Szczęście pana Kacpra - Isolation
Proza » Miniatura » Szczęście pana Kacpra
A A A
„Szczęście pana Kacpra”

Pan Kacper otworzył swe oczy. Poranki nigdy nie należały do jego ulubionych części dnia i zwykle długo walczył ze sobą aby podjąć decyzję o wystawieniu stóp za łóżko. Skupił swój wzrok na suficie po czym przemył twarz w brudnej umywalce i spojrzał niechętnie w lustro. Pan Kacper, bo o nim tutaj mowa, był prostym, trzydziestopięcioletnim mężczyzną o łagodnej dziecięcej twarzy i usposobieniu. Ponoć cierpiał na pewną przypadłość psychiczną choć sam nigdy nie rozumiał istoty swojej choroby. Mieszkał samotnie w mieszkaniu które odziedziczył po swej zmarłej na raka matce.
- Cześć mamo - powiedział do zdjęcia wiszącego na ścianie. - Dzisiaj na pewno uda mi się złapać tego motylka, słucham ? Tak wiem, że mam ich już dużo w swoim albumiku, ale ten jest wyjątkowy, nigdy takiego nie widziałem...wiesz co mamo ? On jest naprawdę magiczny.
Pan Kacper zbierał motyle, miał nawet przeznaczony do tego specjalny albumik, którego nigdy nikomu nie pokazywał. Był z niego dumny i uwielbiał w samotności patrzeć na swoje motylki, które „zgodziły się” zamieszkać w jego albumie.

Zdarzały się chwile w życiu Pana Kacpra kiedy rozumiał więcej, jego umysł się oczyszczał a twarz przybierała dorosły wyraz. Taką chwilą było cierpienie jego matki, gdy umierała w potwornych mękach, ciężko chorując na raka jelit. Zawsze gdy pan Kacper sobie o tym przypominał przegryzał lewą wargę, przez co wyrobił sobie niemiły nawyk ciągłego krzywienia ust. Tamtego dnia nie wierząc jeszcze, że jego mama odchodzi, zapytał ją jakie jest jej najskrytsze marzenie i jak może je spełnić. Do dziś wspomina jej słowa - "Kacperku, moim najskrytszym marzeniem jest, abyś zawsze był szczęśliwy i uśmiechnięty, od kiedy zachorowałeś jesteś bardzo smutny."
Nie rozumiał jej słów, nie wiedział jak być szczęśliwym co jeszcze bardziej go smuciło, gdyż nie mógł spełnić marzeń swej matki.

Pan Kacper od jakiegoś czasu usilnie polował na wyjątkowego motyla. Zobaczył go pierwszy raz gdy krztusił się łzami, szczelnie zamknięty w czterech ścianach swojego pokoju. - Kim jesteś motylku ? - zapytał wycierając łzy z oczu - Jesteś taki piękny, twoje skrzydełka przypominają mi tęczę. Czy zostaniesz moim motylem ? Przeznaczę ci wygodne miejsce w moim albumiku, a nawet osobną stronę. Nie ! - zaprzeczył sobie Pan Kacper - Zrobię ci nowy albumik ! Tylko dla ciebie, nie powinieneś być obok innych motylków bo ty jesteś najpiękniejszy. Motylku dlaczego odlatujesz ? Zostań proszę...
Lecz odleciał zostawiając pana Kacpra samego z jego albumikiem. Od tamtej pory widywał go raz na jakiś czas w różnych miejscach. A to w parku, a to na dworcu kolejowym, w snach. Czasami nawet motylek siadał mu na ramieniu i odbywali razem spacer, ale zawsze odlatywał za nim pan Kacper mógł spostrzec, że już go niema.
Parę lat wstecz życia pana Kacpra, wyjątkowi specjaliści wykryli u niego niewygodną w normalnym życiu przypadłość psychiczną, to też Pan Kacper leczył się u psychiatry. Pani Z bo tak ją nazywał, była ogólnoświatowym, dyplomowanym specjalistą i dobrze wiedziała jak radzić sobie z wariatami. Nie przepadał za ciągłymi wizytami u pani Z, ale był posłuszny słowom matki.
- Kacperku, wiem że nie lubisz tam chodzić, ale wierz mi że po tych wizytach, wyzdrowiejesz, będziesz piękniejszym i szczęśliwszym człowiekiem, nawet tak pięknym jak gwiazdy w telewizji. Obiecaj mi, że nie zaprzestaniesz nigdy leczenia.
Pan Kacper kochał telewizje, miał wrażenie że ludzie tam żyją i mówią do niego, nie szydząc, nie wyśmiewając, lecz opowiadając o sobie szczerze i miło. Miał nawet swoich ulubionych telewizyjnych ”przyjaciół” zwłaszcza tą panią od pogody która zawsze była uśmiechnięta. Często mówił o niej tak
- Jesteś wspaniała pani pogodynko, twoja mama musi cię bardzo kochać bo ciągle się uśmiechasz i na pewno jesteś szczęśliwa...

Wizyty u pani Z. zawsze odbywały się w godzinach porannych, to też panu Kacprowi często zdarzało się na nie spóźnić. Wiedział że pani Z ma napięty harmonogram i dużo wariatów do wyleczenia, dlatego zawsze było mu wstyd iż marnuje jej cenny czas swoim spóźnialstwem. Tak było i tym razem, wbiegł szybko do gabinetu, dysząc ciężko ze zmęczenia. Pan Kacper bardzo szanował owy gabinet, na ścianach wisiały wielkie dyplomy jak trofea, przypominając o rozległej wiedzy pani Z. Wiedział że człowiekowi który ma tyle ważnych papierków na ścianach można zaufać.
- Dzień dobry pani Z. i przepraszam za spóźnienie, to już się nie powtórzy...
- Tak...Dzień dobry panie Kacprze. proszę zająć miejsce, nie mam całego dnia. Czemu on nazywa mnie panią Z.?- pomyślała sobie pani psychiatra...Cóż z wariatami bywa różnie, powinnam się przyzwyczaić. Pani Z. postukała jeszcze nerwowo długimi paznokciami o blat biurka, poprawiła modne okulary na nosie, po czym wyciągnęła z szuflady teczkę z notatkami o panu Kacprze.
- Ekhm...Jak minął panu poranek panie Kacprze? Czy miewa pan jeszcze koszmary o swej matce?
- Nie pani Z. dawno nie śniłem o mamie, a poranek był zupełnie normalny.
- Zupełnie normalny? Nie płakał pan po przebudzeniu? Nie bał się pan ludzi za oknem?
- Był bardzo normalny proszę pani, ani nie płakałem po przebudzeniu, ani nie bałem się ludzi za oknem.
- Hmmm...no to może będą z ciebie jeszcze ludzie panie Kacprze, widzę poprawę - Powiedziała pani psychiatra ubierając jeden ze swoich wyuczonych przez lata uśmiechów.
A dlaczego tak nagle zaczął mnie pan nazywać panią Z.?
- Pani Z, nazywam tak panią bo imię pani brzmi Zofia. Myślę że to takie zdrobnienie, trochę jak tajne ksywki agentów, którzy są bardzo poważni i bardzo tajni. Na pewno widziała pani filmy o nich,uważam że „Pani Z” brzmi bardzo poważnie i pasuje do pani.
- Rozumiem panie Kacprze...Nasze ostatnie spotkanie było równo tydzień temu, czy spotkało pana coś ciekawego, coś o czym chciały mi pan opowiedzieć
- Tak, w telewizji mówili o wojnie która wybuchła gdzieś na bliskim wschodzie, ale nie pamiętam gdzie...- Kacper zamyślił się na długo nie mogąc sobie przypomnieć położenia i nazwy państwa pogrążonego w wojnie. Nigdy nie miał pamięci do nazw, zwłaszcza tych formalnych.
- Kontynuuj panie Kacprze, to nie jest istotne gdzie. - powiedziała zniecierpliwiona pani Z.
- No, bo ponoć ta wojna wybuchła dlatego, że jeden kraj wierzy w innego Boga niż drugi, przynajmniej tak to zrozumiałem. Kłócą się między sobą a nawet dochodzi do zabijania, to bardzo smutne, widziałem małe dzieci które pozostały bez mamy przez tą głupią wojnę. Na pewno dużo płaczą i nie są wcale szczęśliwe, takie małe dzieci nie powinny żyć bez mamy. Czasami wydaje mi się, że to właśnie dzieci powinny rządzić światem, chyba są po prostu czystsze.
- Cóż panie Kacprze, wiara w Boga to bardzo względne pojęcie. Jedni chcą go widzieć tak, a drudzy inaczej. Nieporozumienia religijne często prowadzą do spięć i wojen. Wojny towarzyszą naszej cywilizacji od dawna, są nieodłącznym czynnikiem ludzkiego życia. Ludzie muszą w coś wierzyć i o coś walczyć nawet kosztem życia innych. Tak już po prostu musi być. W historii zawsze był czas na pokój jak i na wojnę, abstrahując już zupełnie od kwestii moralnych, wojna przynosi ze sobą rozwój technologiczny i zatapia stagnacje cywilizacyjną.
- Ale pani Z. czy nie mogą się jakoś pogodzić ? Nie poznałem nigdy Boga, nie udało mi się go zobaczyć ani z nim porozmawiać choć bardzo chciałem. Nie chcę bluźnić, lecz myślę że nie jest szczęśliwy gdy patrzy na te małe smutne dzieci.
- Bóg nie ma tu nic do gadania panie Kacprze, tak naprawdę to szczerze wątpię aby on w ogóle istniał. A nawet jeśli to zostawił nas samych sobie na pustyni bez wody i szans na deszcz...- Pani Z zamyśliła się, posępnie wwiercając wzrok w obraz matki boskiej nad drzwiami do gabinetu.- No ale wróćmy do sedna, tak naprawdę to ludzie tworzą świat takim jakim jest, raz lepiej raz gorzej ale tak już musi być. Wojny będą zawsze, nie zmieni pan tego, taka jest natura człowieka.
- Czyli nic nie można zrobić aby te dzieci był szczęśliwe pani Z.?
- Naprawdę nie wiele panie Kacprze, jeżeli już nawet, to pan na pewno nie może im pomóc. Potrzeba wiele,wiele pieniędzy i ogromnej zmiany w świadomości u wszystkich ludzi na całym świecie, a jak historia nas nauczyła, zmiany zawsze przychodzą za późno. Niech się pan cieszy że wojna jest tam a nie tu. Myśląc tyle o nieszczęściach innych, nigdy pan się nie wyleczy i nie będzie pan sam szczęśliwy. Musi pan więcej myśleć o sobie panie Kacprze. Chyba pamięta pan słowa swej matki, prawda ?
- Rozumiem pani Z...
- Cieszę się że próbuje pan to zrozumieć, być może nasze wizyty będą coraz rzadsze. Jest pan na dobrej drodze aby wyzdrowieć i szukać szczęścia. Czy spotkało pana coś jeszcze ? Coś dzięki czemu był pan uśmiechnięty ? Nawet przez krótką chwilę ?.
- Chyba tak pani Z. Spotkałem pięknego motyla, jego skrzydła były jak tęcza po deszczu, ale nie chciał zostać moim motylkiem, chyba nie lubi albumików. Czasami mnie odwiedza w najmniej oczekiwanych momentach, ostatnio byliśmy nawet na spacerze.
- Motyla?-zapytała zaintrygowana pani psychiatra.- Opowiedz mi o nim.
- No, pierwszy raz go zobaczyłem gdy byłem bardzo smutny. To trochę dziwne bo wleciał do mojego pokoju choć szczelnie zamknąłem drzwi i okna. Pewnie znał jakieś tajne wejście, jest przecież malutki i wszędzie się wciśnie, myślę że przyleciał do mnie bo dobrze wiedział że jestem smutny. Niedługo potem odleciał zostawiając mnie samego z moim albumikiem i ciemnym pokojem. Gdy już myślałem że nigdy go nie zobaczę, spotkałem go na tym brudnym dworcu kolejowym obok budki gdzie kupuje moje ulubione pączki z marmoladą. Bardzo mnie zaskoczył byłem wtedy naprawdę szczęśliwy, zwłaszcza gdy usiadł mi na ramieniu. Poszliśmy razem na spacer i dużo rozmawialiśmy, pokazałem mu nawet moje ulubione drzewa i panią pogodynkę która uśmiechała się do nas z dużej reklamy. Chciałem zabrać go do domu, ale odleciał nim spostrzegłem, że już go nie ma. Widuje go też w snach i cieszę się że jest obok, zawsze gdy mi tak smutno.
- Panie Kacprze...- Powiedziała zrezygnowanym głosem pani Z.- Musi pan zrozumieć że nie jest pan już dzieckiem. Niestety tego motyla nie ma, jest on tylko wyimaginowaną postacią którą stworzył pański umysł aby poczuł się pan chcianym. To wytwór strachu przed samotnością...Nie dziwię się panu, nie dawno stracił pan matkę, wiem jaka była dla pana ważna. Trzeba żyć dalej.
- Ale pani Z to nie ma nic wspólnego z moją mamą !- uniósł się gniewem pan Kacper żywo gestykulując.- Widziałem go, on naprawdę istnieje, przecież jakby nie istniał nie czuł bym się szczęśliwy gdy go widzę. Ba! Nie zobaczyłbym go nawet prawda !?
- Przykro mi, ale myli się pan, panie Kacprze- odpowiedziała spokojnie pani Z. - Ludzie często szukają szczęścia w rzeczach które nie istnieją, bo nikt im ich nie zabierze. Idealizują wyimaginowane obrazy, aby poczuć to czego naprawdę pragną a dostać nie mogą. Czy to matka nie mogąca pojąć śmierci własnego dziecka ciągle prasująca jego ubranka, czy też pan. Z czasem ludzie zaczynają wierzyć w te wyimaginowane obrazy i lądują tutaj, dokładnie tam gdzie pan teraz leży. Problem bierze się stąd że nie ma pan przyjaciół, nikogo z kim mógł by pan spędzić czas, porozmawiać. O czymkolwiek.
- Ale pani Z...Ja kocham tego motyla - wyszeptał cichutko jak dziecko, które nie chce się zgodzić ze stanowczym rodzicem.
- Panie Kacprze, Fizyczną nie możliwością jest aby ten sam motyl ciągle pana odwiedzał - Kontynuowała stanowczo i bezlitośnie pani Z.- Motyle nie przywiązują się do człowieka, nie są jak psy czy koty, a tym bardziej ludzie...Poza tym co motyl robiłby na tym brudnym i paskudnym dworcu kolejowym ? Motyle kochają kwiaty, ogrody i łąki, nie paskudne dworce kolejowe. Pan go sobie wymyślił i koniec.
- Pani Z, nie wiem już co jest prawdziwe, przecież odwiedził mnie, wiem o tym...
- Panie Kacprze, sam pan powiedział że drzwi i okna były szczelnie zamknięte. Motyle nie mają wytrychów, a są za duże aby wlecieć przez dziurkę od klucza.
- W takim razie jak mam być szczęśliwy pani Z. skoro tego motyla nigdy nie było i nie będzie?.
- Musi pan zacząć żyć normalnie panie Kacprze, musi pan zabić w sobie tego motyla i zapomnieć o nim na zawsze. Tak jakby go nigdy nie było... To jedyne wyjście aby pan odnalazł szczęście.
- Zabić mojego motyla? Ja nie potrafię tego zrobić pani Z.
- Cóż, od tego tu poniekąd jestem, właśnie wybijam go panu z głowy.
- Nie, proszę - pisknął żałośnie kryjąc twarz w dłonie.
- No proszę się uspokoić, ten motyl nie istnieję, proszę to w końcu zrozumieć na litość boską.
Na chwilę zapadła cisza.
- Jak mam zacząć żyć normalnie ? Jak pani Z ? Czy jest pani szczęśliwa ? Czy pani żyje normalnie ?.
- Oczywiście, że czuje się szczęśliwa - odpowiedziała bez ogródek pani Z.- Prowadzę bogate życie bo sama na to zapracowałam własnymi rękami. Człowiek jest szczęśliwy gdy spełnia cele, które sam sobie obiera.
- Ale ja zbyt dużo nie osiągnąłem w swoim życiu, czy mimo to nadal mogę być szczęśliwy pani Z ?
- Nie skończył pan nawet czterdziestu lat panie Kacprze, jeszcze pan nie umiera, spokojna głowa. Nigdy nie jest za późno na osiąganie swoich własnych celów.
- Pani Z, jedyną rzeczą której pragnę, to aby ten motyl był prawdziwy, nie chce nic więcej osiągać nie jestem w tym dobry.
- Ale tego motyla nie ma panie Kacprze. Musi pan zacząć żyć jak dorosły mężczyzna i zapomnieć o motylach, najlepiej jak wyrzuci pan ten swój albumik...Pańska przypadłość nie jest trudna do wyleczenia, jest pan pogrążony w depresji, prześladują pana obrazy z przeszłości, wyobraża pan sobie rzeczy których nie ma, ale na to przypisze panu mocniejsze leki... Pańskim głównym problemem jest to, że nie chce pan dorosnąć mimo swego wieku. Broni się pan przed tym, odgradza twardym murem, po prostu boi się pan zmierzyć z rzeczywistością. A tak dłużej nie można, przecież może pan prowadzić normalne życie, pójść do pracy, wydawać pieniądze na swoje cele. Musi pan po prostu chcieć się zmienić i właśnie taki kurs obrać. Powinien pan poznawać nowych ludzi, nie bać się ich, bo nie wszyscy chcą pańskiej krzywdy. Szybko pan zauważy, że jest pan o wiele szczęśliwszy. Złotym środkiem do szczęścia jest ciężka praca i twarde stąpanie po ziemi Panie Kacprze.
- Czyli aby być szczęśliwym, muszę zacząć żyć jak ludzie których zawsze się bałem ? Którzy ze mnie szydzili i wyśmiewali mnie i moje motyle ?
- Niestety tak panie Kacprze, ale szybko pan zrozumie, że to właściwa droga i wcale nie boli tak jak pan myśli.
Pan Kacper przeżywał koszmar. Zewsząd atakowały go głosy rozsądku pani Z. przebijając mu czaszkę niczym wiertło nadgorliwego fachowca. Nie potrafił zrozumieć że to wszystko było nieprawdziwe, że żył iluzją, że nigdy nie miał racji. Zwiesił głowę w dół jak miał w zwyczaju i zaczął nucić melodie z dzieciństwa, próbując odgrodzić się od przedstawionej mu rzeczywistości. Pan Kacper zaczął dorastać...
Pani Zofia obdarzyła go zimnym i stanowczym spojrzeniem specjalisty. Nie chciała pokazać po sobie, że jest jej go żal. To nie profesjonalne - pomyślała.
Zgrabnie wstała od swego biurka, uprzejmie przeprosiła i udała się do toalety, aby tylko nie patrzeć na żałosny widok upadającego człowieka. Nie mogła pozwolić by wyrzuty sumienia wdarły się do jej gabinetu.
- To bardzo bolesne mamo, bardziej niż mogę znieść - wyszeptał pan Kacper - Lecz pani Z na pewno ma rację, muszę spróbować, przecież obiecałem Ci że dokończę leczenie...
Pan Kacper wpatrywał się jeszcze przez chwilę w ziemie pustym wzrokiem aż nagle zauważył pod biurkiem małą plastikową plakietkę. Był to dowód osobisty pani Zofii. Podniósł plakietkę i schował do kieszeni swoich przetartych, jeansowych spodni. - Musiał jej upaść gdy poszła do ubikacji, oddam jej jak wróci.
Gabinet ucichł, do czasu aż wskazówka zegara zdążyła pięć razy powtórzyć swój niezmienny, sześćdziesięcio sekundowy schemat. Wtedy właśnie Pani Zofia otworzyła drzwi do swego gabinetu.
- Cóż możliwe że trochę przesadziłam - pomyślała Pani psychiatra patrząc na skulonego pana Kacpra - Postaram się go trochę podbudować to dobra metoda na takich ludzi.
- Wiesz Kacprze,Bardzo się cieszę że pan tak ładnie dzisiaj współpracuje. Naprawdę widzę duże postępy. Pańska mama była by z pana dumna.
- Pani Z... Czy kocha pani kogoś ? tak naprawdę ? - powiedział cichutko pan Kacper, dalej wpatrując się w drogi dywan gabinetu.
- Cóż, tak panie Kacprze.- odpowiedziała zbita z tropu jego słowami.- Dziwne pytania zadajesz, kocham mojego męża, to wspaniały człowiek. Każdy człowiek szczęśliwy musi kochać.
- Czy to ten wysoki, przystojny facet w pięknych kręconych lokach pani Z ?
- Tak to właśnie ten facet - uśmiechnęła się po raz pierwszy szczerze pod czas tej rozmowy, rozbawiona jego pytaniem. - Mój mąż Andrzej, kocham go nad życie.
- Czy gdyby kiedyś umarł tak jak mój motyl, czy nadal była by pani szczęśliwa ?.
- Cóż mój mąż istnieje naprawdę a pański motyl nie, ciężko jest to porównać, ale rozumiem o co pan pyta. Na pewno była bym smutna i przygnębiona po stracie męża, bardzo bym cierpiała, ale wyszła bym z tego, bo przecież trzeba żyć dalej prawda ?.
- Rozumiem pani Z. Czyli trzeba próbować szukać szczęścia, nawet po stracie najważniejszych osób lub rzeczy, które się naprawdę kochało ?.
- Tak Panie Kacprze, trzeba próbować, na początku na pewno jest trudno, ale z czasem dopiero się rozumie jakim to prawdziwym szczęściem było spotkać taką osobę. Jeżeli zdamy sobie z tego sprawę będziemy szczęśliwsi bo smutek minie. Zwyciężyć smutek to prawdziwe szczęście.
- Musze to przemyśleć pani Z...
- Ehhhh Panie Kacprze - westchnęła zmęczona już tą rozmową pani Zofia - Naprawdę dorosły facet, a umysł dziecka. Do widzenia, zapraszam za tydzień, zobaczymy jak pan sobie radzi w byciu szczęśliwym.
- Do widzenia pani Z.
Grzecznie się pożegnali i ostatnie co usłyszał ze schodów to zachrypnięty głos asystentki pani Z.
- Następny!!!
Pani Zofia wróciła do domu, była strasznie zmęczona tym dniem i rozmową z ludźmi którzy zrzucali na nią wszystkie swoje demony. Lecz najbardziej utkwił jej w pamięci pan Kacper, zwłaszcza ostatnie minuty rozmowy. - Wyglądał bardzo dziwnie, jakby coś w nim pękło. Mam nadzieję, że nie spieprzyłam tej dzisiejszej rozmowy z nim przez moje ostatnie problemy... Otworzyła kluczem drzwi znakomitej firmy, oferującej niezawodne bezpieczeństwo i wkroczyła do swego azylu. Czekał już tam na nią mąż Andrzej.
- Cześć kochanie, jak ci minął dzień najdroższa ? Chciałem upichcić ci coś smacznego, ale wiesz jaki jestem ostatnio zalatany...Więc odważyłem się kupić coś na mieście. Mam nadzieję że będzie ci smakować.
- Cześć skarbie, nie ma problemu, jestem tak padnięta, że nawet odechciało mi się jeść. Wystarczysz mi ty i ciepłe, mięciutkie łóżko.
Pani Zofia dobrze wiedziała dlaczego jej mąż nie zdążył z obiadem, choć zawsze kończył pracę parę godzin wcześniej. Była przekonana, że Andrzej ją zdradza i to już od dłuższego czasu.
- Co się stało Zofciu ? Znowu problemy z prądem w waszej klinice ?.
- Nie, to nie to. Pacjenci byli dziś nad wyraz męczący...Tworzą sobie tyle problemów, zupełnie nie potrzebnie a ja muszę słuchać, radzić, leczyć...
- No, taki sobie obrałaś cel kochanie, czyż nie ? Zawsze chciałaś pomagać innym, nie płacz teraz. Zjedz co kupiłem, przecież tego nie wyrzucę. - odpowiedział pouczająco mężczyzna i podał Zofii styropianowe pudełko z chińszczyzną.
- A kto mi pomoże do kurwy nędzy co !? - wybuchła nagle, gotując się w obłędzie własnych słów i rozrzuciła jedzenie po całym przedpokoju. - No kto mi pomoże, gdy mój mąż pieprzy inną i codziennie wciska mi kit że był tu, to tam, że nie miał czasu. Kto mi pomoże w doradzaniu ludziom jak odnajdować drogę, gdy tym czasem sama nie mogę nawet ruszyć się z miejsca. Całe moje życie to jedna, zasrana maskarada...
- Kochanie uspokój się, rozmawialiśmy już na ten temat, wiesz że Cię nie zdradzam. To ci się tylko wydaję, kocham Cię i nigdy bym tego nie zrobił. Proszę zaufaj mi.
Pani Zofia płakała jeszcze długo, zanim skończyła krzyczeć w obłędzie i wyzywać męża. Zasnęła na dywanie opierając się o fotel w salonie tuż obok rozbitej szklanki z mocnym trunkiem. Pan Andrzej, podniósł ją z ziemi, przytulił mocno i zaniósł na rękach do sypialni. Rozbierał ją łagodnie a łzy kapały mu co chwilę na dłonie. Był naprawdę niewinny, coraz gorzej radził sobie z oskarżeniami żony, którą kochał nad życie. Ta psychoza trwała już ponad rok. Zofia zdążyła przebudzić się w momencie gdy zdejmował z niej bieliznę, spojrzała w jego szklane oczy i pocałowała go bardzo mocno jakby miał to być ostatni raz kiedy go widzi. Kochali się obydwoje namiętnie i długo, aż słońce przegnało resztki tej złej nocy...

Kolejnego dnia Pan Kacper znalazł w swych spodniach dowód osobisty pani Zofii.
- Kurde no - przeklął do siebie. Zapomniałem go oddać gdy miałem czas. Teraz pani Zofia może mieć problemy przeze mnie. W zasadzie to nie wygląda wcale wesoło na tym zdjęciu, ma bardzo zimne oczy. Może ona też jeszcze nie odnalazła prawdziwego szczęścia ? Hehe - zaśmiał się sztywno pan Kacper. - O szczęściu uczy mnie osoba, u której prawie nigdy nie widziałem uśmiechu. To dość ironiczne.
Pan Kacper uśmiechnął się sam do siebie, po czym błyskawicznie zbladł gdy jego wzrok spoczął na słowie "zamężna". - rozumiem...
Pan Kacper wyjął z szafki stępiały nóż kuchenny. - Mama zawsze kroiła nim chleb - pomyślał. Wyszedł z domu przechodząc przez zaszczaną klatkę schodową i rozbieganym wzrokiem szukał nazwy pewnej ulicy. Wiedział gdzie mieszka pani Zofia, gdyż jej dowód osobisty mocno ściskał w dłoni.

Andrzej, mąż pani Zofii właśnie wracał do domu po ciężkiej pracy w swoim biurowcu. Miał dziś wyjątkowo kiepski dzień bo musiał zwolnić pracowników. Bardzo nie lubił tego robić, zawsze wierzył w ludzi, przez co był lubiany i szanowany w swoim otoczeniu. Młody, przystojny człowiek o dużych ambicjach i planach na przyszłość. Tak o nim mówili.
Spotkali się na klatce schodowej tuż obok drzwi wejściowych do mieszkania. Andrzej znał pana Kacpra, widział go parę razy jak odwiedzał żonę w jej gabinecie.
- Witam panie Kacprze, szuka pan mojej żony? Nie wiedziałem, że podała panu nasz adres. Czy mogę panu w czymś pomóc ?.
Pan Kacper podszedł powoli do Pana Andrzeja, przytulił go mocno i wyszeptał mu do ucha:
- Panie Andrzeju, pańska żona bardzo pana kocha, myślę że za bardzo...Może się zda żyć, że przez pana nigdy nie pozna prawdziwego szczęścia i nigdy nie wygra ze smutkiem po stracie kogoś bliskiego. Widziałem to w jej oczach, a przecież musimy cierpieć aby w przyszłości być silniejszymi. Nie można być szczęśliwym gdy nie zaznało się nigdy cierpienia. Tak mi powiedziała pani Zofia, a przecież jest wyjątkowym specjalistą i ma tyle ważnych dyplomów. Musi pan być wspaniałym człowiekiem, skoro oddał jej tyle siebie...Przynajmniej pan istniał naprawdę.
- Panie Kacprze co pan mówi, panie Kacprze...
Pan Kacper dźgał mocno i długo, aż szkarłatna ciecz oblała w pełni jego dłonie, zmywając z nich całą niewinność. Ciężko odetchnął patrząc na skąpane w czerwieni palce i ułożył ciało pana Andrzeja na schodach obok drzwi do mieszkania pani Zofii. Popatrzył na jeszcze ciepłe truchło i uśmiechnął się zadowolony z osiągnięcia celu, który sam sobie obrał -Teraz mogę zacząć żyć.- pomyślał. Wyjął z kieszonki mały liścik który napisał specjalnie do pani Zofii i położył go obok jej martwego męża. List był dość krótki, a sam Kacper miał koszmarny charakter pisma lecz udało się Pani Zofii wyczytać z niego parę słów.

„ Pani Zofio, teraz mogę zacząć żyć i szukać szczęścia bo wiem, że smutek przeminie. Mam nadzieję że pomogłem pani tak, jak pani mnie. Zaczynam nowe życie, już bez złudnych motyli. Kiedyś wrócę sprawdzić jak sobie pani radzi w byciu szczęśliwą. Proszę o mnie pamiętać."
Kacper.




Każdy z nas jest mordercą i każdy z nas wie jak zabijać. Każdego z nas już nie raz zabito i nauczono jak się zabija...
Ps: Pomyślmy o tym gdy nasze czyny bądź słowa, zabiją czyjeś marzenia.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Isolation · dnia 02.06.2011 21:07 · Czytań: 825 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
julanda dnia 02.06.2011 21:54
Zmęczyłam się czytaniem, jak rozmową z wariatem, ale przyznam, że tekst kwalifikuję pod sprawnego korektora i myślę, że wyjdzie cacuszko! Poprawność, interpunkcja, styl, powtórzenia; będzie fajnie. Język, jakim prowadzony jest czytelnik, jak z dziecięcych książeczek, też spełnia swoje zadanie. Cóż nie będę zabijać marzeń Autora o szansie tego opowiadanka na drodze do kariery, bo powinnam pomyśleć! ;) Pozdrawiam!
Azazella dnia 02.06.2011 21:57
Masz bardo dużo powtórzeń. Zaimki i nie tylko. Nic tak nie psuje tekstu, jak powtórzenia właśnie. Niestety trochę przegadane. Czułam się znużona po przeczytaniu połowy i nie dotrwałam do końca. Jednak mam w zwyczaju czytać ostatnie słowa, jakie napisał autor w swoim teksie. One własnie zepsuły wszystko do reszty. Poczułam niesmak patosu.
Cytat:
Każdy z nas jest mordercą i każdy z nas wie jak zabijać. Każdego z nas już nie raz zabito i nauczono jak się zabija...
Ps: Pomyślmy o tym gdy nasze czyny bądź słowa, zabiją czyjeś marzenia.
o tym właśnie mówię. Moim zdaniem możesz spokojnie to wywalić. Niech czytelnik sam myśli i dojdzie do własnych wniosków. Pozdrawiam
MaximumRide dnia 02.06.2011 22:12
,,tego motylka, słucham?,,

tego motylka. Słucham?

,,wiesz co mamo ?,,

znak zapytania bez odstępu

,,Kim jesteś motylku ?,,

tu też bez odstępu. I w kilku jeszcze miejscach tak jest

,,Parę lat wstecz życia pana Kacpra, wyjątkowi specjaliści wykryli u niego niewygodną,,

Chyba lepiej: Parę lat wcześniej u pana Kacpra wykryto niewygodną...

,,Wiedział że pani,,
,,Wiedział że człowiekowi,,
,,Nie potrafił zrozumieć że to,,
,,Cóż możliwe że trochę,,

przed że przecinek

,,proszę zająć miejsce, nie mam całego dnia. Czemu on nazywa mnie,,

Proszę. dnia-

,,A dlaczego tak nagle zaczął mnie pan nazywać panią Z.?,,
o
przed tym zdaniem myślnik

,,o nich,uważam,,

po przecinku odstęp

,,mówili o wojnie która,,

po wojnie przecinek

,,Gdy już myślałem że nigdy,,

po myślałem przecinek


Zastanawia mnie jeden fakt. Jak facet, który ma psychikę dziecka może zabić tak szybko normalnego, zdrowego mężczyznę? Przecież mógł się bronić i w ogóle. No ale co do reszty. To bardzo dobry tekst. Pod względem fabuły i akcji.Jeśli chodzi o stan techniczny to opowiadanie kuleje. błędy interpunkcyjne. I niektóre zdania. Wydają mi isę takie sztuczne. Naciągane. Rozumiem te które wypowiada pak Kacper. ale czasem wypowiedzi pani psycholog nie różną się, a przecież ma normalną psychikę. No to takie błędy. Podobało mi się. Ale w skali od 1 do 5, to dałabym 4+. Błedy rażą i te wypowiedzi. Pomysł dobry, tylko trochę źle obrobiony. Nie dopieszczony. Pozdrawiam:)
julass dnia 02.06.2011 22:58
Cytat:
Pan Kacper otworzył swe oczy. Poranki nigdy nie należały do jego ulubionych części dnia i zwykle długo walczył ze sobą aby podjąć decyzję o wystawieniu stóp za łóżko. Skupił swój wzrok na suficie

no a czyje miał niby otwierać i skupiać?

Cytat:
ale zawsze odlatywał za nim pan Kacper mógł spostrzec, że już go niema.

zanim, nie ma

Cytat:
Pan Kacper bardzo szanował owy gabinet, na ścianach wisiały wielkie dyplomy

ów

itd...

im dalej tym tekst jest bardziej niechlujny...
niekonsekwentnie piszesz pana K. raz z małej raz z dużej...
równie niekonsekwentnie stosujesz kropkę przy pani Z
spacje sobie szaleją i zamieniają miejscami...


i gdyby nie te wszystkie usterki to tekst by się całkiem dobrze czytało bo jest całkiem dobry.. ale one trochę rozpraszają.. trochę za bardzo...
Usunięty dnia 02.06.2011 23:09
:no: Jednak powtórzenia tak rzucają się w oczy, że teks rozpatruje (chyba po raz pierwszy) stylistycznie. Popraw to, bo jest szansa na piękny i treściwy kawałek prozy. Widać chęci, ale to jeszcze nie wszystko aby stworzyć cacko;) Daj znać jak poprawisz. Wtedy wrócę i jednym tchem przeczytam z entuzjazmem :D. Pozdrawiam
Mago dnia 03.06.2011 07:50
Wyłapałam kilka błędów. Jednak nie będę powtarzać, bo już zostało podkreślone;-).Popraw je.Pozdrawiam:-)
Wasinka dnia 03.06.2011 09:30
Całkiem ciekawy pomysł, czytałam z zainteresowaniem. Jednak rozmowa pana Kacpra z psychologiem wydaje mi się bardzo naciągana. Być może zamierzony był efekt przejaskrawienia, jednak mnie nieco drażniły utarte formułki, którymi raczyła pacjenta pani Z. i gdy mówiła do niego tak, że - wiedząc, iż ma psychikę dziecka - sensu by nie zrozumiał. I - jak już wspomniałam - sposób "leczenia" zdumiewająco prowadzony (bo nawet jak ma się problemy osobiste, to pewnych obowiązków i nawyków się nie zapomina w pracy, szczególnie jeśli się jest wybitnym specjalistą...).
Ujednoliciłabym też sposób wypowiadania się pana Kacpra. Bo zdrabnia głównie przy motylku i albumiku, a może jednak czasem też by mu się gdzie indziej przydało.
Jednakże ciekawy motyw tutaj sobie obrałeś/aś i interesująco się potoczyło wszystko. Więcej głębi bym tu widziała (ale nie na sposób typowego wyjaśniania i dopowiadania, ale rozumowania Kacprowego), szczególnie w momencie, w którym p. Kacper decyduje się na morderstwo, jednak wszystko jest do dopracowania.
Niepotrzebne są dwa ostatnie zdania. To zbyteczne, umoralniające dopowiedzenie. Jeśli zależy Ci, by to powiedzieć, to można wpleść sens gdzieś w treść, zgrabnie i nie na sposób moralizatorski.

Pod kątem technicznym: sporo potknięć. Interpunkcja swawolna, zaimków sporo niepotrzebnych, czasem szyk do zmiany i jakiś błąd stylistyczny do korekty. Masz małe litery po kropce i duże po przecinku. Literówki. I do tego brak ogonków przy 1os.lp. (np. kupuję, wyłapuję, muszę), a czasem niepotrzebny w 3os.
Błędy ortograficzne też są...

Parę przykładów:

zwłaszcza tą panią od pogody / przez tą głupią wojnę - tę

Naprawdę nie wiele - niewiele

nie dawno stracił pan matkę - niedawno

nie czuł bym się szczęśliwy / z kim mógł by pan spędzić czas / Pańska mama była by z pana dumna / czy nadal była by pani szczęśliwa / była bym smutna i przygnębiona po stracie męża, bardzo bym cierpiała, ale wyszła bym z tego - końcówkę by piszemy łącznie na końcu czasownika (czułbym, mógłby, byłaby, byłabym, wyszłabym)

Fizyczną nie możliwością jest - niemożliwością; i "fizyczną"małą literą, bo jest po przecinku

kryjąc twarz w dłonie. - w dłoniach

Pan Kacper przeżywał koszmar. Zewsząd atakowały go głosy rozsądku pani Z. przebijając mu czaszkę niczym wiertło nadgorliwego fachowca. Nie potrafił zrozumieć że to wszystko było nieprawdziwe, że żył iluzją, że nigdy nie miał racji. - tutaj wychodzi na to, ze nie potrafił zrozumieć, że nieprawdziwym był rozsądek p. Z itp, a nie to motyle itd.

To nie profesjonalne - nieprofesjonalne

przecież obiecałem Ci że dokończę leczenie... / kocham Cię - zaimki małą literą, bo nie ma tu przesłanek, by użyć dużej

szczerze pod czas tej rozmowy - podczas

zupełnie nie potrzebnie - niepotrzebnie

gdy tym czasem sama nie mogę - tymczasem

Każdego z nas już nie raz zabito - nieraz

masz też małą literą napisany bliski wschód i matka boska - co raczej winno być napisane dużymi jako nazwy własne

Warto jeszcze nieco tekst dopieścić, bo całkiem ciekawa historia tutaj nam się ukazała...
Pozdrowienia pełne słońca.
Isolation dnia 06.06.2011 11:03
Dziękuję wszystkim za komentarze. Tak naprawdę. Rzeczywiście tyle tu błędów, że aż mi głupio...Ale ta szybka lekcja języka Polskiego na pewno zostanie mi w głowie na długo. Co do pewnych treści, to jest tu dużo metafor do pewnych zdarzeń które mnie spotkały w życiu. Błędem było zostawić tekst bez korekty (już pomijając kwestię błędów) gdyż powinien być zrozumiały dla każdego kto potrafi patrzeć, ale nie tylko dla mej skromnej osoby. Jak najszybciej biorę się za poprawę wypocin. Dzięki raz jeszcze za twórcze komentarze i porządny kop w mój zadek! Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:70
Najnowszy:pica-pioa