Wiosna, dzień I
Nastąpiło to, czego my, mieszkańcy Trójpolis, tak bardzo się obawialiśmy. Wojska Izaura wtargnęły na teren Lynx. Sphinx i Crux zostały zniszczone i spalone już dwa dni temu.
Wielu zostaje branych do niewolniczej pracy, a kolejni są mordowani lub, jak w przypadku kobiet, dodatkowo gwałceni. Ci, którym udało się uciec muszą kryć się w podziemiach lub wędrować dalej, do sąsiednich miast z nadzieją, że zło Mrocznego Władcy tam ich nie dopadnie. Ale prawda jest brutalna: Izaur dąży do tragicznego absolutyzmu. Władcy państw, którzy mu się sprzeciwią kończą nie lepiej od zwykłych poddanych. Podobno widziano Exodusa, króla Mutandis, w armii napadającej na Crux jako... jednego z Żołnierzy Śmierci. Zanim jednak Izaur nas dopadnie poumieramy z głodu i niedostatku wody pitnej.
Gemma, Wygnany Cień.
Rozdział I.
- Efendi gestia. Efendi gestia. Efendi gestia!
- Znowu bawisz się magią, Aphelio?
- Ja tylko... ja tylko chciałam...- zająkała się dziewczynka i spuściła szmaragdowo- zielone oczy na widok srogiego wyrazu twarzy Kwintusa.
- Ile razy mam ci powtarzać, że czary to nie za-ba-wa!
- Tak, ale wy mnie nigdy nie słuchacie, gdy mówię, że chciałabym się nauczyć czarować! I ty i Polluks mnie ignorujecie.- Powiedziała Aphelia w wyrzutem. Kwintus spojrzał na nią groźnie spod półprzymkniętych powiek i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.- No, właśnie o tym mówię! Znowu mnie ignorujesz!- Wykrzyczała mu na pożegnanie pewna, że ją słyszy.
Gdy była małą dziewczynką tata często opowiadał jej o świecie Ksubili. Podobno życie tam przypominało bajkę. Jest to świat, gdzie wszystkie poległe dusze odnajdują swój majestatyczny spokój. Miejsce, gdzie można odnaleźć swą wolność. Nigdy nie miała pewności, ile w tym jest prawdy, jednak słowa płynące z ust jej ojca były złotem. Odkąd zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach postawiła sobie za cel odnalezienie zaginionego raju. Było to marzeniem jej taty, które nigdy nie zostało spełnione.
Dnia następnego, po samotnej, bezsennej i pełnej lęku nocy do drzwi drewnianej chatki znajdującej się na przedmieściach malowniczego miasteczka Ahaswer zapukało trzech zakapturzonych mężczyzn.
- Jesteś Aphelia, córka Satora?- dziewczynka skinęła głową i spuściła na twarz czarne włosy- Jesteśmy zakonnikami z klasztoru w Arae. Zabierz ze sobą ubrania i jakieś osobiste rzeczy jeśli chcesz i chodź z nami.
- A...a...ale ja muszę czekać na mojego tatusia.- Wyjąkała trzęsąc się ze strachu.
- Twój ojciec... on nie wróci.- Szepnął jeden z trzech mężczyzn, ale tak cicho, że Aphelia nie miała pewności który. Zresztą, nie miało to dla niej w tamtej chwili żadnego znaczenia. Najważniejsze było to, że co usłyszała wcześniej. Jak to "nie wróci"? Musiał wrócić! Musiał, bo 4- letnia Aphelia, jego mała córeczka, dziecko kobiety, która kochał ponad wszystko czekała na niego w domu! Jeśli jednak nie wróci za 10 minut, to wróci za 20 i jeśli nie zastanie jej w domu, to będzie się martwił! Jednak Aphelia nie wiedziała, że ojciec nie wróci ani za 10, ani za 20, ani nawet za 30 minut. Posłusznie poszła do swojego pokoju i spakowała, co najważniejsze i wyszła z trzema zakonnikami w zimową podróż do nowego życia.
Od tamtego dnia jej krótki żywot obrócił się o 180 stopni. Całe jej dotychczasowe wspomnienia straciły sens. Nie były jej potrzebne, skoro nie miała ich z kim dzielić.
W klasztorze była jedyną dziewczynką mieszkającą tam na stałe. Co jakiś czas przewijały się tam jakieś sierotki, ale nie zagrzewały tam długo miejsca. Jednak pewnego dnia, miesiąc po ósmych urodzinach Aphelii w zamczysku pojawił się pewien chłopiec. Lecz to, że został tam na stałe nie było najdziwniejsze. Największe wrażenie sprawiał fakt, że jest do Aphelii niewiarygodnie podobny. Czarne do ramion włosy, porcelanowo blada i gładka cera oraz wielkie szmaragdowo- zielone oczy. Dla dziewczynki było jasne, że chłopiec- klon jest kimś wyjątkowym.
- Aphelio, tak nie można! Jak Kwintus się dowie, to wlepi nam przepisywanie Biblii!- szepnął Leander i rozejrzał się spanikowany po korytarzu.
- Oj, daj spokój! Jesteś zwykłym tchórzem!
Leander wywrócił oczami przytrzymując drabinę, po której wspinała się jego przyjaciółka- dwunastoletnia Aphelia. Gdy była mała uwielbiała leśne wędrówki i skakanie po drzewach. Niestety, pewnego dnia dziewczyna spadła z jednego z najwyższych dębów w okolicy i Kwintus kategorycznie zabronił jej podobnych wybryków. Miała wtedy 10 lat i z milion zatajonych siniaków i zadrapań na swoim małym ciele.
- Pomyśl trochę, Leandrze! Ty znasz swoją przeszłość, wiesz kim jesteś!
- Ty też wiesz, kim jesteś!
- Pamiętam wszystko jak przez mgłę. Poza tym, Faust powiedział, że w archiwum znajduję się każda, nawet najbardziej zatajona informacja o kimkolwiek sobie zamarzysz! Ja muszę znaleźć to miejsce! - Leadner westchnął i przygryzł dolną wargę, zanim się odezwał.
- Naprawdę uważasz, że archiwum znajduje się nad sufitem w korytarzu klasztoru? - Aphelia zgromiła chłopaka wzrokiem i powoli zaczęła schodzić po drabinie, by następnie zeskoczyć z 4 ostatnich szczebli.
- Kiedyś zobaczyłam w tym miejscu coś jakby... no... sama nie wiem. Taką jakby małą szparę. Przechodziłam tędy nocą, gdy zobaczyłam tam jakieś światło. Następnego dnia zapytałam o to Kwintusa, a on tak dziwnie się zdenerwował, że niby nie powinnam chodzić sama nocą po klasztorze, bo to niebezpieczne, ale wiedziałam, że kłamie.- Aphelia i Leander ruszyli szybkim krokiem w stronę swoich pokoi- Gdy poszłam tam kolejnej nocy, otwór zniknął.
- Byłaś kiedyś na II piętrze?
- Trafiłeś w sedno. Pamiętam niewiele z dzieciństwa, ale zdanie: "absolutny zakaz wchodzenia na jakiekolwiek piętro powyżej I" szczególnie wwiercił mi się w umysł. Schowałeś drabinę?- Leander skinął powoli głową.
Odkąd Aphelia znalazła się w zamku zakonników ich życie obróciło się do góry nogami. Ta mała niesforna dziewczynka wtargnęła w ich cichą i ułożoną egzystencję z takim impetem, że postawiła na nogi najgorszych piekielników stowarzyszenia. Nie przeszkadzało im to jednak. Nie sposób bowiem nie kochać tak uroczej a chłopięcej jednocześnie dziewuszki. Szybko stała się ulubienicom osób w każdym przedziale wiekowym w całym Arae. Także Leander zorientował się w szybkim czasie, że niemiłe zachowanie w stosunku do tej osóbki wcale nie sprawia mu przyjemności.
Leander... kim jest chłopiec o wielu twarzach i wcieleniach? To pytanie Aphelia zadaje sobie od dnia jego pojawienia się. Mimo, że znali się tak długo, nie wiedziała o swoim przyjacielu prawie nic. Była jednak pewna, że więź, która ich łączy nie jest zwykłą przyjaźnią.
Kolejne dni były kolejnymi próbami odnalezienia ukrytego otworu. Leander zaczynał tracić cierpliwość, ale Aphelia nie poddawała się. Z każdym minionym tygodniem była coraz bardziej zacięta, jednak zwykła ekscytacja powoli przeradzała się w złość.
- Znajdę to, choćbym miała szukać milion dni i milion nocy!
- Dzieci?!- krzyknął Faust z końca korytarza. Zobaczywszy Aphelię na drabinie krzyknął coś w stylu "uchowaj, dobry Boże" po czym rzucił się pędem po śliskiej posadzce, co raz potykając się o swój przydługi habit. - Matko Przenajświętsza, dziewczyno- chodź stamtąd! Leander!- Faust zatrzymał się gwałtownie i dysząc ciężko, jęknął. Patrzył gdzieś w dal przerażonym spojrzeniem, a obecność dwójki dzieciaków nie robiła już na nim żadnego wrażenia. Po chwili dopiero zorientował się, że nie jest sam, gdy dziewczyna pociągnęła go za rękaw.
- Leandrze, jakim zaklęciem to zrobiłeś?- spytał zakonnik niepewny, czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Ale co?- Aphelia podążyła za wzrokiem Fausta. To, co zobaczyła niezaprzeczalnie było jedną z najpiękniejszych rzeczy jakie istnieją. Ogromny krwistoczerwony lew w złoto- niebieskiej ramie spoglądał wprost z sufitu w jej szmaragdowo-zielone oczy. Jednak nie obecność lwa zachwycała najbardziej. Zapierające dech w piersiach było to, że zwierze się poruszało! Ryczał przeraźliwie tak, że dziewczyna musiała zakryć uszy dłońmi. Nie był to ryk złości. Lew nie był wściekły. Brzmiało to raczej jak oddanie, ogromny szacunek. Z niewiadomych powodów zwierze uważało Aphelię za godną szacunku jego królewskiej wysokości.
- Jeśli będzie tak krzyczał to zleci się cały klasztor!- szepnęła spanikowana Aphelia wcale niepewna, czy ją słyszą.
Ale słyszeli.
- O czym ty mówisz, moje dziecko? Kto krzyczy?- powiedział przerażony Faust.
- Wy nie słyszycie?- zapytała zszokowana Aphelia.
- Pokaż mi swą dłoń.- dziewczyna podała powoli rękę i spod półprzymkniętych powiek obserwowała jak Faust delikatnie obraca ją wnętrzem do góry. Szok, strach, zdziwienie... i milion innych emocji przewinęło się przez twarz zakonnika i Leandra, ale twarz Aphelii pozostała niezmiennie zaciekawiona.
- Czy to krew?- zapytała dotykając czerwonego wzoru na swojej dłoni, jakby bezboleśnie wyciętego w skórze. Dokładnie taki sam wzór jak na suficie. Z jedną różnicą: lew na dłoni był martwy.
- Musimy znaleźć Kwintusa. W tej chwili!- krzyknął Faust i ciągnąc za sobą dzieciaki pędem pobiegł do gabinetu Kwintusa.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Coliex · dnia 05.06.2011 07:26 · Czytań: 853 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: