Tutaj czas mierzy się w piętrach. Na seks mamy trzy. Nie krzycz, że to mało, nawet nie znam twojej twarzy, choć przecież to bez znaczenia, nie z nią będę się kochać. Wszystko co mówię wychodzi spod twoich palców, prowadź nimi umiejętnie. Jestem naprawdę pełna podziwu. W ciągu miesiąca owinąłeś mnie wokół nich jak recepturkę tłumacząc, dlaczego gumki nie są teraz potrzebne. Wszystko to tylko dlatego, że umiejętnie kopnąłeś mnie w tyłek, mówiąc później nonszalancko, że w sumie jest całkiem niczego sobie. Niczego sobie bardziej wtedy nie życzyłam, niż ciebie w mojej windzie.
Podobno pisarze są kiepskimi kochankami. „Skąd możesz to wiedzieć?” – pytasz, kładąc rękę na moim brzuchu, a ja naciskam trójkę.
Pierwsze piętro pokonujemy stojąc bez ruchu. Nie mieliśmy wiele czasu na to, żeby się poznać, w gruncie rzeczy, nie poznaliśmy się w ogóle, bawi mnie to do tego stopnia, że robi mi się ciepło. Studiuję uważnie twoje ciało, tylko tyle, ile może mnie zainteresować, a więc od szyi w dół. Zaczynasz mówić, mówisz prosto i sugestywnie, jakbyś wiedział, że tak właśnie lubię słuchać. Mówisz z miejsca, do którego nie mam wstępu, a do którego podstępnie próbuję się wkupić. Świadomy wrażenia, które na mnie wywierasz, szepczesz nieco ciszej, tak, że musisz się nachylić. Kiedy twoje usta dotykają mojego ucha, przed oczami miga mi numerek 1.
Nie ufam poetom. Nie potrafią mówić, krzyczą więc o tym całemu światu, jak to dobrze, że nie jesteś jednym z nich. Twoja bezpośredniość łapie mnie za klatkę piersiową tak mocno, że zamykam oczy, przytłacza mnie ciężar twojej wielkości, sztywno trzymasz się zasad, które sam sobie upatrzyłeś. Karmię się tobą, jakbyś mógł w ten sposób stać się nieco bardziej przystępny, tak ogromne robisz na mnie wrażenie, że głęboko w środku – trudno się przyznać przed samą sobą – chciałabym mieć dokładnie ciebie, a ty po prostu wchodzisz, jakby to mogło sprawić, że już tam zostaniesz. Numerek 2.
To doprawdy rozkoszne, nasz czas dobiega końca, wszystko jest teraz takie szybkie. Przez wąską szybkę windzianych drzwi zagląda podłoga piętra trzeciego. Docieramy na szczyt, mój drogi, nagle wybucham śmiechem. Zanim się orientujesz, wyślizguję się i staję całkiem prosto na miękkich nogach. Odwracam się do ciebie plecami, winda zatrzymuje się, a ja oddalam się do mojego gdzieśtam.
Widzisz, mój drogi, trzy piętra wystarczą. Podobno pisarze są kiepskimi kochankami. Jeśli to prawda, muszę cię zmartwić, prawdopodobnie nie masz przed sobą kariery. O więcej nie proszę, wciąż czuję cię w sobie i zostań tam, jesteś mi potrzebny. Ja też chcę zostać pisarką.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
kasialan · dnia 29.06.2011 07:55 · Czytań: 2608 · Średnia ocena: 4,71 · Komentarzy: 20
Inne artykuły tego autora: