,,Mamo! Mamusiu najukochańsza! Co się dzieje? To boli, boli! Proszę, spraw, by przestało. Mateczko, gdzie moja rączka? Ach błagam, nie zabijaj mnie! Kocham cię, jestem tu, w tobie, ja żyję! Mamo, dlaczego te szczypce odrywają mi nóżkę? Piekielny ból, ginę... Umieram w twoim brzuszku, pod gorącym sercem. Nie pozwól na to, ochroń mnie! Mamusiu kochana, wraz ze mną odejdzie też część ciebie, nie chcę tego. Chcę żyć! Utul mnie, pozwól dorosnąć. Nie zabijaj, błagam... Co ci zrobiłem, mateńko, że tak okrutnie mnie karzesz? Chcę cię zobaczyć, poczuć twą miłość i ciepło. Nie zabijaj mnie, bo przecież ja to ty..."
- Gotowe. Ależ moja droga, przestań płakać. To dziecko było za małe, by coś czuć. No już, spokojnie. Od teraz jesteś nową kobietą, wyzwoloną i niezależną. - Lekarz pogładził kobietę po głowie i ruszył do kosza na śmieci. Wyjąwszy rozczłonkowane ciało dziecka, owinął je w folię i włożył do reklamówki. Drżąca Irmina wzięła torbę.
- Proszę to wyrzucić na śmietnik, spalić, czy co tam pani chce. Byleby nikt tego nie widział, nie chcemy przecież kłopotów, prawda? - spojrzał na kobietę. Była roztrzęsiona, jak większość jego pacjentek. Ale cóż, praca jak praca. Może to dobrze, że usunął tego chłopca? Kto wie, w przyszłości mógł być bandytą, gwałcicielem. Mniejsza z tym. Kasa na koncie, usługa wykonana, czas wracać do domu na kolację. Czeka na niego żona. Żadnych dzieci. Nienawidzi tych małych, krzyczących potworów. On nigdy nie był dzieckiem - po prostu od zawsze miał powyżej 15 lat i tego się trzymał. I co, że to głupota, skoro z takim nastawieniem żyło mu się lepiej?
Irmina wyszła na ciemną, zimną ulicę. Wiatr bawił się jej włosami, podwijał spódnicę. W ręce kurczowo trzymała reklamówkę - nie ośmieliła się spojrzeć na ciało jej synka. Świat uległ zmianie - ona to czuła. Kiedyś uwielbiała chodzić po zmroku w świetle lamp po zaułkach, jednak dziś miasto było pełne krzyku jej nienarodzonego dziecka. Czuła się złą kobietą, najgorszą ze wszystkich morderczynią. Gorące łzy spływały po jej bladych policzkach. Delikatnie dotykała przez folię osobne części maleńkiego ciałka. Cała drżała, nie mogła się opanować. Zaczęła szlochać. Tuliła do siebie tobołek i krzyczała na siebie, na świat. Upadła na kolana. Zwróciwszy oczy w stronę nieba, błagała:
- Boże, zabij mnie! Ukarz! Nie chcę żyć, nie jestem tego warta! Zabij mnie tak boleśnie, jak ja zabiłam jego! Błagam .. Ojcze, Jezu ... Zabierz mnie stąd!
Głos kobiety się załamał. Dusiła się własnymi łzami i rozżalonymi słowami. Ktoś do niej podszedł, podniósł ją i posadził na ławce, uspokajał, lecz ona miała przed oczami synka - jedynego, najukochańszego. Lecz sprawiła, by zmarł. W głowie rodziły się marzenia, które nigdy się nie ziszczą - jej maleństwo na rowerku w parku, w łóżeczku, jej ramionach.
W jednej chwili zrozumiała, że nie ma po co żyć. Decyzja, którą podjęła, zadecydowała nie tylko o życiu jej dziecka, ale też o jej własnym. Skoro tu, na ziemi, nigdy nie ujrzy syneczka w pełni sił, to może po drugiej stronie zdoła się z nim połączyć?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Lalka666666 · dnia 05.05.2011 21:16 · Czytań: 925 · Średnia ocena: 1,33 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: