Aż się zalogowałam znowu. Na van Gogha, jak na Rembrandta, zareaguję w każdej postaci
Widziałaś może film Altmana
Vincent i Theo? Z Timem Rothem w głównej roli. Jest tam scena z polem słoneczników. Świetnie zrobiona. Ale dlatego że cholernie oszczędnie operuje sugestiami dla widza.
W przeciwieństwie do Twojego tekstu. Który mnie wściekł
, bo wygrywa na szablonie
wariata jak młotkiem na perkusji:
wariat, jak wiadomo, jest to stworzenie składające się: z obłąkańczego, groźnego, bezsennego, dzikiego, niepokoju i wariata;P To tak, na wszelki wypadek, mówię Wam ja, Liryczny. Podmiot. Gdyby kto nie wiedział.
Ufff. Dobra. A teraz na spokojnie. Zobaczmy, co zostaje z wizerunku, kiedy znika z niego samograj:
Słońce rodzi w malarzu
wrasta w niego żółcią pól
Bezzębna twarz znów chłonie ciernie krajobrazu
wiją się kreski na wilgotnym płótnie
Ziemia parzy w stopy i pulsuje rytmicznie
tętnią barwy w żyłach
tytoń z garścią
chleba czerstwego jak sztuka twardego jak los
Czarna kawa pozwala trzymać pędzel w dłoni
Na gałęzi powiewa słomkowy kapelusz
"Bo wiesz, van Gogh to był wariat". Nożesz, serio
?
Dobrego.
;P