy się tym – Samuel uśmiecha się ze zrozumieniem.
- To wina myszy – wzruszam ramionami i sięgam po kolejną grzankę.
- Myszy? – Lenn spogląda na mnie z zainteresowaniem. – W tym domu nigdy nie było myszy.
- Według Fredrika były. Przynajmniej do pewnego momentu – rzucam de Branowi wymowne spojrzenie, ale on dalej leniwie sączy swoją kawę. – Coś skrobało po ścianie w jego pokoju i nie pozwalało mi spać.
- Ostrzyłem sobie kły – Fredrik w czarującym uśmiechu błyska pięknymi kłami, które wyglądają na bardzo ostre. – O myszach nic nie wiem.
Rzucam mordercze spojrzenie w jego stronę, ale nie odzywam się więcej. Wampir zakpił ze mnie chcąc się zbliżyć. A teraz jeszcze przyznaje się, że sam spowodował hałas. Udaje mu się mnie rozzłościć. Jestem jednak pewna, że zemsta będzie słodka.
- Dziękuję za śniadanie – mówię wstając od stołu. – Może pozmywam?
- Nie trzeba - Edan uśmiecha się promiennie. – Mamy zmywarkę.
- Poprosimy jakiegoś człowieka, żeby posprzątał pokój – przypomina sobie Philippe. – Wampir nie wszedłby do twojej sypialni.
- Fredrik wszedł – mamroczę cicho.
- Jeśli zaprosisz wampira do swojego pokoju, to wejdzie i będzie tam mógł wchodzić dopóki nie cofniesz pozwolenia – wyjaśnia Lenn. – Fredrik wykorzystał twoją niewiedzę i nie uprzedził o konsekwencjach.
- Dlatego nie mam drzwi – posyłam Lennowi wesoły uśmiech.

Wiem od Samuela, że piwnica znajduje się pod całym domem. Przechodzimy przez wiele pomieszczeń. Jestem pewna, że sama nie dałabym rady dojść tak daleko. Z pewnością zgubiłabym się w zaułkach i korytarzykach. Wreszcie docieramy do pomieszczenia, w którym stoi wieszak i parawan. Dwoje bocznych drzwi jest zamkniętych. Samuel znika za jednymi i wraca z równo poskładanym ubraniami oraz wysokimi butami.
- Effie, przebierz się proszę – wskazuje parawan. – Mam nadzieje, że wszystko jest w odpowiednim rozmiarze.
Kiwam głową zabierając rzeczy. Za parawanem znajduję długą ławkę, na której mogę je położyć. Samuel nie zapomniał nawet o spodniej część stroju. Nie jest to żadna seksowna bielizna, tylko wygodne szorty z miękkiego materiału i koszulka, która przeznaczona jest wyłącznie dla kobiet. Ubranie idealnie przylega do skóry jakby się z nią stopiło. Chwilę później wkładam na siebie wąskie spodnie i golf z długimi rękawami, a na to tunikę z szerokimi rękawami do łokci. Sięga mi ona niemal do kolan. Po bokach ma kilkucentymetrowe rozcięcia. Szerokim pasem, który został wszyty w materiał wiążę się w talii. Buty miękko otulają moje stopy, ale równocześnie usztywniają je. Sięgają do łydki. Strażnik przyniósł mi również coś w rodzaju uprzęży na broń. Zakładam ją czując, jak łaskoczą mnie po plecach dwie puste i niezbyt długie pochwy. Całości dopełniają delikatne rękawiczki. Wszystko jest w kolorze czarnym. Przypominam sobie, że to ulubiony kolor wampirów, choć patrząc na Strażników nie jestem pewna, czy tak jest w rzeczywistości. Jak do tej pory ubierają się bardzo zwyczajnie. Tyle tylko, że wyróżnia ich elegancja w noszeniu ubrań.
Kiedy wychodzę zza parawanu, pięć par wampirzych oczu śledzi każdy mój ruch próbując wychwycić jakieś niezadowolenie, czy niedopasowanie w stroju. Jedyne, co im pokazuję to uśmiech. Szczery i promienny. Strój jest idealny i czuję się w nim swobodnie.
- Piękna z ciebie Strażniczka – Edan szczerzy swoje kły w uśmiechu. – Ich milczenie to oznaka zachwytu. Wybacz im.
- Och, zamilcz, Finn! – Fredrik podchodzi do mnie i bez ceregieli okręca wokół, szczególną uwagę zwracając na uprząż. – Samuelu, przynieś broń. Trzeba dopasować długość pasków.
Moja broń to dwa stalowoszare, długie miecze z ozdobnymi rękojeściami, które lśnią dziwnym blaskiem. Wiem, że są niezwykłe.
- Piękne... – tylko tyle mogę powiedzieć, bo gdy zaciskam na nich dłonie czuję, jak tworzą ze mną jedność.
- Pasują idealnie – Samuel przygląda mi się uważnie. – Czujesz coś?
- Są już moje – mówię z przekonaniem. – Nikt mi ich nie może odebrać. Chcę je wypróbować.
Strażnicy spoglądają po sobie, ale nie mogę odczytać ich myśli. Zostawiają mnie samą w pomieszczeniu. Gdy wracają mają na sobie takie same stroje jak ja. Jednak ich miecze są większe. Zapewne dopasowuje się je do wzrostu.

Podążam za nimi przez ogród, nie zważając na ulewny deszcz. Ubranie nie przemaka, za to moje włosy tak. Kutą bramą wychodzimy na łąkę. Wiem, że to tu trenują. W miejscach wytarcia ciemnieją plamy błota. Nienaruszoną część porasta trawa.
- Te miecze nie są zwykłe – Samuel staje przede mną. Pozostali otaczają mnie. – Walczono takimi w świecie, w którym dorastałem. Wy ludzie uważacie go za mityczny. Wiem, jak je wykuć, dlatego Strażnicy walczą nimi tak, jak walczyli moi ludzie wieki temu.
- Dziękuję – kłaniam się. – Przelałeś w nie jakąś magię?
- Nie, sama to zrobiłaś. Dlatego należą tylko do ciebie. Umiesz się posługiwać bronią?
- Palną tak – odpowiadam przypominając sobie lekcje z Alexem. – Ciocia Edwina uczyła mnie szermierki i czasem wymachiwałyśmy mieczem, ale tylko dla zabawy.
Okłamuję wampiry, a one tego nie dostrzegają. Owszem, ciocia Edwina uczyła mnie szermierki, ale nigdy jej nie polubiłam. Wolę walkę na miecze, której od dziecka uczyła mnie matka, a potem mistrzowie walk. Nie wiem, dlaczego, ale ciągnie mnie do tego. Na razie nie mówię o tym mówić Strażnikom. Moje umiejętności mogą być znikome w porównaniu z ich. Nie chcę, żeby niepotrzebnie się rozczarowali.
- Spróbujmy – Samuel dobywa mieczy i krzyżuje je przed sobą, a potem rozpoczyna atak.
Błyskawicznie zasłaniam się wyciągniętymi mieczami, ale pod naporem siły, jaką Strażnik wkłada w pchnięcie, cofam się wpadając w kałużę błota. Nawet nie spoglądam na stopy. Sprawdzam jedynie, czy grozi mi poślizgniecie. Nie grozi. Buty przywierają do podłoża. Nacieram na Samuela próbując zadać cięcie na prawy bok, ale błyskawicznie mi umyka. No tak, z szybkością i zwinnością wampirów nie mam szans. Postanawiam spróbować innego sposobu. Chcę, żeby Strażnik pomyślał, że kieruje mną brawura i brak obycia w walce, dlatego dla zmyłki niespodziewanie atakuję Fredrika. Ten, dzięki doskonałemu refleksowi i zręczności odpiera niespodziewane uderzenie. Pozostali Strażnicy dobywają broni nie czekając na mój następny ruch. Dalej jednak obserwują mnie, mrużąc oczy i milcząc. Kiedy Philippe zadaje mi cios jestem gotowa, zaraz po nim robi to Edan i Lenn. Fredrik i Samuel atakują jednocześnie, ale oba ciosy odbijam, choć z wielkim wysiłkiem.
- Kłamczucha! – rzuca w moją stronę de Bran. – Walczy jak Ferris!
- Widać to rodzinne – śmieje się Philippe.
- Co takiego? – pytam uważnie obserwując trzech z nich. Dwóch za plecami szykuje się do ataku. Wyczuwam ich napięte mięśnie. – Kłamstwo, czy umiejętność władania mieczami?
Nikt mi nie odpowiada, ponieważ właśnie zaczynają krążyć wokół mnie, jak wilki wokół osłabionej ofiary. Edan atakuje, ale w tej chwili moja moc daje o sobie znać. Odpycham wampira na niecały metr o siebie. Kosztuje mnie to wiele sił, ponieważ stawiał widoczny opór. Głębokie ślady w mokrym błocie zalewa woda. Nie czekam na jego reakcję, gdyż Lenn szykuje się do natarcia na moje plecy. Odwracam się tylko odrobinę i krzyżuję miecze na wysokości twarzy. Wampir uderza, ale niemal natychmiast umyka w tył sycząc. Philippe naciera z mojej prawej strony. Odskakuję, ale nie udaje mu się mnie zranić. Cięcie zjeżdża ze zgrzytem po moim mieczu. Samuel nie daje mi ani chwili wytchnienia. Jego siła jest niewyobrażalna i staram się tylko uniknąć zranienia. Teraz to ja robię ślady w błocie. Nagle tracę równowagę. Fala zawrotów głowy odbiera mi zdolność reakcji. Nie wiem, co się dzieje i skąd nagle w mojej głowie pojawia się mnóstwo dziwnych obrazów. Wpadam w panikę, gdy dostrzegam Fredrika, który rozpoczyna natarcie. Stoję, jak zaczarowana nie mogąc się poruszyć. On szybko się orientuje, że coś jest nie tak. Poznaję to po spojrzeniu. Nie jest jednak w stanie wyhamować uderzenia. Nagle czuję mocne pchnięcie do przodu. Ląduję kilka metrów dalej z nosem w mokrej trawie. Podnoszę twarz, po której płyną łzy bólu pomieszane z błotem. Odwracam się. Fredrik stoi z opuszczonymi mieczami. Z jednego ścieka gęsta krew mieszając się z kroplami deszczu. Drugi trzyma nieco z tyłu. Spoglądam wyżej i napotykam wzrok Philippa. W jego oczach czai się niepokój i ulga. To on mnie odepchnął przyjmując na siebie atak. Teraz trzyma się za brzuch, z którego kapie krew, tworząc ciemną kałużę pod jego stopami.
- Philippie! – zrywam się odrzucając miecze i biegnąc, co sił w nogach w jego stronę. – Wybacz mi!
Chwytam wampira za dłoń, którą przykłada do brzucha i odsuwam delikatnie. Odsłaniam materiał. Zamieram. Na moich oczach głęboka, cięta rana, która zwykłego człowieka pozbawiłaby większości narządów zaczyna się zabliźniać. Mięśnie, tkanki i skóra zrastają się powoli. Po minucie tuż powyżej pępka, Philippe ma tylko długą, wąską, czerwoną kreskę, która również zaraz znika. Tylko ciemne włoski oblepione krwią zdradzają tajemnicę ostatnich chwil. Drżącą dłonią dotykam miejsca, gdzie przed chwilą ziała otwarta rana. Jest jednolite. Miękkie i bez żadnego śladu cięcia. Opadam na kolana nie zważając na to, że znajduję się pomiędzy dwoma wampirami z mieczami gotowymi do użycia.
