Słońce zagląda przez okno i bezczelnie łaskocze twoją twarz. Mrużysz oczy i naciągasz wyżej kołdrę.
- A idźże ty sobie dalej, a kysz - mruczysz niezadowolona.
- Przecież nie mam nic pilnego do roboty, nie muszę jeszcze wstawać - warczysz w stronę okna. Słońce przybiera niewinną minkę i uśmiecha się łobuzersko, jakby mówiło - Koniec spania, już czas, wstawaj śpioszku. To twój nowy dzień.
Ranek nie jest tak radosny jak kiedyś. Otwierasz oczy i długo czekasz na rozbudzenie ciała. Przeciągasz, naciągasz i boisz się ruszyć, bo nie wiesz gdzie zaboli. Stronisz od bólu jak diabeł od święconej wody, a ból coraz częściej daje do zrozumienia, że bierze w posiadanie twoje ciało, może już na zawsze. Nie pyta czy chcesz, tylko się panoszy, nie zważając na protesty.
Dawniej, wyskakiwałaś z pościeli radosna i rwąca się do życia, niczym sarenka do wodopoju. A teraz?
Teraz, otwierasz jedno oko, potem drugie i czekasz. Na co? Sama nie wiesz. Leżysz, przymykasz znowu powieki i na siłę chcesz powrócić w ciepły sen, w magiczny świat marzeń, zwidów i tęczowych kolorów. Zatopić się w ciszy, spokoju i bezpiecznie szybować ze wspomnieniami.
Nic z tego. Ten sen już nie wróci. To już było. Czyżbyś nie wiedziała, że nic dwa razy się nie zdarza? Przecież wiesz o tym, więc po co te ułudy.
Przecierasz oczy i unosisz powoli głowę, wyciągasz ramiona, aż wreszcie ruszasz z posad całą resztę. Twoje jeszcze nie tak dawno zwinne nogi, gibka kibić są jakieś nieruchawe, ciążą ku ziemi, jakby ktoś z ukrycia szpikował je ołowiem. Co za drań, brzydko przeklinasz w myślach. Z trudem zginasz kolana, chwila odpoczynku, następnie ostrożnie ustawiasz na podłodze stopy, najpierw jedną, potem drugą i dopiero drżącą ręką łapiesz brzeg stołu.
- Udało się - sapiesz zadowolona. - Stoję, widzisz? - spoglądasz w okno, chcąc pokazać swój wyczyn słońcu, ale ono już w drodze, zagląda do innego okna.
Suche trzaski dają znać, że twój stos pacierzowy stawia się do pionu. Jakżeby inaczej, on zawsze był mało giętki.
Stajesz wyprostowana i głęboko w zapadnięte płuca wciągasz powietrze. Jeden wdech, drugi, trzeci, a przy czwartym czujesz jak przyspiesza tętno. Uśmiechasz się z niedowierzaniem.
- Żyję! Jeszcze żyję!- Wykrzykujesz głośno, jakbyś chciała ten cud obwieścić całemu światu.
Odpowiada ci cisza. Kogo obchodzi, że żyjesz. Żyjesz już tylko dla siebie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Miranda · dnia 10.06.2011 07:58 · Czytań: 823 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 22
Inne artykuły tego autora: