Pepperoni w rozmiarze XL - Niepismienny
Proza » Humoreska » Pepperoni w rozmiarze XL
A A A
Właśnie miał zamiar przeglądnąć pocztę, kiedy szef wezwał go do siebie. Było mu to na rękę, już od jakiegoś czasu zamierzał upomnieć się o podwyżkę. Kiedy dziesięć lat temu Marek skończył informatykę i zaczął pracę w firmie, nie był do końca zadowolony. Pracując w dziale kontaktu z klinem, częściej niż z informatyką, miał do czynienia z badaniem ludzkich charakterów. Jednak po pewnym czasie bardzo się wciągnął. Zaczął interesować się psychologią, socjologią, NLP. Inteligentny, przebojowy z oryginalnymi pomysłami, szybko awansował i został kierownikiem działu. Lubił rozpracowywać ludzi. Na ogół już po pierwszej rozmowie wiedział, jaką drogę negocjacji należy przyjąć i zazwyczaj dopinał swego.
Kiedy wszedł do gabinetu od razu spostrzegł, że coś jest nie tak. Na ogół szef był pewny siebie i zdecydowanie przechodził do rzeczy. Tym razem coś kręcił mrucząc pod nosem, by w końcu oświadczyć:
- Zamykają nasz oddział. Muszę cię zwolnić.
- Jak to zamykają? –Marek uśmiechnął się, potraktował to jak dobry dowcip. – Przecież świetnie nam idzie. Mamy mnóstwo zamówień.
- Tak uznał ktoś na górze. Firma przechodzi reorganizację. Wchodzimy na rynki wschodnie. Powstanie kilka oddziałów na Ukrainie i Litwie. Jednocześnie zlikwidują kilka w Polsce. Nasz teren przejmują Katowice.
- Ale dlaczego miałbyś mnie zwalniać? - dotarło do niego, że to jednak nie żarty - Jeżeli przejmują nasz teren będą potrzebowali pracowników, którzy go obsłużą.
- Jesteś dobrym fachowcem. Jednak likwidują 15 placówek, mają z kogo wybierać. Ty nie masz poparcia, a nepotyzm to podstawowe „narzędzie” rekrutacji w naszej firmie. Jeżeli znasz język może załapiesz się na Ukrainę.
-Ale…
- Zrozum, doceniam to, co zrobiłeś dla firmy i robię ci przysługę. Jak zwolnię cię teraz dostaniesz dużą odprawę. Za miesiąc zaczną się zwolnienia grupowe i nie dostaniesz nic.

Miesiąc później Markowi zaczął doskwierać brak zajęcia. Nie chciał zadowalać się byle jaką posadą. Rozesłał CV do kilkunastu liczących się firm, odbył kilka rozmów i czekał. Na szczęście o pieniądze nie musiał martwić się - w firmie nieźle zarabiał, a odprawa okazała naprawdę wysoka. W wolnym czasie rozwijał swoje zainteresowania. Dużo czytał z zakresu psychologii i socjologii, ale była to tylko teoria. Stanowczo brakowało mu kontaktu z ludźmi. Z kumplami ze studiów od dawna nie utrzymywał znajomości. Przyjaciele z pracy odwrócili się od niego. Poczuli się oszukani, po tym jak on wziął niezłe pieniądze, a oni zostali wyrzuceni na bruk. Jedynym miejscem, gdzie mógł zagadać do kogoś obcego, nie mając dla niego żadnej ankiety lub niesamowitej oferty, był bar. Niestety ludzie oszołomieni alkoholem nie byli najlepszym obiektem badań. Efekt był taki, że nudził się niemiłosiernie.
Tego dnia wracał z późnej kolacji na mieście, kiedy w oknie pizzerii zobaczył ogłoszenie „Zatrudnimy dostarczyciela pizzy – wiadomość w lokalu”. To było coś dla niego. Mała sieć pizzerii, krótki okres wypowiedzenia – gdyby się coś w międzyczasie trafiło, ciągły kontakt z ludźmi. Pieniądze nie miały znaczenia. Potraktuje to nie jako pracę, a jako eksperyment badawczy.
Jego studia na temat ludzkiego charakteru ruszyły pełną parą. Odbiorcy stanowili przekrój całego społeczeństwa. Któż nie jada pizzy? Od sklepikarzy, przez studentów, murarzy, buissnesmenów, a na wykładowcach wyższych uczelni kończąc – wszystkich miał na wyciągnięcie ręki. Czasami, gdy trafił na szczególnie ciekawego klienta, wizytę przeciągał do granic możliwości. Poza tym był świetnym obserwatorem, już po krótkiej wymianie zdań wiedział z kim ma do czynienia. Ekstrawertyk czy introwertyk, choleryk, apatyk czy sangwinik, czytał w nich jak w otwartej książce. Najbardziej lubił zabawę w przewidywanie czy i w jakiej wysokości dostanie napiwek- prawie zawsze trafiał.
- Dzień dobry. Pizza.
- Diabelska? Miała być diabelska.
- Tak diabelska, 45 złotych.
- Ostatnio była mało ostra. Diabelską pizzę smakuje się dwa razy, wieczorem przy jedzeniu, i rano na kiblu. Tyłek ma być czerwony, rozumie pan – zarechotał obleśnie.
- Jest ostra. Lepiej niech pan uważa ze stringami, mogą podrażniać – Marek dostosował się do poziomu smakosza ostrych potraw i pomyślał, że pięć złotych ma w kieszeni.
- Ha, ha, świetnie. Widzę, że znasz się na rzeczy. Reszty nie trzeba- wręczył Markowi pięćdziesięciozłotowy banknot.
Innym znów razem.
- Dzień dobry. Pizza.
- O zobacz Pusia mamy jedzonko.
- Śliczny piesek.
- To moja Pusia, moje maleństwo. Czy aby wszystko jest świeże? Pusia bardzo lubi pizzę, ale ma wrażliwy żołądek. Nie przeżyłabym gdyby się rozchorowała. Proszę pana już tylko ona mi została. Dzieci wyjechały na studia, o mężu lepiej nie wspominać, tylko praca i telewizor. Ten piesek trzyma mnie przy życiu.
- Wszystko jest świeże, ale niech pani pościąga pieskowi te kiełbaski. Te wietnamskie przysmaki są wyśmienite, ale mogą być zbyt ciężkie dla Pusi. Mężowi natomiast, dobrze zrobią te japońskie grzyby, to niezawodny afrodyzjak- wymyślił na poczekaniu, ale efekt był znakomity. Właścicielka psa otworzyła szeroko oczy i przeszła do szeptu.
- Myśli pan, że to może zadziałać?
- Oczywiście, kuchnia orientalna zna lekarstwo na wszelkie dolegliwości- mrugnął do niej porozumiewawczo. - Proszę je zebrać i ułożyć na jego kawałku – góra dwa, trzy złote pomyślał.
- Dziękuję panu bardzo. To za pizzę- wcisnęła Markowi do ręki odliczone pieniądze, - a to za fatygę - dołożyła złotówkę i uśmiechnęła się konspiracyjnie, jakby dawanie napiwków było ścigane przez prawo.
Sieć pizzerii, w której pracował, ruszyła właśnie z nową kampanią reklamową. „Zjesz nas wszędzie”. Chodziło o to, że pizzę dostarczano do każdego miejsca w Europie. Był to oczywiście tylko chwyt reklamowy. Pizzerie nadal działały tylko na lokalnym rynku, bo dowóz poza miasto kosztował 4 złote za kilometr – tak zwany drobny druczek. Ale hasło się przyjęło i sieć zaczęła być rozpoznawalna.
Kiedy akurat dostawcy nie mieli nic do roboty, a bywało tak zazwyczaj w porannych godzinach, odpoczywali w małym pokoiku na zapleczu. Tego dnia siedzieli tam we czterech, kiedy usłyszeli rozmowę:
- Pizzeria „Antonio”. Czym mogę służyć? Tak... Pepperoni... Jaka wielkość? XL… Gdzie dostarczyć? Gdzie? – Operator szybko wystukał coś na komputerze. Ale to jest 650 km. Oczywiście, że dostarczamy w całej europie, ale za sam dojazd zapłaci pan 2400zł, poza tym przy takich odległościach pizzeria nie ponosi odpowiedzialności za jakości pizzy, na pewno będzie zimna i wysuszona... Mimo wszystko dostarczyć? Dobrze. Proszę podać numer stacjonarny, muszę do pana oddzwonić i potwierdzić zamówienie. Informuję pana, że rozmowa będzie nagrywana.
Dalej już nikt nie słuchał wszyscy pokładali się ze śmiechu. Wszyscy z wyjątkiem kierownika.
- W końcu ktoś się połapał, że ta Europa to jedna wielka lipa.
Kiedy kierownik wszedł do pokoju, wszyscy ucichli.
- Słyszeliście? I co teraz zrobimy?
- Olejmy go, przecież to jakiś dowcipniś.
- Niekoniecznie. Podał numer telefonu i potwierdził zamówienie.
- To może wyślemy kurierem, albo pocztą jako zestaw zrób to sam – humor nadal wszystkim dopisywał.
- 650 kilometrów to minimum 10 godzin. Kto tyle czeka na pizzę? Kto zapłaci dwa i pół tysiąca za trochę żarcia?
- Na przykład konkurencja, która chce nas ośmieszyć. Musimy pojechać, firma za dużo wydała na reklamę – zdecydował kierownik. Jak zawalimy dobiorą nam się do dupy. Ty pojedziesz – wskazał uśmiechniętego hipisa.
- Pieprzę to człowieku, nigdzie nie jadę. Nie będę się tłukł cały dzień w taki upał. Nie za te marne grosze.
- Dostaniesz za to dwa dni wolnego.
- Dwa dni wolnego? Za dwadzieścia godzin jazdy, chyba żartujesz?
- Musisz zmienić nastawienie. Będziesz wolny, tylko ty i niekończąca się szosa. Poczujesz wiatr we włosach. To może być prawdziwa przygoda. Co się stało z kultem drogi, z całą hipisowską ideologią?
- Nie słyszałeś o globalnej wiosce. Nie ma już po co ruszać w drogę. Teraz hipisi piją piwo, palą jointy i grają na Play Station. Czasem dostarczają pizzę – jazda po mieście w zupełności nam wystarcza.
- Nie masz wyjścia, albo znajdziesz ochotnika, albo jedziesz.
W tej chwili wszyscy popatrzyli na Marka. Zawsze brał zastępstwa, chętnie przyjmował najbardziej nielubiane, wieczorne zmiany, dostarczał pizzę do najgorszych dzielnic.
-Jasne, że pojadę- wszystkim wyraźnie ulżyło.
Marek nie miał nic przeciwko długiej jeździe. Lubił prowadzić, a oczyma wyobraźni widział już dziesiątki łebków, którzy będą skazani na jego socjologiczne „badania”.
- Pepperoni XL, 2550 zł. Władysławowo, Piecowa 14- i może zobaczysz morze. Powodzenia.
- Świetny żart.
Przygotowanie pizzy i wyjazd z Krakowa zajął Markowi półtorej godziny. Niebyło szans, aby wyrobić się w dziesięć. Nie na polskich drogach. Były też pozytywne elementy. Zaraz za Krakowem trafiła mu się dwójka autostopowiczów. Co prawda pierwszy z nich, wysoki, cuchnący papierosami, małomówny, chudzielec nie zapowiadał się zbyt ciekawie, ale za to dziewczyna była rewelacyjna. Właśnie rzucił ją chłopak, więc postanowiła wyruszyć autostopem przed siebie. Było jej wszystko jedno dokąd jedzie. Usta jej się nie zamykały. Mówiła dużo i chętnie. Szczególnie o zakończonym związku, uczuciach jakie nią targały, swoich przeżyciach, spostrzeżeniach, jednym słowem miód na uszy Marka. Wiedział już, że będzie miał co analizować przez całą drogę. Dowiezie ją nad samo morze, a tego mruka pozbędzie się przy najbliższej okazji. Jak to w lecie bywa, chętnych do jazdy nie brakowało. Nie mógł zabrać więcej osób, gdyż na siedzeniu pasażera miał zainstalowany pojemnik na pizzę.
Gdy Anna, tak miała na imię porzucona, rozwodziła się nad ostatnim związkiem, nagle oczy zaszły jej łzami.
- Ten gnojek planował to od samego początku – pochlipywała.. - Miał nas trzy. Ja miałam opłacić jego wakacje, druga idiotka kupowała mu ubrania, a ta trzecia…, suka o wszystkim wiedziała. To ona tak naprawdę była jego dziewczyną.
- Skoro to taki gnojek, to dlaczego płaczesz?
- No bo on był wspaniały. Myślałam, że w końcu odnalazłam miłość swojego życia. Byłam gotowa poświęcić mu wszystko, a teraz zaczęły się wakacje, a ja zostałam sama. A najgorsze jest to, że zapłaciłam za ten wyjazd i teraz on będzie się bawił z tą zdzirą za moje pieniądze.
Zaczęła płakać na dobre. Jednak, mimo że cały czas pociągała nosem i wycierała oczy, jej twarz wyglądała ładnie i dziewczyna mogła się podobać.
- Przecież wakacje to najlepszy okres żeby kogoś poznać – wtrącił chudzielec. Oboje popatrzyli na niego zaskoczeni. Do tej pory nie odezwał się ani razu.
- Bystrzak – pomyślał Marek – nie wysilając się za bardzo, pewnie zdoła ją „pocieszyć” – porzucone dziewczyny bywają łatwym kąskiem.
- To nie takie proste. Większość facetów jest miła dopóki nie dobierze się dziewczynie do majtek, a potem traktuje ją jak szmatę. Jak wybrać tego właściwego?
- To proste. Trzymaj ich na dystans – Marka zaczynał drażnić jej płacz.
- Jak go będę trzymała na dystans to odejdzie jeszcze szybciej, a poza tym skąd będę wiedziała jaki jest w łóżku? To dla mnie równie ważne jak wygląd czy charakter. A jeśli potem okaże się, że jest do niczego i całe wakacje zmarnowane.
- Masz racje sytuacja wydaje się beznadziejna - chudzielec też tracił cierpliwość.
- Musisz odwrócić sytuację – Marek podjął jeszcze jedną próbę. - Nie traktuj siebie jako ofiary tylko jako zdobywcę. Zdobywaj ich, wykorzystaj i rzucaj. Poczujesz się lepiej.
- Wtedy będą traktować mnie jak dziwkę.
- Będą traktować cię jak dziwkę jeśli będziesz łatwa, a ty wcale nie musisz być łatwa. Niech się starają, skomlą, proszą, niech traktują cię jak księżniczkę.
- W sumie masz rację. Przecież mężczyźni nie mają wyłączności na łamanie serc – zaczęła się uspokajać. - Przestaję beczeć. To będą moje najlepsze wakacje.
Od tej pory sytuacja diametralnie się zmieniła. Smutek wyparował, jakby nigdy go nie było, a jego miejsce zajął niepohamowany optymizm. Anna snuła plany, wykrzykiwała oklepane, chwalące beztroskie życie hasła. Gdyby nie to, że w samochodzie było za mało miejsca pewnie spaliłaby stanik i zaplotła warkoczyki.
- Świetny z ciebie facet. Powinieneś zatrudnić się jako psychoanalityk. Zbiłbyś fortunę.
- E tam, to nic takiego.
- Naprawdę. Uratowałeś mi życie. Jestem twoją dłużniczką. Żądaj czego chcesz – dodała zalotnie. - A dokąd właściwie jedziesz?
- Nad morze.
- Wspaniale. Jedziemy nad morze! - krzyczała
- Trochę niezrównoważona emocjonalnie - pomyślał Marek, ale musiał przyznać, że woli ją radosną niż płaczącą.
Jak na polskie warunki jechali dość szybko. Droga była w miarę pusta. Przez otwarte okna wpadało powietrze rozwiewając im fryzury, słońce mocno przygrzewało, na niebie nie było ani jednej chmurki. Anna świergotała jak ptaszek, ponurak nadal się nie odzywał. Gdy zatrzymali się na stacji benzynowej wszyscy wyglądali na zadowolonych. Marek zatankował i poszedł kupić coś do picia. Gdy wrócił chudzielec kończył palić.
- Gdzie nasza porzucona?
- Poszła sobie.
- Jak to poszła sobie? Przed chwilą wybierała się nad morze.
- Powiedziała, że z ciebie musi być taki sam gnojek jak z tamtego, że chcesz ją wywieźć nad morze i wykorzystać. Zabrała pizzę i poszła.
Marek rzucił się do samochodu, ale po pizzy pozostał tylko zapach czosnku i oregano.
- Czemu jej nie zatrzymałeś?
- A co mogłem zrobić. Poza tym była miła, chciała się zemną podzielić.
- Jak była miła, to trzeba było się z nią zabrać. Nie wyglądasz na takiego, który przebiera w panienkach, a ona właśnie poszukuje kogoś na wakacje.
- Przecież to wariatka. A pizzą się nie przejmuj, na pewno była już zimna i gumiasta. Zatrzymamy się gdzieś i zjemy. Ja stawiam.
Oczywiście dalsza jazda nie miała sensu. Marek otworzył sobie wodę mineralną, chudzielcowi podał piwo, a resztę zakupów schował w bagażniku. Gdy podniósł klapę zobaczył kilka pudełek na pizzę. Dostawcy zawsze mieli kilka sztuk na zapas, gdyby po drodze pudełko się zabrudziło lub zamokło.
- Przecież mogę kupić pizzę gdziekolwiek. Pepperoni to Peperoni. Będzie nawet lepsza, bo świeża – pomyślał.
- Wsiadaj ruszamy dalej.
Niestety jazda nie trwała zbyt długo. Zaraz za Piotrkowem trafili na korek. Chudzielec siedział w milczeniu sącząc piwo. W samochodzie robiło się gorąco.
- Cholera jak tak dalej pójdzie to nie zdążę.
- A ty gdzieś się spieszysz? –zdziwił się Marek. Do tej pory myślał, że to kolejny wypad bez celu.
- Mam odczyt w Łodzi.
- Jaki odczyt?
- Będę promował moją książkę.
- Jesteś pisarzem? Nie wierzę.
- Dlaczego nie wierzysz?
- O ile znam pisarzy, to nie jeżdżą stopem, wprost przeciwnie, lubią chwalić się swoimi cackami. Poza tym są wygadani, a ty wypowiadasz dwa zdania na godzinę. I co najważniejsze żaden artysta, a pisarz w szczególności, nie przepuściłby takiej panience jak Anna.
- Ludzie zawsze myślą, że pisarz będzie ich zachwycał kwiecistą i potoczystą mową. A pisarze to zwykli ludzie. Niektórym mówienie przychodzi z trudem. Gdy piszę, każde zdanie jest przemyślane, rodzi się powoli, by w końcu przybrać ostateczną formę. Podczas rozmowy wszystko dzieje się za szybko, nie ma czasu na zastanawianie się, na dobór słów. Nie myślę tak szybko. Zdecydowanie tempo pisania, bardziej mi pasuje. Samochodu nie mam, bo mnie nie stać. Jestem pisarzem niszowym. Więcej piszę niż sprzedaję. Gdyby nie znajomi pewnie bym głodował. A co do tej dziewczyny, to sprawa jest banalna – jestem gejem – wyrzucił to z siebie jednym tchem i już do samej Łodzi Markowi nie udało się wyciągnąć od niego ani jednego pełnego zdania.
Zaraz za miastem zatrzymała go, obejmująca się para. Po porzuconej i pisarzu-geju, zakochani wydawali się być miłą odmianą. I z początku rzeczywiście było miło. Młodzi bardzo się kochali, mieli spędzić wakacje nad morzem. Byli weseli i rozmowni. Podobnie jak Marek pochodzili z Karkowa, więc tematów do rozmowy im nie brakowało. Ona była studentką na Akademii Sztuk Pięknych i pragnęła zostać malarką. On miał bliżej nieokreślone zajęcie, a przynajmniej z rozmowy nie można było niczego wywnioskować. Jedno, co rzucało się w oczy to, że umiał postępować z kobietami. Doskonale wiedział, w którym momencie potraktować dziewczynę komplementem, kiedy zażartować, a kiedy być czułym. Do tego był przystojny. Po prostu idealny facet. Dziewczyna rozpływała się w jego ramionach. Sielanka trwała, dopóki Marek nie zapytał dlaczego zdecydowali się na jazdę autostopem.
- No Grzesiu, powiedz panu.
- Asiu proszę cię, nie zaczynaj.
- Jedziemy stopem, bo mój kochany uważa, że codzienne wstawanie do pracy to niedorzeczność i strata czasu – w jej tonie dało się wyczuć mieszaninę żalu i drwiny.
- Mogłaś poprosić rodziców.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie pracuję, i swoje dołożyłam.
- Ja też swoje dołożyłem.
Sytuacja stawała się coraz bardziej nerwowa a młodzi stopniowo odsuwali się od siebie. Ich głosy nie były już takie słodziutkie i przestali wyglądać jak idealna para. Dziewczyna zrobiła się czerwona na twarzy, a jej spojrzenie przygwoździło ukochanego do kanapy.
- Dołożyłeś swoje? No proszę. Wie pan co zrobił? Poderwał jakąś bogata panienkę, zawrócił jej w głowie, przespał się z nią kilka razy, a potem poprosił, aby zasponsorowała im wczasy nad morzem.
- Już ci mówiłem, zrobiłem to dla ciebie, to ty miałaś ze mną jechać. Zresztą hotel mamy opłacony i jedziemy razem, więc o co chodzi?
- Tak, tak. To dla mnie musiałeś przeleciałeś tę zdzirę, to dla mnie kupowałeś jej kwiaty za moje pieniądze i to dla mnie szeptałeś jej do ucha czułe słówka. Cóż za poświęcenie. Dziękuję ci bardzo. Tę drugą też pewnie przeleciałeś dla mnie? Nie wie pan jeszcze najlepszego.
- Pewnie poderwał drugą bogatą panienkę, zawrócił jej w głowie, przespał się z nią kilka razy, a potem ona zafundowała mu komplet ubrań.
- Skąd pan wie?
- Przecież nie mogłem jechać nad morze w tych starych łachach.
- Oczywiście, że nie. Zrobiłeś to dla mnie. Trzeba ją było jeszcze poprosić o bikini i przewiewną tunikę, ja też nie mogę defilować po plaży w tych starych szmatach.
- Asiu, ty we wszystkim wyglądasz pięknie.
Tego było za dużo, zaczęła go gryźć i okładać pięściami. Jednak z tonu jego głosu wynikało, że wcale się z nią nie chce drażnić, on naprawdę uważał, że zrobił co mógł, aby mogli wyjechać na wakacje.
- No niech jej pan powie. Asiu, to że facet prześpi się z dziewczyną wcale nie oznacza, że coś do niej czuje. Ja naprawdę zrobiłem to dla ciebie. Nic innego nie potrafię. Zapomnijmy o tym i cieszmy się wakacjami – chłopak był wyraźnie zmieszany. Fakt, że potrafi jedynie podrywać panienki, nie był powodem do dumy.
- Oczywiście kochanie. A gdy będę miała ochotę na piwo, to zerżniesz barmankę? To przecież tylko taka nowoczesna waluta. Gorzej jak za barem będzie stał facet. Ale skoro to dla ciebie nic nie znaczy, to chyba nie robi ci różnicy. No jak, ciachną byś przystojnego, opalonego na brąz bufetowego?
- Asiu, proszę cię.
- A może pójdziemy na mecz koszykówki? Sześć wysokich, dobrze zbudowanych sportsmenek. Gdybyś dał radę wszystkim, może dostalibyśmy bilety w pierwszym rzędzie, zaraz za plecami trenera. Słyszelibyśmy jego wskazówki. No nie daj się prosić, wiesz jak lubię koszykówkę.
Kłótnia kochanków toczyła się do samego Torunia. Na szczęście tu ich drogi się rozchodziły. Odbijali bardziej na zachód, w stronę Kołobrzegu. Kiedy wyszli z samochodu i ruszyli poboczem, Marek zerknął w lusterko i zobaczył tą samą co na początku, kochającą się parę. Szli powoli poboczem trzymając się za ręce. Próbował analizować sytuację, ale nie miał pojęcia jak taka dwójka może ze sobą żyć. Nie rozumiał ani jego, ani tym bardziej jej.
Kiedy opuszczał Toruń zastanawiał się czy ma jeszcze ochotę na autostopowiczów. Ostatnia para dała mu nieźle w kość. Poza tym musiał odpocząć. Jechał od blisko dziewięciu godzin. W tej chwili była dziewiętnasta, a o tej porze zazwyczaj jadał, postanowił więc zrobić sobie przerwę. Zatrzymał się przy zajeździe, posilił się, otworzył colę i wyciągnął się na trawie. Słońce nie paliło już tak mocno, a leki wiaterek wspaniale orzeźwiał. Poczuł jak wracają mu siły. Po jakimś czasie do jego uszu doleciały ciche przekleństwa. Podniósł się i rozejrzał. Kilka metrów od niego stał samochód, z podniesiona klapą silnika. Na samochodzie widniał duży napis „Laboratorium Badania Żywności”. Obok stał młody mężczyzna klnąc, co prawda niezbyt głośno, ale siarczyście.
- Może mogę w czymś pomóc.
- Zna się pan na tym? – nieznajomy wskazał na silnik swojego samochodu.
- Niestety. Ale mogę pana podwieźć do miasta.
- W takim razie niech mnie pan podrzuci w bardziej cywilizowane miejsce, a samochód zostawię tutaj. Muszę się szybko dostać do Władysławowa.
- No to ma pan szczęście, właśnie tam jadę.
- Naprawdę? To wspaniale, zabiorę tylko kilka rzeczy – wyraźnie mu ulżyło.
Słońce chyliło się ku horyzontowi, gdy zmierzali w stronę Gdyni. Maciek okazał się interesującym kompanem. Pracował w dużym laboratorium i widać było, że naprawdę pasjonowało go to co robi. Dzięki niemu Marek dowiedział się co to jest szalka petriego, podłoże różnicujące czy chromatograf cieczowy. Maciek opowiadał dużo i ciekawie.
- Masz fascynującą robotę. Ale nawet po takiej trzeba odpocząć, co? Pewnie urlop nad morzem?
- Nie, jadę… powiedzmy odwiedzić przyjaciela.
- Fajnie mieć kumpla nad morzem. Zawsze można trochę przyoszczędzić na wakacjach.
- Rafał nie mieszka nad morzem. Mieszka w Krakowie. Założył coś na kształt organizacji pożytku publicznego. Razem z kumplami wyszukują nieuczciwych sprzedawców, nieuczciwe oferty, które teoretycznie są zgodne z prawem, ale tak naprawdę służą jedynie naciąganiu klientów, a potem, jak to określa „wymierzają im karę”.
- To bardzo szlachetnie z jego strony.
- Tak naprawdę, to świetnie się przy tym bawią, dlatego często im pomagam. Ostatnio wpadła im w ręce ulotka pizzerii, która informuje, że może dostarczyć pizze w każde miejsce w Europie.
- Nie wierzę – mrukną pod nosem Marek.
- Proszę?
- Mówię, że to niewiarygodne, ale co w tym nieuczciwego.
- Liczą sobie po cztery złote za kilometr, a poza tym nie odpowiadają za jakość pizzy, przecież to zwykła lipa.
- I co macie zamiar z tym zrobić?
- Kumple zrobili sobie urlop nad morzem, a przy okazji zamówili pizzę. Nie uwierzysz, ale mają zapłacić za nią ponad dwa tysiące.
- To kiepski interes, ale dalej nie widzę związku. Skoro tak jest w ofercie, to nie mają się do czego przyczepić.
- Poprosili mnie abym przyjechał, pobrał próbki i przebadał tę pizzę. Z tego, że będzie czerstwa mogą się wykręcić, ale jakość zdrowotna żywności musi być nienaganna. A po całym dniu w brudnym samochodzie, na słońcu, taka pizza… - sam rozumiesz. Ja robię badania, oni zjadają po kawałku. Lekarza też mają na miejscu - stwierdzi zatrucie pokarmowe. Następnie wniosą sprawę o zwrot kosztów i odszkodowanie. Planują wyciągnięć z tego minimum dziesięć tysięcy. Będzie to ewidentna wina sprzedawcy. Żywność na takie odległości można przewozić jedynie w warunkach chłodniczych.
- Bardzo sprytne.
- Po prostu dostaną za swoje.
- Ale czy w ten sposób wy także nie jesteście nieuczciwi?
- Dlaczego nieuczciwi? Badania robimy naprawdę rzetelnie, jeżeli pizza będzie w porządku nic im nie grozi.
- No, ale właściwie sam powiedziałeś, że chcecie naciągnąć pizzerię na dziesięć tysięcy.
- Nie naciągnąć, a sprawiedliwie ukarać za nieuczciwą ofertę.
Marek zastanawiał się czy pizza zaszkodziła Annie. Pewnie nie. wtedy była jeszcze w miarę świeża. Jego żal do niej trochę się zmniejszył. Miał wielka ochotę przytrzeć nosa, tym samozwańczym mścicielom. Zbliżali się do Władysławowa i zaczął się niecierpliwie rozglądać. Musiał gdzieś kupić pizzę, i zrobić to tak, aby Maciek tego nie zauważył. Na szczęście jego pasażer zapadł w drzemkę. Chwilę później zajechał na parking przed stylizowaną na starodawny dworek restaurację, którą zdobił wielki napis „Pizza Polska”. O ile pizza jako taka, wydawała mu się daniem mającym niewiele wspólnego z polską tradycją, o tyle wystrój sali był jak najbardziej staropolski. Drewniane, ciężkie ławy, na ścianach wycinanki, pleciony czosnek, zamiast koszy cebrzyki.
-Dzień dobry. Czym mogę służyć?
- Proszę dużą pepperoni, na wynos.
- Nie mamy w ofercie takiej pizzy.
- A jakie macie?
- O…, mamy ogromny wybór. Nasza specjalność to staropolska. Poza tym polecam kujawską, wiejską, góralską… Klienci bardzo sobie chwalą góralską. Z oscypkiem.
- Macie pizzę z salami i papryką – przerwał jej wyliczanie, musiał się uwinąć zanim Maciek się obudzi.
- Oczywiście…, śląska.
- Świetnie, w takim razie poproszę dużą, śląską, na wynos.
- Coś do picia. Klienci bardzo chwalą sobie kwaśne mleko.
Kiedy wrócił do samochodu Maciek nadal smacznie spał. Po cichu zapakował pizzę we własne pudełko, schował do pojemnika i ruszył w dalszą drogę. Niecałe pół godziny później zajechał pod niewielki, ogrodzony żywopłotem domek.
- Jesteśmy na miejscu. Piecowa czternaście!- krzyknął Marek.
Jego pasażer wyrwany ze snu rozglądał się leniwie. Na jego rozespanej twarzy zaczęło pojawiać się zdziwienie. Kiedy jego umysł zaczynał pracować i kojarzyć fakty, zdziwienie zmieniło się w zakłopotanie.
- Więc to ty wieziesz pizzę?
- Ja.
- To nie wiarygodne. Takie rzeczy się nie zdarzają - milczeli przez chwilę.- I co teraz zrobimy?
- Ja dostarczę pizzę, ty pobierzesz próbki, a potem się rozejdziemy.
- Trochę głupio wyszło. Skoro już wiesz o co chodzi, dlaczego po prostu nie odjedziesz?
- Robimy bardzo dobrą pizzę i jesteśmy pewni jej jakości.
Otworzył im niski, uśmiechnięty facecik.
- Cześć Maciek. O, i pizza już jest. W samą porę. Zapraszam do środka.
Kiedy weszli, facecik objaśnił Markowi sytuację.
- Będzie pan obecny przy pobieraniu próbek, kolega będzie wszystko nagrywał.
W pokoju znajdowało się jeszcze kilka osób, z których jeden trzymał kamerę i wszystko skrupulatnie dokumentował.
- Ja tam nic nie wiem. Dostarczam pizzę. Należy się dwa pięćset pięćdziesiąt. Dość długo jechałem, miło byłoby gdyby pan to docenił.
- Jeśli chodzi ci o napiwek, to zapomnij. Maciek bierz się do roboty.
Mówiąc to otworzył pudełko. Przez chwilę oglądał i obwąchiwał zawartość.
- Kurwa. Jeszcze ciepła. Jak ty to zrobiłeś? Przecież musiałeś jechać ponad dziesięć godzin.
- Nowa technologia transportu. Hermetyczne, cieplnie izolowane inkubatory, sterylizowane promieniowaniem UV. Nawet po dwóch dniach pizza pozostaje świeża, jakby dopiero wyciągnięta z pieca – kłamstwo przychodziło łatwo, wcześniejsza rozmowa z Maćkiem dała mu oręż w postaci fachowego słownictwa.
Maciek, który właśnie kończył pobierać i zabezpieczać próbki śmiał się pod nosem.
- Co myślisz? - Rafał z przerażeniem patrzył na kumpla.
- Wygląda, że jest w porządku. Spróbuj kawałek.
- Kurwa, nawet tak nie mów. Zapłaciłem dwa i pół tysiąca za pizzę – drżącymi rekami oderwał kawałek.- Całkiem niezła - przyznał.
- Nie denerwuj się, wszystko okaże się za kilka dni, jak skończę badania.
- Czy myślisz, że to co wygaduje ten facet, o tej nowej technologii, może być prawdą?
- Brzmi dość przekonująco.
Wszyscy obecni częstowali się pizzą.
- Cieszę się, że wam smakuje. Jedzcie powoli, rozkoszujcie się tą chwilą, w końcu nieźle zabuliliście, należy wam się – Marek czuł się jak zwycięzca. Kiedy patrzył na ogłupiałe, napchane pizzą gęby, czuł że warto było odbyć tę podróż. Choćby tylko dla tej chwili.
-Skończyłem, będę się zbierał – Maciek zbierał swoje instrumenty.
- No co ty, siadaj, zjemy pizzę wypijemy po browarku – kurdupel powoli dochodził do siebie.
- Nie. Będę leciał, może złapię okazję.
- Okazję? O czym ty mówisz.

Kiedy ruszali w drogę powrotną było już całkiem ciemno. Słone powietrze i morska bryza działały bardzo relaksująco. Długo jechali w milczeniu.
- Skąd wziąłeś tę pizzę?
- Przecież mówiłem.
- W takim razie musi to być wspaniałe urządzenie – Maciek wskazał pojemnik na pizzę.
- Jasne. Najnowsza technologia.
Obaj wybuchli gromkim śmiechem
- Nie wyglądasz mi na kogoś, kto zadowoliłby się dostarczaniem pizzy. Po co to robisz?
- Powiedzmy, że mam przerwę w pracy i dla relaksu postanowiłem zająć się zgłębianiem ludzkich umysłów, a wożąc pizzę spotykam najbardziej pokrętne osobowości.
- Ciekawe. Będziesz publikował wyniki? Chętnie przeczytam.
- Nie, rzucam to. Jak dla mnie ludzie są jednak zbyt popieprzeni.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Niepismienny · dnia 22.07.2011 20:04 · Czytań: 895 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Krzysztof Suchomski dnia 22.07.2011 21:05
Tekst, co wynika z kwalifikacji, ma czytelnika rozbawić. I faktycznie, gdybyś rzecz zamknął w trzydziestu zdaniach, wyszłaby z tego świetna anegdota.
Pozdrawiam
Azazella dnia 22.07.2011 22:06
Cytat:
nie wiarygodne
niewiarygodne
Cytat:
-Dzień
zgubiłeś spację. Wcześniej też Ci się to zdarzało w paru miejscach.
Uśmiechnęłam się kilka razy, ale zdecydowanie za długo ciągnąłeś ten tekst. Miejscami czułam się strasznie znużona, ale potem zaraz jakiś ciekawy fragment ratował sytuację. Ogólne wrażenie jest całkiem dobre, ale podzielam zdanie Krzysztofa, trochę przedobrzyłeś.
Pozdrawiam
Niepismienny dnia 22.07.2011 23:12
Zgadzam się z wami. Ale sosobiście nie lubię zbyt krótkich opowiadań. Jak już spotykam bohatera, to chcę z nim torchę pobyć, a jak to mój bohater, to nie moge się oprzeć. Spróbuję wprowadzić trochę więcej życia.
julass dnia 23.07.2011 16:47
Cytat:
Pracując w dziale kontaktu z klinem
klientem?

Cytat:
Na szczęście o pieniądze nie musiał martwić się
się martwić

Cytat:
Od sklepikarzy, przez studentów, murarzy, buissnesmenów
biznesmenów

Cytat:
Kiedy akurat dostawcy nie mieli nic do roboty, a bywało tak zazwyczaj w porannych godzinach
zazwyczaj bywało tak

Cytat:
przy takich odległościach pizzeria nie ponosi odpowiedzialności za jakości pizzy
jakość

Cytat:
Niebyło szans, aby wyrobić się w dziesięć.
Nie było

Cytat:
Poza tym była miła, chciała się zemną podzielić.
ze mną

Cytat:
Podobnie jak Marek pochodzili z Karkowa
Krakowa

itp... trochę literówek się zebrało...
tekst może rzeczywiście przydługawy ale właściwie czytało się całkiem dobrze... świetny materiał na film... tylko zakończenie jakieś takie trochę niemrawe w porównaniu do reszty...
CelinaDolorose dnia 23.07.2011 16:51
Przyłączam się do komentarzy Krzysztofa i Azazelli.
MaximumRide dnia 23.07.2011 22:06
,,Dalej już nikt nie słuchał wszyscy pokładali się ze śmiechu.,,

nikt nie słuchał bo wszyscy...
albo wstaw przecinek

,,– pochlipywała.. - ,,

trzykropek

No jak dla mnie zakończenie jest ok. W ogóle tekst jest całkiem interesujący. Ciekawe zajęcie ma bohater. Analizuje tak sobie ludzi i wniosek wychodzi:)
Nie jest to tekst przy którym zrywa się boki ze śmiechu, ale napisane lekko i z pomysłem. Uśmiechnęłam się parę razy. Ładnie i płynnie napisane. Może czasem te dialogi dziwnie napisane i btakuje mi więcej osób. Na przykład jakiś sprzedawca w sklepie, albo starsza osoba.
Ale i tak czytało mi się przyjemnie. Choć zawsze można by to napisać lepiej.
Pozdrawiam
Wasinka dnia 23.07.2011 23:29
Może rzeczywiście tekst nieco przydługi, jednak czytało się dość lekko, więc jakoś specjalnie nie będę narzekać. Można by skrócić albo uenergicznić.
Swoją drogą, jaki ten świat mały...

Parę potknięć i interpunkcja bryka.


ciachną byś przystojnego - ciachnąłbyś?

- To nie wiarygodne. - niewiarygodne


Pozdrowienia nocne.
Jack the Nipper dnia 24.07.2011 13:32
Rozbawiło mnie to, więc cel zapewne zostal osiągnięty.

Napisane całkiem niexle, Zbiór postaci ciekawy, każda jedna odróżnia sie od pozostalych, więc jest dobrze. Może to zakończenie zbyt łagodne, bez jednego mocnego fajerwerku, ale ok, może być.

Od strony technicznej tekst wymaga jednak gruntownego sprawdzenia i porządnej korekty.
niks dnia 27.07.2011 17:30
Czytało się dosyć przyjemnie. Jeżeli chodzi o długość nie jest to coś co by mi szczególnie przeszkadzało. Dobry pomysł, momentami zabawny, historia w sam raz do poprawienia sobie nastroju. Jestem na tak.; )
Niepismienny dnia 28.07.2011 10:59
Dzięki Bogu, że możemy pisać. Życie toczy się jeszcze chyba tylko na papierze. Zrobiłem sobie ostatnio wycieczkę po kraju. Brałem autostopowiczów, autostopowiczki i nic, nuda. Wsiądą, wysiądą, podziękują, na ogół w ogóle się nie odzywają. Powinienem przenieść opowiadanie do działu fantastyka.
Pozdrawiam.
niks dnia 28.07.2011 14:31
Poważnie? Ja z autostopowiczami nie miałam jeszcze styczności, ale zawsze wyobrażałam ich sobie jako otwartych i bardzo rozmownych ludzi. Pewnie bywają i tacy, zależy od szczęścia. Widać Twój bohater to szczęście miał, Ty nie.(;
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:72
Najnowszy:ivonna