- Effie? – Philippe siada przy mnie. – Nic ci nie jest?
- Wybacz mi – szepczę nie podnosząc wzroku. – To z mojej winy Fredrik cię zranił.
- Nic mi nie jest – dotyka mojej twarzy czystą dłonią. – Sama widziałaś. Rana się zasklepiła. To jedna ze zdolności wampirów. Szybko się regenerujemy.
- Effie, mogłem cię zabić – Fredrik przyklęka na jedno kolano. Miecze schował chwilę wcześniej, – Co się stało? Dlaczego się nie broniłaś?
- Nie wiem – kilka łez spływa po moich policzkach, ale szybko je ścieram. – Nie wiem...
- Effie, użyłaś w walce mocy – Samuel również jest przy mnie, podobnie jak Lenn i Edan. – Czy to z jej powodu straciłaś siły?
- Nie.
- Wystarczy na dzisiaj – Lenn pomaga mi wstać. – Effie walczy doskonale, jak na amatorkę, którą mówiła, że jest. Szermierka to nie walka dwoma mieczami.
- Bylibyście rozczarowani, gdybym powiedziała wcześniej, że umiem walczyć, a potem okazałoby się, że moje umiejętności są znikome w porównaniu z waszymi – mówię zmęczonym głosem. - Umiem walczyć. Uczyłam się tego od dziecka. Przepraszam, że skłamałam.
- Raczej powiedziałbym, że doskonaliłaś talent – Samuel uśmiecha się gładząc mnie delikatnie po policzku. – Nie martw się. Nic się nie stało. Teraz musimy dowiedzieć się, dlaczego przestałaś walczyć.
- Ogarnął mnie żar tak intensywny, że sparaliżował moje ciało – szepczę każdemu po kolei patrząc w oczy. – To było tak złe, że pozbawiło mnie tchu. Widziałam atakującego Fredrika, ale nie mogłam się ruszyć. A gdy on zorientował się, że nie odeprę ciosu, ja poczułam tylko pchnięcie. Potem wszystko wróciło do normy.
- Czarny Płomień... – Fredrik wygląda na poruszonego. – Samuelu, powinniśmy sprawdzić Przełęcz.
- Tak – wampir poprawia broń. – Lenn, zostaniesz z Effie. My pójdziemy we czwórkę.
- Nigdzie w pobliżu nie ma zła, które nazywacie Czarnym Płomieniem – jestem pewna tego, co mówię.
- Jak to nie ma? – Edan nie kryje zaskoczenia. – Skąd wiesz?
- Po prostu czuję. To coś wie, że macie nowego Strażnika – mówię ponownie odtwarzając w myślach obrazy. - Przyjdzie tu wkrótce i zaatakuje, ale najpierw szukało potwierdzenia.
- Mamy szpiega w Wyndham?! – Fredrik jest wściekły. – Jak to możliwe?!
- Spokojnie – Samuel podaje mi moją broń. – Co widziałaś, Effie?
- Przez chwilę mgłę, która porywa ludzi i nie zostawia po nich śladu oprócz kropli krwi. Rozwiała się błyskawicznie, a potem coś zapłonęło. Najpierw, jako zwykły ogień, ale zaraz zmieniło się w coś czarnego. Nigdy nie widziałam czarnych płomieni, ale te takie były. Spalały wszystko na swej drodze, formowały się. Widziałam postać. Nie wiem, czy rzeczywistą, czy utkaną z płomieni. Była w nich. Otaczały ją nie czyniąc żadnej krzywdy...
- Nikt z nas nie widział tego w ten sposób – odzywa się Lenn. – Co jeszcze zobaczyłaś?
- To mnie sprawdzało. Odniosłam wrażenie, że mnie zna.
- Twój przodek, jako jedyny człowiek widział Czarny Płomień pod postacią szarej mgły – wtrąca Samuel. – Inni, którzy ujrzeli zginęli. Nie wiemy, co widzieli przed śmiercią. Ferris też umarł, ale wcześniej zdołał dojść do swego domu i spisać swą ostatnią wolę. Może wtedy, gdy walczył Płomień zapamiętał go i teraz powiązał z tobą? Jesteście spokrewnieni. Ferris miał moc, choć nie taką potężną, jak ty.
- Jeśli nawet zapamiętał, to jak połączył z Effie? – Lenn zastanawia się intensywnie nad czymś. – Miecze zrobiliśmy sami. Nie należały do Ferrisa. Effie, masz może coś, co mogło należeć do twojego przodka?
- Nie – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Do wczoraj nic o nim nie wiedziałam.
- Zaczekajcie – Fredrik podchodzi bliżej i dokładnie przygląda się mojej twarzy. Delikatnie ściera plamy błota. – Zraniłaś się gdzieś?
- Nie.
- Do czego zmierzasz? – pyta Samuel.
- Chciałem powiązać łzy, które spadły na ziemię, ale atak nastąpił wcześniej. Effie jest jego potomkinią. Genetycznie są podobni.
- Jeśli Effie nie zraniła się zaraz po przybyciu do Wyndham, to ten trop nie jest właściwy – Philippe ma ponurą minę. – Powinniśmy przeszukać dom Ferrisa.
- A włos? – Fredrik trzyma coś niewidzialnego w palcach. – W ferworze walki zgubiła ich kilka.
- Struktura też jest podobna – mówi Lenn. – Być może kilka włosów po zetknięciu się z ziemią dało jakiś sygnał do szpiegowania, ale nie macie wrażenia, że nie to jest najważniejsze?
- Mamy – Samuel jest niespokojny. – Zrobimy tak, jak mówi Philippe. Przeszukamy dom Ferrisa. Effie, czy wiesz, kiedy zaatakuje nas Czarny Płomień?
- Myślę, że mamy kilka dni – zamyślam się. – Nie możemy walczyć tutaj. Musimy przejść przez Dolinę Ossian i Przełęcz Sutherland. A potem dalej. Cokolwiek tam jest.
- Dalej są Góry Tremaine – oczy Philippa jeszcze bardziej ciemnieją. – Krain za nimi nikt z nas nie zna.
- No to je poznamy – Fredrik poprawia włosy, które deszcz zsunął mu na twarz. – A teraz chodźmy.

Południowa Droga właściwie jest nią już tylko z nazwy. Niemal dwa wieki temu nikt nie budował jeszcze asfaltowych, czy betonowych dróg. Może dlatego tak szybko stała się wydeptaną ścieżką wśród całkiem sporych już drzew. Strażnicy mówili, że wcześniej było tu zupełnie inaczej. Droga była utwardzona i wybrukowana kamieniami. Po obu stronach wykopano rowy, do których miała spływać woda z opadów. W zimie wrzucano tam zalegający śnieg. Na jej końcu Ferris Ryann zbudował dom dla siebie i swojej rodziny. Od jego śmierci stoi opuszczony. I przeklęty. Zastanawiam się, czy uaktywnimy klątwę wchodząc do niego.

- Nie wiem, co ci strzeliło do głowy, żeby tu przychodzić? – blond włosa wampirzyca z obrzydzeniem przygląda się wszechobecnym pajęczynom, które omija tylko dzięki swej zwinności. – Nikt, nawet sir Mac Clamer nie zapuszcza się na Południową Drogę! Nie mówiąc o tej starej ruderze! Mogłyśmy pójść i popatrzeć na trening Strażników! Może wreszcie umówiłabym się z Philippem! Ale nie, ty musiałaś mnie tu zaciągnąć! I po co?!
- Madeleine, skończyłaś?! – druga z wampirzyc traci resztki cierpliwości. – Miałaś mi pomóc w poszukiwaniach! A ty tylko stoisz i zrzędzisz jak Samuel Quinn!
- Nie powinnaś tego mówić głośno, Sophie – wampirzyca nasłuchuje uważnie, czy ktokolwiek mógł je usłyszeć. – Mówi się, że Samuel jest tak stary, że mógłby pokonać z łatwością nawet sir Gilla.
- Nie obchodzą mnie plotki! – Sophie przeszukuje każdy mebel w zapuszczonym domu wyraźnie czegoś szukając. – Musimy znaleźć drugi kawałek tego medalionu.
- Lepiej nie.
- A niby dlaczego? – wampirzyca staje nieruchomo rzucając przyjaciółce wrogie spojrzenie.– Istnieje jakiś powód, dla którego nie mogę zabrać czegoś na pamiątkę z tego domu?
- Dom Ferrisa Ryanna jest przeklęty – szepcze Madeleine. – Nikt nie wchodził tu od jego śmierci.
- Bzdura! Klątwy nie istnieją!
- Tak? Zatem Czarny Płomień to też bajka?
- Widziałaś go?
- Nie...
- Ja też nie widziałam! Może jest tylko wymysłem Strażników, sir Gilla, tej wariatki Edwiny i jej przodka Ferrisa?!
- Sophie! – wampirzyca automatycznie wysuwa kły poruszona słowami przyjaciółki. – Zwariowałaś?! A jak wyjaśnisz unicestwienie piętnastu Strażników wampirów, śmierć Ryanna i większości ludzi mieszkających wtedy w Wyndham?!
- Tylko, że Ferris zdołał wrócić – Sophie wzrusza ramionami. – Ludzi nikt nie odnalazł. Wampirów też nie.
- Nie słyszałaś, co mówiła ocalała piątka? Ferris Ryann walczył z Czarnym Płomieniem, ale kiedy został ranny, zdołał jeszcze dowlec się do tego domu! Oni to widzieli! Potem siedząc przy stole w jadalni z sir Gillem, spisał swoją ostatnią wolę! Rana okazała się śmiertelna! Strażnicy, którzy zajęli jego miejsce w walce, ginęli jeden po drugim! Potem zło zniknęło. Ferris przeklął ten dom, bo skaził go Czarny Płomień! Jedynie Strażnicy mogą patrolować dolinę i przełęcz. I nawet oni nie wchodzą tutaj!
Wampirzyca zaczyna się śmiać. Odsuwa z twarzy kilka ognisto czerwonych kosmyków włosów, które wysunęły się z niedbale spiętego koka podczas poszukiwań. W jej oczach płonie dziwna żądza połączona z wściekłością i żalem.
- Kto ci naopowiadał takich bzdur, Madeleine? – pyta słodkim głosem. – Twój ukochany Philippe?
- Przestań! – krzyczy tamta już wyraźnie poirytowana bezczelnością przyjaciółki. – Nie jest moim ukochanym, choć mógłby nim być...
- Czyżby? – przerywa jej. – Skoro tyle wiesz o Strażnikach to, jakim sposobem przeoczyłaś jeden drobny fakt?
- Jaki fakt?
- Strażnicy są skazani na samotność, Madeleine! – niemal warczy. – Ich zadaniem jest strzec tej zapadłej dziury przed czymś, co może nie istnieje! Nie ma w ich istnieniu miejsca dla wampirzyc, które chcą z nimi sypiać, albo wchodzić w jakieś chore związki! Nigdy nie zdobyłabyś Philippa! A teraz możesz go wymazać ze swojej pamięci! Oni mają nowy obiekt do swoich niegrzecznych zabaw! Ta kobieta jest ich maskotką i na dodatek została Strażniczką. Powiedz mi, droga przyjaciółka, gdzie upatrujesz szansy w zdobyciu Philippa Cassa?!
- Jesteś podłą suką! – Madeleine odwraca twarz do okna, żeby wampirzyca nie dostrzegła jej rozgoryczenia. – Zostaw ten cholerny medalion, który znalazłaś. On jest dziwny. Zabłysnął, gdy go wzięłaś!
- Kurz z niego opadł po prostu – Sophie wraca do poszukiwania drugiej części. – Pomóż mi lepiej szukać, a obiecuję ci, że spróbujesz dzisiaj smakowitej krwi Alexandra Bryce’a i równie namiętnego seksu.
- Sophie...
- Co znowu? – w głosie wampirzycy czai się irytacja.
- Radzę ci się pospieszyć, bo w naszą stronę zmierza pięciu Strażników. Ta kobieta jest z nimi.
Sophie mamrocze jakieś wredne przekleństwo i ciągnie przyjaciółkę do piwnicy. Ma nadzieję, że Strażnicy patrolują tylko okolicę i nie wejdą do domu. Jeśli jednak zechcą odwiedzić miejsce śmierci Ryanna, piwnica raczej nie powinna ich zainteresować.

- Ktoś tu był – Fredrik marszczy czoło wyczuwając jakiś obcy zapach. – Wampiry. Szkoda, że deszcz zmył ich ślady.
- Później sprawdzimy ten trop – mówi Philippe wchodząc po skrzypiących schodach na ganek. – Uważajcie, gdzie stąpacie. Deski w podłodze są spróchniałe, a pod ciężarem mogą się złamać. Effie, może zostaniesz na zewnątrz?
- Nie – kręcę głową. – Nie zostanę sama.
- Boisz się? – Samuel przygląda mi się uważnie. – Coś wyczuwasz?
- Nie wiem. Tu jest dziwnie. Raz po raz przechodzą mnie dreszcze.
- Może to przez deszcz? – Lenn wygląda na zmartwionego. – Zmarzłaś i mogłaś się przeziębić.
- Nie, to nie z tego powodu, Lenn – wiem, że troszczy się o mnie i dlatego posyłam mu ciepły uśmiech. – To miejsce emanuje złymi emocjami.
- Tutaj zginął Ferris. Za domem zaczyna się Dolina Ossian – Philippe ostrożnie otwiera drzwi stopą, trzymając w dłoniach miecze. – Tam walczyliśmy.
- Dom jest przeklęty – oznajmia Fredrik, który idzie na końcu. – Ferris został skażony przez Płomień i umarł w tym miejscu. Jego ostatnie słowa zakazywały przebywać tutaj komukolwiek oprócz Strażników. Ale do domu nie powinien wchodzić nikt. Zresztą wiesz o tym, bo czytałaś jego ostatnią wolę.

Mój praprapradziadek zbudował jak na tamte czasy ogromny dom. Wiem, że cenił sobie przestrzeń i lubił przyjmować gości. Na dole umieścił ogromną kuchnię, jadalnię, salon, coś na kształt bawialni, dużą spiżarnię, łaźnię i bibliotekę. Na piętrze Ferris jest kilka sypialni. Układ pomieszczeń widziałam na jakiejś rycinie w gabinecie sir Gilla. O tym, że dom ma jeszcze strych i piwnice powiedzieli mi Strażnicy.
- Nic się tu nie zmieniło – cichy głos Lenna wypełnia stęchłe powietrze. – Tylko ten kurz i pajęczyny...
- Jak przed laty – Samuel uśmiecha się do wspomnień. – Bądźcie ostrożni. Lenn i Edan pójdą ze mną na piętro. Wy rozejrzyjcie się tutaj.
- Dobrze – Philippe zmierza w stronę bawialni, która znajduje się po drugiej stronie drzwi wejściowych. – Effie, trzymaj się blisko nas.
Kiwam głową i rozglądam się wokół. Fredrik przegląda walające się w salonie rzeczy. Co chwilę jednak podnosi wzrok i sprawdza, gdzie jestem. Każdy krok stawiam ostrożnie. Drzwi między salonem i jadalnią są otwarte. Podchodzę tam. Stół, który widzę jest ogromny. Kilka krzeseł obitych ciemną tkaniną jeszcze stoi na swoich miejscach. Reszta leży porozrzucana po jadalni. Nie mam odwagi dotknąć blatu stołu. Plamy krwi nadal są wyraźne. Tutaj musiał umrzeć mój przodek. Z każdą chwilą czuję narastający niepokój. Serce bije mi coraz szybciej. Nagle dostrzegam między deskami podłogi coś błyszczącego. Ostrożnie stawiam kroki. Przedmiot jest mały i owalny. Podważam go mieczem, który zaraz chowam. Moim oczom ukazuje się część medalionu z wizerunkiem kobiety. Rozpoznaję ją. To Trevina Ryann, żona Ferrisa. Rozglądam się wokół. Drugiej części, która zapewne była przymocowana do łańcuszka nie dostrzegam. Podnoszę wizerunek mojej prapraprababci i czyszczę go. Podobizna rozbłyska jakimś blaskiem, a ja w tym momencie czuję, jak podłoga usuwa się spod moich stóp. Zaciskam medalion w dłoni, by go nie zgubić i spadam w dół.

- Jasna cholera! – warczę sama do siebie próbując się podnieść, ale spadające deski przygniotły mi stopy. W tej samej chwili orientuję się, że nie jestem sama w piwnicy. Nie mogę dobyć miecza, gdyż mocny cios w brzuch powala mnie na stertę gruzu.
- Madeleine, spójrz, kto wpadł z wizytą – rozpoznaję drwiący głos wampirzycy, która wbija mi w ciało swój but. – Nie sądziłam, że dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień zemsty.
- Będę krzyczeć – zamierzam to zrobić, ale wampirzyca postarała się odebrać mi na chwilę głos, mocniej wciskając stopę w brzuch.
- Sophie, ona ma coś w dłoni – druga wampirzyca wyłania się z mroku. – Widziałam, jak coś znalazła. Deski mają ogromne szpary.
- Oddaj mi to! - wampirzyca wysuwa kły nachylając się ku mnie. – Natychmiast!
- Ugryź się w nos – syczę jednocześnie i z bólu i wściekłości. – To należy do mnie.
- Widzisz, ja mam drugą część medalionu – Sophie odsłania połę kurtki. Dostrzegam zawieszony na jej szyi medalion z portretem Ferrisa Ryanna. Jest poplamiony krwią. – Chcę mieć komplet.
- Zdejmij to! – szarpię się próbując uwolnić nogi. – To jest przeklęte! Czarny Płomień zostawił na tym ślad! Zabił Ferrisa!
- Jesteś głupia! – nagle zanosi się histerycznym śmiechem. – Głupia! Głupia! Głupia!
- Sophie, opanuj się! – blondynka wygląda na przerażoną. – Zostaw ją!
- Zamknij się! – wampirzyca z całej siły rzuca przyjaciółką o przeciwległą ścianę. – A teraz zajmę się tobą! Krew ludzkiej Strażniczki musi smakować wybornie...
Nachyla się ku mnie szczerząc kły. Czuję intensywny zapach jej perfum. Chłód bijący z jej dłoni przenika mnie na wskroś, gdy zaciska swoje silne palce na mojej szyi. Nie mogę się ruszyć, nie mogę użyć mocy, bo wiem, że rozszarpie mi wtedy gardło.
- Pomocy... – jestem w stanie wyszeptać tylko jedno słowo. Potem zamykam oczy czując jak ślina z ust wampirzycy kapie na moją skórę.
Nagle słyszę krzyk przerażonej Sophie. Odczuwam ulgę. Przygniatający ciężar znika. Coś trzaska o kamienną ścianę. Chwilę później otwieram oczy. Philippe delikatnie odsuwa deski z moich nóg. Fredrik pilnuje wampirzyc. Jedna z nich łka cicho. Kilka sekund później zjawiają się pozostali.
- Dzień pełen wrażeń – Edan posyła mi wymowne spojrzenie, ale widzę, że się martwi. – I kogo my tu mamy?
- Ja nie chciałam tu przyjść... – Madeleine płacze żałośnie skulona pod ścianą. – Sophie mnie tu zaciągnęła!
- Po co?! – głos Samuela brzmi tak groźnie, że zamieram. – Zlekceważyłyście zakaz wchodzenia tutaj! Czego szukałyście?!
- Nie wiem! – piszczy. – Ona chciała coś znaleźć! Pamiątkę z tego przeklętego domu! Chciała potem zwabić Effie i targować się! Liczyła, że ta zechce odzyskać przedmioty, które należały do jej przodka!
- Głupie! – Fredrik podnosi przerażoną Madeleine. – Ani się waż drgnąć!
- Co z Sophie? – Samuel podchodzi do leżącej bezwładnie wampirzycy. – Straciła przytomność?
- Szkoda, że nie istnienie! – de Bran zostawia wampirzycę pod czujnym okiem Amargeina i Finna i podchodzi do Cassa, żeby pomóc w uwolnieniu mnie. – A ciebie powinniśmy zmusić do przymierza, choćby tutaj! Ani na moment nie można spuścić cię z oka! Drugi raz w tym dniu mogłaś zginąć! Nie za dużo?!
- Może jestem jak kot – mruczę zaczepnie sprawdzając, czy moje stopy nie doznały żadnego złamania. – Nic mi nie jest. Mam tylko kilka siniaków. Znalazłam też to, czego one szukały...
Wyciągnam przed siebie dłoń z częścią medalionu, który płonie złowrogą szarością. Nagle znów czuję zawroty głowy.
- Weźcie to ode mnie! – krzyczę. – Szybko, to łącznik!
Lenn błyskawicznie doskakuje z małą, drewnianą beczułką, do której z obrzydzeniem i jednocześnie żalem wrzucam medalion. Samuel szybko zrywa z szyi Sophie drugi element i wrzuca go do środka razem ze swoją rękawiczką.
- Lenn, zostaw to tutaj – rozkazuje surowo. – Zabierzcie stąd te dwie wampirzyce. Philippie, pomóż Effie. Fredriku, masz ogień?
- Tak – de Bran wyciąga coś małego z kieszeni spodni. – Przydałaby się benzyna.
- Może być dynamit? – Philippe wskazuje na leżącą w kącie skrzynkę. – Należała chyba do Ferrisa.
- Wyjdźcie stąd wszyscy – najstarszy ze Strażnik spogląda na mnie z niepokojem i wahaniem. – Effie, musimy spalić dom. Nie zachowa się żadna pamiątka.
- Wiem – wzdycham. – Nic stąd nie może wydostać się na zewnątrz. Nasze ubrania też powinniśmy spalić.
- Dobrze – przytakuje. – Zdejmiemy je na zewnątrz.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Elatha · dnia 14.04.2011 20:18 · Czytań: 875 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 4
Komentarze
Usunięty dnia 15.04.2011 13:45 Ocena: Dobre
Wychodząc z pokoju dostrzegam oparte o ścianę nowe DRZWI. Są tylko odrobinę jaśniejsze od poprzednich i pachną świeżym lakierem.
- Dzień dobry – z uśmiechem na ustach schodzę do jadalni, którą od kuchni odgradzają przeszklone DRZWI. – Dziękuję za DRZWI. Pokryję koszty ich zakupu.

NIE WIEM, DLACZEGO, ALE CIĄGNIE MNIE DO TEGO trochę się zrymowało :smilewinkgrin:.

NA RAZIE NIE MÓWIĘ O TYM MÓWIĆ - zbrakło wyrazu.

MOJE UMIEJĘTNOŚCI MOGĄ BYĆ ZNIKOME W PORÓWNANIU Z ICH - myślę, że szyk zdania jest nie dobry.

Sprawdzam jedynie, czy GROZI mi poślizgniecie. Nie GROZI. - nie czepiam się tego powtórzenia, daję tylko sygnał, że można inaczej też wyrazić tę sytuację. :uhoh:

dla zmyłki NIESPODZIEWANIE atakuję Fredrika. Ten, dzięki doskonałemu refleksowi i zręczności odpiera NIESPODZIEWANE uderzenie - tutaj powtórzenie jest do zmiany.

To tyle, co najbardziej było widoczne dla mnie.
Czytam, spodziewam się powrotu do stylu z pierwszej części, tego
obiecanego czarnego humoru, bo jak na razie zagłębiasz się coraz bardziej w styl gatunku. Żebyśmy się dobrze zrozumiały, to nie jest źle :no:, ja po prostu nie lubię horrorów. Styl masz lekki, potoczysty, nie mam co do tego wątpliwości. Zachęcam o pisania, fani będą, jak sądzę oblegać, czego z całego serca życzę. Pozdrawiam B)
Usunięty dnia 15.04.2011 13:47 Ocena: Dobre
ach:D, jeszcze ocena
Elatha dnia 15.04.2011 20:22
Dziękuję za wsparcie, ocenę i komentarz. To jest dla mnie bardzo cenne :). Błędy poprawię.

Nie wiem, czy spodoba Ci się dalsza część powieści. Nadal upieram się przy tym, że to nie jest horror :). Ja już dobrnęłam do trzeciej książki o przygodach Strażników :lol:. Napisałam je dla wielbicielki wampirów ;).

Dziękuję za miłe słowa. Na razie jako jedyna oceniasz moje teksty. Innym może nie przypadły do gustu. Wkrótce wrzucę kolejny fragment :).

Pozdrawiam ciepło :).
MaximumRide dnia 31.07.2011 14:33
,,Mam nadzieje,,,

nadzieję

,,szepczę każdemu po kolei patrząc w oczy.,,

szepczę, każdemu

,, Na piętrze Ferris jest kilka sypialni.,,

? A nie: na piętrze Ferris miał kilka sypialni

No i ładnie. Historia się rozkręca.
No i idę dalej...
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty