Barman podał mi drinka. „Za dużo piję” – przemknęło przez myśl, a potem odpowiedziałam sobie: „Dopiero trzeci dzisiaj… Zaraz, trzeci czy czwarty”? Nie pamiętałam. Ale to był dziwny dzień. Nic się w nim właściwie nie działo, a jednak odnosiłam wrażenie, jakbym wplątana została w coś, nad czym nie miałam władzy. W pewien splot wydarzeń, których logicznego sensu trudno byłoby dociekać, gdyż jeśli nawet był, to całkowicie ukryty przed oczyma. „Logika przypadków…” – pomyślałam. – „Czy w ogóle istnieje coś takiego?”.
Podniosłam szklaneczkę i zapatrzyłam się w barwne refleksy migające na powierzchni płynu. Alkohol parował i w aromacie pływających w nim korzeni odnalazłam niespodziewanie dawne, zapomniane prawie klimaty. Zapach snuł się wątłą smugą, przywodząc na myśl obraz zatkniętych w pomarańczy goździków, lekkie trzaskanie ognia za rozgrzanymi do czerwoności drzwiczkami starego kaflowego pieca, pozłacane orzechy i zimowe jabłka ze skrzynki schowanej w komórce. Zapachniało sianem i usłyszałam głos: „Gdzie ona się znowu schowała”? I śmiech…
„Kiedy to było...?” – próbowałam sobie przypomnieć, a potem jak błysk pojawiła się świadomość schowanego w torebce listu.
Upiłam maleńki łyczek i smakując gorącą cierpkość cytryny, sięgnęłam pod stolik. Zamek bez protestu poddał się palcom. W głębi, w bocznej kieszonce, tkwiła zmięta nieco papierowa koperta. Uchyliłam brzegu i nagle spojrzał mi w oczy ktoś prawie już zapomniany. Od lat nie miałam z nią kontaktu, nasze drogi rozeszły się, gdy zaczęłam dorastać, ona wyjechała i wszystko zniknęło. I dopiero teraz, nie wiem jakim cudem, ktoś przysłał mi list ze zdjęciem, odkryty wśród pozostawionych przez nią rzeczy. Nawet nie wiedziałam, że wróciła, że zamieszkała ponownie w mieście mojego dzieciństwa, chodząc po dawnych śladach i, jak to wynikało z pozostawionego listu, pamiętając wciąż o mnie…
Na czarno-białej fotografii widniała szczupła, prawie chuda, niemłoda już kobieta, trzymająca za rękę dziewczynkę o uśmiechniętej buzi. Była jesień. Park i stojącą obok ławeczkę zasnuwały wielobarwne liście. Jeden nawet został uchwycony w momencie spadania. Przyjrzałam się baczniej, gdyż po ten właśnie liść ktoś sięgał, wspięty na palce. Na drugim planie majaczyła sylwetka chłopca, którego dość niewyraźnie wyłaniająca się ze zdjęcia buzia miała wyraz skupienia… Znałam go. Oczywiście, że znałam. Przychodził do parku i bardzo szybko zaczęliśmy bawić się razem. Powoli napłynął obraz tamtej chwili. To dla mnie sięgał po liść, wtedy, gdy ona chwyciła moją rękę, upozowując nas do zdjęcia. Jak miał na imię…? Jako współuczestnik zabaw, na pewno mi się przedstawił. Jako w… - w pamięci zadźwięczał dzwonek, nagle usłyszałam przytłumione głosy. Męski, niski i nieco rozbawiony mówił właśnie: „Jakow…”, kobiecy wtrącił altem: „No, dobrze, niech będzie, ale tylko my dwie…”.
Przyjrzałam się ponownie fotografii, starając się wyłowić każdy szczegół. Nie było ich jednak wiele. Nie zapamiętałam, kto robił to zdjęcie ani dlaczego. Nie pamiętałam nawet, że zostało zrobione. Nigdy wcześniej nie widziałam go…
Merti, kochanie – zachowaj ten list... Patrzyłam teraz na jej pochyłe, staranne pismo i zastanawiałam się po raz któryś już z rzędu, dlaczego mnie tak nazwała. Dawno temu, na początku, niemal bezustannie zagadywałam ją o to, potem pogodziłam się, gdyż odpowiedź: „Bo lubisz milczeć…” trafiła mi do przekonania, a poza tym było to coś, co dostałam od niej i stanowiło moją sekretną własność.
Obok powoli cichł gwar rozmów, poncz wystygł, a ja nadal siedziałam, wpatrując się w zdjęcie. Wreszcie, jak we śnie, włożyłam je ponownie do koperty, wypiłam jednym haustem resztę napoju i podnosząc się z miejsca, położyłam pieniądze na talerzyku z rachunkiem.
– Dobrze, proszę pani – powiedział recepcjonista. – Damy znać, jeżeli się ktoś zgłosi…
Zapaliwszy małą lampkę, poszłam wprost do łazienki. Lustro nad umywalką z wolna pokrywało się parą, gdy stałam pod prysznicem, unosząc twarz w stronę ciepłego strumienia wody, jakbym chciała spłukać z siebie nie tylko podróż, lecz i wszystkie wspomnienia zamknięte w obrębie ulic tego miasta, do którego miałam nadzieję już nigdy nie wrócić. Lecz kiedy wtulona w białą, szeleszczącą pościel zamknęłam wreszcie oczy, a sen przyćmił doznania minionych godzin, nadal wędrowałam po starym parku, chowając się za drzewami, a chłopiec z liściem krążył po trawnikach, wołając: „Merti… nie odchodź… Wróć, proszę…” Herta chwyciła mnie za rękę, a potem odepchnęła nagle: „Uciekaj” – słyszałam jej ponaglający szept. Męski głos wtrącił cicho: „Za późno, Ate… Zdjęcie zostało zrobione…” „Daj mi ten pieniążek!” – prosił Kuba. Rozległ się przytłumiony brzęk wpadającej w szparę monety. Stare pianino zawibrowało, potem czyjeś palce zatrzasnęły wieko…
Niewyraźny dźwięk dzwonu przedarł się przez skłębioną kołdrę i zatarł prześladujące mnie podczas snu głosy. Odwróciłam głowę i ponownie zapadłam w ciemność, lecz tym razem ta pożądana niepamięć nie została już zakłócona żadnym obrazem…
(c.d. Magnat)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt