Policjant pomógł mi wyjść z zatłoczonego pasażu. Czułem się dosyć niezręcznie, nawet głupio. Mężczyzna w sile wieku podtrzymywany przez stróża prawa musiał wzbudzać niekorzystne wrażenie na przechodniach. Mijająca nas kobieta, przelotnie, nie zwalniając kroku, spojrzała na mnie. Nie wiem… z politowaniem czy potępieniem. Pewnie pomyślała, że jestem pijany. Ciągle jeszcze byłem lekko oszołomiony, by nie powiedzieć - otępiały, a więc i obojętny na to, jak mnie widzą inni.
Funkcjonariusz zapytał, czy może mi jeszcze w czymś pomóc. Zamiast podziękować, pokręciłem przecząco głową. Usiadłem na ławce ustawionej w cieniu drzewa i głęboko wdychałem powietrze. „Co się u diabła ze mną dzieje?”- powoli zacząłem myśleć jak normalny człowiek. - „Zachowuję się niczym przestraszony dzieciak” - beształem w myślach sam siebie. – „I co takiego właściwie się stało? Jakiś obcy facet, może dziwak, a choćby i wariat, chciał mnie o coś zapytać, a ja prawie mdleję ze strachu? Dlaczego? Czym wywołał tak wielkie emocje? Niedobrze z tobą, Jakubie, musisz jak najszybciej udać się po poradę do lekarza. Najlepiej złóż wizytę psychiatrze. Tylko taki specjalista potrafi ci pomóc”.
Monolog, który prowadziłem, w swoim mniemaniu, wewnątrz siebie, dobiegł do uszu paru osób. Przy ławce zrobiło się małe zbiegowisko. Tego tylko mi brakowało. Spojrzałem na twarze gapiów, czy przypadkiem wśród nich nie znajdzie się ktoś znajomy. Doznałem ulgi, widząc, że ośrodkiem zainteresowania nie jestem ja, lecz zupełnie coś innego. Uwagę obserwatorów pochłonęło wydarzenie rozgrywające się za moimi plecami. Nawet nie spojrzałem w tamtą stronę. Podniosłem się z ławki i poszedłem w kierunku postoju taksówek. Podałem kierowcy adres i poprosiłem o odwiezienie.
Miejsce, gdzie taksówkarz zaparkował auto, znajdowało się zaledwie kilkanaście metrów od domu, w którym mieszkałem. Chwila zastanowienia, co zrobić - czy kupić parę butelek piwa i zamknąć się w pustym mieszkaniu, czy też wprost przeciwnie, zawitać do pobliskiego bistro, gdzie w tłumie anonimowych bywalców mógłbym utopić pamięć nieprzyjemnego zajścia w sporej ilości alkoholu - trwała o wiele dłużej, niż myślałem. Trudności w podjęciu decyzji były dla mnie czymś nowym. Na ogół taki wybór nie stanowił wielkiego problemu. Zdecydowanie wybrałbym samotną degustację złocistego trunku. Im bardziej zastanawiałem się jednak, tym niezdecydowanie, w jakim kierunku podążyć, stawało się większe. Z kieszeni spodni wyciągnąłem monetę. Orzeł - mieszkanie, reszka - bar. Potrząsnąłem ją w zamkniętych dłoniach. Wypadła reszka.
Lokal, przepełniony ponad granice możliwości, powitał mnie wesołym hałasem głosów i wspaniałym bukietem wszelkiego asortymentu spirytualiów. Przy stolikach wszystkie miejsca zajęte były przez popołudniowych smakoszy browaru i nieco mocniejszych, rodem z gorzelni, wyrobów. Przeciskając się do lady, przyszło mi do głowy, by rozstrzygnąć następną kwestię. Czy słowo „podchmielony” zarezerwowane zostało tylko dla amatorów piwa? Rozwiązanie tego zagadnienia pozostawiłem na czas późniejszy.
(c.d. Miladora)
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
magnat · dnia 12.05.2011 06:43 · Czytań: 960 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 24
Inne artykuły tego autora: