Pogoń za Arche cz. I - arktur
Proza » Inne » Pogoń za Arche cz. I
A A A
W pogoni za Arche

1.

Adam szedł zamyślony. Nie zwracał uwagi na mijanych ludzi, samochody i wystawy sklepowe. Zresztą te ostatnie nie były szczególnie ciekawe, bo co druga należała do banku. Nie zwracał uwagi na ludzi nie dlatego, że był marzycielem, bo chyba zwykle był, lubił wyobrażać sobie różne warianty przyszłości, różne sytuacje i zachowania ludzi. Marzył o lepszym świecie, podobnie jak większość ludzi, ale jako nieliczny czasami coś w tym kierunku robił. Tym razem jednak powodem jego zamyślenia był list, który obciążał mu lewą kieszeń marynarki. Obciążał w sensie dosłownym, ponieważ dostarczyła go prywatna firma, która, aby dostarczać listy zgodnie z prawem, musiała je obciążać metalowymi płytkami. List zawiadamiał go o rozwiązaniu umowy o pracę. Niby nic strasznego, Adam był wykształconym człowiekiem i posiadał spore oszczędności, ale mimo wszystko był to cios. Przyzwyczaił się do ludzi i firmy i niewiele zmieniał fakt, że większość dotychczasowych współpracowników Adama została wcześniej zwolniona, a obecne kierownictwo firmy nominowane przez rządzącą partię ze wszystkich sił starało się doprowadzić do bankructwa. Spodziewał się tego. Byłby idiotą, gdyby sądził, że akurat jego oszczędzą. Nie łudził się. Nie łudzić się, a przeczytać dwuzdaniowe pismo, to zupełnie, co innego. Poza rozgoryczeniem, gdzieś z tyłu głowy kiełkował gniew. Ale był opanowanym człowiekiem, bardzo opanowanym. Wiedział, że na emocje niewiele można poradzić, więc zwykle pozwalał im przewalić się przez umysł, a decyzje podejmował później, na chłodno. I zwykle to się opłacało.
Obok Adama przeszła zgrabna brunetka w sukience, która podkreślała wszystkie jej kobiece atrybuty. Zwykle Adam odwróciłby głowę i przez dłuższą chwilę cieszył oczy gracją, ale nie tym razem. Tym razem zastanawiał się, co zrobić dalej. I właściwie nie miał pomysłu. Bowiem wysyłanie podań o pracę po czterdziestce nie było chyba najlepszym pomysłem. A na pewno nierokującym zbyt dobrze. Dzwonić po znajomych? Zbyt upokarzające… A zresztą musiał spojrzeć prawdzie w oczy. Nie miał tych znajomych zbyt dużo. A może się pomodlić? W duszy zaśmiał się do swoich myśli.
W kiosku kupił papierosy. Pierwszy raz od roku. To nie było rozsądne, ale odwracało uwagę. Przynajmniej na krótka chwilę. A to już coś. Schował portfel do kieszeni marynarki, tej samej, w której nosił list. Przypalił papierosa i zaciągnął się głęboko. Potem drugi raz. Poczuł delikatny zawrót głowy, który minął po chwili, gdy organizm przypomniał sobie, jak reagować
Pomyślał o czerwonym winie. Był znakomitej mniejszości ludzi, którym czerwone wino robiło dobrze i nie pozostawiało żadnych skutków ubocznych. Zresztą jego powiązania z czerwonym winem były daleko głębsze niż umiłowanie do alkoholu. Dziś wieczorem wypije butelkę, a może nawet dwie… Gdyby wypił nawet pięć, to i tak nie naruszyłby specjalnie swojego zapasu.
Za pierwszym razem tego nie zauważył. Jego umysł żeglował zbyt daleko, żeby poprawnie zinterpretować to, co się wydarzyło. Nawet nie pomyślał, że to jakiś samochodowy tłumik głośno sygnalizuje uszkodzenie silnika. Dopiero drugi odgłos i następujący po nim charakterystyczny świst przywołał go do rzeczywistości. Ze zdumieniem wpatrywał się w stojącego dziesięć metrów dalej policjanta. Policjant na ulicy wielkiego miasta, to nic szczególnego. Ale policjant z pistoletem w dłoniach, to już widok daleko rzadszy.
Adam jak zahipnotyzowany wpatrywał się w policjanta. Ten zrobił do tyłu dwa kroki, opuścił ręce, a ze zmartwiałych dłoni wysunęła się broń, która z metalicznym trzaskiem upadła na chodnik. Chwilę później policjant jak kłoda runął do tyłu, a kiedy jego głowa uderzyła o bruk, Adam mimowolnie zamknął oczy. Niepotrzebnie, bo policjant nic już nie czuł. Był martwy, zanim jeszcze broń wysunęła mu się w rąk. Ludzie pochowali się i pokładli na ziemię. Widać oglądalność seriali kryminalnych była wysoka. Na tyle wysoka, że większość ludzi wiedziała, co robić.
- Niech się pan schyli, na miłość boską!! – jakaś dziarska staruszka zaczęła szarpać go za ramię. – Chce pan zginąć?!
Adam ukucnął instynktownie i odwrócił się w stronę kobiety. Miała z siedemdziesiąt lat, ale bystre, inteligentne oczy.
- Moja matka walczyła w powstaniu! – powiedziała z naciskiem. – Wiem, co robić, niech mi pan ufa.
Ufał jej. Ale przede wszystkim swojemu instynktowi. Pokiwał głową i posłał jej uśmiech, a potem zgięty wpół podbiegł do policjanta. Staruszka usiłowała go zatrzymać, ale jedynie oberwała mu guzik od mankietu marynarki.
Co ja wyrabiam, pomyślał kiedy ukucnął obok trupa. Teraz wiedział na pewno, że policjant nie żyje. Nikt nie mógł żyć z takimi dwiema wielkimi dziurami w piersiach. Dlaczego nie miałeś kamizelki kuloodpornej, zapytał go w duchu, ale nieboszczyk nie odpowiedział. W co ja się mieszam, myśli wariacko przebiegały mu przez głowę, kiedy sięgnął po pistolet martwego funkcjonariusza. Szybko rozejrzał się na boki.
Dostrzegł szybko to, co widział po raz ostatni w swoim życiu policjant. Trzydzieści metrów dalej po drugiej stronie ulicy stał samochód, a przy nim kilku smutnych facetów, bez wątpienia uzbrojonych. Wyglądało na to, że właśnie mają zamiar uciec. Rozstawieni byli na odcinku przynajmniej stu metrów.
Co ja robię, pomyślał panicznie Adam, ale jego dłonie już podnosiły pistolet. Jego umysł mimowolnie ocenił skalę zagrożenia. Była znaczna. Szybko sklasyfikował uzbrojonych mężczyzn pod kątem osobistego bezpieczeństwa. Z pewnością najgroźniejszy był ten najbliżej, do tego jako jedyny uzbrojony w długą broń – samoczynny karabinek kałasznikowa. I to najprawdopodobniej on zabił policjanta.
Taki mały pistolet, pomyślał Adam w panice spoglądając na swoją broń, a ich jest kilku i do tego dobrze uzbrojonych. Wystarczy, że ten pierwszy przygwoździ mnie do ziemi ogniem, a reszta spokojnie zajdzie z boków i dobije. Sekundy upływały powoli jakby były z ołowiu. Adam musiał się zdecydować. Jeśli da sobie spokój, wszystko się skończy, za kilka minut będzie po wszystkim, spokojnie wróci do domu. A jeśli nie… To jeżeli nawet przeżyje, to wpakuje się w śmierdzącą historię do końca życia. Wcale tego nie chciał. Ale z drugiej strony… Mimowolnie spojrzał w martwe oczy gliniarza. Tamci mogli zrobić jeszcze wiele złego…
Kiedyś parę razy powiedziano mu, że jest odważnym człowiekiem. Ale wcale tak się teraz nie czuł. Wręcz przeciwnie, czuł suchość w gardle, pot na czole i dziwną słabość w ramionach. Jeszcze nic nie zrobił, a już zaczynał się trząść. W skroniach waliły mu młoty, a powietrze nagle zrobiło się zbyt gęste, aby nim oddychać.
Dość tego dobrego, pomyślał Adam, przypomniał sobie datę, był piętnasty kwietnia, potem godzinę, dziesiąta dwadzieścia. A teraz wdech, wydech. I znowu. Parę razy. Stop! Adam uniósł się, wycelował i dwukrotnie nacisnął spust. A potem znowu padł na ziemie obok ciała policjanta i zaczął oddychać. Jak na tak mały pistolet strzały okazały się nadzwyczaj głośne. Ani na chwilę nie zamknął oczu i dzięki temu widział, że nie chybił. Bandyta szarpnął się pod strzałami, kurczowo ściskając broń zrobił kilka niezdarnych kroków, po czym padł na ziemię.
Adam głośno przełknął ślinę. Dla niego mordowanie ludzi nie było codziennością. Ale kiedy zaczął już działać strach i napięcie nieco ustąpiły. Za to teraz zaczął się głupio zastanawiać, czy postąpił właściwie. Tak strzelając do człowieka bez uprzedzania, wzywania do poddania. Wiedział, że to bez sensu, lecz nie potrafił się opanować. Tamci to mordercy i bandyci. Widział, że musi działać. Przykucnął, po czym ruszył biegiem wzdłuż ulicy. Wiedział, że musi zmieniać pozycję, ruszać się, tylko wtedy może przeżyć…
Uderzenie, które otrzymał w pierś było potworne. Nawet nie zdążył pomyśleć, co się stało, co go tak ugodziło. Siła pocisku była tak duża, że rzuciła biegnącego Adama prosto w dużą szybę wystawową, która rozsypała się pod naporem bezwładnego ciała.
- Ja ubił etowo durnego Polaka! – wrzasnął mężczyzna, który strzelał, ale upadających w setkach kawałków potłuczonego szkła Adam go nie słyszał…

Przytomność powinna wracać powoli, delikatnie rozjaśniać mgłę zapomnienia, ale teraz było zupełnie inaczej. Ona wróciła upiornym bólem przeszywającym pierś, dudniącym bólem ogarniającym płuca, z których wybite powietrze nie wracało przez dobrą chwilę. Adam miał ochotę krzyczeć, ale nie mógł wydobyć słowa tak był słaby. Usta miał pełne krwi od przegryzionego języka, a twarz i dłonie pokaleczone szkłem z rozbitej witryny.
Adam zdobył się na wysiłek i uniósł głowę. Na jego lewej piersi widniała spora dziura, z której unosił się ledwie widoczny niebieskawy dymek. Nie mógł pojąć, dlaczego jeszcze żyje, oddycha. Wydawało mu się, że jest bólem przyszpilony do podłogi. Rozejrzał się na boki. Kilkunastu zdumionych i przerażonych klientów sklepu wpatrywało się w niego tępym wzrokiem. Adam nawet nie przypuszczał, jak straszny widok przedstawiał. Charcząc z trudem wstał na nogi. Włożył dłoń pod marynarkę i poczuł ciepłą, lepką ciecz… krew. Ale było jej zaskakująco mało, jak na tak poważne zranienie. Teraz już domyślał się, dlaczego. Ciężki ołowiany pocisk zdeformował się na stalowej płytce listu, a potem wytracił prędkość na portfelu, jednak impet uderzenia był tak duży, że go przewrócił. Siła była na tyle znaczna, że kula przebiła te wszystkie warstwy i choć płaska, to przebiła skórę i zatrzymała się dopiero na żebrze.
Chwiejąc się wciąż na nogach Adam wyjrzał przez rozbitą witrynę. Po chwili zobaczył mężczyznę, który najprawdopodobniej strzelał do niego, a teraz gestykulując poganiał swoich towarzyszy do wejścia do samochodu. Jeśli Adam miał jeszcze jakieś skrupuły, to dudniący ból w piersiach skutecznie je zagłuszał. Wycelował jeszcze drżącymi rękami i posłał raz za razem trzy strzały. Czyli akurat tyle, ile zostało pocisków w magazynku. Suwadło zostało z tyłu po ostatnim strzale, co oznaczało, że nie ma już amunicji.
Nie wiedział, ile razy trafił swojego niedoszłego zabójcę. Ale wystarczyło mu, że facet padł wypuszczając broń z dłoni. Adam ruszył w jego stronę przechodząc przez wystawę sklepową. Kiedy zatrzymał się przy swojej pierwszej ofierze, aby sięgnąć po karabinek, usłyszał przeciągły pisk opon.
Pozostała dwójka bandytów piskiem opon zabierała się do ucieczki. Adam błyskawicznie przyłożył kolbę do ramienia i wycelował. Obrał za cel punkt o kilka metrów przed rozpędzającą się limuzyną i zaczął strzelać. Przyspieszający samochód sam wjechał w ogniową nawałnicę. Pociski z metalicznym trzaskiem uderzały w maskę auta. Adam nie przestawał naciskać na spust, ale więcej w magazynku nie było już więcej naboi. Limuzyna zakręciła raptownie i z impetem uderzyła w latarnię.
Spocony i zakrwawiony Adam rzucił się w stronę auta bandytów. Po drodze uzbroił się w pistolet człowieka, który do niego strzelał. Ze zdziwieniem zorientował się, że bandytę dosięgła tylko jedna kula. Ale wystarczyła. Tym razem ściskał w dłoni wielki i ciężki pistolet nieznanego typu. Kiedy był z piętnaście metrów od rozbitej limuzyny, bandyci otworzyli drzwi i zaczęli wychodzić z samochodu. Biegł z całych sił. Lecz kiedy dobiegał, obaj byli już na zewnątrz.
Adam z całej siły kopnął w drzwi samochodu, które z niespodziewaną siłą uderzyły w twarz jednego z bandytów. Facet zatoczył się do tyłu i osunął do samochodu. Drugi mężczyzna uciekał nie oglądając się najwyraźniej niewiele myśląc o losie swojego kompana.
- Hej ty! – zawołał Adam nie bardzo wiedząc, co powinien krzyczeć w takim momencie, a poza tym z trudem łapał powietrze.
Mężczyzn zatrzymał się i odwrócił w stronę Adama. Chyba sięgnął po coś w kieszeni spodni. Tak przynajmniej wydawało się Adamowi. Instynkt przetrwania wziął w nim natychmiast górę. Poderwał do góry broń i strzelił dwa razy. Bandytę dosłownie zdmuchnęło. W tym momencie doszedł do siebie ostatni z bandytów. Ale jedyne co zdążył zrobić, to ponownie otworzyć drzwi samochodu i uczynić jeden krok. Akurat tyle mu trzeba było, żeby nadziać się na lufę pistoletu. Nie trzeba było celować. Strzał z przyłożenia był pewny. A pocisk miał taką siłę, że wrzucił ciało z powrotem do auta.
Wtedy nastała cisza. Słychać było jedynie syk pary uchodzącej z przestrzelonej chłodnicy. Adam powoli opuścił broń. Dopiero teraz zaczęło dochodzić do niego to, co zrobił. Z oddali zaczął dobiegać odgłos syreny. Adam odwrócił głowę. Sądził, że to policja, ale od strony placu nadjeżdżała karetka pogotowia. Nikomu już nie pomoże, pomyślał smętnie.
Adam powoli zaczął obchodzić rozbity samochód. Było to duże, czarne audi, które teraz przedstawiało żałosny widok. Postrzelany i rozbity przód… z tyłu żałośnie wzniosła się otwarta klapa bagażnika. Adam zerknął do środka i… zmartwiał… W bagażniku było ciało…
Przy Adamie z piskiem opon zatrzymał się ambulans pogotowia.
- Gdzie pana zranili?! – zawołał do niego lekarz wyskakujący z karetki. Był to młody, wysportowany mężczyzna o bystrym spojrzeniu. Sprawiał wrażenie bardzo kompetentnego i sprawnego.
- Nic mi nie jest – wyszeptał Adam. - Ale w bagażniku jest dziewczyna…
Jaki ten pistolet jest ciężki, pomyślał nagle Adam, kiedy lekarz oderwał się od niego. Adam cofnął się dwa kroki i spróbował głębiej wciągnąć powietrze, ale ostry ból w piersi szybko go do tego zniechęcił. Tymczasem doktor zajrzał do bagażnika i zawołał pielęgniarza. Obaj wydobyli z auta ciało dziewczyny.
To była młoda dziewczyna. Ale jakoś Adam nie potrafił myśleć o niej, jak o żywej osobie. Może, dlatego że tego poranka naoglądał się już zbyt dużo trupów. A może, dlatego że miał już otępiały mózg i przemęczone ciało. Pięć minut walki wyczerpało go całkowicie. Wciąż nie mógł złapać tchu i uspokoić serca. Patrzył, jak lekarz sprawdza oznaki życia u dziewczyny, jak daje jej zastrzyk, jak razem z pielęgniarzem przeprowadzają resuscytację.
To była młoda dziewczyna. Szczupła, długowłosa brunetka ubrana w jasna bluzkę i ciemne spodnie. Była zbyt młoda, aby umierać, a jednak po chwili lekarz nakrył jej twarz kocem ratunkowym…
Adam przymknął oczy. Słyszał, jak z oddali nadchodzą kolejne wycia syren. Całe miasto wkrótce miało interesować się strzelaniną w centrum. Adam popatrzył, jak pielęgniarz chodzi od jednego ciała do drugiego i stwierdza za każdym razem niezawodnie zgon, a lekarz oparty ramieniem o ambulans nerwowo palił papierosa.
Nie mogę tego zrobić, mówił do siebie w duchu Adam. Nie mogę… Nic już nie będzie takie same, jeśli to zrobię. Nic nie zapowiadało tego ranka tego wszystkiego, jednak podjął straszną decyzję i na ulicy leżało pięć ciał.
Wiedział, że jeśli zrobi to, co zaczęło w nim kiełkować, to na zawsze odmieni swoje życie. Miał je tylko jedno. Czy miał ryzykować raz jeszcze? Tym razem daleko poważniej. Czy po to zaangażował się w tę walkę, żeby teraz odpuścić?
Adam schował pistolet z tyłu za pasek spodni i powoli podszedł do ciała dziewczyny. Przyklęknął przy niej i odsunął koc z jej twarzy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jaka była piękna. Mogła mieć z osiemnaście lat, a może tylko śmierć ja postarzała.
- Znał ją pan? – niespodziewanie zapytał lekarz. – Przykro mi, ale nic już nie mogliśmy zrobić…
Adam tylko przecząco pokręcił głową. Wsunął dłoń pod lewą połę koszuli i poczuł jak ciepła krew kropla po kropli spływa mu między palcami. Wciąż bił się z myślami, wciąż nie był pewny. A potem powoli wysunął dłoń spod koszuli.
Kciukiem drugiej dłoni delikatnie nacisnął jej podbródek, aż rozchyliły się usta martwej dziewczyny. Zakrwawioną dłoń uniósł ponad jej twarz i zacisnął w pięść. Mocno! Aż zbielały kostki jego palców a szkarłatne krople spłynęły prosto między blade wargi.
- Pathe mathos… - wyszeptał Adam i jego zaciśnięta pięść z nadspodziewaną siłą uderzyła w pierś dziewczyny. Aż jęknęła!
Jęknęła!! Lekarza jakby smagnął bat po plecach. Dziewczyna ze świstem wciągnęła powietrze do płuc, po czym zaczęła kasłać. Mocne ramiona Adama pochwyciły ja i uniosły. Wiedział, że nic już nie będzie takie, jak było, ale dziewczyna otworzyła oczy i Adam zobaczył najczarniejsze źrenice w swoim życiu. Kolejne syreny zbliżały się z narastającym wyciem, podniecony lekarz szarpał go za ramię i coś gorączkowo tłumaczył.
- Kim jesteś? – ledwie wyszeptały usta dziewczyny, ale Adam słyszał je doskonale pośród narastającego jazgotu dokoła…
- Kimś, kto nie bał się zejść do piekieł po ciebie… - odparł cicho z bladym uśmiechem…
- Nie ruszaj się!! – nagły krzyk rozdarł powietrze, a potem metaliczny trzask repetowanej broni. – Odejdź od dziewczyny i podnieść ręce do góry!!
Adam posłusznie wykonywał wszystkie polecenia. Przerażone oczy dziewczyny wciąż się w niego wpatrywały. Najwidoczniej niczego nie rozumiała.
- Na kolana!! – kolejny krzyk. – Ręce na głowę!!
Policjantów przybywało z każdą chwilą. Adam obojętnie zastanawiał się, gdzie oni wszyscy byli jeszcze dziesięć minut temu. Nie protestował, kiedy ktoś wyjął mu pistolet zza paska, ktoś inny skuł ręce na plecach, a potem je boleśnie wykręcił i zaprowadził do policyjnej furgonetki…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
arktur · dnia 19.04.2011 09:17 · Czytań: 775 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
Darcon dnia 21.04.2011 12:23
Witaj.
Komentarz będzie całkowicie subiektywny :)
Czyta się całkiem przyjemnie.

Rozpraszało mnie jednak:
Cytat:
... uwagi na ludzi ... zachowania ludzi ... jak większość ludzi
zbyt dużo tych ludzi w trzech zdaniach.

Podobnie rozpraszały mnie powtarzające się zwroty:
Cytat:
... Nie łudził się. Nie łudzić się ...

czy
Cytat:
...Ale był opanowanym człowiekiem, bardzo opanowanym...

Mam wrażenie, że za bardzo podkreślasz, to co chcesz przekazać.
Musisz wierzyć, że czytelnik jest pojętny i gdy mu napiszesz: "Był bardzo opanowanym człowiekiem." To zrozumie bez powtarzania.
Tyle ode mnie:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty