Wonder Toy - Adhar
Proza » Długie Opowiadania » Wonder Toy
A A A
Kiedy w 1958 roku, w samym centrum Derry budowano ośrodek przemysłowy, nikt z mieszkańców nie pomyślał, że postoi on tylko osiem lat. Został zamknięty z przyczyn naturalnych – jak później mówił komisarz Legan. Niektórzy mieszkańcy nie dziwili się temu, wręcz przeciwnie – byli wprost zadowoleni i uśmiechnięci na samą myśl o zamkniętym na cztery spusty ośrodku przemysłowym. Stał on na placu Goveya, przy skrzyżowaniu Kansas Street z Old Street, tuż pod Milowym Wzgórzem. Po zamknięciu minęło 20 dni, kiedy to ośrodek wyleciał w powietrze 5 maja 1966 roku. „Wyleciał” jest idealnym słowem opisującym to zdarzenie. Odłamki gruzu znalazły się nawet za Milowym Wzgórzem, a siła wybuchu wybiła okna w mieście. Zginęło 60 ludzi. Policja głowiła się nad tą sprawą przez 10 lat. Umorzyli sprawę, a akta odłożyli na półki w policyjnym i sądowym archiwum. Plotki w Derry zaczęły się rozrastać do wielkości Empire State Building. Mówiono, że w Derry jest jakaś siła nadprzyrodzona, która siedziała zamknięta w kanałach pod ośrodkiem, i w końcu doszła do wniosku, że coś jej przeszkadza, wręcz ją denerwuje, i postanowiła pozbyć się zbędnego balastu z góry. Plotkowano, że to porachunki gangów motocyklowych, że to podłożona bomba przez Arabów dokonała takich zniszczeń, a cała prawda omijała Derry szerokim łukiem. Prawda była ciekawsza, niż plotki. Prawdą był jeden człowiek, żyjący teraz w Portland, pławiący się w luksusie. To on doprowadził do tego, że mieszkańcy pożegnali się z pewnym ułamkiem ludności 5 maja 1966 roku. Nie działał sam, ale zlecenie oczywiście dostał do rąk własnych. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, by nic nie wyszło ponad margines sprawy.



Mark Towers mieszkał w Portland, w pięknym wieżowcu, który był oszklony ze wszystkich stron. Odbijał promienie słoneczne, doprowadzając światło do najbardziej ukrytych miejsc w mieście. Wieżowiec był wysoki, miał 35 pięter. Mark był lokatorem tego cudu budowlanego, miał piękny widok na panoramę miasta. Mieszkanie było ogromne, miało dwa piętra plus taras, z którego to patrząc na wschód można było zobaczyć stary kościół parafialny, a patrząc na północ oczom ukazywały się wzgórza i lasy, przepełnione teraz blaskiem słońca. Pierwszą kondygnację mieszkania stanowiły: Kuchnia, łazienka i wielki salon. Pomieszczenie kuchenne było od strony zachodniej, więc dopiero na wieczór rozjaśniało się. Salon był ogromny, ściany miał koloru oliwek, delikatna zieleń idealnie pasowała do tego pomieszczenia – jak zapewniał Marka i jego żonę projektant wnętrz, który wyciągnął od nich niebanalną sumkę. Gdy wchodziło się do niego, na wprost była ściana okien. Cztery wielkie okna i drzwi na taras. Po prawej stronie od wejścia stały trzy szafy, i telewizor. Naprzeciwko telewizora stały pod ścianą dwie kanapy, a przed nimi był stolik. Mark nie rozumiał po co mu stolik z szyby, jeśli codziennie musiał się starać by nie postawić za mocno na nim czegokolwiek. Ale jego żona Audra go uwielbiała. Audra była kobietą sukcesu. Miała cudowne czarne włosy, pociągłą twarz i niebieskie oczy. Mark nie miał zajęcia, nie było mu potrzebne. Jak sam mówił – spał na pieniądzach. Razem z Audrą mieli syna – Christophera. Chodził do szkoły podstawowej, miał 11 lat, jego pokój znajdował się na drugim piętrze mieszkania. Na górę prowadziły kręte schody. Druga kondygnacja była zaprojektowana z myślą o wygodzie. Były tam dwa pokoje – jeden należał do Christophera, drugi był sypialnią Marka i Audry. Znajdowała się tam również łazienka, która zawierała w sobie wszystkie wygody, jakie tylko można sobie wymarzyć i znaleźć pomysł, spełniając go od razu.


Dzień był słoneczny i ciepły, Mark wyłożył się na fotelu z nogami na stoliku. Miał na sobie czarną koszulkę na ramiączkach i jeansy. Jego włosy były długie i zaczesane do tyłu, a na nosie znajdowały się okulary. Czytał nową książkę Ricka Belyego. Audra krzątała się po kuchni, przygotowywała synowi śniadanie. Był maj, a maj kojarzył się dobrze Markowi, mógłby powiedzieć, że uwielbia ten miesiąc.
-Tato! – obok niego pojawił się nagle Christopher – mama mówiła, żebyś nie trzymał nóg na stoliku!
-A tak, rzeczywiście, przepraszam – uśmiechnął się do syna, ten odwzajemnił uśmiech – co u ciebie, doktorku ?
-Nic, kolejny nudny dzień w szkole. A wiesz, że Phil dostał ostatnio takiego kuksańca, że zaczął beczeć na środku klasy?
-Phil to ten dzieciak Hendersonów, tak ?
-Dokładnie ten. Wielki, gruby niedźwiedź !
-Hej, nie wolno tak mówić o swoich kolegach!
-Przepraszam tato – Christopher spuścił głowę i zrobił zniesmaczoną minę.
-No nic doktorku, leć do szkoły!
-Mark! – usłyszał ciepły głos dochodzący z drzwi – podobno trzymałeś nogi na stoliku!
-Kochanie, po prostu nieznacznie ustawiałem nogi, a wtedy wszedł doktorek i pomyślał, że trzymałem nogi na twoim ulubionym stoliku – Mark uśmiechnął się niepewnie.
-No nic, dostaniesz reprymendę jak wrócę – popatrzyli po sobie, i zaczęli się śmiać.
-Mamo, chodźmy już, bo nie zdążymy!
-A, tak! Przyszykowałam dziś na noc coś ciekawego –mrugnęła nieznacznie do Marka.
-Nie mogę się doczekać – odrzekł, i wziął się za czytanie.
Po upływie niecałej godziny, w mieszkaniu rozległ się dzwonek. Mark poznał ten dźwięk, choć zawsze mylił go z dźwiękiem telefonu. To był dzwonek do drzwi. Mark wstał, odłożył książkę na stolik i poszedł w stronę drzwi wejściowych. Popatrzył przez wizjer i jego oczom ukazała się postać młodego człowieka. Był chudy i miał na nosie okulary. Poznał również uniform jaki miał na sobie – to był listonosz. Młody chłopak trzymał w dłoniach duże kartonowe pudełko. Mark otworzył drzwi.
-Dzień dobry, panie Towers. Przesyłka dla pana.
-Nic nie zamawiałem – powiedział z lekkim niepokojem patrząc na pudełko.
-Tutaj jest napisane – zaczął listonosz, patrząc na swoja listę – że to przesyłka ze sklepu Wonder Toy.
-Ale to jest sklep z zabawkami. Ja ich na pewno nie zamawiałem, ale pewnie są dla mojego syna – odebrał od listonosza pudełko, które było bardzo ciężkie, położył je na ziemi w przedpokoju po czym podpisał się na liście – dziękuję bardzo.
-Ja również, miłego dnia życzę.
Mark zamknął drzwi, stanął nad pudełkiem. Wziął je do pokoju, położył na ziemi. Nie chciał tak ciężkiej rzeczy kłaść na stoliku. Audra by go zabiła, gdyby coś złego stało się stolikowi. Postanowił otworzyć pudełko i zobaczyć zabawki jakie zapewne jego żona zamówiła Christopherowi. Odlepił taśmę klejącą i otworzył pudełko. Jego oczom ukazały się dwa modele helikopterów wojennych. Wyciągnął je i zobaczył, że w środku znajdują się ludziki. Było dwóch pilotów, a po bokach helikopterów rozmieszczone były karabiny maszynowe, razem z obsługą. Położył te machiny wojny na stole. Kolejnymi zabawkami były czołgi. Piękne, metalowe. Mark od małego był zafascynowany czołgami. W słonecznym blasku bijącym od okien prezentowały się naprawdę pięknie, i Mark zauważył, że spodobały mu się. Czołgi – a było ich cztery – położył na ziemi. Były za ciężkie na stolik. Ku jego zdziwieniu, w pudełku znajdowały się jeszcze żołnierzyki. Około dwudziestu figurek, wielkości palca wskazującego. Był żołnierz z wyrzutnią rakiet, z ciężkim karabinem maszynowym, ze zwykłymi pistoletami i z pistoletami maszynowymi. Ustawił figurki na stole w rządku. W pudełku znajdował się model bombowca. Wielki samolot był podzielony na trzy części. Jego kokpit i tylnia część były razem, za to skrzydła były oddzielnie. Mark postanowił poskładać kolosa. Po kilkunastominutowych zmaganiach, bombowiec był gotowy. Postanowił go zanieść do pokoju syna i postawić na szafie. Tak też zrobił. Samolot był ciężki, Mark niósł go w dwóch rękach. Na schodach musiał uważać, żeby żelastwo, które trzymał w dłoniach go nie przeważyło, i żeby nie zleciał ze schodów. Doszedłszy do pokoju Christophera, położył go na szafie. Bombowiec prezentował się okazale i dumnie. Mark poczuł głód, nie jadł jeszcze śniadania, dlatego postanowił zrobić sobie jajecznicę na bekonie. Zszedł na dół, popatrzył na żołnierzy ustawionych na stoliku, i w jego głowie nagle zapaliła się lampka. Wydawało mu się , że żołnierzy ustawił w szeregu, a nie w dwuszeregu. Nie mógł sobie przypomnieć jak było naprawdę, ale nie uwierzy w bajkę, że zabawki same się poruszają. Przeszedł do kuchni i zajął się przygotowywaniem śniadania.


Usiadł przy stole w kuchni, i zaczął pożerać swoją ulubioną jajecznicę. Czytał przy tym gazetę motoryzacyjną. Zastanawiał się nad kupnem motoru. Gdy jechał gdzieś na miasto i akurat zobaczył salon z motorami, nie było takiej siły która mogła go zatrzymać, by nie wszedł do pomieszczenia gdzie było kilkanaście motorów. Czytał i jadł, jadł i czytał. Nagle poczuł ukłucie na stopie. Ukłucie zaczęło go swędzieć, więc podrapał się po lewej nodze. Podnosząc rękę do gazety z powrotem, zauważył na palcu wskazującym i pod paznokciem krew. Spojrzał na swoją stopę. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Na drugim końcu stołu, za jego nogą stał żołnierz z pudełka. A to co było dziwne i mocno zaniepokoiło Marka, to sprawa, że on żył. Miał naturalne rysy twarzy i ruchy. Był po prostu mniejszym człowiekiem. W dłoni trzymał karabin maszynowy z którego strzelał do Marka. Kule były małe, ale Mark zauważył , że jego kostka zrobiła się czerwona od krwi, a noga coraz bardziej zaczynała go boleć.
-Co jest do jasnej cholery ? – zakrzyczał i automatycznie zapytał, tylko nie wiedział kogo. Nie wiedział też, kto mu na to odpowie.
Wstał, stopa była cała czerwona od krwi a skóra odchodziła od kostki. Podszedł do żołnierza, kopnął go prawą nogą. Ten poleciał w stronę lodówki i uderzył w nią. Mark usłyszał chrzęst łamanych kości. Żołnierz osunął się na ziemię i znieruchomiał. Mark nie zdążył podejść do niego i zobaczyć go z bliska, bo przez drzwi wjechał czołg. Źrenice Marka zmniejszyły się do rozmiarów maku. Zobaczył, że górna pokrywa czołgu jest otwarta i wystaje z niej głowa małego mężczyzny, małego czołgisty. Nie decydował długo, podbiegł do czołgu - widząc, że lufa jest ustawiona w jego kierunku - z zamierzeniem kopnięcia go. Nie zdążył. Czołg wypalił, i kula przebiła Markowi prawą nogę w łydce, i utkwiła w ciele. Ból był okropny. Mark schylił się i sięgnął ręką. Wziął czołg w dłonie i rzucił nim przez otwarte okno w kuchni. Był w szoku, nie wiedział co się dzieje. Historia jak z filmu – pomyślał, po czym z szafki wyciągnął szmatkę i owinął ją sobie na łydce. Lekko utykał, wiedział, że nie mógł tu zostać. Było to za małe pomieszczenie. Nagle przypomniał sobie, że w salonie są jeszcze helikoptery. Jak za działaniem czarodziejskiej różdżki, helikopter wyłonił się zza lodówki. Leciał szybko. Mark zobaczył pilotów rozmawiających ze sobą, jak i ludzi obsługujących po dwóch stronach karabiny maszynowe. Jeden z nich zaczął strzelać. Mark poczuł ból na lewym przedramieniu, spojrzał na nie i zobaczył około dwadzieścia małych dziurek z których leniwie wypływała krew.
Helikopter zrobił kółko wokół kuchni, i zaczął się ustawiać na wprost. Mark zauważył, że po dwóch stronach małego śmigłowca, wyrastały dosyć duże karabiny. Widział jak powoli rozgrzewają się i zaczynają kręcić. Mark ruszył biegiem, a za nim posypał się grad pocisków. Kule wbijały się w płytki ceramiczne i w patelnie wiszące na ścianie. Mark biegł co sił, kulał na prawą nogę, ale był dość szybki. Pilot skręcał helikopterem w tę stronę, w którą Mark podążał. Jego cel w końcu wybiegł do salonu. Helikopter ruszył za nim. Mark wleciał do wielkiego pokoju, w którym to zostawił całą armię. Popatrzył na stół, ale ku jego wielkiemu zdziwieniu niczego tam nie było. Jego książka leżała na sofie. Podszedł do stolika, zaczął nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu. Wtem zobaczył lecącą na niego małą rakietę. Uchylił się. Rakieta poszybowała w stronę ściany. Uderzyła w nią tworząc dosyć duże spustoszenia. Mark cofał się w stronę schodów. Zobaczył , że w linii drzwi stali żołnierze. Na komendę dowódcy zaczęli strzelać. Mark z półki szafy ściągnął porcelanowego słonia, i cisną nim w stronę drzwi. Kilku żołnierzy zostało zgniecionych, a jeden z nich został przepołowiony prawie na pół, małym odłamkiem. Z kuchni wyleciał helikopter, podleciał do drzwi, a żołnierze, którzy przeżyli ten atak ze strony Marka, położyli rannego żołnierza w środku, po czym śmigłowiec ruszył do przedpokoju.
-Te skurwysyny mają punkt leczniczy – wymówił te słowa, poprzez zaciśnięte wargi. Z szafki wyciągnął bluzę, przewiązał ją w pasie. Z kieszeni spodni wygrzebał parę drobniaków, a z szyi ściągnął łańcuszek z krzyżykiem. Powoli podchodził do drzwi, by zobaczyć jak wygląda przedpokój. Jeszcze raz popatrzył na stół i czegoś mu na nim brakowało. Pudełko ! Nie ma pudełka. Delikatnie przywarł do ściany, wychylił głowę i to co zobaczył doprowadziło go do szaleństwa. Zaczął się zastanawiać, czy nie ćpał czegoś. A może coś nie tak było z jajecznicą? Zobaczył na ziemi pudełko przerobione na sztab dowodzenia. Obok na ziemi stały dwa helikoptery, a za nimi stały czołgi. Żołnierze wybudowali okopy i małe działka przeciwlotnicze. Gdy tylko zobaczyli swój cel zaczęli strzelać. Najpierw odezwały się działka, rozkruszając ścianę obok Marka. Następnie czołgi zaczęły bombardować miejsce, gdzie Mark trzymał nogi. Usłyszał, że helikoptery ruszają. Wycofał się. Podbiegł do drzwi kuchennych, schował się za nimi. Z przedpokoju wyleciały dwa helikoptery, Mark ściągnął przepasaną bluzę i trzymając ją za jeden rękaw, rzucił w stronę helikopterów. Pierwszy został całkowicie pochłonięty materiałem bluzy, a drugiemu udało się skręcić. Materiał zablokował wirniki i helikopter poddał się. Mark wziął zamach i bluzą ze śmigłowcem w środku zamachnął się na drugiego. Trafił go, widział jak dwóch ludzi z obsługi karabinu wylatuje z niego i spada z plaskiem na ziemie. Drugi helikopter spadł na podłogę, roztrzaskując się na kilka części. Pierwszy był wciąż zaplątany w bluzę. Mark podszedł do przedpokoju i rzucił bluzą z prezentem - niespodzianką w stronę sztabu. Usłyszał krótki wybuch. Ruszyły na niego dwa czołgi. Pewnie jeden został zniszczony przed chwilą – pomyślał. Mark wycofał się na schody, wyszedł po nich. Na górze czuł się bezpieczny, podszedł do końca korytarza, gdzie było wielkie okno, oparł się o szybę dwoma rękoma, i zaczął się zastanawiać. Kiedy to z tyłu usłyszał ryk silników. Był to potężniejszy dźwięk, niż ryk wydawany przez silniki dwóch helikopterów. Odwrócił się, i zobaczył lecący bombowiec. Miał otwartą klapę pod spodem, z której to wyłonił się pocisk, wielkości kiwi. Bombowiec ruszył w górę. Pocisk leciał na ziemię, upadł trzy metry przed Markiem. Siła wybuchu rzuciła nim o szybę, rozbijając ją w drobny mak. Bombowiec przeleciał przez odłamki szkła. Mark poleciał około sześciu metrów w dół. Spadł plecami na taras. Mętnymi oczami zauważył samolot, który odlatywał w stronę wzgórz i lasów, potem nastała ciemność.


Obudził się w szpitalu. Nad nim stał lekarz. Przez chwilę nic nie pamiętał, ale przypomniał sobie. Jego wzrok polepszył się, bo przez chwilę po przebudzeniu spojrzenie miał takie, jakby przedzierał się przez mgłę.
-Cieszę się, że pan się obudził. Cóż to się w pańskim domu stało?
-Nie wiem, nie pamiętam – skłamał.
-Nie wiedziałem, że kolekcjonuje pan figurki i modele wojenne.
-Bo nie kolekcjonuję – odparł Mark.
-To bardzo dziwne, gdy przyjechaliśmy na miejsce żołnierzyki i modele były rozmieszczone po całym domu.
-Jak to po całym ? – zaczął się niecierpliwić Mark.
-Na stole, w kuchni, w przedpokoju. Leżały, stały. Ale nie porozrzucane nie wiadomo jak - nie, nie – były ładnie ustawione. I mam do pana pytanie, skąd taki wybuch ?
-Nie wiem, mówiłem panu, że nie pamiętam – w głosie Marka dało się słychać przemęczenie i złość.
-Nie ważne. Tym zajmie się policja. Teraz ma pan gości – lekarz otwarł drzwi a za nimi pojawiła się Audra i Christopher. Rozmawiali długo, a Mark nadal upierał się, że nic nie pamięta. Na samym końcu, Christopher położył na stoliku obok ładnie zapakowany prezent, z czerwoną kokardką. Mark podziękował mu, po czym oboje wyszli z sali.
Audra, idąc powoli korytarzem w stronę windy, zapytała się syna czy Mark ucieszy się z prezentu.
-Oczywiście mamo, tata zawsze interesował się tym.
-Ale czy ten sklep jest pewny ?
-Mamo! To jest Wonder Toy! A ten sklep produkuje najlepsze zabawki w całych stanach!
-A co ty dokładnie mu wybrałeś z tego sklepu?
-Taki ładny, metalowy model czołgu.
Zatrzymali się w miejscu. Usłyszeli tylko mały wybuch, i biegnących lekarzy do sali Marka.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Adhar · dnia 22.08.2011 08:51 · Czytań: 946 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
Abakarow dnia 22.08.2011 12:08
Pomysł jest. Wykonanie troszkę kuleje.
W 35 piętrowych wieżowcach budują tarasy???
Zdanie:

Cytat:
Wieżowiec był wysoki, miał 35 pięter. Mark był lokatorem tego cudu budowlanego, miał piękny widok na panoramę miasta. Mieszkanie było ogromne, miało dwa piętra plus


był...miał...był....miał...miało...

Trochę tu tego za dużo.

Dopracujesz warsztat i będzie nieźle. Pomysł jak na wakacyjne opowiadanko całkiem, całkiem.

Pozdrawiam
Adhar dnia 22.08.2011 16:32
Dzięki wielkie. Tak! Wiem, że warsztat muszę dopracować, ale to kwestia czasu, spokojnie :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty