***
Niebo nad śniącym Paryżem było tej nocy intensywnie granatowe. Madeleine zadrżała i stanęła na chodniku oświetlanym przez mruczącą ponuro latarnię. Tak wiele miała wątpliwości i pytań. Nie odnosiły się one jednak do Draculi, ale do niej samej. Dlaczego tak szybko uwierzyła w nieprawdopodobną opowieść, dlaczego z uwagą wysłuchała absurdalnej historii?
Gdy znalazła się w apartamencie mężczyzny, wszystko inne zeszło na dalszy plan. Racjonalne myślenie zrobiło sobie przerwę. Wydawało jej się, że uczestniczyła w seansie hipnotycznym, a Dracula przejął kontrolę nad ciałem i myślami.
Nawet, jeśli część opowieści była prawdziwa, dlaczego w ogóle go nie pamiętała? Dlaczego rzekome wspomnienia, które zasiedliły głowę Madeleine, nie należały tak naprawdę do niej?
Coraz bardziej się bała. Przerażeniem napełniała myśl, że tak naprawdę Dracula nie istnieje, dzisiejsze zdarzenie nie miało miejsca, a dziedziczne przekleństwo zaczyna mamić jej umysł. Łzy napłynęły do oczu, kleszcze lęku ścisnęły żołądek. Tak bardzo nie chciała się rozstawać ze swym racjonalnym, trzeźwym myśleniem. Tak bardzo nie chciała podążyć w ślady mamy i ciotki. Modliła się w duchu o przywrócenie rozsądku.
***
Obudził się o trzeciej nad ranem. Poczuł mdłości i mrowienie rozprzestrzeniające się po całym ciele.
Westchnął ciężko, bo wiedział, co te objawy oznaczają. Obudzą w nim bezwzględną, żądną mordu bestię. Przez dłuższy czas starał się zagłuszyć to pragnienie winem. Konserwowało narządy wewnętrzne i rozrzedzało kilkusetletnią, zgęstniałą krew.
Dziś jednak, substytut ten mu nie wystarczy. Miał do wyboru dwie opcje: mógł odmówić sobie życiodajnego płynu i cierpieć przez wiele następnych dni lub spróbować ugasić pragnienie.
- Doskonale wiesz, jaką podejmiesz decyzję – mruknął ponuro do swego odbicia w lustrze.
Przeklął pod nosem i wdział codzienne ubranie. Opuścił pokój, zamykając drzwi kartą magnetyczną.
Światła paryskich latarni, przyglądały się Draculi z drwiną. Wiedziały, co zamierza uczynić. Były wspólniczkami wielu jego zbrodni.
Przeszedł na drugą stronę ulicy i odetchnął głęboko. Przez chwilę wydawało mu się, że pragnienie odeszło, lecz zaraz powróciło, trawiąc ciało nieznośnym żarem.
- Wybacz mi. – Uniósł głowę ku niebu. – Wiesz, że nie mam innego wyboru.
Przeszedł długą drogę, aż w końcu ujrzał to, czego szukał: bar „Décadence”. Odwiedzali go niepewni, młodzi intelektualiści. Dyskutowali o sensie życia przy kiepskim winie i zatracali jakikolwiek sens swej egzystencji. Nikt na nich nie czekał, rodziny nie chciały znać tych „czarnych owiec”.
Dracula przestąpił próg lokalu. W środku panował półmrok, w tle majaczył smutny głos Edith Piaf.
Od razu go wypatrzył. Siedział przy barze i podpierał ręką brodę. Mętne oczy utkwił w ciemnozielonej ścianie.
Dracula poczuł znajome bulgotanie żołądka. Organizm budził się do życia, wyraźnie domagając się pożywienia. Wiedział, że chłopak będzie doskonałą ofiarą. Mimo zmęczenia i apatii, posiadał on w sobie duże pokłady młodości, w żyłach wciąż kipiała energia. Był prawdopodobnie wykształcony i oczytany – wyrafinowane rysy twarzy świadczyły o inteligencji.
Zdecydowanym krokiem ruszył ku chłopakowi. Zajął miejsce blisko niego. Młodzieniec otrząsnął się z otępienia i spojrzał na przybysza.
- Cześć – w oczach zabłysła ciekawość.
- Witaj – odpowiedział Dracula, uśmiechając się.
„Znów mnie to czeka” – pomyślał Dracula gorzko – „Po raz kolejny będę zmuszony udawać. Ten niepewny swej seksualności chłopak, szybko mi zaufa.”
- Pierwszy raz cię tu widzę – w ciemnych oczach młodzieńca ukazało się pożądanie.
- Bo i pierwszy raz tu jestem – Dracula pogładził jego policzek – Jak masz na imię?
- Pierre – oddech przyśpieszył, policzki poczerwieniały.
- Pierre, mój drogi. – wyszeptał zmysłowo – Chciałbyś się ze mną zapomnieć?
Nie musiał czekać na odzew. Kilkanaście sekund później, znajdowali się już w prowizorycznej sypialni, na górnym piętrze baru. Nie musieli nawet prosić o klucz – żaden z pokojów nie był zamknięty.
Pierre prędko pozbył się ubrań i spojrzał zachęcająco na Draculę.
- Teraz twoja kolej. Zdejmij te łaszki. – Był wyraźnie podniecony.
- Zaraz, spokojnie – Uśmiechnął się – Usiądźmy i poznajmy się nieco bliżej. – Wskazał na łóżko.
Usiedli na brzegu. Dłuższą chwilę patrzyli na siebie. Pogładził Pierre’a po włosach. Ten zamknął oczy. Pieścił go chwilę smukłymi dłońmi.
- Przepraszam – Dracula wyszeptał nieoczekiwanie i pośpiesznie wyciągnął z kieszeni narzędzie zbrodni. Było nim niewielkie, srebrne urządzenie, zakończone dwoma, małymi szpikulcami. Prędko i wprawnie, wbił je w szyję chłopaka.
Pierre wytrzeszczył oczy i spojrzał na mężczyznę ze zdziwieniem. W twarzy młodzieńca ujrzał to, co tak dobrze znał: żal, rozczarowanie, ból. Gdy rany były wystarczająco głębokie, oprawca wyjął ostrza i zbliżył usta do nacięć.
Dracula poczuł znany, słodki smak. Łapczywie pił krew, podczas gdy chłopak coraz bardziej słabł. Prędko stracił przytomność. Życiodajny płyn nie przestał jednak sycić zgłodniałego ciała oprawcy. Komórki budziły się do życia, ból w piersiach ustępował.
Wkrótce krew przestała płynąć. Dracula położył zesztywniałego Pierre’a na łóżku i wyszedł z pokoju. Wyjrzał przez balustradę schodów i odetchnął z ulgą. Na parterze nie było nikogo prócz śpiącego barmana.
Opuścił lokal i zatrzymał nadjeżdżającą taksówkę.
Gdy jechał do domu, łapczywie wpatrywał się w każdy mijany szczegół. Latarnie zachwycały go teraz swym blaskiem, intensywny zapach padającego deszczu pieścił nozdrza.
Czy było mu żal Pierre’a? Nie. Dracula pomógł zakończyć chłopakowi szarą, monotonną egzystencję. Śmierć wybawiła go od doświadczania kolejnych, pustych wieczorów, szybkiego, zwierzęcego seksu z przypadkowymi mężczyznami i kobietami, zatracania się w butelce taniego, cierpkiego wina. Prędzej, czy później, Pierre i tak popełniłby samobójstwo. Uświadomiłby sobie w pełni, że jest sam na świecie, nie może na nikogo liczyć. Butelka nie byłaby już w stanie uśmierzyć tej rozpaczliwej tęsknoty.
„Pomogłem mu pozbyć się złudzeń” – pomyślał Dracula i wszedł do swego hotelu.
*
- Witaj, mamo, jak się dziś czujesz? – Madeleine ucałowała w przelocie włosy matki. Była równie ruda, jak córka.
Kobieta patrzyła nieruchomym wzrokiem w okno. Jej zielone oczy, będące kiedyś świątynią zmysłowości, teraz stały się jedynie wyblakłym wspomnieniem utraconego uroku.
- Jak spałaś? – zapytała Madeleine, choć wiedziała, że dziś prawdopodobnie nie doczeka się odpowiedzi. Trafiła na „milczący dzień”.
Milene zachorowała, gdy córka miała zaledwie pięć lat. Madeleine nie pamiętała zdrowej matki. Często jednak nawiedzał ją pewien sen: ona wraz z mamą bawią się razem na pełnej kwiatów łące. Są szczęśliwe i roześmiane. Kobieta plecie córce wianek.
Ojciec Madeleine był jej prawdziwą opoką. Podczas pobytów mamy w szpitalach psychiatrycznych, zajmował się domem, gotował, wychowywał latorośl. Był przy tym doskonałym słuchaczem i uosobieniem harmonii. Nic nie mogło wyprowadzić go z równowagi.
Tato zmarł rok temu i Madeleine została niemal całkiem sama. Milene coraz rzadziej powracała z krainy swych mrocznych fantazji. W głowie niepodzielnie panowały głosy, które nie pozwalały odpocząć udręczonym myślom.
A jednak… gdy trafiał się lepszy dzień, była serdeczną, wyrozumiałą osobą, zainteresowaną sprawami córki. Madeleine kochała ją bezgranicznie. Obserwowała walkę Milene, zmagania z demonami. Wiedziała, że pragnie pokonać schizofreniczne ułudy. Modliła się o przywrócenie zdrowia matki. Takie prośby wydawały się irracjonalne, jednak córka nie traciła nadziei, że Milene zostanie kiedyś uleczona.
- Parę dni temu spotkałam niezwykłą osobę. – Madeleine rozpakowywała zakupy do podręcznej lodówki – Mężczyznę, wyobraź sobie. – Uśmiechnęła się do matki patrzącej na nią nieprzytomnymi oczyma – Całkiem interesującego. Właściwie, równie fascynującego, co zdziwaczałego. – Wyjęła z torby ser Valbon. Mama uwielbiała sery – Wyobraź sobie, że twierdzi, że nasze drogi skrzyżowały się już kilkaset lat temu. Kompletna bzdura. Ciekawie się z nim jednak przebywa, jest znanym muzykiem. Pochodzi z Rumunii i ma na imię Dracula.
W obojętnej dotąd twarzy matki, coś drgnęło. Oczy zamigotały, a policzki zaróżowiły się.
- Dracula? Skąd znasz to imię? – zapytała logicznie.
Madeleine spojrzała na Milene ze zdziwieniem. Mama podniosła się z łóżka i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Powiedz, skąd znasz to imię – powtórzyła stanowczo.
- Zdenerwowałaś się. Czy zrobiłam coś nie tak?
- Nie o to chodzi. Opowiedz mi o Draculi – Milene patrzyła na nią z uporem.
Dawno już nie widziała mamy w tak korzystnym stanie psychicznym. Było to porażające, tym bardziej, że zmiana nastąpiła tak gwałtownie. Chwilę temu dryfowała gdzieś na zmąconych wodach swego umysłu, a teraz emanowała z niej siła.
Madeleine opowiedziała matce o swojej niedawnej przygodzie. Milene była bardzo dociekliwa, córka streściła więc wszystko bardzo dokładnie. Rejestrowała wyraz twarzy mamy. Nie schodził z niej jednak ten dziwny blask. W tak dobrej kondycji, widziała kobietę właściwie po raz pierwszy. Gdy żył ojciec i Milene miewała lepsze dni, zazwyczaj popadała w przesadną euforię, nigdy jednak nie była tak racjonalna, jak teraz.
- Przyprowadź go tutaj – powiedziała matka zdecydowanie.
- Draculę? – Madeleine nie wierzyła własnym uszom.
- Tak. Koniecznie. Muszę z nim porozmawiać.
- Dobrze, mamo… skoro tego chcesz. – była w stanie zrobić wszystko, byle tylko uszczęśliwić Milene.
- Dobrze – przez usta kobiety przemknął zagadkowy uśmiech – Czuję się zmęczona, Madeleine. Chciałabym się położyć. Przyjdź z Draculą jutro popołudniu.
- Oczywiście – ucałowała mamę w policzek i opuściła jej pokój.
W głowie aż roiło się od znaków zapytania.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
martawiktoria · dnia 06.06.2011 09:17 · Czytań: 856 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: