Ktoś delikatnie dotknął mojego ramienia i mimo że gest ten był zupełnie niespodziewany, nie wzbudził we mnie przestrachu. Tego rodzaju dotyk mógł pasować tylko do jednej osoby. Powoli odwróciłam głowę i uśmiechnęłam się. Minione lata zmieniły warunki, układy, miejsca pobytu, lecz nie miały żadnego wpływu na to, co niegdyś nas łączyło.
– Mogłaś dać znać, że przyjedziesz – powiedział cicho, a ja uświadomiłam sobie, że zawsze w pewien sposób będę czekała na niego i że, być może, moja samotna wędrówka po mieście miała zakodowaną gdzieś w głębi nadzieję, że zdołam go spotkać.
– Nie mogłam… – Pokręciłam przecząco głową. – Nie miałam zamiaru przyjeżdżać.
Uniósł brwi i odsunąwszy krzesło usiadł, kładąc dłoń na mojej ręce. Pozwoliłam na ten gest, a potem sięgnęłam po papierosa.
– Zmuszono cię? – zapytał, podając mi ogień.
Przytaknęłam bez słowa.
– Notariusz zapewne – wyraził przypuszczenie. – Tak, wiem oczywiście o śmierci Herty. Wszyscy wiedzą, chociaż nie każdy pamięta, że kiedyś tyle was łączyło i że nadal myślała o tobie.
– Nie mówmy już o tym – poprosiłam.
Skinął głową. – Gdzie się zatrzymałaś? – podjął rozmowę.
– W Hotelu pod Aniołem…
– Odprowadzę cię, chociaż nie ukrywam, że wolałbym spędzić z tobą jeszcze trochę czasu. Wolałbym… – przerwał nagle, a potem rzucił: – Przyjmij zaproszenie do mnie, proszę. Posłuchamy jak niegdyś muzyki, porozmawiamy… Mam dobre wino, wzniesiemy toast za dawnych bogów.
Spojrzałam mu w twarz. Nie odwrócił oczu. Patrzyły na mnie spokojne, choć badawcze.
– Jestem sam… Nie wiesz pewnie, ale rozwiodłem się parę miesięcy temu. Mam małe mieszkanie niedaleko muzeum, w bocznej uliczce…
Wyciągnęłam rękę. Pochylił się i objął mnie ramieniem. – Rachunek proszę! – Skinął na kelnera, po czym sięgnął do kieszeni i wręczył mu parę banknotów.
Kelner podziękował lekkim ukłonem. – Zamykamy, proszę pani – powiedział.
Ocknęłam się gwałtownie. Lokal był opustoszały, obsługa zbierała obrusy ze stolików. – Dziękuję… – Podałam kelnerowi należność i podniosłam się z krzesła. Zamknął za mną drzwi bistra.
Drogę do hotelu przebyłam dość szybko i już bez żadnych skojarzeń. Recepcjonista przywitał mnie lekkim uśmiechem rozpoznania.
– Przyszedł jakiś mężczyzna po pani wyjściu i pytał o portfel, ale ponieważ wymienił dokumenty, których w nim nie było, nie wydałem mu rzeczonego przedmiotu – podał informację zawodowym tonem. – Natomiast zostawił wiadomość dla pani… – Odwrócił się do przegródki i razem z kluczem położył na blacie niewielką karteczkę.
Nie czytając, wsunęłam ją do torebki. – Chyba wezmę ten portfel… – powiedziałam. – Gdyby ktoś się zgłosił, proszę przysłać go do mnie, dobrze?
Schowałam portfel w kieszeni i odwróciłam się w stronę schodów. Pokonując kolejne stopnie, myślałam już tylko o ciepłej kąpieli i wygodnym łóżku.
Tym razem nie zabawiłam zbyt długo pod prysznicem. Otulona puszystym hotelowym szlafrokiem podeszłam do okna, by zaciągnąć zasłony, i dopiero wtedy zauważyłam leżący na poduszce kwiat. Układem płatków i barwą przypominał lilię, choć biegnące przez środek wąskie paski zaprzeczały tej nazwie. Brak łodygi nie pozwalał na lepszą identyfikację, mimo to rozpoznałam go po koronie pręcików, ponieważ Herta wielokrotnie zwiedzała ze mną palmiarnię i lubiła wyjawiać tajemnice flory. To był złotowłos. Asphodelus… Pokiwałam głową nie bez uczucia pewnego zdziwienia, że obsługa hotelowa rozdaje tak oryginalne kwiaty, chociaż prawdopodobnie standard tego przybytku wymagał pewnej ekstrawagancji. Odłożyłam roślinę na stoliczek…
Sen, w jaki zapadłam niebawem, był ciepły i kojący. I nie wiem, w którym momencie objęły mnie czyjeś ramiona. – A jednak cię znalazłem… – usłyszałam szept, a potem przywarło do mnie nagie ciało. Sprężyste, gotowe do miłości. Odwrócił mnie delikatnie, poczułam swoje nabrzmiewające piersi, usta sunące po skórze i dłonie przyciągające biodra bliżej, by zmniejszyć odległość między męskością i tym zakątkiem ciała, który już zaczął pulsować dawnym pożądaniem. Zaczerpnęłam tchu, lecz zanim zdążyłam wydać jakikolwiek dźwięk, usta wróciły, tłumiąc go na wargach. Nie otwierałam oczu. Nie musiałam. Tylko jeden mężczyzna na świecie miał ten właśnie cedrowo cytrynowy zapach, z lekką nutą morskiej świeżości. Znajomy, nieco szorstki zarost otarł się o policzki, podrażnił skórę ramion… zacisnęłam mocniej powieki i dłonie same rozpoczęły wędrówkę po ciele, które kiedyś było dla mnie ziemią i niebem… – Nie przeczytałaś kartki – szepnął – a ja tak długo czekałem… Wtuliłam twarz w jego ramię. – Ja też…
– Muszę odejść, ale nie martw się, śpij dobrze… – Pościel zaszeleściła, gdy wstawał, poczułam powiew chłodniejszego powietrza, a potem uczucie pustki sprawiło, że gwałtownie otworzyłam oczy. W ciemności pokoju nie rozchodziła się żadna fala czyjejś obecności, mimo że wciąż czułam dotyk palców na skórze i pulsowanie tętna w skroniach. Na stoliczku polśniewał odłożony tam wcześniej kwiat i gdy sięgnęłam, by zapalić lampkę, snop światła wydobył całą urodę jego rozchylonych biało kremowych płatków.
Przez chwilę wpatrywałam się w niego nieprzytomnym wzrokiem. „Kartki… – zadźwięczało w mózgu, który zareagował natychmiast zdziwionym: „Kartki…?”, a potem ocknęłam się całkowicie i wróciło przypomnienie momentu, gdy wraz z kluczem recepcjonista podawał mi wiadomość od nieznajomego. Wstałam powoli i sięgnęłam do torebki. Wrzucony wcześniej niedbale, złożony na wpół arkusik wplątał się między drobiazgi zalegające wnętrze, jedynie rożkiem białego papieru dając znać o swojej obecności. Wyjęłam go i podniosłam do światła.
„Mertseger…”– mignęło mi przed oczyma. Czytałam z uczuciem zaciekawienia i zawodu, że wróciłam do hotelu zbyt późno, by zdążyć na spotkanie. „Czekał na mnie…” – pomyślałam. – „Czekał na próżno…” – I zrobiło mi się trochę żal nieznajomego, a właściwie już nie „nieznajomego”, skoro przedstawił się w liście. Jakub Sabukan… Te dwa wyrazy zabrzmiały dosyć znajomo, chociaż mogłabym przysiąc, że widzę owo połączenie pierwszy raz w życiu. Jakub…? Przypomniałam sobie o portfelu i imieniu widniejącym na kwitku. Krótka chwila szukania w pamięci i już kierowałam się w stronę kurtki. „Jeżeli jest ten sam charakter pisma, to mam wreszcie dowód…” – Wróciłam do stoliczka, siadając bliżej światła, a palce płynnie odpięły zatrzask i odgięły przegródkę kieszonki. A potem zastygłam zdumiona na widok dokumentów i kart kredytowych…
(koniec części pierwszej)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt