Pamiętam, jak przedziwnie poczułam się z opublikowaną korespondencją Dickinson. Poetka zirytowała się nawet, gdy przyjaciółka zaadresowała pocztę do obydwu sióstr D.:
[...]
wspólna śliwka to nie śliwka. Miałam zbyt wiele respektu, aby zjeść miąższ, a pestek nie lubię.
Nie przysyłaj wspólnych listów. Dusza musi kroczyć przez Śmierć sama, zatem przez życie także, jeśli jest to dusza.
Jeżeli komitet – wszystko traci znaczenie.
I motyw powtarza się w późniejszym liście:
Życie to rzecz dla dwojga, w żadnym razie nie dla komitetów*. Listem do czytania przez świat miała być poezja, przecież, oprócz paru wierszy, też kuferkowa za jej życia. I cała ta sarnia płochliwość Dickinson na nic, podobnie jak u Tuszyńskiej na nic zdały się strachy Wiery Gran.
Kochanowskiego liznęłam, ale nie znam listów, które słała para patronów tekstu, więc właściwie warto milczeć. Z jednej strony. Z drugiej, ciekawie obserwować migawki: co z prywatnym ciałem, jak różnymi drogami przechodzi w coraz odleglej,
majaczniej, by tak rzec, wyobrażoną własność Innych
, z zasłoniętymi źródłami, bądź pierwotnymi - ludźmi, oryginałami korespondencji - bądź tymi w druku, w końcu tymi źródłami, które piszą o lekturze.
I dlatego zagapiłam się w środek:
Cytat:
a potem kolejno wyczerpywaliśmy tematy i końcówki
fleksyjne tak naturalnie że poza oparciem fotela
żadne nie zmieniło pozycji w której myśli się bezpiecznie
Idę zmienić pozycję
Dobrego.
----------
*tłum. D. Piestrzyńska.