Brama Czarnego Zaułka - Krystyna Habrat
Proza » Obyczajowe » Brama Czarnego Zaułka
A A A

Krystyna Habrat
BRAMA CZARNEGO ZAUŁKA
Piec przez noc wystygał zupełnie i rano Ludka z oporem wysuwała nogi spod kołdry na trzeszczącą przeraźliwie podłogę. Trzęsła się z zimna w przeciągach korytarza, czekając nad pożółkłym zlewem aż nasączy się jej wody do wiaderka. Starsze kobiety, opatulone szlafrokami, poganiały ją.
Wieczorem znów skulona pod kołdrą, zasypiała z myślą, że i dziś nic się nie zmieniło. Nawet nie wiadomo, jakby tu co zmienić. Tylko, gdy się ma dwadzieścia cztery lata nie może dzień za dniem płynąć jednako i to o niczym. Gdzieś za oknem poskrzypywała naderwana blacha, to znów stukała gwałtownie w podmuchach wiatru. Zza drzwi dolatywało monotonne kapanie wody z wiecznie popsutego kranu. Rozpryskujące się miarowo krople, niczym tykanie zegara, były sercem tej skazanej na wyburzenie kamienicy.
Jednakże każdego dnia raz przeżywała szał radości, gdy zbiegała po schodach szkoły, w której drugi rok uczyła matematyki, i szła do domu. Uciekając stamtąd, wyzwalała się z zagrożenia napadami złości dyrektorki. Wszyscy przed nią drżeli, bo ta przezywana „piranią” przysadzista jejmość w czerni, świdrowała wszędzie szparkami oczu zza wypukłych szkieł i potrafiła zaskoczyć znienacka krzykiem, dudniącym echem po całej szkole.
Ludka umykała wyzwolona, ale już zmagając się z ciężką bramą ogrodzenia szkoły, poważniała. Wychodziła przecież w mroczne ulice Czarnego Zaułka. Tak nazywano tę zapyziałą dzielnicę, gdzie po beznadziejnych poszukiwaniach, zdecydowała się wynająć tu pokój u dwóch starszych pań. Stały tutaj kamienice przeznaczone do rozbiórki. Niektóre, opuszczone już, straszyły czarnymi oczodołami wybitych okien. Z zakamarków zionęło moczem i stęchlizną. Labirynt ciasnych uliczek napawał lękiem, a jeszcze bardziej ukazująca się znienacka postać. Wprawdzie tu i ówdzie ozdobny detal architektoniczny zdradzał, że te domy pamiętały świetniejsze czasy, ale kto by teraz chciał mieszkać bez wygód, łazienki z gorąca wodą, windy. Ludka wracała tu niechętnie. Usiłowała nie patrzeć, jak na podwórzu dokańczają żywota pordzewiałe rupiecie i materace wyrzygujące włosie. Nad nimi trzęsło się rachityczne drzewko, podobne pokrzywionym staruchom, jakie się tu kręciły. I tak dzień po dniu szamotała się od jednego miejsca, gdzie było jej źle, do drugiego równie odpychającego.

Aż jednego razu pośpieszała do domu bardziej niż zwykle. Dokuczliwy wiatr odpychał ją w tył, utrudniał każdy krok, ale ona z uśmiechem przedzierała się wśród wirujących liści, jakby tego nie zauważała. Ściskała w ręku pęczek rzodkiewek. To one wybuchły jej w oczach czerwienią, kiedy kilka godzin temu wymknęła się na przerwie, by ogrzać się nieco słońcem. Kiedy ostatnio wychodziła po lekcjach panował już zmrok. Stęskniona więc za jasnością, przeszła kilka ulic ukojona, znieczulona na frasunki, które ostatnio nie dawały spokoju.
Nagle przystanęła przed straganem z rzodkiewkami. „Rzodkiewki, teraz, późną jesienią?”- zdziwiła się, a okutana chustami przekupka z założonymi nawzajem w rękawy rękami – cała niczym Budda – ożywiła się. Zanurzyła pęczek w wiaderku z wodą i zalśnił żywszą czerwienią.
„Zapomniałam o istnieniu kolorów – pomyślała Ludka. – Zagubiłam się w pustce bez barw.”
Dotknęła rzodkiewkami twarzy. Zapachniały, jak wtedy... Wiosną, całymi dniami spacerowała po ulicach z Danielem. Na straganach co krok kusiły koralami rzodkiewki. Kupowali je zachłannie i, śmiejąc się, wkładali je sobie nawzajem do ust.
Teraz by się tak nie odważyła. Daniel już ją onieśmielał. Ale wówczas, trzymając go pod ramię, nosiła te rzodkiewki niby bukiet zaręczynowy.
Niedawno wybrali się oboje tą samą trasą. W parku drzewa, obdarte z liści, odsłaniały pustkę bez miary. Nagle zmrok zapadł jak kurtyna. Niebo zaczerniło się złowieszczo chmarą ptaków, która powiewała zmianami lotów niczym firanka na wietrze. Niebo i ziemię wypełniło ptasie pizzicato – kroplisty lament rwanej struny. Zawrócili pośpiesznie. Pod jej domem, jak za każdym razem, oznajmił:
- Nie lubię tej dzielnicy.
Straciła odwagę, by zaprosić go na górę, narażać na nagabywania staruszek i niemiłe mu łaszenie psa. Odkąd tu zamieszkała Daniel jakoś poniechał umawiania się na następny raz. Nigdy więc nie wiedziała, czy pojawi się jeszcze, czy już nie? I ciągle czekała. Czasem uciekała z domu i wlokła się gdzieś bez celu, by nie wyczekiwać daremnie.
Coraz częściej wracała ze szkoły z nowym nauczycielem od polskiego – Pawłem. Był bardzo nieśmiały i nie mógł przywyknąć do wyskoków „piranii”. Karcony o byle co, stawał się zupełnie bezradny, a ta dopiero się nad nim pastwiła. Później nieustannie o tym mówił, rozważał, i choć szli razem, każde zajęte było swoimi myślami. Paweł w roztargnieniu kopał kamyki, Ludka podnosiła zżółkłe liście klonu. Kiedyś przyznał się jej do pisania wierszy. Mówiąc to, spuścił oczy, poczerwieniał i taki był nieszczęsny, że mu współczuła. Pomyślała, jak te wiersze muszą być nieudane i on przez to wiecznie przegrany. Kiedy napomknął, że już mu coś wydrukowali, tylko się zdziwiła i zaraz o tym zapomniała.
Na pożegnanie Paweł nieodmiennie powtarzał, by kiedy do niego zadzwoniła po południu, to się gdzieś wybiorą razem, do kina lub na spacer. Uśmiechała się blado. Po co miałaby dzwonić? Nie był przecież Danielem. Czasem, by to nawet zrobiła, gdyby nie myśl, że a nuż Daniel wpadnie niespodzianie, a jej nie będzie.
Już dawno go nie widziała. Padały deszcze, a kiedy ustały z żółtego łanu nawłoci, krzewiącego się na nieużytkach za domami, zostały tylko brunatne krechy badyli z obwisłymi szpargałami zeschłych liści. Wtedy pomyślała, że wszystko jest beznadziejne i Daniel więcej nie przyjdzie. Sama będzie musiała zmienić coś w swoim życiu. Tylko jak? Żeby choć wyrwać się z tych umierających domów, gdzie strach wyjść po zmroku!
Najgorsze były niedziele. Wtedy miasto w beznadziejnym wyczekiwaniu, czy się co nie wydarzy, zapadało w drzemkę, zakładając antaby na drzwiach, niczym złożone na brzuchu ręce, i spuszczając powieki żaluzji sklepowych.

Ale dziś Ludka miała rzodkiewki, więc nie bacząc, czy to wypada, zadzwoniła z sekretariatu do Daniela. Tam nie dosłyszeli kogo prosi i, jak na złość, musiała powtarzać jego nazwisko dwukrotnie. Kręciły się za nią różne osoby. Czuła spojrzenia wbite w jej plecy. Pochylała się nisko nad aparatem, chcąc osłonić tę rozmowę przed innymi.
- Halo! – odezwał się wreszcie obco.
Omal nie rzuciła słuchawki.
- To ja, Ludmiła – szepnęła w końcu.
- A, witam! Dawno się nie widzieliśmy... żebyś wiedziała jaki jestem zapracowany! Wykańczam olbrzymi projekt. Jeżdżę na lustrację terenu. No...sama wiesz, jak to jest...
Wiedziała i nie wiedziała. Musiała jednak powiedzieć to, co zamierzyła:
- Mam coś dla ciebie...
- No? Co?
- Przyjdź i zobaczysz.
- No dobra. Wpadnę po czwartej. Tak o piątej! To na razie!
Czekała, czy jeszcze co powie, ale to miało wystarczyć. Gdy potem sekretarka wezwała ją do kancelarii, przestraszyła się, że Daniel coś zmienia, ale to „pirania” czekała. Oczy miała zmrużone, co było złą wróżbą. Ludmiła zmuszała się, by jej jak najmniej słuchać. Odczytywała wspak i na skos cyfry z leżącego obok kalendarza. Dodawała je, mnożyła, a "dyra" monotonnym głosem wylewała swe wieczne pretensje, że uczniowie dalej nie lubią matematyki. A, niech sobie gada!
Dzisiaj nic nie powinno zmącić jej radości. Przecież szczęście okazało się czymś tak łatwym. Wystarczyło wykręcić numer do Daniela. Byle pokonać w sobie niepokój. Zawierzyć losowi.
Ostatnią lekcję kończyła roztrzęsiona, a dzwonka ciągle nie było. Patrzyła co chwilę na zegarek, pytała uczniów o dokładny czas. W końcu dało się słyszeć ciche brzęczenie. Wybiegła pierwsza, roztrącając gromadki uczniów. Po raz pierwszy szła w Czarny Zaułek bez lęku.
A tu wiatr się zerwał i odpychał do tyłu. Pochylona prawie biegła, jakby bała się spóźnić. Jakby coś mogło przepaść. A przecież do przyjścia Daniela jeszcze dużo czasu. Zdąży przygotować rzodkiewki. Ułoży je z liśćmi na dużym talerzu. Albo poodkrawa same czerwone kulki. Będą, jak na wiosnę, wkładać je sobie nawzajem do ust. Byle staruszki, złaknione widoku obcych, nie przeszkadzały zbyt często. Byle on nie wdał się z nimi w uprzejmą pogawędkę, jak kiedyś, nie bacząc na jej zniecierpliwienie. Pragnęła mieć go tylko dla siebie.
Mijając narożny sklepik, ostatnim spojrzeniem uchwyciła na wystawie pęczki rzodkiewek, co rozsiadły się niczym ludowe tanecznice w sutych spódnicach liści. Zawahała się, czy by ich jeszcze nie dokupić? I chociaż ciągnęło ją coś niepokojąco do domu, w zachłanności na radość, zawróciła do sklepu.
Najbardziej dłużyły się ostatnie metry. Dom był tuż-tuż, a ciągle daleko. Wreszcie dobrnęła tam rozczerwieniona z pośpiechu i emocji. Zaskrzypiały stare schody. Pies staruszek skomlił przeraźliwie. W drzwiach bielała kartka: „Nie mogę dziś. Mam naradę. D.”
Na szczęście staruszki tym razem nie wystawiły głów na korytarz.

Pociemniało zupełnie, a ona nie zapalając lampy, siedziała zapatrzona w czerwone kulki rzodkiewek na talerzu, oświetlone mdłym blaskiem latarni zza okna.
Coś jej w oku nagle zamigotało. Łza. Jedna, jedyna. Więcej nie trzeba. Spiesznie otarła ją i ugryzła rzodkiewkę, ale zaraz wypluła. Nie mogła jeść. Była pewna, że gdyby Daniel skosztował dziś tych rzodkiewek, wszystko wróciłoby jak dawniej. Tylko te już ostatnie w tym roku.
Dreszcz nią wstrząsnął. To z zimna. Zapomniała napalić po powrocie w piecu. Podniosła się ociężale. Kiedy drzwiczki pieca różowiały już od ognia, postanowiła zadzwonić do Pawła.
Potem, czekając na niego, przykładała dłonie do rozgrzewających się zwolna kafli pieca i nasłuchiwała. Gdzieś tam gwizdała lokomotywa, wiatr tłukł skrzypiącą blachą rynny.
Krystyna Habrat

/ opowiadanie to znalazło się się w książce, zbiorze opowiadań: SPRZEDAWCA KARYKATUR pod skromnym tytułem: "Rzodkiewki". Książkę wydał KAW w grudniu 1989 roku./

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 05.07.2011 09:58 · Czytań: 3632 · Średnia ocena: 4,86 · Komentarzy: 27
Komentarze
Krzysztof Suchomski dnia 05.07.2011 14:56
Niby zwyczajna historia, jeszcze jedna zawiedziona kobieta, a przeczytałem na jednym oddechu. Masz cenną umiejętność wchodzenia w psychikę bohaterów malowanych portrecików.
Cytat:
Ale dziś Ludka miała rzodkiewki, więc nie bacząc, czy to wypada, zadzwoniła z sekretariatu do Daniela. Tam nie dosłyszeli kogo prosi i, jak na złość, musiała powtarzać jego nazwisko dwukrotnie. Kręciły się za nią różne osoby. Czuła spojrzenia wbite w jej plecy. Pochylała się nisko nad aparatem, chcąc osłonić tę rozmowę przed innymi.
Pięknie uchwycona scenka.
Pozdrawiam
Usunięty dnia 05.07.2011 16:34
Nie wiem... co tu myśleć... Ta Ludmiła znaczy imię mnie wystraszyło. Zrazu sobie pomyślałam, że to jakaś staruszka grzebie się pod kołdrą. Nie wiem, no jakąś starością mi ten tekst zalatuje i te niektóre, zdania słowa, np.: "by kiedy do niego", "pośpieszała", "poodkrawa". Ja nie wiem..., może tak ma być.
Najlepsze zdanie:' Wtedy miasto...zapadając w drzemkę zakładało antaby", itd.
PS żeby choć Ludka była, Ludeczka, czy nawet Miła jako skrót od Ludomiła:)
Ani mnie ten tekst poruszył ani rozczulił ani rozbawił. Po prostu nie poczułam, ale to nie Twoja wina.

pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 05.07.2011 20:46
Dziękuje bardzo za komentarze. To opowiadanie było moim debiutem prasowym. Dawno temu. Pismo szybko upadło i teraz żal mi, że mało osób miało okazję przeczytać. A zawierzyłam pochwałom znanego...
Lubię nadawać moim bohaterom rzadkie, czasem dziwaczne imiona, żeby się odróżniali.
Ten tekst, już poprawiony, jest w "Sprzedawcy karykatur" pod tytułem "Rzodkiewki". Dziś dałam wersję pierwszą.
MaximumRide dnia 05.07.2011 21:46
,,taki był nieszczęsny, że mu .współczuła Pomyślała,,,

kropeczka nie tu gdzie trzeba

Taki całkiem krótki tekst ale mnie się całkiem podoba.
Ja emocje bohaterki wyczułam.
Choć czasami wydaje mi się jakby była niemą bohaterką a autor opowiadał o jej życiu.
Tak, imię dość rzadkie, przynajmniej we współczesnym świecie.
Faktycznie, przypomina troszkę starszą kobietę. To imię jakby ją troszkę postarza.
Ale ogólnie jest nawet ciekawie.
Pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 05.07.2011 22:17
Posłuchałam, zmieniłam, tym bardziej, ze wcześniej i mnie ta "...miła" zaczynała nużyć i już skracałam.
Chyba wtedy czytałam "Przygody człowieka myślącego", gdzie - o ile pamiętam - występuje Ludmiła, i to niemłoda, co ma jej za złe teściowa w zbliżonym wieku.
Azazella dnia 05.07.2011 23:37
Sokole, cieszę się, że pokazałaś nam ten tekst. A Ludmiła mi się dobrze kojarzyła, mam koleżankę o tak rzadkim imieniu, jest młodsza ode mnie(ma 19 lat). Ludka, jednak też pasuje. Zdrobnienia są raczej częste dla młodszych postaci;).
Twój tekst bardzo mi się podobał, znalazłam wiele rzeczy dla siebie, wartych zapamiętania...
Cytat:
„Zapomniałam o istnieniu kolorów – pomyślała Ludka. – Zagubiłam się w pustce bez barw.”
chociażby to zdanie.
Pozdrawiam.
wodniczka dnia 06.07.2011 11:54 Ocena: Świetne!
Witaj

Podoba mi się to w jaki sposób opisujesz tę historię. Jest tu jakiś klimat, który wciąga czytelnika. Niby samo życie - ale tak opisane, że nabiera ''emocjonalnego wydźwięku''. Jest po prostu prawdziwe i dostarcza czytelnikowi emocji. Mało jest takich utworów. Bardzo mało:).

Pozdrawiam serdecznie!
Wasinka dnia 06.07.2011 13:16
Od razu wsiąknęłam w tę opowieść. Stworzyłaś klimat, który momentalnie we mnie osiadł. Chciałabym więcej...
Taki krotki fragment, a taki do poczucia. Wydobyłaś atmosferę, bohaterkę bardzo zgrabnie malujesz w jej emocjach, zachowaniu i psychice. Opisywane miejsca wręcz widać i czuć.
Jakoś imię mi zupełnie nie przeszkadza (może dlatego, że mam kuzynkę - młodszą ode mnie - tyle że mówimy do niej "Miłka", ale Ludka mi się jeszcze kojarzy... tylko teraz nie mogę przypomnieć sobie z czym... kim... w literaturze...).
Język, którym tu piszesz, fajnie się komponuje, lubię, jak jest taka lekka naleciałość dawnego mówienia...

Takie maluszki mi się rzuciły, ale w sumie już tekst był poprawiany, więc penie się nie przydają (skoro jednak już wypisałam, to kasować nie będę ;) ) :

czekając nad pożółkłym zlewem(,) aż nasączy się jej wody do wiaderka.

Wieczorem(,) znów skulona pod kołdrą,

gdy się ma dwadzieścia cztery lata(,) nie może dzień

gdzie po beznadziejnych poszukiwaniach, zdecydowała się wynająć tu pokój - "tu" zdaje się zbędne

To one wybuchły jej w oczach czerwienią, kiedy kilka godzin temu wymknęła się na przerwie, by ogrzać się nieco słońcem. Kiedy ostatnio wychodziła po lekcjach(,) panował już zmrok. Stęskniona więc za jasnością, przeszła kilka ulic ukojona, znieczulona na frasunki, które ostatnio nie dawały spokoju.

Kupowali je zachłannie i, śmiejąc się, wkładali je sobie nawzajem do ust. - drugie "je" bym wyrzuciła

Odkąd tu zamieszkała(,) Daniel jakoś poniechał

Nigdy więc nie wiedziała, czy pojawi się jeszcze, czy już nie? - dałabym na końcu kropkę

rozważał, i choć szli razem, - przesunęłabym przecinek sprzed "i" na po nim (rozważał i, choć szli razem,)

Czasem, by to nawet zrobiła, gdyby - zrezygnowałabym z podkreślonego przecinka

a kiedy ustały(,) z żółtego łanu nawłoci

Tam nie dosłyszeli(,) kogo prosi

Czuła spojrzenia wbite w jej plecy. - "jej" bym wyrzuciła

żebyś wiedziała(,) jaki jestem zapracowany

A, niech sobie gada! - tutaj zrezygnowałabym z przecinka

a ona(,) nie zapalając lampy, siedziała

zwolna - z wolna


Naprawdę z chęcią poczytałabym więcej czegoś w takim klimacie.

Pozdrowienia ciepłe i słoneczne mimo chmurzastości za oknem (rozświetlanej jednak błyskami złocistymi).
julass dnia 06.07.2011 14:41
a to mi się podobało... i historia niby zwyczajna ale opisana z lekka magicznie tyle że nie magią zachwytu a magią smutku... i tak nawet można sobie samemu podopowiadać co będzie dalej...
błędy wszystkie wasinka zabrała dla siebie to nawet nie ma za bardzo co wytknąć...
szara eminencja dnia 06.07.2011 19:01 Ocena: Świetne!
Cytat:
pordzewiałe rupiecie i materace, wyrzygujące włosie.


pordzewiałe rupiecie i materace wyrzygujące włosie.
bez przecinka, i może "materace krwawiące włosiem" - albo coś w tym stylu.

Klimat stworzyłaś naprawdę rewelacyjnie.

pozdrawiam
julanda dnia 06.07.2011 21:47
Myślałam na początku, że się znudzę, tymczasem nic a nic. Wracał spokój świata bez komórek, facebooka, centrów handlowych i z każdym wersem na czarnobiały obraz nakładał się kolor... rzodkiewek. Piec kaflowy zadziałał, czym terapia, do tego refleksja nad wartością wyboru, uczuciach... Bardzo fajnie, że wkleiłaś na portal. Dzięki, pozdrawiam!
Usunięty dnia 07.07.2011 10:36
Ładnie tworzysz klimat. Postać Ludki bardzo wiarygodna, chociaż trochę denerwująca jest jej bierność życiowa. Nie lubi swojego miejsca pracy, mieszkania, tęskni za facetem, który już chyba jej nie chce i nie wygląda na to, żeby zamierzała coś zmienić. Wiem, to tylko literatura, i znaczy, że dobrze napisana, skoro wzbudza emocje.
Pozdrawiam.
Krystyna Habrat dnia 07.07.2011 18:41
Cieszą się, że się Wam podobało. Docenił to opowiadanie, jak napomknęłam, red. W. Maciąg z Życia Literackiego, i jest tego ślad w Poczcie Literackiej. W bardzo zamierzchłych czasach.
Za wszystkie poprawki b. dziękuję. Są zawsze mile widziane, tym bardziej, że ostatnio ten tekst, choć ukazał się już w książce (ale kto tam o niej pamięta), wyciągam z zapomnienia i publikuję - w internecie. Tę pierwszą wersję.
Osobowość Ludki rzeczywiście dziwna jeśli patrzy się z perspektywy naszych czasów, ale ja i moje koleżanki byłyśmy podobne. I, o dziwo, szczęście nam sprzyjało.
Pozdrawiam Krystyna.
Krystyna Habrat dnia 16.07.2011 05:06
Wasinko, poprawki naniosę wkrótce, bo na razie wyjeżdżam i przyjeżdżam, jak to w wakacje. Jeszcze raz dziękuję wszystkim.
OWSIANKO dnia 17.07.2011 13:41 Ocena: Świetne!
Sokol
Bardzo ładnie budujesz nastrój i każdy Twój tekst wciąga. Widać od razu, że psychologia jest Twoją mocną stroną. A także stylistyczne umiejętności przekazywania trudnych problemów w klarowny sposób i zmysł obserwacji.
pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 18.07.2011 12:08
Dziękuję. Bardzo mi miło. Takie komentarze pozwalają mi na dalsze istnienie na PP. :smilewinkgrin:
Zawsze mam problem, czy dodawać tu kolejny tekst. Ale lubię PP i chciałabym publikować właśnie tutaj.:p
Miranda dnia 18.07.2011 12:35
O jej, zaczytałam się i odleciałam. Zachwyciła mnie lekkość pisania, niebanalne metafory i w ogóle fabuła, niby niewiele, a jednak dużo. Mam przebłyski wspomnień...
Pozdrawiam;)
CelinaDolorose dnia 22.07.2011 17:43 Ocena: Bardzo dobre
Ojeeeej :bigeek: nie wyobrażam sobie jak można jeść rzodkiewki jak cukierki :confused: Takie "prawdziwe" to przecież potwornie szczypią w język! No i potem dochodzi ten specyficzny "wyziew" ;) Ale tu chodzi zapewne o te marne imitacje rzodkiewek - masowy produkt, który rzodkiewkę ma tylko w nazwie, więc można je sobie chrupać jak landryny... Jednak to warzywne skojarzenie jakoś mnie śmieszyło i rozbijało, zamiast zbudować romantyczno-intymny nastrój.
Rozumiem, że autorka chciała być oryginalna - nie czepiam się wcale tylko wybrzydzam zupełnie subiektywnie, ale nie złośliwie - i odejść od utartego "truskawkowego stereotypu" (albo winogronowego), ale rzodkiewka? To już wiecheć marchwi byłby lepszy! I miałby działanie pro-zdrowotne: zdrowe zęby, ładna buzia, a i niwelowałby stany depresyjne bohaterki B)
W skutek tego wrażenia wzbudziły się we mnie przemyślenia typu: "Czy z tego faceta jest aż taki sknera, że kobiecina musiała jechać na warzywkach? Biedula z niej taka, jak mysz kościelna, serce się kraja, a ten jej nawet ciepłego obiadu w barze mlecznym nie postawi! Świnia!".
Więc później przyjemnie mi się zrobiło, gdy bohaterka zmieniła materialistę na bardziej wartościowy egzemplarz. Co prawda teraz razem nie będą mieli co do garnka włożyć, ale...! Liczy się człowiek! Zatryumfowało dobro, wyższe wartości i poczułam się usatysfakcjonowana :)
A już na poważnie: Ogólne wrażenie po przeczytaniu jest pozytywne, choć na samym początku musiałam się przełamać, żeby "iść" dalej (ale zupełnie nie wiem czemu i nie potrafię tego wyjaśnić), a później było już tylko lepiej. Fajny styl, interesujący język, ciekawy pomysł i przyjemna fabuła.

No tylko ta rzodkiewka jest dla mnie zagadką... ;)
Szuirad dnia 15.08.2011 11:12
Witaj
„Zapomniałam o istnieniu kolorów – pomyślała Ludka. – Zagubiłam się w pustce bez barw.” - jak widać nie tylko mnie to zdanie przypadło do gustu.

Hm czytam dziś trzeci Twój tekst, każdy inny, każdy wbijający się w inną niszę umysłu i uczuć.

Świetni rysownicy potrafią w kilku kreskach przekazać całą istotę obrazu, zamknąć, zatrzymać emocje... U Ciebie podobnie dzieje się ze słowem.
Jak wiesz wnętrze człowieka, w tym sensie psychologicznym bardzo nie pociąga. To tu rozgrywa się prawdziwe życie, zapadają decyzje rozwijają, pęcznieją i wybuchają dramaty, to tu pojawia się prawdziwa twarz, prawdziwa osobowość nie przykryta warstwami, o których piszesz w tekście o Sancho Pansie
Tui znalazłem to wszystko właśnie nakreślone nie wprost, ale poprzez opisy prozaicznych spraw i rzeczy. Dużo wyjaśnia informacja, ze tekst ma już swoje lata i przyznaję, że atmosfera szkoły bardzo przypomina tę, o której dziś opowiadają moi rodzice - emerytowani już nauczyciele.

A miar dobrego tekstu jest, jak dla mnie wpleciony w tekst jakiś, symbol artefakt... tu role te spełniają rzodkiewki i czynią to w niesamowity sposób przeciwstawiając swoją czerwień szarości jej życia.

A swoją drogą końcówka wskazuje, ze coś może zaiskrzyć między matematyczką i polonistą ;)

Dzięki - pozdrawiam
Krystyna Habrat dnia 16.08.2011 16:13
Dziękuję wszystkim. Kilka dni temu wróciłam z urlopu i z trudem nadrabiam zaległości w zobowiązaniach na różnych Portalach. A że ich aż tyle to bardzo się cieszę.
Co do rzodkiewek: są ładne niczym bukiecik, kolorowe, a smaczne też. Polubiłam je przed maturą, gdy wyczytałam w Filipince, że dobrze wpływają na umysł, bo mają fosfor. Jem je od dawna niemal co dzień, nawet w zimie, i nie zauważyłam, żeby były gorzkie, ani czy to prawda z "Filipinkowymi" rewelacjami. Mam nadzieję, że wpływają chociaż trochę na talent? Albo na pomysłowość? Co to szkodzi coś (sobie) wmawiać, czarować?:)
Bajdurzysta dnia 27.08.2011 13:11 Ocena: Świetne!
Witaj Sokol, jestem pełen uznania dla tego opowiadanka. Choć przesycony jest podmuchem starości, czyta się o Ludmile bardzo przyjemnie.
Wiarygodnie nakreśliłaś postać głównej bohaterki - aż zazdroszczę ostrości ,,literackiego pióra", a i klimat pozwala zwieść czytelnika - i ja poczułem ukłucie jesiennego smutku, choć na dworze panuje letni żar.
Pozdrawiam cieplutko:)
Krystyna Habrat dnia 19.09.2011 14:27
Dziękuje bardzo.
annaG dnia 19.09.2011 14:36
Rzadko czytam prozę, ujęłaś mnie klimatem. Niby nic nowego, a jednak umiejętność w doborze słów sprawiła, że nic nie pominęłam. Gratuluję:)
Krystyna Habrat dnia 19.01.2014 12:44
Dziękuję i jestem wzruszona. Pozdrawiam. KH.
Dobra Cobra dnia 31.03.2020 23:05 Ocena: Świetne!
Opowiadanie pierwsza klasa! Jest klimat, jest akcja, jest dramat (Jak jasna cholera).

Bardzo się podobało.


Pozdrawiam,

Dobra Cobra
Galernik dnia 01.04.2020 00:05 Ocena: Świetne!
Krystyno H. / Sokole (niepotrzebne skreślić), jak to dobrze, że DoCo wynalazła, odkryła na nowo Twoje opowiadanie. Jest klimatyczne, dobrze napisana, fabuła zaciekawia, wciąga. Nic mnie w nim nie drażni. Przecinki i inne takie w większości są poprawione, więc o tym nie będę się rozwodził. Bardzo trafnie oddajesz emocje bohaterki.

Ktoś napisał, że to trochę w starym stylu. Może i tak, ale co to za styl! Nie silisz się na awangardę, nie stosujesz wulgaryzmów - chwała Ci za to.

Pozdrawiam serdecznie

p.s. załatw mi druk w Życiu Literackim :D
Krystyna Habrat dnia 16.06.2020 21:50
Szanowny Galerniku. Dopiero dziś tu "wpadłam", zobaczyć co dawni, ulubieni znajomi porabiają na niwie literackiej i trafiłam na Twój miły komentarz. Oczywiście pomógł, bo poprawił nadwątloną wiarę w siebie. Zastanowił mnie tylko żart na końcu. Nie mogę go odczytać.
To opowiadanie jest w starym stylu, bo pisane dawno i było moim debiutem. Nie w Życiu Literackim, bo zanim się mogłam dowiedzieć, czy go ostatecznie przyjęli, wybuchł stan wojenny. Dotąd żałuję, bo red. Maciąg kazał je sobie przysłać na jego nazwisko - po poprawkach technicznych, a ja, byłam tak przejęta, że nie odważyłam się dowiedzieć o jego nazwisko i wysłałam na redakcję, a tam trzeba było odczekać. A mnie po pochwałach w ŻL wydało się że mam przed sobą pasmo sukcesów i dużo, dużo czasu. Po 13 grudnia wszystko się zmieniło. Pisma zawieszone. Redaktor stamtąd odszedł. Dobrze wiesz, tylko sobie raczysz żartować. Dziękuję za miłą opinię. KH.
Dziękuję jeszcze DoCo za miły komentarz i Wszystkim. Zawsze dobrze wspominam czas, gdy byłam z Wami. Pozdrawiam serdecznie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty