Najlepiej uciec od jego złości
w morze szmaragdów, w technikolor
patrząc na plakat ze „Śniadania”
zamykam kołdrę nad głową
jak drzwi w podłodze.
Idę zwiedzać szmery w sufitach,
kolory szkła
i miękkość roślin.
Powietrze jest dziwne
i nie ma słońca
jak przy zaćmieniu.
Są wnętrza jakby dawno nieużywane,
stare meble i chodniki ze ścinków.
W szufladach chaotyczne wspomnienia
starego świata.
Wciąż znajduję nowe przestrzenie
co wiecznie czekają na moje plany,
w przypadkowej architekturze
jak przybudówka przy przybudówce.
Zwykle kupuję gazety
które od razu są stare.
Monety znajduję pod nogami
i mogę je sprzedać za więcej.
Znajome miasto i obce miasto,
puste i przepełnione autobusy.
Idę ulicą, zaglądam w okna
i mogę wybrać miejsce.
Czasem uciekam przed tobą,
bo straszysz, chuchając zimnem w plecy.
Wracając w wielki dzień
nie chcę oddać nawet odrobiny
bolesnego mikrokosmosu.
Idąc do ciebie
nie czuję butów, obcasów, kamieni.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
herbatka · dnia 04.08.2011 21:44 · Czytań: 916 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: