Czekając na Martę - Gunslighter
Proza » Groteska » Czekając na Martę
A A A
Firanka faluje delikatnie pod naporem ciepłego lipcowego wiatru. Właściwie nie wiadomo jakim cudem podmuch nie przedostaje się do pokoju. Fakt faktem, w środku powietrze stoi.
Od kiedy wyszła z domu, wszystko wydaje się martwe. To jeden z tych dni, kiedy moneta pstryknięta w powietrze ląduje jako nierozstrzygnięta na kancie i choćbyś chciał się tym pochwalić – nie znajdziesz nikogo zainteresowanego. Tuż nad oknem wisi paprotka. Ona się nią zajmuje. Ja nie mam do tego rąk. Wszystko mi więdnie pod palcami. Kiedyś, wraz z Martą sadziliśmy truskawki w balkonowych donicach i choć nie można się rozeznać, która sadzonka przez kogo została przysypana ziemią – jestem pewien, że to te moje obumarły. Taaaaak, Marta ma dryg do roślin.
Mieszkamy w dwupokojowym mieszkaniu na Mokotowie; a może powinienem powiedzieć: mieszkam, bo częściej bywam tam sam.
Jednym z pokoi jest schludna sypialnia. Ma wielkie łoże z Ikei – ten minimalistyczny typ.
Zwykła rama z jasnego lakierowanego drewna pooranego sękami oraz najtańszy biały materac ze sprężynami i warstwą maty kokosowej (Bóg raczy wiedzieć po co).
Po obu stronach łóżka nocne lampki z fioletowymi abażurami, a w nogach wielka lustrzana szafa.
W kąciku obok niej, mały telewizor LCD i Xbox360. Kiedyś często zdarzało nam się grać w jakieś bzdurne zapychacze czasu. Zdarzało nam się też używać łóżka w niestandardowy sposób.
Ech, że nie wspomnę już o wariacjach z lustrzaną szafą. W każdym razie, tak z grubsza wygląda sypialnia – piekielnie nudna, ale nic bym w niej nie zmienił.
Nie zmieniłbym na przykład tej niesfornej pościelowej draperii. Marta wstaje wcześnie rano i bez słowa wychodzi. Warto więc zachować jakieś namacalne wspomnienie po niej, by umilało chwile oczekiwania.
Po cichutkim ziewnięciu i przeciągnięciu się, całuje mnie czule po oczach i prześlizguje do toalety bezdźwięcznie jak wąż. Tak mi się przynajmniej zdaje, bo rano czuję na oczach ciepło jej pocałunków, no i wzrok przestał mi się pogarszać. Cały czas stoję na minus jedynkach. Trochę jeszcze mi po niej zostało – po tym jak rano znów odeszła.
Mam podkoszulkę, w której chodzi po domu, a która należała kiedyś do mnie. Mam kolekcję porcelanowych kotków tak bardzo przez nią uwielbianą. No i w końcu posiadam serię save`ów od GTA IV zapisanych jako „Marta Belic”.
Zaraz po przebudzeniu idę do łazienki w poszukiwaniu śladów jej obecności. Idole Armaniego wwierca się w zatoki, choć z flakonu, jako żywo, ubywa niewiele, niemal nic.
Łazienka jest biała i bez wyrazu. Ma duże lustro, nowoczesny i zupełnie niepraktyczny zlew, przy którym nie idzie się nie ochlapać i prysznic z Castoramy – najtańszy spośród drogich. Oprócz tego pralkę Boscha otwieraną z góry.
W kuchni też prawie nie zostawia śladów. Tylko kawa znika zbyt szybko. Marta od zawsze była kawoszką. Kupiłem jej nawet ekspres do kawy firmy Zepter. Ten wyglądający jak głowa Iron Mana na kapsułki.
Wychodzę więc z sypialni, narkotyzuję się jej perfumami i idę do kuchni po kawkę. Osobiście lubię jak najsłabszą i najsłodszą. Taką, by zupełnie nie smakowała jak kawa. Nie lubię kawy, ale przez lata małżeństwa zdążyłem przywyknąć i teraz pijam z czystej solidarności.
Kuchnia nie jest może nadto przestronna, ale ma w sobie miłość młodziutkiego ogniska domowego, którego tak z Martą doglądamy. Są szafki z drewna w kolorze miodu, jest wielki komplet sztućców oraz wszelakich naczyń z Decoradora, czteroosobowy stół oraz masa urokliwych bibelotów. Gliniany biało – granatowy dzbanek, mnóstwo cepeliów i chlebowy kogucik z Kazimierza Dolnego. Tam zresztą braliśmy ślub. W takim małym kościółku na skale. Tak dawno, tak dawno...
Coby nie mówić – kuchnia szczególnie mi się podoba. Marta tak pięknie po niej lawiruje. Z niespotykaną gracją omija wszystkie ostre lub chropowate krawędzie. Nawet z wazą pełną gorącej zupy. Nigdy o nic nie zahaczyła.
Teraz siedzę w salonie. Ten pokój jest największy. Kanapa w lewym górnym rogu. Dość ładna. Cała łososiowa. Marty rodzice kupili nam ją jako jeden z prezentów ślubnych. Nie zdążyła się nawet pobrudzić. Tuż przy kanapie niziutki stolik z misą owoców, lecz służący raczej jako podpórka dla obolałych nóg, niż miejsce, na którym można coś postawić. Zaraz za stolikiem większa plazma i Playstation 3. Po prawej stronie kanapy jest biurko, na którym stoi laptop.
Ja też tam jestem. Siedzę przy stole na prawo od wejścia. Ten jest większy – ośmioosobowy. Siedzę na jednym z masywnych kolonialnych krzeseł, które go okalają. Na tym odsuniętym, tym z którego najlepiej widać okno i falującą firankę.
Za chwilę odwiedzą nas rodzice. Nas – jeśli Marta wyrobi się przed nimi. Zawsze przynoszą coś dobrego. Tydzień temu mama zrobiła leniwe kluski. Doskonale wie, jak bardzo je lubię...
Oho, słyszycie dzwonek? To „Ptasia Kakofonia” - Marta tak o nim mówi.
Rodzice standardowo są fasadowo szczęśliwi jak nikt na świecie.
Biorę od matki parasol zastanawiając się po co on komu w upalne lipcowe popołudnie. Tym bardziej sobotnie popołudnie. Marta nie zdążyła. Będę musiał sam przyjmować gości.
- No i co tam nowego, synku? - pyta matka.
- Jakoś leci – odpowiadam – zmieniam lokalizację sklepu. W Klifie się już nie opłaca. W ogóle w centrach handlowych małe przedsiębiorstwa nie mają już czego szukać.
- Gdzie przenosicie?
- Dokąd... - poprawia ojciec.
- Patrzcie go, jaki purysta... No więc: dokąd przenosicie?
- Nie uwierzysz, ale w obrębie 4 km nie ma tu żadnego sklepu komputerowego.
- Tu? Tu na Mokotowie?
- Dokładnie tu, mamo. Zresztą Marta zaraz przyjdzie to się wszystkiego dowiecie.
- Ale przecież...
- Czy ona przypadkiem nie pracuje dzisiaj do późna? – ojciec wcina się matce w słowo.
- O raaaaany, dzisiaj sobota. Jak mogłem zapomnieć?
- A, właśnie.. - matka idzie do kuchni. Po chwili wraca z parująca wazą.
- Zobacz, przyniosłam ci krupnik. Bez mięsa – tak, jak lubisz.
Jedząc przepyszny krupnik rozmawiamy o reumatyzmie ojca i złym samopoczuciu matki ( i po co były te rozpromienione twarze na wejściu?). Ani słowa o mnie czy Marcie.
- Dawno nie gadałem ze swoją ukochaną, wiecie? Jakoś stale się mijamy. Ja z pracy, ona do pracy. I tak w kółko. Czasami tylko, może ze dwa razy w tygodniu, siądzie przy mnie, o tu – wskazuję palcem na krzesło zajmowane przez ojca, a ten zaczyna dławić się zupą.
- Co się stało – pytam.
- Nic, nic, wpadło mi nie w tę dziurkę.
- Aha. No, ale tak to praktycznie wcale. Dobrze, że chociaż całuje mnie rano na do widzenia.
Jeśli całuje to chyba nie mamy kryzysu, prawda?
- Chyba nie. Jeśli całuje czule, a nie tak na odwal się, to jak można mówić o kryzysie? Czułość kiepsko się udaje.
- Oooo, bardzo czule. Wkłada w to całe serce. Trochę mi jej zostaje potem. Dlatego udaje mi się przeczekać samotne dni. Mam wrażenie, że wraz z pocałunkami zostawia mi swoje serce i wraca po nie dopiero, gdy siada koło mnie i milczy.
Mama wzdryga się. Pytam co się stało.
- Skarbie, powinieneś wyjechać odpocząć. Do wuja na Śląsk na przykład.
- Sam?
- A z kim?
- Hmmmm, z Martą na przykład? Moją żoną. Pamiętasz ją jeszcze – staję się uszczypliwy.
- Mamie chodzi o to – znów wcina się ojciec – że Marta pewnie nie będzie chciała jechać.
Nigdy nie lubiła wuja Jasia, a tym bardziej Katowic. Pamiętasz jak się kłócili?
Pamiętam, dobrze pamiętam te awantury. Oooo warszowionka się znolozła, kopalnie jij przeszkadzajo. Obskurne som – przedrzeźniam wuja. Rodzice wybuchają śmiechem.
Marta faktycznie narzekała na szarość Katowic. Mnie tam one nie przygnębiają. Cofasz się po prostu o dekadę wstecz. To też może być fajne.
Mama wygrzebuje skądś album ze zdjęciami. Tutaj ja opatulony w waciany becik, mam ciemne kręcone włosy. Tam rodzice w Giżycku – ja pewnie stałem po przeciwnej stronie obiektywu.
Znów ja, jestem już starszy. Pewnie mam dwadzieścia parę lat i studiuję informatykę.
- Ładnego mamy syna, co ojciec? - mama kłamie.
Jestem paskudny. Mam wielki nochal i wyłupiaste oczy, do tego niezbyt proste zęby. Coś bym z tym zrobił, przynajmniej ze zgryzem, ale Marta mówi, że wszystkie te niedoskonałości dodają mi charakteru. Kolejna kłamczucha.
- A tutaj – mama szczebiocze jak mała dziewczynka – zobacz jaki byłeś piękny.
Zdjęcie przedstawia mnie w dziecięcej plastikowej wanience. Tu ma rację – jako dziecko byłem piękny. Nawet z tym małym ptaszkiem i przesadnie dużymi jądrami.
Ojciec pospiesznie wertuje zdjęcia leżące luzem w pudełku
- Czekaj, czekaj – mówię – pokaż tamto.
Ojciec niechętnie podaje kolorową fotografię większego formatu.
- Spójrzcie! - niemal krzyczę – to nasze zdjęcie ślubne. Marta wyglądała olśniewająco.
Kręcone blond włosy gładko opadają na alabastrowe ramiona. Zielone oczy natomiast zerkają przymilnie w stronę obiektywu. Jestem niemal niewidoczny przy ogromie jej piękna.
- Boże, co ta kobieta we mnie widzi? - pytam sam siebie, ale mama nie wyczuwa zabiegu retorycznego.
- Masz bogate wnętrze. W pewnym wieku kobietom chodzi głównie o to, żeby facet był ciekawy, a nie piękny – mama znów kłamie.
Nie mam bogatego wnętrza. Jestem tylko zdziecinniałym informatykiem pasjonującym się grami komputerowymi. Może jako gracz w Call of Duty jestem nie do zastąpienia, ale jako mąż i człowiek – jestem zwykły jak szary papier toaletowy.
- Za trzy dni jedziemy z tatą na Śląsk. Pojedź z nami.
- Nie, nie zostawię Marty. Coby było, gdyby pewnego razu wróciła do domu i mnie nie zastała? Zastanawiałby się pewnie, gdzie jestem i czemu ją zostawiłem... No i kogo by całowała po powiekach?
- A nie możesz zadzwonić i jej powiedzieć? - pyta matka. Ojciec obdarza ją piorunującym spojrzeniem. Ciekawe czemu? Akurat teraz nie powiedziała przecież nic głupiego.
- Wiesz, że nie. Ona wraca kiedy chce i nie mam na nią żadnego wpływu. Muszę czekać. Spytam się, jak już wróci.
Ojciec wstaje.
- Synku – mówi przytulając mnie – ciemno już, będziemy się zbierać.
- No tak, tak. Zasiedzieliśmy się – wtóruje matka. W kuchni masz jeszcze cały słoik krupniku jakbyś zgłodniał.
Całusy, buziaki i znów w samotności patrzę na firankę. Ani drgnie.
Stopniowo pogrążam się w coraz gęstszym mroku. Od wyjścia rodziców mogło równie dobrze minąć pięć minut jak i pięć godzin. Czas wariuje podczas tych wszystkich dni oczekiwania.
Pukanie do drzwi. Podchodzę i pytam kto to.
- Tomek, to ja. Musimy porozmawiać.
Nie znam tego głosu. Milczę. Puka znów, tym razem głośniej.
- Tomek, nie wygłupiaj się. Tu Marta, chcę z tobą porozmawiać.
Wyglądam przez wizjer. Kobieta za drzwiami jest starsza i chudsza od Marty. Do tego ma rude włosy ostrzyżone na pazia.
- Kim jesteś?
- Tu Marta, mówiłam już
- Ty nie jesteś Marta!!! - krzyczę najgłośniej jak umiem. Chyba ze strachu. Za drzwiami milczenie.
- Tomek, proszę cię. Ostatni raz, proszę! Wpuść mnie!
Wbiegam do sypialni i chowam się pod kołdrą.
Każdy kolejny stuk przedziera się przez mrok i bombarduje białą płachtę.
- Tomek, tak dłużej nie można.
- Nie mam pojęcia kim jesteś ale idź stąd bo wezwę Policję! - krzyczę z wnętrza kokonu.
Chwila milczenia, a potem kolejna seria uderzeń w drzwi. Każde z uderzeń działa na moje serce jak defibrylator. Cały się trzęsę, ale zaczynam sobie coś przypominać. Zaczynam ożywać i kiedy prawie odzyskuję równowagę, morzy mnie sen.
Śpię spokojnie, mimo że dookoła trwa niemiecki nalot.
- Offen, ich bitte dich! - krzyczy megafon.
- Nie otwieram Niemcom! Mokotów się broni! Nie otwieram, nie otwieram, nie...
Budzę się i znów czuję miłość na powiekach. Pościel jest w nieładzie.
- Może... - uśmiecham się do własnych myśli..
Marta właśnie wychodzi. Widzę jej ramię, blond loki i lewą nogę, która jest jeszcze w mieszkaniu.
Mógłbym ją zatrzymać, ale to byłoby nie w porządku. Wystarczy mi Idole. Czuję je w całym mieszkaniu.
Brawo panie Armani!
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Gunslighter · dnia 03.08.2011 08:22 · Czytań: 921 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 10
Komentarze
CelinaDolorose dnia 03.08.2011 13:05
No i zostałam totalnie zmasakrowana - ledwo zipię... Przepraszam, czy text to jedna wielka reklama? Nie spodziewałam się, że PP dopadnie komercja :no:

Te wszystkie nazwy produktów, sieciówek i innego badziewia (oraz ich doookłaaadne opisy) zupełnie odciągnęły mnie od idei textu - zaśmieciły mi umysł. W normalnych warunkach to przełączam tv na inny kanał, gdy stacja do spółki z producentem szajsu próbuje mnie namówić na kupno kolejnego cud-wyrobu - no a tu się nie dało! No i musiałam się męczyć, choć przeskakiwałam "trudniejsze" momenty.
Chyba przez to popadłam w ten sam schizofreniczny stan, co bohater.
A może na tym polega ta cała groteska?... Tylko teraz szkoda mi zmarnowanego czasu... a i rozważania nad tym "co autor miał na myśli" prowadzą mnie na jałowe ziemie... :mad:
Azazella dnia 03.08.2011 13:22
Powiem szczerze, że tekst nie wywarł na mnie większego wrażenia. Nic się nie dzieje, czułam się znużona. Groteski tutaj jest niewiele. Może jednie końcówka wnosi cokolwiek, ale trudno jest aby uratowała całość. Przesadziłeś w niewłaściwą stronę.
Pozdrawiam
JaneE dnia 03.08.2011 13:52
Po pierwsze, to nie jest groteska
Po drugie, denerwują te wszystkie nazwy sklepów, sprzętu itp
Po trzecie, zanurzając się w tym tekście, odkryłam pokłady smutku i rezygnacji.
Gdybyś ta historię ubrał nieco inaczej można byłoby się wzruszyć i podumać.
Miranda dnia 03.08.2011 14:28 Ocena: Przeciętne
Mały zakompleksiony człowieczek, żyjący w cieniu swojej żony, podpierający się znanymi firmami wyposażenia domu i na dodatek Armanim, a, jeszcze przemożny wpływ nadopiekuńczej mamuśki... Tylko tyle wyczytałam. Smutek, bezradność i nijakość bohatera wyłazi z każdego zdania. Czytało się nawet nieźle, ale bez zaciekawienia.
Pozdrawiam;)
Tjereszkowa dnia 03.08.2011 17:07
Kurczę, to ja chyba jestem jakaś nie ten teges... Mi się podobało i to bardzo. Jedynie kategorii nie rozumiem (hmmm.. a może ja po prostu tekstu nie rozumiem i sama coś sobie tu domalowałam).
Dla mnie, to historia człowieka, który nie chce zaakceptować czegoś, co wydarzyło się w przeszłości i żyje ułudą każdego dnia. Opisy wzmacniane nazwami marek czy firm doskonale wpisują się w moje wyobrażenie spojrzenia na świat przez okulary informatyka (takiego stereotypowego oczywiście).
Moje zainteresowanie rosło z każdym zdaniem rozmowy z rodzicami. Zyskałam pewność, że Marta z jakiegoś powodu jest przeszłością, a rodzice wiedzą, że syn woli żyć w świecie, w którym żona jest jeszcze obecna. Podobało mi się, że nie wyjaśniasz do końca, co się wydarzyło, pozostawiając czytelnika w niepewności i własnych wyobrażeniach.
Przeczytałam z przyjemnością.
Brawo, panie Gunslighter! :)
zajacanka dnia 03.08.2011 21:12
Tak sie zastanawiam nad tą kategoria. Niby mało zrozumiała, a jednak coś w tym jest. Bohater żyje w iluzorycznym świecie dobrodziejstw współczesności, jednocześnie stale tęskniąc do ciepła ukochanej (być może wyimaginowanej) kobiety. Sama rozmowa z rodzicami daje do myślenia - w końcu żaden mężczyzna nie opowiada takich rzeczy najbliższym. Cały tekst jest wg mnie iście przewrotnym spojrzeniem, odwróceniem ról damsko-męskich. Tak to widzę.
Ciekawie.
Pozdrawiam
MaximumRide dnia 03.08.2011 23:09
,,-Tu Marta, mówiłam już,,

zabrakło kropki na końcu. I gdzies ci nawias za daleko uciekł

No mnie się całkiem podoba.
A napewno to, jak przedstawiasz sytuację bohatera.
Jego podejście do sprawy.
Odsuwa te wszystkie głupie myśli od siebie, czeka jak wierny pies za ukochaną.
I choć te dokładne opisy i sklepy czasem może i dziwne to ja uważam, że celowo zostały użyte. I według mnie jest w porządku.
Może nie jest to jakiś przebojowy tekst ale końcówka i rozmowa z rodzicami daje do myślenia.
Jest zarys sytuacji ale nie wykąłdasz wszystkiego na tacę.
I to jest fajne.

Pozdrawiam
julass dnia 04.08.2011 00:23
jak by wywalić te wszystkie niemęskie opisy mieszkania i pozbyć się nazw firmowych to by całkiem było niczego sobie... już podczas wizyty rodziców wie się że coś jest nie tak z tym gościem i że żyje w swoim wydumanym świecie który ma niewiele wspólnego z realnością... ale poważna redakcja tekstu jest konieczna raczej żeby było dobrze...
WuKwas dnia 04.08.2011 17:20
Część opisująca mieszkanie jest obrzydliwie precyzyjna. Tak bardzo, że kilkakroć chciałem przerwać czytanie. W moim odczuciu, nic nie wnosi- jeśli miała pokazać przywiązanie bohatera do kobiety "widziane w przedmiotach wspomnienia", to tego nie ma.
Za mało napięcia.
Wasinka dnia 04.08.2011 22:47
Może i tekst warto by było dopieścić, ale ogólnie mi się podoba. Mężczyzna żyje w jakimś urojonym świecie, który albo się skończył, albo może go nawet i nigdy nie było... tylko w jego głowie...
Rozmowa z rodzicami i ich zachowanie zmusza do domysłów - wiedzą coś, czego nie wie czytelnik... Zastanawia się więc, co też zrobiła Marta... co się dzieje... A tu, proszę - sfiksowany facecik. Biedak.
Niedopowiedzenia lubię w tekstach, więc dobrze jest pod tym kątem.
Całkiem zgrabny pomysł. Nie nudziłam się, czytając, choć nieporadności ewentualne warto wyeliminować.
Pozdrowienia księżycowe.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:42
Najnowszy:pica-pioa