Budzisz się.
Spoglądasz za okno i widzisz ciemne niebo gęsto usiane gwiazdami. Zerkasz na elegancki zegarek na nadgarstku i stwierdzasz, że jest południe. Znów patrzysz to na okno, to na zegarek. Pewnie się rozstroił, myślisz. Po chwili dociera do ciebie absurdalność całej sytuacji. Zegarek jest w porządku. To co innego się rozstroiło. Bierzesz głęboki wdech i stwierdzasz, że powietrze zaczyna inaczej smakować. To przez pył z ogni które palą się teraz niemal wszędzie. Przez głowę przelatuje ci myśl, że może słońce jednak świeci, ale to dym jest zbyt gęsty i promienie nie mają jak się przebić. Rozczaruję cię. Słońce faktycznie się wypaliło, i nic już tego nie zmieni.
Wstajesz i leniwie ruszasz na parter. Nie masz się gdzie śpieszyć, cały system diabli wzięli, więc nie musisz iść do pracy. Zresztą, budynek w którym pracowałeś, przeszedł na emeryturę kiedy spałeś. Oczywiście zawsze możesz się tam przejść, może w zgliszczach znajdziesz coś znajomego. Albo kogoś.
Dobrze, że jeszcze jest zasilanie, więc nie ma problemu ze zrobieniem kawy czy włączeniem TV. Internet przestał istnieć jakiś czas temu, co odbiło się na całym rynku informacyjnym, i rzecz jasna, na giełdzie. Zakładając, że to ma jakiekolwiek znaczenie. Włączasz telewizor, ale wszystkie kanały nadają jeden i ten sam serwis informacyjny. Reporterzy zabijają się w kolejce po nowe informacje w nadziei, że im to pomoże w karierze, ale są zbyt ślepi żeby zrozumieć, że telewizja może przestać istnieć w każdej chwili, więc ich kariera także. Przeskakujesz z kanału na kanał, żeby po paru chwilach wyłączyć odbiornik. Z minuty na minutę jest coraz gorzej, a ty masz już powyżej uszu takich wiadomości.
Na początek kawa. Trzeba jakoś zacząć „dzień”. Twoja żona wstała dużo wcześniej, i tak jak wczoraj, siedzi na parapecie z kubkiem w ręku i obserwuje co się dzieje za oknem. Zamknięta w sobie, za żadne skarby nie chce cię wpuścić. W jej oczach nie widać strachu, tylko żal. Szkoda jej wszystkich ludzi którzy zginęli z rąk innych ludzi.
Podchodzisz do niej. Delikatnie obejmujesz ramieniem, ale twój gest pozostaje bez najmniejszej reakcji z jej strony. W oddali widać płonące budynki, gęsty dym zasłania i tak już ciemne niebo. Co jakiś czas rozlega się w oddali błysk, jednak wybuchy i strzały słychać coraz rzadziej. Nie pytasz o czym myśli, bo doskonale wiesz. W końcu myślisz o tym samym. W waszych głowach wciąż krąży jedno i tylko jedno słowo - „dlaczego?”. Niestety obawiasz się, że nigdy nie będzie ci dane poznać na nie odpowiedzi. Czujesz pustkę i beznadzieję całego świata, zastanawiasz się, co tak naprawdę ma znaczenie w obecnej sytuacji. Pieniądze? Stanowisko? Zawód? Czy przyjaźń, zaufanie i miłość? Czyli sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, bo nie tylko cały świat, ale też system wartości odwrócił się o 180 stopni. Wcześniej za pieniądze mogłeś kupić przynajmniej złudzenie pozostałych wartości, podczas gdy teraz są one totalnie bezużyteczne. Co zamierzasz? Zastanawiasz się gdzie iść, ale i po co iść, bo przecież nic już nie musisz, możesz robić co zechcesz. Hulaj dusza, diabła nie ma. No nie do końca, bo diabły powychodziły ze swoich bezpiecznych kryjówek i w najlepsze szaleją po świecie.
Patrzysz na kobietę, z którą spędziłeś ostatnich parę lat i po raz pierwszy nie wiesz, co powiedzieć. W twojej głowie kłębią się myśli tak krańcowo sprzeczne, że nie jesteś w stanie wychwycić nic konkretnego. Możesz powiedzieć jej, jak bardzo ją kochasz, ale takie życie nie ma sensu i najlepiej będzie skarbie, jak od razu wstrzykniemy sobie tlen, bo wieszanie się będzie mniej estetyczne. Zastrzelenie się też nie wchodzi w grę, bo to zbyt trywialne. Chociaż, może jeszcze poczekajmy parę dni, miesięcy, lat, może słońce wzejdzie zaraz po naszym romantycznym samobójstwie, o tak, wtedy to dopiero wyjdziesz na idiotę. Z drugiej strony jaki sens ma życie w takich ciemnościach, bez perspektyw, bez potomstwa. Może to i lepiej, bo dziecko by pewnie umarło w niedługim czasie po narodzeniu.
Potrząsasz głową w nadziei, że wyrzucisz z niej tak pesymistyczne myśli. Tak łatwo ci nie pójdzie. Musisz coś zrobić, znaleźć sobie jakiś cel, jeżeli zostaniesz w domu to prędzej czy później po prostu zwariujesz. Może już zwariowałeś? Może słońce wcale nie zaszło tylko tobie coś się poprzestawiało w głowie, a cały świat kręci się w starym, poczciwym rytmie? Brałeś to pod uwagę? Nie? No tak, tak to nie może być, wariatów jest pełno, ale ty jesteś całkowicie normalny. Wypadki też ciebie nie dotyczą, ot najwyżej będziesz świadkiem czegoś tam i na tym się skończy. Oczywiście. W takim razie jest nas dwójka.
Boisz się otworzyć usta. Nie dość, że nie wiesz co powiedzieć, to nie jesteś pewien czy twój głos dotrze do celu. Jednak po chwili, ku własnemu zdziwieniu, słyszysz go. Jakby usta i struny poruszały się własnym życiem, nie dopuszczając do mózgu nawet informacji o tym co mówią. Bezczelne.
Widzisz głowę swojej żony, jak z wolna odwraca się w twoją stronę i pyta, co masz na myśli. Dokąd chcesz iść? Czy nie widzisz, że cały świat przewrócił się do góry nogami?
Patrzysz na nią lekko zdezorientowany, nawet zaskoczony, bo naprawdę nie masz zielonego pojęcia, o czym ona mówi. Jednak odpowiadasz. Tłumaczysz cierpliwie, że nie miałeś na myśli zwykłego spaceru, tylko chcesz wyjechać z miasta, jak najdalej, bo lepiej tu na pewno nie będzie, a gorzej jest z każdą sekundą, którą tu spędzacie. Proponujesz góry, morze, nieważne, aby dalej, jak najdalej od ludzi, bo pozostanie tutaj jest równe wyrokowi śmierci.
To chyba do niej trafiło. Patrzy ci prosto w oczy starając się przeanalizować twoje zdania, ułożyć jakąś ripostę, cokolwiek, bo nie jest jej łatwo pozostawić wszystkiego, na co pracowała praktycznie przez całe życie. Dajesz jej trochę czasu, milczysz. Po paru sekundach mówisz, że szyba za którą siedzicie, to nie ekran, a wy naprawdę jesteście częścią przedstawienia, które tak łapczywie śledzi od wczoraj.
Wybucha. Wypuszcza kubek z dłoni i wylewa potok łez prosto na twoją pierś. Przytula się jakby chciała wniknąć w ciebie, schować się w środku i grzać się miłością, którą płonąłeś do niej przez te wszystkie lata. Mówi, jak bardzo się boi, jak bardzo nie może w to uwierzyć. Naturalnie oczekuje pocieszenia. Co jej powiesz? Udasz, że się nie boisz? Może powiedz, że wszystko będzie dobrze, słońce wzejdzie lada chwila i znów będzie różowo i słodko. Może strzel jej w skroń, a potem wytłumacz jej ciału ze stoickim spokojem, że to najlepsze wyjście, bo cała nadzieja umarła, więc po co się dalej męczyć.
Może nie mów nic. Czasem milczenie jest lepsze, niżeli miałbyś powiedzieć coś nieodpowiedniego.
Może zapłacz razem z nią.
Może odsuń ją od siebie i odejdź, pozostaw samą sobie.
Opcji do wyboru masz wiele, ale możesz wybrać tylko jedną. Ściskasz ją mocniej, głaszczesz czule po plecach, i jednocześnie stanowczym, aczkolwiek delikatnym głosem mówisz, że naprawdę musicie się stąd wynieść. Mówisz, że z dala od tego całego zgiełku uda się wam zacząć nowe życie, że się przystosujecie i na pewno sobie poradzicie. Proste słowa mają największą moc.
Podnosi głowę, i patrzy na ciebie swoimi wielkimi, zaszklonymi oczami. Ocierasz jej łzy z policzka i delikatnie głaszczesz po twarzy. Zastanawiasz się, czy widzi w twoich oczach brak wiary we własne słowa? Czy uda ci się zamaskować poczucie totalnej klęski i beznadziejności? Chowasz jej głowę we własnej piersi bo czujesz, że sam zaraz się rozpłaczesz. Pamiętasz jeszcze, jakie to uczucie? W twoich oczach odbija się blask kolejnego wybuchu, a przez chwilę widzisz słup ognia, strzelający kilka metrów w niebo.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Blind · dnia 16.04.2011 21:02 · Czytań: 952 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: