Effie Ryann-Mohr, Czarny Płomień cz.13 - Elatha
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Effie Ryann-Mohr, Czarny Płomień cz.13
A A A
Zapada już zmierzch, gdy schodzimy z Gór Tremaine. Jesteśmy po drugiej stronie. Wyndham zostało za nami. Nie czuję większego zmęczenia. Krew wampirów zapewnia mi siłę, dzięki której mogłam pokonać tak długą drogę. Kolejne przymierze, jakie zawieramy tego wieczoru różni się od poprzedniego. Nie czuję tak wielkiego osłabienia. Wszystko pamiętam i analizuję na bieżąco. Każda kropla krwi ofiarowana mi przez Strażników umacnia więź pomiędzy nami. Moja krew działa na nich podobnie. Nie waham się nawet przy Fredriku. Ten koszmarny sen jeszcze się nie zdarzył. Nie mam zamiaru dopuścić do jego spełnienia. De Bran smakuje wybornie i mam ochotę kosztować go bez przerwy. Zasypiam spokojna, ale tęsknię za bliskością wampirów. Pragnę ich, a pragnienie to staje się nieznośne. Zwłaszcza wobec jednego z nich.

Las jest rzeczywiście stary, ale na szczęście niezbyt rozległy. Nie wzbudza naszej sympatii i cieszę się, gdy z niego wychodzimy. Dotarcie tutaj niczego nie zmienia w kwestii Czarnego Płomienia. Owszem, teren ten silnie emanuje mocą, ale nie umiem jej nazwać. Strażnicy są czujni i niespokojni. Zwalniamy, gdy zapadam się niemal po kolana w bagno.
- Dlaczego tylko ja ugrzęzłam? – jestem wściekła, ponieważ Strażnicy muszą mi pomóc się wydostać z cuchnącego błota. – Wy nawet nie zamoczyliście stóp!
- Jesteś cięższa – Edan żartuje, ale zaraz milknie, gdy posyłam w jego stronę złośliwe spojrzenie.
- Edan poniekąd ma rację – Samuel próbuje udobruchać mnie uśmiechem. – My stąpamy lekko i nie zostawiamy zbyt wielu śladów. Ty, jako człowiek trochę inaczej współpracujesz z grawitacją.
- Świetnie – wycieram buty trawą. – Kiedy przejdziemy przez to błoto?
- Nie wiem – najstarszy Strażnik rozgląda się uważnie, ale unoszące się opary uniemożliwiają ocenę odległości. – Nie mamy żadnej mapy, na której zaznaczono ścieżkę omijającą to miejsce. Bagno ciągnie się przez pięć kilometrów, ale jeśli będziemy musieli omijać zdradliwe bajora nadłożymy drogi.
- I to sporo – Fredrik wpatruję się w mgłę. – Nie podoba mi się to miejsce.
- Nie tylko tobie – Philippe kręci się niespokojnie. – Nie jesteśmy tutaj sami.
- Płomień? – Edan trzyma broń w gotowości. – Nic nie czuję.
- To nie płomień – oznajmia spokojnie Lenn. – To ludzie.
- Ludzie? – dziwię się. – Tutaj?

- Kapitanie, są blisko nas – sierżant Gair Lennox stara się pozbyć drżenia w głosie. – Pakują się w bagno.
- Jesteśmy na bagnach, Lennox – głos jednego z mężczyzn, który ani na chwilę nie opuszcza broni brzmi złośliwie. – Zawsze wiedziałem, że wampiry są głupie. Nawet nie podejrzewają, że to błoto wciągnie ich jak ćpun kokę.
- Niezłe porównanie, poruczniku – inny głos rechocze głośno.
- Zamknij się, Struan! – kapitan Bryce nie cierpi, ani sierżanta Struana, ani porucznika Lunna. – Lunn, jesteś najwyraźniej niedoinformowany. Wampirom nic nie grozi na bagnach. Są lekkie i nie zostawiają śladów.
- Martwisz się o swoją panienkę... – porucznik Lunn żałuje, że to jego wysłano na tę misję.
- Ciszej! – spokojny głos przerywa wymianę zdań. – Nie jesteśmy na pikniku. Nie mam ochoty skończyć w tym cuchnącym błocie.
- Jak zwykle nudny, porucznik Mac Rea i jego równie nudne rady – Colin Lunn nie ma zamiaru przestać kpić. Sprawia mu to ogromną przyjemność.
- Ani słowa więcej, poruczniku – Alex zatrzymuje się nagle. – Jesteśmy obserwowani i otoczeni...

Nie możemy czekać, aż zostaniemy zaatakowani, dlatego postanawiamy zaskoczyć przybyszów. Lenn bierze mnie na ręce. Strażnicy nie chcą zostawić mnie samej, a dojście do nieznajomych trwałoby zbyt długo, gdybym szła na własnych nogach. Kolejny raz w bardzo krótkim czasie pokonuję duży odcinek drogi. Natychmiast wyciągam broń, kiedy tylko wampir stawia mnie na w miarę stabilnym gruncie. Chwilę później słyszę przytłumione głosy. A zaraz potem dostrzegam ludzi. Strażnicy czają się za nimi.

- Witaj, Effie – głos, który słyszę brzmi znajomo. – Miło cię znowu ujrzeć.
- Alex?! – nie dowierzam własnym oczom, gdy z oparów unoszących się nad bagnami wyłania się mój były chłopak. – To niemożliwe!
- Effie, to ja - powoli podchodzi do mnie. – Mogłabyś się, chociaż przywitać.
- Co ty tutaj robisz?! – wysuwam broń w jego stronę nie pozwalając się zbliżyć. – Jak mnie znalazłeś?!
- Masz nadajnik w broni, którą ci zostawiłem – wzrusza tylko ramionami. – Też się cieszę, że cię widzę. A teraz opuść proszę broń i poproś resztę o to samo. Nie stanowimy dla was zagrożenia.
- Doprawdy, kapitanie Bryce? – głos Fredrika jest ostry jak brzytwa. – Szpiegowanie uznajemy za zagrożenie.
- Kapitanie, jeśli oni się nie cofną... – głos porucznika Lunna ocieka nienawiścią.
- To, co? – Edan, który stał za mężczyzną chichocze wyjątkowo złośliwie. – Zastrzelisz mnie?
- Z przyjemnością!
- Poruczniku Lunn, nie jesteśmy na wojnie, a oni nie są naszymi jeńcami – Alex odwraca się do mnie plecami. – Nie chciałbym cię martwić, ale mają nad nami przewagę.
- Wreszcie mądre słowa – de Bran nieznacznie opuszcza broń .
- Kapitanie? – jestem coraz bardziej zdumiona. – Jesteś kapitanem, Alex?
- Tak – patrzy na mnie z uwagą. – Będziemy tutaj stać?
- A co proponujesz, Alexandrze? – Samuel pojawia się nagle przed nami. – Niezwykłe spotkanie, nie uważasz?
- Nie dla mnie – odpowiada bez wahania. – Ale widzę, że jesteście zaskoczeni. Wyjaśnię wszystko, tylko najpierw opuśćmy te bagna. Niedługo te najbardziej suche kępy, na których stoimy, zaczną się przemieszczać i zapadać. Zostaniemy tu uwięzieni.
- Ruchome bagna? – Philippe nie wygląda na zdziwionego. – Skąd wiesz?
- Od dłuższego czasu prowadzimy obserwacje satelitarne tych okolic. Właśnie dzisiaj przypada ten szczęśliwy dzień.
- Jak długo to potrwa? – Lenn myśli nad czymś intensywnie.
- Co najmniej miesiąc – Alex rzeczywiście dysponuje wiedzą o którą nigdy nie podejrzewałabym go. – Tym samym wasza droga odwrotu została zamknięta. Nawet wampiry nie będą całkiem bezpieczne biegając po grząskim bagnie. A tym bardziej nie zaryzykują życia swojej Strażniczki.
- Rzeczywiście, trafna uwaga – Samuel nie wyglądał na przestraszonego. – Nie byłbyś sobą, gdybyś nie miał planu odwrotu, w który włączyłeś Effie.
- Dokładnie – głos Alexa nie ma w sobie ani odrobiny niechęci wobec najstarszego wampira. – Samuelu, może inni Strażnicy pójdą za twoim przykładem i opuszczą broń?
Samuel nie wykonuje żadnego gestu, czy ruchu, ale sekundę później jego podwładni stoją już przy mnie. Broni jednak nie schowali.
- Dziękuję – Alex kiwa lekko głową. – A teraz chodźmy stąd. Porozmawiamy w przyjemniejszym miejscu.
- Skąd mamy mieć pewność, że nie prowadzisz nas w pułapkę? – zauważa rozsądnie Philippe. – Znasz całkiem dobrze ten teren.
- To nie jest mój teren, Philippie – Alex robi kilka kroków naprzód. – Jestem tutaj tak samo niepożądanym gościem, jak i wy.

Musimy zaryzykować. Odchodząc słyszymy tylko ciche mlaśnięcia. Oglądam się zaciekawiona. Kępa, na której przed chwilą staliśmy właśnie zapada się w bagno. Uroczo. Opary znad bagna ograniczają dostęp światła słonecznego, choć właśnie minęło południe. Ale kiedy po chwili wychodzimy z mroku moje oczy poraża blask słońca. Błękitne niebo pozbawione chmur, przyjemne ciepło, zapach sosen i niezbyt odległy huk oceanu stanowią przyjemną odmianę.

Przejście przez młody zagajnik i pas wysokich traw nie zajmuje nam nawet pół godziny. Pod stopami trzeszczą drobne kamienie pokrywające plażę, a bezkresny ocean łagodnie faluje. Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy w miejscu, skąd przybywa Czarny Płomień. Okolica może nie nadaje się na turystyczny kurort, ale ma swój urok.
- Nie sądzę, żeby to było najlepsze miejsce do rozmowy – Fredrik lustruje otoczenie. – Jesteśmy zbyt widoczni.
- Zgadzam się – Alex poprawia snajperski karabin przewieszony przez ramię. – Rankiem znaleźliśmy w skałach, od strony lądu sporą jaskinię. Wszyscy się w niej zmieścimy.
- Co to znaczy wszyscy? – podchodzę bliżej, żeby wreszcie do mnie dotarło, że nie tylko ciocia Edwina mnie oszukiwała. – Kim ty jesteś?! I dlaczego w ogóle doszło do tego spotkania?! Oszukałeś mnie razem z Edwiną! Jesteś żołnierzem?! A ja przez te wszystkie lata myślałam, że asystentem ciotki, pracownikiem naukowym!
- Kapitanie, niezły kamuflaż – porucznik Lunn chichocze złośliwie.
- Nie rozmawiam z tobą! – mam dość jego kpiarskiego tonu. – Nie wtrącaj się!
- Nie ty mi rozkazujesz! – posyła mi wściekłe spojrzenie. – Jak dla mnie możesz tu zginąć razem z tymi umarlakami!
- Licz się ze słowami! – jestem szybsza od niego. Ostrzami mieczy niemal dotykam jego szyi. – Twój kapitan może tolerować takie zachowanie, ja nie!
- Effie, odłóż broń – Samuel jest blisko mnie. – Nie potrzebujemy rozlewu krwi.
- Zgadzam się, – Alex wzrusza ramionami i popycha do tyłu swojego żołnierza – zwłaszcza, że porucznik Lunn świetnie zna te tereny i może nam się jeszcze przydać.
- Kapitanie, musimy się spieszyć – żołnierz o sympatycznej twarzy odzywa się cicho, patrząc z niepokojem w stronę oceanu. – Po zmroku nie będzie tu bezpiecznie.
- Ruszamy – głos Alexa brzmi zdecydowanie. – A wy albo idziecie z nami i usłyszycie, co mam do powiedzenia, albo radźcie sobie sami.
- Zostawisz Effie? – Fredrik drwi, co bardzo mi się nie podoba. – Nie wierzę.
- Effie jest z wami, więc ją chrońcie. Ja oczywiście zaproponuję jej swoje towarzystwo, ale zapewne nie skorzysta – posyła w moją stronę zadziorne spojrzenie, które nie wytrąca mnie na szczęście z równowagi. – Nie jestem jednak pewien, czy pozostawanie na plaży jest dobrym pomysłem. Nie macie pojęcia, co to za miejsce.
- Zapewne dowiemy się tego od ciebie – Samuel rusza za Alexem trzymając pewnie broń. Nie ma zamiaru dać się zaskoczyć.

Marsz w stronę klifów nie sprawia mi szczególnych problemów. Szybko docieramy na szczyt. Wiatr przybiera na sile, ale widok zapiera dech w piersi. Bezkresny ocean trwa spokojnie, jedynie fale rozbijające się o skały nabierają dzikości. W pewnej chwili wydaje mi się, że dostrzegam w oddali ciemniejszy punkt, ale chwilę później znowu jest tam pusto. Kierujemy się na lewo, w stronę najbliższych skał. Jak się okazuje po dotarciu na miejsce są one niższym pasmem Gór Tremaine. Schodzimy niżej odnajdując jaskinię w zacisznym miejscu. W pobliżu rośnie sosnowy las.
- Kilkanaście metrów stąd płynie strumień – Alex odzywa się po sprawdzeniu ze Strażnikami jaskini. – Woda nadaje się do spożycia. Zbadaliśmy ją.
- Wiele już wiecie o tym miejscu – Samuel obserwuje otoczenie. – Teraz chcielibyśmy usłyszeć, dlaczego tu jesteście.
- Dobrze – Alex siada na kamieniu. – Poruczniku Lunn, zabierz ze sobą na wartę kaprala Sullivana. Nie wolno wam wchodzić na szczyt klifu.
Porucznik Lunn kiwa tylko głową i odchodzi zabierając ze sobą młodego żołnierza. Tamten nie jest zachwycony wizją pełnienia warty w takim towarzystwie. Fredrik i Philippe również nieco się oddalają. Nadal jednak wszystko mogą słyszeć. Lenn i Edan znikają w lesie, ale zaraz wracają. Kręcą się w pobliżu cicho rozmawiając. Ja siadam przy Samuelu. Żołnierze Alexa także przebywają w zasięgu naszego wzroku.
- Wiemy, po co tu przybyliście – Alexander zaczyna spokojnym głosem. – Trudno w to uwierzyć, ale mamy wspólny cel.
- Mów dalej – Quinn powstrzymuje mnie spojrzeniem przed powiedzeniem czegokolwiek. – O jakim celu mówisz?
- Wy nazywacie to Czarnym Płomieniem – kontynuuje swobodniej, ale jego czujność jest godna podziwu. – My mówimy, że mamy do czynienia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi.
- Kim ty właściwie jesteś?! – nie wytrzymuję. – Naprawdę nazywasz się Alexander Bryce?!
- Tak, tak się nazywam, Effie – odpowiada z uśmiechem. – Kapitan Alexander Bryce. Dowódca specjalnej jednostki rządowej. Jesteśmy grupą rozpoznawczo – likwidującą. I naprawdę ukończyłem odpowiednie studia, żeby móc pracować z Edwiną.
- Kłamca! – prycham.
- To bardzo interesujące, co mówisz – Samuel nie jest właściwie zdziwiony. – Od jak dawna wiecie o Płomieniu?
- Cóż... – zamyśla się na moment. – O atakach na Wyndham wiem od was, ale wy zapewne nie wiecie o innych działaniach Czarnego Płomienia. W sumie nie wiem, dlaczego tak go nazywacie. Naoczny świadek, który zdołał nam cokolwiek powiedzieć zanim umarł bredził o mgle.
- Tak widzą go ludzie – dopiero teraz wyraz twarzy Samuela zmienia się. Przeraża mnie swoją powagą. – My widzimy Czarny Płomień, który zabija.
- To prawda – przyznaje Alex. – Zabija bez żadnego ostrzeżenia. Atakuje znienacka niczego nieświadomych ludzi. Niszczy całe wioski i znika na jakiś czas. Potem uderza w innym miejscu.
- Mów dalej.
- Na północ stąd jest wyspa. Nigdy tam nie dotarliśmy, ponieważ nie było takich rozkazów. Ale satelity zawsze notowały wzrost aktywności termicznej, gdy Płomień powracał po ataku. Z różnych kierunków w promieniu stu, czasem dwustu kilometrów, ale zawsze kierował się w stronę tej wyspy.
- Co to za miejsce? – pyta Fredrik. – Jak daleko jest od lądu?
- Wyspa nie ma nazwy. W historycznych wzmiankach nie znaleźliśmy nic o tym obszarze. Nazwaliśmy ją więc Wyspą Śmierci.
- Ile ofiar pochłonęły ataki zła? – odzywa się Lenn. – I dlaczego nic się o tym nie mówi?
- Cóż... – Alex waha się. – To tajne informacje, ale nie sądzę, żebyście chcieli się nimi podzielić z mediami.
- Dobrze sądzisz – zapewnia go najstarszy wampir.
- Wszystkie ataki są tuszowane przez nasz rząd – mówi cicho. – Jeśli giną ludzie na oceanie łatwiej to ukryć. Przedstawiamy wiarygodne informacje o załamaniu pogody, wysokich falach, czy sztormach, które często nawiedzają ten obszar. Prowadzimy poszukiwania i akcje ratunkowe, ale z ramienia wojska, nie cywilnych służb. Mamy do tego pełne prawo. Ten obszar od ponad pół wieku jest naszym poligonem wojskowym. Szlak cywilny jest bardzo blisko granicy. Czasem, żeby ratować się przed złą pogodą statki zbaczają tutaj, ale lądują w paszczy potwora... Do tej pory, czyli od czasu zajęcia tego terenu przez wojsko zginęło wielu ludzi. Na lądzie, w promieniu dwustu kilometrów nie ma już cywilnych wiosek. Zostały całkowicie zniszczone. Wojsko nie pozwoliło na ich odbudowę. Zresztą, kto miałby w nich żyć, skoro wszyscy mieszkańcy zginęli? Zostało tylko Wyndham...
Strażnicy spoglądają po sobie znacząco, ale nikt nic nie mówi.
- Jeśli Wyndham zostanie zniszczone, to co wtedy? – pytam wreszcie.
- Wyndham to ostoja wampirów, która leży na terenie wojskowym – Alex patrzy niepewnie na Samuela. – Szpiegujemy was, ale nie ingerujemy. To miejsce przetrwa pod warunkiem, że pokonamy zło.
- Cóż za łaska – głos Philippa brzmi szorstko. – Mamy wam pomóc?
- Tak. Wiemy, że mgła szczególnie nie lubi wampirów – wyznaje. – Jeśli spróbujecie odejść, będziemy mieli problem. Zmiana waszego miejsca pobytu oznaczałaby zagrożenie dla cywilów. A to jest nie do przyjęcia...
- Wolicie poświęcić nas! – Edan jest wstrząśnięty.
- To nie jest moja decyzja – Bryce próbuje się tłumaczyć, ale sam nie wierzy, że da to jakiś efekt. – Dowodzę tym oddziałem odkąd poznałem Effie i Edwinę. Robię to również dla nich. Wiem, że nie zostawiłyby bez pomocy miasta przodków. To wszystko, jest bardzo skomplikowane.
- Owszem, – Samuel zgadza się z nim – ale rozumiem twoje zaangażowanie. Nawet, jeśli nie czujesz sympatii do wampirów.
- Według mnie, tylko wy możecie pokonać Czarny Płomień – mówi z przekonaniem. – My próbowaliśmy, ale za każdym razem ponosimy porażkę. Nie możemy narażać już żołnierzy. I tak wielu zginęło.
- Konwencjonalne sposoby was zawiodły, dlatego my jesteśmy ostatnią deską ratunku – sarkastyczny ton de Brana wywołuje na twarzy Alexa złość. – Nieświadomi waszych gierek, ale trzymani na muszce na wypadek, gdybyśmy zechcieli odejść. Czym chcieliście nas pozabijać?!
- Dobrze wiesz – ripostuje Bryce. – Nie muszę mówić doskonałemu żołnierzowi, co może go zabić.
- Od kiedy planowałeś tę akcję? – Lenn nie pozwala sobie na okazywanie emocji.
- Nie wiedziałem, że Effie posiada jakiekolwiek moce. Nigdy o tym nie mówiła. Zacząłem coś podejrzewać, gdy Edwina kazała mi zostawić ją w spokoju. Ale dopiero w Wyndham poznałem całą prawdę. Przekopałem się przez stosy materiałów archiwalnych, ale nic znaczącego nie dodałem do wiedzy, którą już zdobyłem.
- A co chciałbyś wiedzieć? – niespodziewanie proponuje Samuel. – Może uzupełnimy twoje informacje, skoro ty podzieliłeś się z nami swoimi?
- Chwileczkę – wtrąca się Fredrik. – Interesuje nas jeszcze kwestia tej wyspy.
- A dokładniej? – Alex patrzy w stronę wampira.
- Co jest na wyspie? Ktoś na niej mieszka?
- O tym, jak wygląda wyspa nie wiemy nic – odpowiada. – Satelity zanotowały jedynie dziwną aktywność, zakłócenia. Nie umiem dokładnie powiedzieć jakiego rodzaju, ponieważ sprzęt w tamtym miejscu nie działa. Wysyłaliśmy nad wyspę bezzałogowe jednostki, które miały dokonać pomiarów, ale nigdy nie wróciły. Jedynym znakiem, że coś tam istnieje są termiczne smugi.
- Samuelu, czy podczas twojego rejsu na tych wodach mówiono cokolwiek o tej wyspie? – przypomina sobie Amargein. – Pamiętasz cokolwiek?
- Wtedy tym szlakiem rzadko kto pływał – wampir wraca do wspomnień sprzed wieków. – Nie pamiętam, żebyśmy przepływali obok jakiejś wyspy. Może ją minęliśmy.
- Kiedy tędy przepływałeś? – dopytuje Alex.
- Dwa tysiące lat temu – Samuel mówi cicho. Widzi, że Alex jest zszokowany tą informacją. – Sądziłem, że wiesz ile lat istnieję.
- Nie wiedziałem – Bryce odpowiada po chwili zmagań z własnymi myślami. – To zdumiewające! Jeśli przeżyjemy zrobię wszystko, żeby Wyndham zawsze należało do was i otrzymało status niepodległego miasta.
- Możesz to zrobić, Alex? – Finn jest nie mniej zaskoczony, od pozostałych Strażników. – Nie mamy pewności, czy można ci zaufać.
- Obiecuję, że użyję wszystkich możliwości, jakimi dysponuję, by doprowadzić do niepodległości Wyndham – kładzie dłoń na sercu. – Ale zdajecie sobie sprawę, że nie będziecie mogli nigdy stanąć przeciwko ludziom.
- W Wyndham nikt tego nie zrobi – oświadcza de Bran, a mnie dreszcze przechodzą po ciele. Sophie...
- Rozumiem – Alex nie drąży tematu. – A teraz czy moglibyście podzielić się waszymi informacjami?

Opowieść Samuela wywiera na Alexandrze ogromne wrażenie. Wszystko, co słyszy o Czarnym Płomieniu napełnia go grozą. Pojmuje, że ludzie stoją na straconej pozycji, jeśli samotnie wypowiedzą wojnę nieznanej sile. Kiedy najstarszy Strażnik mówi o mojej roli, Alex blednie. Z trudem godzi się z faktem, że w moich żyłach płynie już krew wampirów, a moja moc może pomóc w pokonaniu zła. Nikt z nas nie wie, jaką cenę zapłacimy za przeciwstawienie się Płomieniowi. Wspólnie uznajemy, że mamy do czynienia z pierwotną siłą, którą zapewne przywołali wyznawcy dawnego kultu. Kim są i czy naprawdę odpowiadają za te ataki nikt z nas nie wie. Alex wysłuchuje wszystkiego, a potem odchodzi, żeby poinformować swoich ludzi o tym, co usłyszał. Wcześniej obiecał, że pewne kwestie zachowa tylko dla siebie. My w tym czasie urządzamy się w jaskini. Zajmujemy prawą, mniejszą część.

- Effie, porozmawiaj ze mną – Fredrik pojawia się nagle przede mną, gdy wychodzę z jaskini, żeby odetchnąć świeżym powietrzem.
- Dobrze – ciągnę go w stronę drzew.
Kiedy tylko znikamy innym z pola widzenia, wampir chwyta mnie i przyciska do drzewa namiętnie całując. Przez moment walczę z nim, ale potem uświadamiam sobie, że wcale nie chcę go odpychać. Pociąga mnie. Nie przekraczamy granic przyzwoitości, ponieważ porucznik Lunn śledzi każdy nasz krok. Widzę go tylko przez moment, gdy posyła w moją stronę szydercze spojrzenie. Potem znika.
- Ten człowiek cię znienawidził – Fredrik rozgląda się uważnie wokoło. – Zaatakowałaś go na oczach innych żołnierzy. Będzie szukał zemsty.
- Umiem o siebie zadbać – mówię spokojnie. – Zresztą mam was.
- Masz nas – wampir się uśmiecha. – Ale i tak proszę, żebyś zachowała szczególną ostrożność w jego obecności. Nie ufam mu i będę miał go na oku.
- Komu jeszcze nie ufasz? Alexowi?
- On zrobi dla ciebie chyba wszystko – odpowiada z wyczuwalną nutką złości w głosie. – Nie pałam do niego sympatią, ale jest żołnierzem. Takim, jak ja i Samuel. Łatwo się nie podda.
- Uwierzyłeś mu, gdy mówił o Wyndham?
- Effie, jeśli on mówi prawdę, to nawet nasi sojusznicy wydadzą nas, byle tylko odsunąć od ludzi widmo zagłady! – Fredrika przepełnia gorycz prawdy. – Gdzie się ukryjemy?! Ja wiem, że nie ma takiego miejsca na tym świecie, które uchroni nas przed Płomieniem i ludźmi. Myślisz, że tak łatwo oddamy swoje istnienie? Mamy się poddać i pozwolić unicestwić?
- Nie mów tak – szepczę próbując przegnać dreszcze. – Zginę razem z wami. Nie dopuszczę, żeby ten koszmar się sprawdził.
- Twój sen – Fredrik obejmuje moją twarz jakby chciał wyczytać w moich oczach prawdę o tej wizji. – Opowiedz mi o nim.
- Nawet nie mogłam się sama zabić... – wspomnienia wracają z podwójną siłą.
Fredrik pozwala mi mówić. W jego spojrzeniu widzę troskę i czułość. Dzięki temu czuję się lepiej.
- Effie, nie wierzę, że mogłabyś zostawić nas samych w walce – gładzi mnie po ramieniu. – Nie wierzę, że możesz zdradzić i uciec. Nie obchodzi mnie to, że ty i Ferris możecie mieć coś wspólnego z wyznawcami zła. Nawet, gdybyście znali prawdę o swojej potędze i możliwościach nie zmienilibyście swojego przeznaczenia.
- Moim przeznaczeniem jest walka z Czarnym Płomieniem u boku Strażników – mój głos brzmi pewnie i jest w nim nadzieja. – Obiecaj mi coś.
- Co takiego?
- Obiecaj najpierw!
- Effie... – Fredrik nie ma pewności, czy powinien to zrobić.
- Ja obiecałam, pamiętasz? – przypominam mu wspólnie spędzone chwile przed kominkiem. – Nie wycofałam się.
- Nigdy sobie nie daruję, jeśli ta obietnica cię skrzywdzi – odpowiada ponuro. – Obiecuję, że zrobię to, o co chcesz mnie poprosić.
- Dobrze – moja decyzja jest przemyślana, a opowieść Alexa tylko utwierdza mnie w przekonaniu o jej słuszności. – Wiem, że teraz nie zrobiłbyś tego, ale nie wahaj się, jeśli zostanę ranna...
- Effie! – w oczach wampira lśnią iskierki furii.
- Obiecałeś – przypominam spokojnie. – Nie możesz się wycofać.
- Samuel mnie zabije – mówi sam do siebie. – Reszta też.
- Jeśli zostanę ranna, a wy nie będziecie w stanie mi pomóc, przemienisz mnie w wampira – mój głos nie nawet drży. – To jest moja prośba.
- Dlaczego nie Samuel, Philippe, czy Lenn? – pyta w końcu. – Edan może nie jest odpowiedni, choć ma też swoje zalety. Ale pozostali? Cass i Amargein wprawdzie nie są tak wiekowi jak ja, obdarzeni są jednak wspaniałymi cechami. A Samuel? Jest najstarszym wampirem, jakiego znam! Dysponuje ogromną siłą i wiedzą. Gdyby on był twoim stworzycielem stałabyś się potężną wampirzycą. Może nawet przerosłabyś mistrza...
- Obiecałeś – szepczę. – Wybrałam ciebie.
- Niech to zostanie między nami – prosi. – Na razie nic takiego się nie zdarzy. Effie, z chwilą, gdy się pojawiłaś wiedziałem, że razem z tobą przyszły kłopoty.
- Dziękuję za miłe słowa – prycham próbując odejść, ale de Bran łapie mnie za rękę. – Masz zamiar powiedzieć mi jeszcze coś tak słodkiego?
- Owszem – mruczy znacząco. – Mam ochotę na kolejny łyk twojej niezwykłej krwi, ale podany w ciekawszy sposób.
- Jeśli tylko nadarzy się okazja spędzenia kilku chwil sam na sam, to spełnię twoją zachciankę – wiem, co ma na myśli.
- To nie zachcianka – całuje mnie namiętnie. – To pragnienie, które niemal sprawia ból.
- Mówią, że cierpienie uszlachetnia – śmieję się. – A cierpienie w miłości podwójnie.
Milknę nie wierząc, że to powiedziałam. Fredrik nie komentuje moich słów, ponieważ w pobliżu pojawiają się żołnierze Alexa. Wampir spokojnie odchodzi, kierując się w stronę jaskini. Chcę pójść za nim, ale zza drzew wyłania się Alexander. Zmierza w moja stronę. Niedane jest mi zaznać spokoju.
- Effie, możemy porozmawiać? – patrzy niepewnie w moją stronę.
- O czym? – próbuję go zniechęcić.
- Chciałbym cię przeprosić.
- Ale? – przerywam mu wiedząc, jak może potoczyć się dalej ta rozmowa.
- Ale masz prawo być na mnie zła. Jestem winny. Okłamywałem cię, a potem skrzywdziłem, choć przecież mogłem postąpić inaczej.
- To już przeszłość – wierzę w to, co mówię. – Nie zmienimy tego, co się stało.
- Masz do mnie żal?
- Martwiłam się o ciebie! – szturcham go w pierś i to całkiem mocno. – Opuściłeś nagle Wyndham, a potem po prostu stałeś się nieuchwytny! Nikt nie wiedział, gdzie jesteś! Twój numer nie istniał!
- Szukałaś mnie? – szczerze się dziwi. – Dlaczego?
- Chciałam ci powiedzieć, że znam prawdę od cioci Edwiny, że jest mi strasznie przykro, ale nie gniewam się na ciebie! A ty po prostu zerwałeś ze mną całkowicie kontakt! Wiesz, jak się czułam?! Jakby ludzie odrzucili mnie i zostawili na pożarcie wampirom!
- Nie mów tak! – jest zdruzgotany.
- Ja się tak czułam, Alex – odwracam się, by nie dostrzegł mojego smutku. – Nie było przy mnie żadnego człowieka. Ale okazało się, że wampiry nadal zachowały wiele ze swego człowieczeństwa. Strażnicy opiekują się mną, choć trudno mi przyjąć ich pomoc.
- Zawarłaś z nimi przymierze – stwierdza spokojnie, choć wyczuwam żal w jego głosie – Bolało?
- Nie – nie mówię mu prawdy, żeby go nie martwić. Nie wiem, czy wierzy moim słowom. – Nie skrzywdzili mnie.
- Effie, nie wiem, jak to wszystko się skończy, – ścisza głos – nie wiem, czy zdołamy pokonać zło. Ale pamiętaj, że jesteś mi nadal bliska. Nie przestałem cię kochać. Mogę cię zabrać stąd w każdej chwili.
- A Strażnicy? A mieszkańcy Wyndham? – rzucam w jego stronę wyzywająco. – Zapomniałeś o swojej obietnicy, którą złożyłeś również mnie?
- Nie zapomniałem. Zrobię wszystko, by wampiry pozostawiono w spokoju. Pod warunkiem, że w ogóle przeżyjemy.
- Jeśli mam zginąć, to w walce razem ze Strażnikami – odpowiadam spokojnie. – I tylko tak. Nie zostawię ich. Przymierze raz zawarte pozostaje na zawsze wiążące. Nawet po śmierci.
- Nas już nigdy nie będzie, prawda? – głos mu drży. – Nic już do mnie nie czujesz?
Milczę nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jeszcze kilkanaście dni temu miałabym gotową odpowiedź dla Alexa. Ale dzisiaj?
- Nadal w jakiś sposób cię kocham – odzywam się niemal szeptem. – Tak szybko nie wyprę tych uczuć, ale od początku wszystko było kłamstwem. Głęboko wierzę, że byłeś ze mną, bo chciałeś. Nie byłeś zmuszony do tego przez rozkazy, czy cele. Gdyby było inaczej musiałabym cię znienawidzić.
- Zakochałem się w tobie – wyznaje. – Byłem szczery, gdy mówiłem, że cię kocham.
- Dobrze – uśmiecham się. – Cieszę się, że te słowa były prawdziwe.
- Nie mogę jednak konkurować z Fredrikiem de Branem – wzdycha. – Effie, ja widzę to, a jeśli zwykły człowiek to widzi, to wampiry również.
- O czym mówisz? – niepokoję się.
- Łączy was coś – patrzy w dal. – Nie jestem z nim w stanie wygrać, nawet jeśli wyzwę go na pojedynek.
- Nie przyjąłby wyzwania.
- Zrobiłby to. Nie raz już stawał do walki – Alex uśmiecha się łagodnie. – Wygrałby ten pojedynek na śmierć i życie. A ja jeszcze nie chcę umierać.
- Nie zrobisz tego, prawda? – upewniam się.
- Nie zrobię, chyba, że chcesz.
- Nie chcę – zaprzeczam gwałtownie. – Nie rób tego.
- Dobrze – Alex przyciąga mnie do siebie i całuje, a ja nie bronię się odwzajemniając pieszczotę.
- Dlaczego to zrobiłeś? – pytam chwilę później, gdy odzyskuję jasność myślenia.
- Jeśli to był nasz ostatni pocałunek, to zapamiętam go na zawsze – pociąga. mnie za rękę w stronę jaskini – Nawet jeśli de Bran mnie wyzwie za to, co zrobiłem, to nie będę żałował.
- Nie jestem jego własnością... – śmieję się, ale nagle przestaję porażona uczuciem strachu, które mnie ogarnia.
- Effie, co ci jest? – Alex wygląda na przerażonego, gdy pochyla się nade mną. – Odezwij się!
Ból, jaki odczuwam powala mnie na kolana. Zaciskam dłonie na kamieniach nie zważając na to, że ranią mnie do krwi. Tracę oddech. Zło wypełza ze swojej kryjówki i zmierza w naszą stronę. Jest wygłodniałe...
- Co jej zrobiłeś?! – Fredrik jest wściekły, ale nie odpycha klęczącego przy mnie Alexa. – Effie, co się dzieje?!
- Czarny Płomień... – szepczę z trudem. – Zbliża się...
Fredrik mamrocze parę słów, które brzmią jak przekleństwo. Bierze mnie na ręce i zanosi do jaskini. Pozostali Strażnicy szybko podążają za nami.
- Co widziałaś? – Samuel jest niespokojny. – Kiedy on nadejdzie?
- Wkrótce – biorę głęboki oddech ciesząc się, że nie ma już bólu. – Ta jaskinia będzie chyba naszym schronieniem.
- W jaki sposób chcesz się tu bronić? – Alex nie kryje swoich obaw. – Nasza broń na niewiele się zda.
- Świetnie – syczy Edan przyglądając się swoim ostrzom. – Będziemy musieli i was chronić!
- Wy macie ochronić tylko Effie! – odwarkuje Bryce. – Nie nas!
- Może posłuchacie, co mam wam do powiedzenia?! – obrzucam ich karcącym spojrzeniem. – Ta jaskinia nie ma żadnych innych wejść? Tylko to jedno?
- Tak – potwierdza porucznik Liam Mac Rea. – Zbadałem ją. Jest całkowicie szczelna.
- Co chcesz zrobić, Effie? – Samuel czeka na odpowiedź.
- Zamkniemy wejście – pomysł może wydawać się szalony, ale to chyba jedyne sensowne rozwiązanie. – Musimy przetrwać pierwszy atak i poznać wroga.
- Ciekawe czym? – ironizuje porucznik Lunn. – Akurat drzwi w naszym ekwipunku nie ma.
- Może tobą? – odgryza się Finn.
- Niezła myśl – z zainteresowanie spoglądam na żołnierza, który nieco blednie. – Unieruchomimy go i przytwierdzimy do konstrukcji!
- Jesteście nienormalni! – krzyczy cofając się do wyjścia, ale tam stoi już Philippe szczerząc kły. – Zrób coś, Bryce!
- Z czego chcesz zrobić osłonę? – Alex nie zwraca uwagi na porucznika. – Nie ma tu zbyt wielu materiałów. Nie mamy też narzędzi.
- Potrzebujemy rusztowania z gałęzi – mówię spokojnie. – Wolne miejsca wypełnimy zaprawą z błota, kamieni i drobnych gałązek.
- Effie, to nie powstrzyma Płomienia – głos de Brana brzmi łagodnie, jakby mówił do dziecka.
- Wiem! Nie jestem głupia! – rzucam poirytowana. – Musimy go choć trochę zwolnić!
- Stworzysz zaporę korzystając z mocy – Amargein uśmiecha się kojąco. – Drewniana przeszkoda posłuży tylko do osadzenia mocy. Świetny pomysł.
- Dzięki – wiem, że na Lenna zawsze mogę liczyć. – Jeszcze jedno. Musimy błyskawicznie przejść rytuał przymierza...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Elatha · dnia 26.06.2011 19:47 · Czytań: 805 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 7
Komentarze
MaximumRide dnia 26.06.2011 21:59 Ocena: Świetne!
,,z zainteresowanie(m) spoglądam,, gdzieś tam jeszcze była niepotrzebna kropka i zdanie z małej litery. Bardzo mnie wciągnęło. Uwielbiam fantastykę. Napisane płynnie, sprawnie. Wciągająco i intrygująco. Doskonale rozwijasz akcję. Czułam, jakbym tam była. Nie mogę się doczekać kolejnej części. Pozdrawiam
Azazella dnia 26.06.2011 22:31
Właśnie przybyła Ci kolejna czytelniczka czekająca na kolejne części:D. Bardzo podoba mi się to co piszesz. Robisz to w interesujący i płynny sposób. No i jeszcze to zakończenie... Zapowiada się ciekawie;). To chyba jedno z niewielu opowiadań o wampirach(cóż za modny temat ostatnimi czasy), które mi się podoba. To kolejny plus;).
julass dnia 26.06.2011 23:03
Cytat:
Alex rzeczywiście dysponuje wiedzą o którą nigdy nie podejrzewałabym go.

"bym go nie podejrzewała" brzmi o wiele lepiej

Cytat:
Kępa, na której przed chwilą staliśmy właśnie zapada się w bagno. Uroczo. Opary znad bagna ograniczają dostęp światła słonecznego

zaznaczony element nie jest potrzebny


nie... to zdecydowanie nie jest "mój" tekst... wszystko ciągnie się w nieskończoność... jakieś rozmowy które z każdym zdaniem coraz mniej interesują... i generalnie akcja rozwija się tak wolno że zasypiam w trakcie...
Elatha dnia 27.06.2011 19:04
MaximumRide, dziękuję i zapraszam do kolejnej części :).

Azazello, cieszę się, że Ci się podoba :).

Julass, wszystkim nie sprawię przyjemności ;). Może będzie lepiej w kolejnej odsłonie :).

Pozdrawiam letnio :).
julanda dnia 27.06.2011 20:21
Ciekawe, chociaż nie jest to moja tematyka, czytam ze względu na maraton i mówię, że ciekawe, co więc powiedzą miłośnicy gatunku? Pozdrawiam!
Wasinka dnia 28.06.2011 00:00
Troszkę się znużyłam dzisiaj... Choć tekst płynie i ładnie się układa, to jakoś nie do końca się wczułam. Ale bagna robią klimat... Dlatego wolałabym więcej opisu, mimo że dialogi i tak już dość mocno czasem przedłużają "brak akcji".
Parę potknięć, o których napomykałam już w poprzednich fragmentach.

Pozdrowienia księżycowe.
Elatha dnia 01.07.2011 10:25
Julando, dziękuję :).

Wasinko, dziękuję. :). Popracuję nad potknięciami.

Pozdrawiam serdecznie z deszczowej krainy.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty