"Szczęście nie da się zdefiniować, opisać można jedynie nieszczęście.
Przestań być nieszczęśliwy, to zrozumiesz.
Miłości nie można zdefiniować, brak miłości można.
Kiedy pozbędziesz się braku miłości - zrozumiesz."
Anthony de Mello
Wielki Piątek wylał na miasto słońce. Niepodobny do poprzednich, jakby pomylił czas. Naprawdę chyba nie wiedział, która jest godzina.
Duży samochód z napisem Przesyłki Kurierskie zahamował przede mną ostro. Widocznie kierowca przypuszczał, że go widzę, bo kto by pomyślał, że można nie widzieć i nie słyszeć, przechodząc przez ulicę. Poszłam dalej, mimowolnie czytając napis o przesyłkach.
Zostawiłam w domu zakupy i śpieszyłam się na spotkanie ze Szczęściem. Byliśmy umówieni w miejscu, gdzie nikt nie będzie przeszkadzał.
W małej kawiarni o tej porze nie było gości. Szczęście pił kawę i czytał gazetę. Poprosiłam o kieliszek koniaku. W tle sączyła się muzyka, jakiś smętny blues w wykonaniu czarnoskórego wokalisty.
- Źle wyglądasz... - powiedział Szczęście, patrząc na mnie uważnie.
- Wiem, ale to stwierdzenie jest chyba nie na miejscu - odpowiedziałam niezbyt grzecznie.
- Jestem tu, aby się dowiedzieć, dlaczego do mnie dzwoniłaś. Nie mam dużo czasu, wiesz chyba, że muszę być jeszcze w wielu miejscach, zbliżają się święta - mówił do mnie, przyglądając się przechodzącej kelnerce.
- Wiem, ale ty nie jesteś przecież Świętym Mikołajem. Nie przynosisz prezentów - skomentowałam stanowczo.
- Ale muszę się wszystkim przypomnieć. Ludzie o mnie zapominają.
- A dlaczego niby mieliby o tobie pamiętać?
- A dlaczego ty chciałaś mnie widzieć? - ripostował szybko moje słowa.
- Chciałam się dowiedzieć, kim jesteś, zresztą odebrałeś telefon i zgodziłeś się spotkać.
- To wyjątkowa sytuacja, a to, co mówiłaś, bardzo mnie zainteresowało. A może chcesz po prostu przeprowadzić wywiad?
- Nie, nie jesteś gwiazdą, a ja nie jestem dziennikarką. Chciałam cię poznać, to wszystko.
- Widziałaś mnie wcześniej? - zapytał dość tajemniczo.
- Nie pamiętam, może kiedyś? To był jakiś wyjazd? Jakieś wakacje? Naprawdę nie mogę sobie przypomnieć, a przez to pewnie mogłabym uwierzyć we wszystko, co mi powiesz... Czy nie uważasz, że jesteś zwykłym wytartym sloganem?
Szczęście się uśmiechnął. - Zgadłaś. Jestem sloganem, ale dobrze mi z tym, jestem szczęśliwy.
- Szczęście jest szczęśliwy? No proszę, a nie wstyd ci, że oszukujesz ludzi?
- Ludzie we mnie wierzą. Mylisz się, mówiąc, że nie jestem gwiazdą. Tyle o mnie piszą, że mogę być najpopularniejszą gwiazdą na świecie! Jestem wszędzie - w miłości, rodzinie, grach. Jestem tam, gdzie tylko człowiek uzna, że mu się cokolwiek udało.
- Nie zaprzeczę, że twoje argumenty są akurat prawdziwe. Faktycznie tak jest, ale ja chcę wiedzieć, kim ty naprawdę jesteś.
Szczęście patrzył na mnie, jakby nie rozumiejąc. Zauważyłam teraz, że nie wygląda zbyt inteligentnie. Zadowolony z siebie, bezkrytyczny, pewny swojego sukcesu, w którym nie posiadał żadnej zasługi.
- Nie rozumiem ciebie - powiedział Szczęście, patrząc tępo w gazetę.
- A ja chyba wiem już, kim jesteś. Jesteś oszustem i karierowiczem! Znalazłeś metodę, aby manipulować ludźmi! Wiesz, jak sprawić, aby ich przekonać do siebie marnymi, małymi argumentami.
- A co w tym złego? - Szczęście nawet na mnie nie spojrzał, zadając to pytanie, bo znów obok przechodziła kelnerka.
- To nieuczciwe. Ludzie w ciebie wierzą, a ty fundujesz im towar kiepskiej jakości, namiastkę...
- Świat i życie składa się wyłącznie z namiastek. Ty tego nie widzisz? - pytał, tym razem patrząc mi w oczy.
- O to ci chodzi... - zawiesiłam głos, przyglądając mu się uważnie. Czy byłam zaskoczona, a może tak naprawdę wiedziałam to wszystko dużo wcześniej?
- Będę taki, jakim mnie zobaczysz, jak mnie nazwiesz, tak się będę nazywał. Jestem dobrym aktorem, musisz to przyznać.
- Jesteś paskudnie dobrym aktorem i jesteś też paskudnie zarozumiałym bufonem!
- Dziękuję, nie sprawiło mi to przykrości, jeśli tak myślisz.
- Nie myślę, powiedziałam, że jesteś bufonem, a ktoś taki nie ma w sobie za grosz samokrytyki!
- A co, wyobrażałaś sobie spotkać kogoś innego?
- Tak, ale to tylko moje wyobrażenie.
- Więc ty też sobie wyobrażasz szczęście, dlaczego w takim razie masz mi za złe, że pozwalam ludziom sobie coś wyobrażać i uwierzyć?
- Nie, nie mam za złe. Powinnam się tego spodziewać, więc to w zasadzie moja sprawa, nie twoja.
Szczęście popatrzył na zegarek. Śpieszył się.
- Nie zabieram ci czasu. Dziękuję za spotkanie - powiedziałam, by go uwolnić z tej niezręcznej sytuacji.
Wstał od stolika, nawet się nie pożegnał. Wyszedł szybko, nucąc zasłyszanego bluesa. Poprosiłam o rachunek i z niesmakiem zobaczyłam, że kelnerka doliczyła kawę, którą wypił. Cóż, to w końcu ja go zaprosiłam.
Przede mną zostało puste miejsce po Szczęściu. Może i lepiej. W nosie mam takie szczęście. Teraz przynajmniej wiem kim jest.
Wracałam, już uważając na przejściach, w końcu przed świętami głupio by było nie mieć szczęścia...
Chłopak z dziewczyną całowali się na przystanku. Widocznie Szczęście tędy przechodził, jak wyszedł z kawiarni. Jakaś młoda kobieta z wózkiem słodkim głosem tłumaczyła coś dziecku, które się wesoło śmiało. Tędy też widocznie przechodził.
Nacisnęłam domofon, weszłam do domu.
- Czy my zdążymy zrobić te święta? - zapytałam.
- Po co komu te święta! - usłyszałam odpowiedź z wyraźnym akcentem na "te".
- Tak, ale zapamiętajcie te słowa... - odpowiedziałam, nie poznając własnego głosu, i wiedziałam już, że Szczęście tędy nie przechodził.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
julanda · dnia 18.04.2011 20:04 · Czytań: 1964 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 26
Inne artykuły tego autora: