Radosny leżał na trawie. Widok, który obserwował spod zamkniętych powiek, był najpiękniejszym z widoków, które potrafił sobie wyobrazić. Łagodne odgłosy docierały do jego uszu. Odgłosy nie byle jakie – przyroda w swoim najprawdziwszym obliczu, kosmos taki, jakim usłyszeć może go jedynie słuchacz pragnący całym swym jestestwem zatopić się w niepohamowanym istnieniu. Istnieniu prawdziwym, nie zaś wytworze tendencyjnej ludzkiej imaginacji. Sama myśl o wyjątkowości tej chwili zapierała Radosnemu dech w piersiach. Dlatego każdy kolejny oddech był nową, wspaniałą przygodą, kolejnym krokiem na ścieżce ku zatraceniu się w niezwykłości stworzenia. Czuł jak jego ciało spoczywa na trawie. Subtelne nierówności które czuł pod plecami nie były niewygodne. Nie przypominają wcale o smutnej niestałości naszego ciała, mówił sobie Radosny. Pokazują nam coś innego, ważnego, pięknego. Świadczą o niepowtarzalności chwili, o zróżnicowaniu Wszechświata. Wszechświat nie jest, jak życzyliby sobie sfrustrowani mędrkowie, nicością. Jest czymś zupełnie innym, a mimo to co widział w tej chwili tak wyraźnie jak pustkę przed zamkniętymi oczami, jest doskonały. Radosny nie pragnął innego Świata. Skoro mógł być tak szczęśliwy jak tu i teraz, czego więcej miałby pragnąć? Kolejne chwile upływały mu na szybowaniu przez obłoki ekstazy, mimo, że cały czas leżał nieruchomo. Szczęśliwy był ten Radosny. Był szczęśliwy nawet wtedy, gdy cieplutkie słonko powolutku stawało się trochę za cieplutkie. Przez krótki moment Radosny zaczął podejrzewać, że kosmos go zdradził, ale myśl ta trwała jedynie ułamek sekundy. 'Przecież to niemożliwe' - pomyślał i ta myśl go uspokoiła. Być może zwątpienie powróciłoby znowu, ale kosmos przybył z odsieczą. Niewyobrażalna dla osoby pozbawionej jego wrażliwości była ulga, gdy orzeźwienie poczęło delikatnie łagodzić spiekotę wpierw na twarzy, a potem systematycznie na reszcie ciała. Ulga była nie tylko fizyczna. Ciecz która w absolutnie fantastyczny sposób ochłodziła jego twarz, tors oraz członki przyniosła również ukojenie dla ducha. Cudem zdaje się, przybyła w idealnym momencie, aby rozwiać wątpliwości Radosnego co do istoty Wszechświata i przekonać go o szczerości wszechświatowych intencji. Teraz był już chyba gotowy. Podbudowany tym sympatycznym zachowaniem Kosmosu, był w stanie otworzyć oczy, aby poddać się nowej fali wspaniałych doświadczeń i świętować jeszcze bardziej. Bo czym innym, jak nie świętowaniem, jest żywot w takich warunkach? Orzeźwienie, będące metaforą wspaniałomyślności Wszechświata, cały czas na niego spływało. Radosny wstrzymał oddech, aby nadmierne ruchy klatki piersiowej czy odgłos wydychanego powietrza nie zaburzyły tej wiekopomnej chwili. Czuł jakby żył na tym Świecie od stuleci, od samego początku istnienia. Wszystko rozumiał, nie potrzebował już żadnym wytłumaczeń – przyjmował Wszechświat takim, jakim jest. Chciało mu się śpiewać - sławić niebo błękitne i myśli sprężyste, góry mocarne i głowy otwarte, planety przyjazne i wizje wyraźne. Lecz najpierw, należało otworzyć oczy. Tak też zrobił. Jego oczom ukazał się Szyderca z fiutkiem w łapie beztrosko oddający na niego swój mocz. - Co tam, cipko? -
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
singer · dnia 14.07.2011 20:36 · Czytań: 731 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: