Czekała, bo kazał jej czekać. Czekała, bo obiecał, że wróci. Trwało to już drugi dzień i była tym niemal całkowicie wyczerpana. Sama nie potrafiła określić ile czasu minęło odkąd widziała go po raz ostatni. Rok, miesiąc, jedna noc – czas był dla niej pojęciem abstrakcyjnym. Być może dlatego, że była zaledwie sześcioletnim dzieckiem i nie interesowało jej coś tak niepraktycznie bezdyskusyjnego jak zegar czy kalendarz. Gdy po raz pierwszy usłyszała, że „wskazówek zegara nikt nie może cofnąć” po prostu podeszła do najbliższego czasomierza i majstrując przy nim swoimi dziecięcymi palcami przesunęła wskazówki kilka godzin w tył. Nie doceniono jej triumfu, właściwie to nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Ot, kolejny kaprys małego dziecka. Wszyscy okazali się wręcz niemożliwie obojętni na dziejący się wokół nich fenomen. Oliwia naprawdę wierzyła, że cofnęła czas. Choć nie do końca zdawała sobie sprawę co to znaczy i dlaczego twierdzi się, że to takie trudne – była dumna. Dumna przez pierwsze pięć minut, w nadziei na brawa i aplauz ze strony zgromadzonej rodziny. Gdy nic takiego się nie stało straciła całe zainteresowanie. Cofanie czasu było przereklamowane, właściwie nie dawało nic oprócz żalu po tym, że i tak nic nie dzieje się jak powinno. Obiecała sobie, że nie wróci do tego nigdy więcej. A teraz siedziała na ogromnym pniu bardzo starego drzewa i załzawionymi oczyma wpatrywała się w nieodgadnioną ścianę zielonego lasu. Po raz pierwszy zatęskniła za zegarem, którego mogłaby dotknąć i przyglądając się krążącym wskazówkom stwierdzić, że czymkolwiek jest ten czas – wciąż płynie. Wszystko jedno gdzie, jak szybko i w którą stronę. Wydawało jej się, że czeka już strasznie długo. Tak długo jeszcze nigdy na nic nie czekała. Bała się dźwięków dochodzących do niej z różnych, ciemnych zaułków i szelestu skrzydeł czarnych ptaków, których chaotyczny lot stwarzał atmosferę strachu i nieuporządkowanej natury. Natura była dzika, szalona, groźna i nieprzewidywalna. Gdy robiło się ciemno drzewa przypominały ręce olbrzyma, który blaskiem gwiazd spogląda na wszystko co dzieje się wokoło. A jednak czekała. Przyrzekła, że będzie siedzieć i grzecznie czekać, aż wróci. Znała drogę do autostrady i bez problemu mogła do niej dotrzeć. Tam byli ludzie. A ludzie mogliby dać jej coś do jedzenia. Była bardzo głodna i blada, a jej drżące z zimna ramiona okrywała jedynie cienka bluza. Obiecała, że nie odejdzie. Dała słowo. On mówił, że nie wolno go łamać pod żadnym pozorem – gdy coś się obieca należy to wypełnić. Już raz się na niej zawiódł. Wtedy, gdy przyrzekła, że nie będzie otwierała szafki stojącej w salonie. Otworzyła ją z czystej ciekawości i przekory, a przy tym niechcący zbiła stojący w niej wazon. Ten wazon miał bardzo dużą wartość dla jej ojca. Nigdy nie zapomni jego pełnego bólu spojrzenia i milczenia, które na długie godziny osiadło na jego wargach. W szafce schowane były rzeczy po mamie, a wazon należał do najcenniejszych pamiątek z okresu narzeczeństwa rodziców Oliwii. Było jej bardzo przykro, że zraniła swojego tatę. Nie chciała zrobić tego ponownie.
Czekała, bo kazał jej czekać. Czekała, bo obiecał, że wróci. I nawet do głowy nie przyszło jej, że on może zginąć w tym straszliwym lesie, a swoją śmiercią – zabić ich oboje.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
niks · dnia 09.07.2011 08:08 · Czytań: 910 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: