– A więc jednak… – usłyszałam za plecami.
Odwróciłam głowę. Obok stał mężczyzna, w którym z pewnym zdziwieniem rozpoznałam człowieka z dworca. Opierał ręce na uchwycie parasola i kołysząc się lekko, wpatrywał w leżącą na stoliku monetę.
– Przepraszam… pan mówił do mnie? – Moje zaskoczenie musiało chyba być wystarczająco wyraźne, ponieważ mężczyzna odwrócił niechętnie wzrok od numizmatu i popatrzył mi w oczy.
– A więc jednak masz ją – powiedział cicho, kiwając głową.
– Masz? – Nie mogłam zrozumieć. Potem spojrzałam na pieniążek i ponownie uniosłam głowę. – Mówi pan o tym? – Dotknęłam palcem monety, refleks światła zgasł i tylko krawędź nadal błyszczała w słońcu.
Mężczyzna skinął głową i przysunął się o krok bliżej.
– To nie moja moneta – rzuciłam, nie zastanawiając się nad faktem, że zupełnie niepotrzebnie tłumaczę coś obcemu człowiekowi. – Znalazłam ją.
– Nie mogłaś znaleźć. Wróciła do ciebie – powiedział spokojnie, a potem odsunął krzesełko i usiadł naprzeciw mnie przy stoliku.
– Czyż nie tak? – zapytał i niespodziewanie się uśmiechnął. – Pamiętasz ją przecież. Nie możesz nie pamiętać...
– Pamiętam podobną, faktycznie – zgodziłam się i podniosłam monetę.
– Pozwolisz? – Wyciągnął rękę, a ja bez oporu położyłam mu na dłoni błyszczący krążek. – Nie mogliśmy zrozumieć, jak mogła zaginąć – powiedział. – Cały czas twierdziłaś, że to nie ty…
Niespodziewanie roześmiałam się. – Skąd pan to wie?
Dziwne, ale nie czułam żadnej obawy przed rozmową z nieznajomym.
– Widzieliśmy się kiedyś… – przyznał. – Nie pamiętasz, ale tak było…
Spojrzałam mu uważnie w twarz, jakby chcąc przywołać wspomnienia z tamtego okresu, gdy jeszcze wszystko było przede mną, ale jego rysy wydały mi się najzupełniej obce, nieprzywodzące na myśl niczego, co wzbudziłoby jakiekolwiek skojarzenia z latami spędzonymi w tym mieście. A potem ujrzałam w oczach wpatrzonych we mnie odbicie swojej twarzy, coś mignęło, pojawił się obraz i nagle, gdzieś wewnątrz, rozległ się cichy głos Herty: „Chodź, pan zrobi nam zdjęcie na pamiątkę…”
Zdjęcie? Czyżby to zdjęcie?
Mężczyzna, jakby słysząc moje myśli, pokiwał głową i uśmiechnął się ponownie.
– Herta? Pan znał Hertę? – wyszeptałam.
– Gdzie ją w końcu zgubiłaś? – zapytał, nie odpowiadając na moje pytanie. – Nigdy nie chciałaś się przyznać…
– Wpadła do pianina… – Zobaczyłam na moment błysk niknącej między klawiszami monety. – Ale to nie ta…
– Zachowaj ją – powiedział, niespodziewanie podnosząc się z krzesła. I zanim zdążyłam zareagować, wmieszał się w tłum przechodniów. Przez moment jeszcze widziałam znikające powoli plecy i parasol, który służył mu za laskę, a potem jego sylwetka rozmazała się, wchłonięta przez cień arkad północnej strony Rynku. Spojrzałam na stolik. Moneta ponownie skupiła na sobie blask słońca, oślepiając mnie na chwilę, a gdy zgasła, zrozumiałam, że nawet gdyby to nie była ta, z mojego dzieciństwa, to chcę ją zatrzymać. Odkupić, skoro wiedziałam, kto jest jej właścicielem.
„Jakub” – takie imię udało mi się odczytać z pomiętego kwitka widniejącego w jednej z przegródek portfela. Jakub…
Sięgnęłam po filiżankę z wystygłą kawą, lecz zanim doniosłam ją do ust, uderzyła mnie pewna myśl. Zostawiłam portfel w hotelu. Do tego czasu ktoś, najprawdopodobniej on, mógł już go odebrać. Nie spotkam Jakuba, nie spróbuję odkupić pieniążka. Jeżeli to jest on. Nie mogłam mieć żadnej pewności, chociaż mężczyzna spotkany na skwerku z pewnością był owym nieznajomym z dworca, a potem pubu, z którego rąk wypadła moneta.
„Co mam robić?” – pomyślałam bezradnie.
Zegar na wieży ratuszowej wydzwonił kolejną godzinę, a ja ciągle siedziałam nad wystygłą resztką kawy, wpatrując się w drepczące po płytach gołębie. Stolik pogrążył się w cieniu, sięgnęłam po pieniążek i zacisnęłam go w dłoni, czując nagrzaną jeszcze słońcem powierzchnię. Kelnerka podeszła i spojrzała na mnie pytająco. – Mam coś podać?
– Rachunek proszę – powiedziałam nieco zawstydzona tak długim przesiadywaniem przy stoliku, po czym sięgnęłam do torebki.
– Mam nadzieję, że nie był natrętny – rzuciła nagle.
Zdziwiona uniosłam wzrok. – Zna go pani?
– To chyba fotograf. Przez jakiś czas robił zdjęcia tu, na Rynku, mieszkańcom i przyjezdnym. Przy fontannie najczęściej. Znam go z widzenia, bo kiedyś mieszkał w pobliżu. Chodził z takim starym aparatem na statywie… A potem nagle zniknął, nie wiadomo gdzie i dopiero od niedawna… Przepraszam – zreflektowała się nagle. – Pani czeka, a ja tu gadam…
– Proszę, niech pani mówi. To ciekawe – wtrąciłam natychmiast. – Nadal fotografuje?
– Już nie… – Kelnerka oparła się na chwilę o krawędź stolika. – Pewnie jest na emeryturze, ale widać marna ta emerytura, skoro ciągle chodzi w tym samym starym płaszczu… Czasem zagaduje ludzi, opowiada różne rzeczy i twierdzi, że zawsze pamięta twarze osób, którym robił zdjęcia. Pani też to powiedział?
„Ale dlaczego mnie?” – pomyślałam natychmiast. – „Czyżby znał Hertę?”.
– Coś w tym sensie – przyznałam po chwili.
Kelnerka wydała mi resztę. – To nieszkodliwy facet. Dziwak, ale nieszkodliwy.
Czułam, że chciałaby zapytać o coś, ale zanim powzięła decyzję, zerwałam się i skinąwszy jej dłonią, ruszyłam w stronę jednej z uliczek stanowiących wyjście z Rynku. Wiedziałam, że muszę wrócić do hotelu i sprawdzić, czy odebrano portfel. Wiedziałam też, że niezależnie od tego, pragnę spotkać Jakuba.
Nie wiem, co było w słowach kelnerki, że zdecydowałam się, nagle i niespodziewanie, na pewien krok. Pomyślałam o zdjęciu Herty. O tym, że chciałabym pokazać je fotografowi i zapytać, czy pamięta także inne osoby widniejące na nim. Tego chłopca… Być może tamto imię „Kuba”, które jakby samo wróciło teraz, kojarząc mi się z nieznajomym z pubu, było powodem, że zapragnęłam poznać rozwiązanie zarówno tej zagadki, jak i monety, której stał się właścicielem w niezrozumiały dla mnie sposób.
Uniosłam głowę do słońca, czując ciepło promieni na policzkach i uśmiechnęłam się na widok wysokiej wieży kościelnej, gdzie kiedyś pozwolono nam wejść pod opieką Herty. Nie wiem, jak to załatwiła, ale faktem było, że stary, zrzędzący zazwyczaj kościelny, wyciągnął wreszcie pęk kluczy i, mrucząc pod nosem, otworzył ze zgrzytem zamka żelazne drzwi wiodące na wieżę. Przypomniał mi się widok zakurzonych schodów pnących się stromo w górę i panorama miasta – rozległa przestrzeń pełna dachów, małych z tej wysokości uliczek i jeszcze mniejszych pojazdów…
Westchnęłam. Kuba wziął mnie za rękę i razem wyjrzeliśmy przez wąskie okienko pod kopułą. Chyba wtedy widziałam go po raz ostatni. Nie wiem, dlaczego tak się stało. To był właściwie tylko krótki epizod z dzieciństwa, a jednak teraz, gdy przystanęłam wpatrzona w ulatującą w niebo iglicę, pamięć zadziałała na zasadzie wywoływacza, wyświetlając dawno, zdawać by się mogło, zapomniane obrazy.
„Spójrzcie – powiedziała Herta z uśmiechem. – Widzicie park?”.
A potem objęła nas i przez chwilę trwaliśmy w bezruchu, połączeni radością wspólnego przeżywania widoków.
„To będzie nasz sekret – szepnęła”.
Teraz, gdy ponownie zobaczyłam ów moment, słowa, które wyrwały mi się bezwiednie na widok nieznajomego, zaczęły jakby nabierać racji bytu. „Weź mnie w ramiona nocą ciemną…” – zanuciła kiedyś Herta, próbując mnie uśpić i chociaż nie pamiętałam dalszych słów, a w dodatku na pewno nie była to kołysanka, ta fraza obudziła nagle pamięć i pewnego rodzaju tęsknotę za bezpiecznym ciepłem czyichś objęć.
Przyspieszyłam kroku, wiedząc już, dokąd pójdę…
(c.d. Magnat)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt