Vesper - cz.25 - Ramirez666
Proza » Długie Opowiadania » Vesper - cz.25
A A A
Keller stał jak zahipnotyzowany, patrząc w kierunku głównego wejścia do komnaty, gdzie stała postać, która oddała w jego kierunku niespodziewany strzał. Widział zaledwie jej ciemny zarys, ukryty w kłębach gęstej, rozgrzanej pary. Jakimś zamroczonym, odległym fragmentem świadomości wiedział kto to jest, lecz desperacko odrzucał tą myśl, bronił przed nią i nie dopuszczał do głosu mimo wszystkich wskazań resztek zdrowego rozsądku. Właśnie wtedy nagły podmuch powietrza rozwiał mglistą zasłonę i odsłonił postać strzelca.

W progu galerii stała Aneta Wilczur, patrząc na niego smutnym, oskarżycielskim wzrokiem. Po smukłych policzkach dziewczęcej twarzy ciekły obfite łzy, w których odbijały się migotliwe iskierki szalejącego ognia. Jej twarz wyrażała ból, grozę i swego rodzaju odrazę. Kształtne, malinowe usta wydęły się w podkówkę, zupełnie, jakby miała za moment wybuchnąć głośnym, dziecięcym płaczem. Zmartwieniem Kacpra nie były jednak łzy dziewczyny, w której nie tak dawno bezgranicznie się zakochał, nie trzeszczący sufit, który lada moment mógł runąć mu na głowę, ani również fakt, że wpadł w sam środek międzynarodowej afery i był jedynym ocalałym jej świadkiem. Mózg chłopaka skupił się wokół innego szczegółu, który diametralnie zmieniał dotychczasową sytuację. Kacper był zajęty kalkulowaniem szans i rozważaniem wariantów wyjścia z sytuacji w jednym kawałku, gdyż spoglądał w ciemny otwór lufy dziewięciomilimetrowego pistoletu Walther, który Aneta trzymała w wyciągniętych ku niemu, drżących rękach. Znów ta sama sytuacja, pomyślał gorzko, tylko ja, dziewczyna i nabity pistolet. Na jego nieszczęście tym razem broń spoczywała w rękach przeciwnej strony, a spora wystawowa galeria skurczyła się tak błyskawicznie, że zaczęło brakować mu powietrza. Jego byłe terytorium łowieckie zamieniło się w płonącą pułapkę bez wyjścia.
Początkowo Aneta chciała uciec, zrozpaczona po tym, co usłyszała o przeszłości Kacpra. Rozsądek kazał jej biec na najwyższy poziom i odnaleźć którąkolwiek z ocalałych szalup, by mogła uciec z tego makabrycznego miejsca rzezi. Jednak dziwna, bliżej nieokreślona wewnętrzna siła nakłaniała ją do powrotu. Stanęła przed poważnym dylematem, najpoważniejszym w jej krótkim, dwudziestoletnim życiu. Targały nią bolesne wątpliwości. Po krótkim zastanowieniu zrozumiała, że nie może zostawić Kacpra samego. Musi mu pomóc, kimkolwiek by nie był. W końcu żywiła do niego gorące uczucie, którego sama nie potrafiła jeszcze zdefiniować, ani określić. Przecież w pojedynkę stawił czoła armii bezwzględnych najemników, tylko po to, by ją ochronić. Mimo wszelkich wewnętrznych oporów podjęła decyzję. W kieszonce damskiej marynarki miała jeszcze ten sam pistolet, który znalazła przy zamordowanym Fritzu. Nigdy wcześniej nie posługiwała się bronią, ale czuła, że może sobie poradzić. Miała spore szanse, zwłaszcza, że sprzyjał jej element zaskoczenia. Czym prędzej zbiegła z powrotem na dół, pokonując walące się, na wpół zalane korytarze tonącego liniowca. Po paru minutach dotarła do celu. Zza progu galerii widziała końcowy etap śmiertelnej walki. Stamtąd obaj mężczyźni byli dla niej zaledwie ciemnymi konturami, dynamicznie poruszającymi się na jaskrawym tle płomieni. Właśnie wtedy została świadkiem klęski Goebbelsa, słyszała makabryczne wyznania Kellera, widziała też jak dokonał brutalnej egzekucji na swoim dawnym towarzyszu broni. Zrozumiała okrutną prawdę. Chłopak, w którym się zauroczyła, był znacznie gorszy niż ludzie, przed którymi ją bronił. Nie był również pospolitym gangsterem, jakim nazwał go Dekert. W jednej chwili połączyła w całość wszystkie elementy. Precyzję jego działań, znajomość technik walki i uzbrojenia. Nieodpartą chęć zmierzenia się z uzbrojonymi porywaczami, upiorną satysfakcję z walki i zabijania. Całkowitą ignorancję wobec strachu oraz ryzyka. Kacper Keller okazał się kimś zdecydowanie gorszym od zwykłego mordercy. Był niebezpiecznym i świetnie wyszkolonym socjopatą, czerpiącym chorą przyjemność z zadawania cierpienia innym ludziom. Jej uczucia do niego obróciły się momentalnie o sto osiemdziesiąt stopni. Już ni chciała mu pomóc w ucieczce z okrętu. Wręcz przeciwnie, musiała go powstrzymać przed wydostaniem się z niego.

Kacper zmrużył oczy, przypatrując się jej uważnie.
- Aneciu - zaczął spokojnie, uspokajająco wyciągając w jej kierunku lewą rękę. – Poczekaj chwilę, zaraz ci wszystko wyjaśnię…
- To prawda? – zaszlochała pełnym rozpaczy, zduszonym głosem. Nie musiała pytać. Dobrze znała odpowiedź, ale chciała usłyszeć ją z jego ust. Dokładnie z tych samych ust, z których słyszała tego wieczoru niezapomniane słowa, będące najpiękniejszymi do tej pory wyznaniami w jej krótkim, młodzieńczym życiu.
- Najwyraźniej – przyznał poważnie Kacper, a z jego twarzy całkowicie znikły resztki niedawnego rozbawienia. Upływ krwi spowodował, że czuł coraz głębsze osłabienie i chwiał się na nogach. Mimo to trzymał głowę dziarsko wzniesioną, z podbródkiem wojowniczo wysuniętym do przodu.
- Jesteś mordercą, słyszysz!? – Szloch przeszedł w głośny, nasycony bolesnymi wyrzutami, krzyk. - Zwykłym, parszywym mordercą!
- Ja sobie nie wybierałem takiego życia! – wybuchnął niespodziewanie chłopak, oskarżycielsko wskazując dziewczynę palcem. – Na pewno nie ja!
Popatrzyła na niego nieufnie.

Niezrozumienie w jej oczach mieszało się z przerażeniem i śladową resztką gorących uczuć, jakimi tak niedawno go obdarzyła. On zaś dalej stał niewzruszenie na tle ognistej pożogi, niczym złowrogi diabeł, taksując ją analitycznym, nieprzeniknionym wzrokiem. Jego umysł, w znacznym stopniu zamglony wyczerpaniem i przypływem szału bitewnego, dosłownie kipiał ze złości. Obraz przed oczyma pulsował krwistą czerwienią w rytm przyspieszonego adrenaliną pulsu. Kacper już kiedyś w przeszłości widział podobny wyraz czyichś oczu. Bardzo dobrze go wtedy zapamiętał. Wrył mu się głęboko w pamięć i pozostawił nie zagojoną do dziś ranę, która boleśnie doskwierała, ilekroć pośród nawiedzających go twarzy ofiar stawał wizerunek młodej, roześmianej twarzy, patrzącej na niego z olbrzymim podziwem i uwielbieniem. Wystarczyła jednak sekunda, by te same, błękitne oczy wypełniły się strachem i goryczą. Właśnie dlatego spojrzenie jego nowej towarzyszki wywarło na nim mocne wrażenie, budząc demony tamtego wrześniowego wieczoru, gdy w imię profesjonalizmu i żołnierskich zasad poświęcił coś, co wydawało mu się, że kochał ponad własne życie. W jego głowie dosłownie wrzało. Rozchwiany umysł podsyłał mu obrazy krwawych dokonań ubiegłego wieczoru i całych lat przestępczej kariery. Gdzieś z oddali zdawał się słyszeć jeszcze echo broni maszynowej, wybuchy granatów, wrzaski rannych i konających wymieszane z płaczem rodzin i bliskich. To coraz bardziej rozbudzało w nim głodną śmierci i akcji bestię. Przejechał językiem po zakrwawionych, spieczonych żarem wargach i wbił wzrok w drżącą ze strachu dziewczynę. W ponurym milczeniu, przerywanym tylko skwierczeniem ognia i trzaskiem nadpalonych konstrukcji, ostrożnie dobierał słowa, chcąc wyselekcjonować najważniejsze fakty, po czym zaczął cedzić przez zaciśnięte zęby swoją chaotyczną tyradę. Głos z trudem przechodził mu przez gardło, gdyż kontrolę nad ciałem powoli przejmowała jego mordercza strona.
- Miałem dwadzieścia lat... plany, marzenia... Chciałem skończyć studia, znaleźć pracę, mieć w końcu własny dom i normalną rodzinę. Wychowałem się w miejscu, gdzie każda złotówka była ważniejsza od jakichkolwiek ludzkich uczuć. Tam… tam się nie dało żyć! Dlatego uciekłem. Nie miałem pieniędzy na studia i musiałem je przerwać. Straciłem wszystko! Dziewczyna mnie zostawiła, przyjaciele się odwrócili. Właśnie wtedy pojawiła się szansa. Ja… ja po prostu ją wykorzystałem. To właśnie w mafii nauczyłem się jak przetrwać. Jak prowadzić interesy. Jak zabijać i jednocześnie nie dać się zabić. W gruncie rzeczy polubiłem to co robię, stałem się zawodowcem. Całe życie uciekałem przed problemami. Wtedy… tamtej nocy, gdy to wszystko się zaczęło… przestałem. Nie mogłem odpuścić. Nie po tym, jak rodzice zmarnowali mi dzieciństwo. Wróciłem tam i w końcu zmierzyłem się z własną przeszłością. Odkręciłem gaz i zostawiłem na stole tlącego się papierosa. Oboje rodzice zginęli. Ojciec od razu, matka dzień później w szpitalu. Telewizja podała, że pożar mieszkania spowodowała wadliwa instalacja gazowa. To było takie proste… tak banalnie proste.
- Jesteś diabłem – pokręciła głową z niedowierzaniem, nie opuszczając lufy ani o centymetr.
- Może tak – przytaknął niespodziewanie po chwili milczenia - ale tylko dlatego, że żyłem w piekle.
- To nie prawda…
- A co ty możesz o tym wiedzieć? – Znów krzyknął, a w jego głosie zabrzmiała hardość i moc. Zachowywał się coraz bardziej agresywnie, tracąc nad sobą panowanie. - Kiedy wrócisz na stały ląd, trafisz do ciepłego domu i kochającego ojca, który płaci za wszystkie twoje zachcianki. Nie będziesz musiała się już o nic martwić. Tam – wskazał ręką w kierunku polskiego wybrzeża - wszystkie twoje problemy się skończą. Moje dopiero się zaczną. Byłem żołnierzem na froncie brutalnej wojny przeciw bardzo wpływowym ludziom. Tak jak każdy żołnierz, chcę ją zakończyć i wreszcie odpocząć. Wyjechać daleko stąd. Ta walizka może mi pomóc. Może wywołać chaos, który zagwarantuje mi szansę ucieczki, a przy okazji umożliwi wykonanie o wiele poważniejszego zadania. Biorę ją ze sobą…

Przerwał, gdyż nagle podłoga zadrżała gwałtownie. Na ścianach pojawiły się szczeliny i spore odpryski, po chwili zaczęły z nich odpadać kolejne płaty elewacji. W pewnym momencie z wystawy zleciał duży portret Napoleona. Nadpalona rama roztrzaskała się na kawałki po uderzeniu o podłogę. Szklana osłona obrazu pękła, po czym z pluskiem zniknęła pod wodą. Płótno z wizerunkiem francuskiego wodza zajęło się ogniem z pobliskiego pogorzeliska i chwilę później obróciło się w popiół. Czas potężnego okrętu definitywnie dobiegał końca. Konstrukcja zaczęła na dobre się rozpadać.
- Czym jest Operacja: Gilotyna? – zapytała Aneta.
- Autorski plan mój i Goebbelsa – wyjaśnił chłopak z zimnym uśmiechem na swej osmalonej żarem twarzy. - Zmiana układu sił politycznych na kontynencie w drodze zamachu terrorystycznego na niespotykaną dotąd skalę. Powiedzmy detonacja kilku potężnych bomb, najlepiej z ładunkiem chemicznym, w stolicach głównych państw europejskich. Wyobraź sobie jak Londyn, Paryż, Berlin i Moskwa stają w ogniu. Nasz atak byłby zaledwie iskrą rzuconą na beczkę prochu, resztę zrobiłyby zamieszki i grabieże, jakie rozpoczęłyby się w zaatakowanych krajach. Kontynent ogarnęłaby olbrzymia panika przed rozprzestrzeniającymi się chmurami skażonego pyłu. Światowy krach gospodarczy złamałby wszystkie dotychczasowe potęgi. Runęłaby giełda. Komunikacja między krajami zostałaby zablokowana. Zmusiłoby to nasz rząd do wprowadzenia stanu wyjątkowego w obliczu zagrożenia wojną lub kolejnym aktem terroryzmu. Wtedy ruszyłaby druga część planu, czyli likwidacja wszystkich pionów dowódczych: gabinetu prezydenckiego, parlamentu, Rady Ministrów z premierem na czele oraz wszystkich wyższych urzędników państwowych w okręgu stołecznym. Pozbawione kierownictwa wojsko zostałoby zmuszone do natychmiastowego przejęcia władzy w ogarniętym paniką kraju i po zażegnaniu kryzysu utworzyłoby nowy, stabilny rząd, kierowany przez doświadczoną kadrę oficerską. Kompetentny rząd bez korupcji i oszustw, bez całej reszty tego politycznego bagna, kierowany wedle twardych zasad i starej, wojskowej etyki.
Aneta nie mogła uwierzyć. Plan wydawał się być czystym szaleństwem, tworem chorego umysłu, owładniętego wizją zniszczenia dorobku światowej cywilizacji. Nie mogła domyślić się przyczyn takiego postępowania. Dlaczego Kacper chciał pogrążyć w ogniu cały kontynent? Nie wiedziała do końca jak bezgraniczne jest okrucieństwo tego chłopaka i determinacja, która pchała go do celu z mocą wystrzelonego przez snajpera pocisku.
- To wywołałoby tylko chaos i panikę, a w konsekwencji śmierć tysięcy ludzi. Wojsko mogłoby utworzyć nowy rząd, ale równie dobrze narzucić ludziom nowa dyktaturę! Taki był twój plan? Zmienić ten kraj w piekło, gdzie tacy jak ty mogliby bez problemu mordować ludzi i prowadzić swoje ciemne interesy?
- W 1926 roku, gdy doszło do przewrotu marszałka Piłsudzkiego, ludzie też tak mówili i nazwali go buntownikiem. Historia pokazała, że nie mieli racji. Tak samo jak w przypadku wrześniowej interwencji naszych zachodnich sojuszników, ofiarnej walce po stronie aliantów przeciwko hitlerowcom i nadziei na niepodległość po konferencji w Jałcie.
Kończąc zdanie, chłopak zrobił dwa ostrożne kroki w kierunku Anety, która powtarzała w myślach usłyszane przed chwilą słowa. Zachodni sojusznicy, Anglia i Francja… Londyn i Paryż. Walka z hitlerowcami… Berlin. Konferencja w Jałcie jednoznacznie kojarzyła jej się z narzuceniem sowieckiej władzy… z centralą w Moskwie. Przez moment wyobraziła sobie przedstawioną przez Kellera wizję Europy obróconej w gruzy. Nie miała pojęcia co rzeczywiście nim kierowało, wiedziała jednak, że jedynie ona stoi mu na przeszkodzie. Gdyby udało mu się wydostać walizkę ze statku… konsekwencje byłby niewyobrażalne.
- Ja po prostu wiem jak czują się ludzie opuszczeni i pozostawieni na pastwę losu – mruknął Kacper. – Widziałem i przeżyłem prawdziwą biedę. Sytuacja jest nie do zaakceptowania.
Pomieszczenie wyglądało jak wnętrze rozgrzanego pieca hutniczego. Żar piekł skórę, gęsta para coraz mocniej drapała usta i gardło. Kacper zrobił kolejny krok.
- Musimy uciekać – stwierdził oschle, całkowicie wypranym z emocji głosem, po czym widząc brak reakcji ze strony Anety odwrócił się i ruszył w stronę walizki. Dziewczyna błyskawicznie przesunęła lufę, tym razem mierząc tuż obok niego i wystrzeliła. Kula wpadła w wodę dwa metry przed jego nogami. Przestraszony chłopak machinalnie odskoczył i spojrzał na nią ze złością.
- Uciekajmy stąd - warknął zniecierpliwiony. - Ta łajba zaraz zatonie!
- Ty nigdzie stąd nie pójdziesz! – pokręciła głową. – Na pewno nie z tą walizką. Ona przyniesie śmierć wielu ludziom. Nie mogę na to pozwolić.
Teatralnym gestem rozłożył ręce i zaśmiał się kpiąco.
- Zabijesz mnie? – jego głos, mimo wyraźnego zmęczenia, wydawał się naprawdę rozbawiony. - Bezbronnego człowieka?
- Ty zabijałeś... – pewny dotąd głos Anety w końcu się załamał.
- Owszem, ja. - Przerwał na chwilę i otaksował ją zimnym, świdrującym wzrokiem. - Jeśli teraz pociągniesz za spust, staniesz się dokładnie taka sama jak ja!
Cofnęła się o krok i załkała żałośliwie. Miał rację i wiedział o tym. Rozejrzał się po galerii. Statek trząsł się i drgał coraz bardziej, znów wyraźnie przechylając się na jedną z burt. Stojące jeszcze gabloty i zbroje zaczęły się przewracać i z chlupotem spadać do wody, sięgającej już prawie kolan. Z sufitu odpadło kilka sporych, drewnianych kasetonów, które przy zetknięciu z gorącą taflą wzbijały ku górze strzeliste gejzery. Wokoło nagromadziły się utrudniające widoczność kłęby pary zmieszanej z dymem. Żar płonących ścian piekł skórę. Wysoka temperatura sprawiała, że wyschnięte oczy szczypały uciążliwie, co utrudniało widzenie. Mimo to dziewczyna stała dziarsko z pistoletem wycelowanym w twarz Kellera. Nie mogła się wycofać. Nie teraz, gdy wytrzymała tak długo jako główna uczestniczka tej koszmarnej tragedii.
- Skoro już zdecydowałaś, zrób to! – ponaglił ją, próbując przekrzyczeć rumor katastrofy. – Strzelaj, bo samo stanie przede mną nie wystarczy!
Zrobił kolejny, niewielki krok w jej kierunku. Nie zareagowała. Stali już najwyżej cztery metry od siebie. Głosy w głowie Kellera nasiliły się. Z podbrzusza biła przyjemna fala ciepła, która rozlewała się energicznie po jego organizmie. Oddech przyspieszył. Kacper zaczął tracić nad sobą panowanie, górę brała wściekłość i samoistnie kierowany instynkt bojowy.
- Zabieram walizkę, a ty mi w tym nie przeszkodzisz. Statek jest już prawie pod wodą. Kończy nam się czas. Wychodzę stąd z tobą lub bez ciebie. Masz dziesięć sekund. Wybieraj!
- Nie mogę cię wypuścić. Jesteś potworem... – niemal zaszlochała.
- Nie rozumiesz, że cię kocham, dziewczyno!? - wrzasnął zniecierpliwiony Keller. - Myślisz, że dla kogo przez cały ten czas się narażałem!? Mogłem uciec ze statku w każdej chwili, kiedy tylko chciałem! W każdej chwili i ty dobrze o tym wiesz! Dlaczego zostałem, zamiast po prostu sprzątnąć potrzebne mi akta i zmyć się z tego pływającego grobowca? Zastanów się chociaż przez chwilę!
- Nie prawda!
- Sama wiesz lepiej...

Wiedziała. Zbyt dobrze. Nie mogła tego przed sobą ukrywać. Poza tym, ona również czuła do niego więcej, niż podejrzewała jeszcze przed kilkoma godzinami. Po prostu czuła, że to właśnie ten człowiek. Zakochała się w jego odwadze i rycerskości, a okazał się psychopatycznym mordercą. W gruncie rzeczy uratował ją i pomagał jej, próbując ochraniać przez cały ten czas. Fatum? Przeznaczenie? Okrutny żart losu?
- Wydaje ci się, że jesteś taka dobra, ale tylko dlatego, że ja jestem taki zły. - Keller kiwnięciem głowy wskazał plakat na jednej ze ścian, który umieszczony pośród całego arsenału poprzednich epok, przypominał o głównym celu rejsu i konferencji pokojowej. Przedstawiał młodą murzyńską matkę, trzymająca w rękach wychudzone do granic możliwości niemowlę. Jej twarz wyrażała rozpacz i błagalną prośbę o ratunek dla dziecka, z pewnością przed głodem lub epidemią. Zdjęcie z całą pewnością pochodziło z biedniejszego regionu Afryki, gdyż na drugim planie widać było skromne szałasy i gliniane lepianki. Zero cywilizacji i techniki. Powszechna bieda i ludzka wegetacja, zakończona zwykle brutalną agonią. A wszystko na oczach nowoczesnego świata. Dno nieszczęścia. - Ile razy pomagałaś takim ludziom? W ogóle dostrzegałaś ich na co dzień? Ile dla ciebie znaczą? Dla mnie wiele, bo ja w przeciwieństwie do takich jak ty wiem jak to jest, gdy nie ma się dosłownie nic. Wiem jak czuje się zaszczute przez wszystkich zwierzę. Poznałem smak utraty wszystkiego. Znam strach niepewności o jutro. Nie raz byłem głodny i chory. Nikt mi wtedy nie pomógł, zawsze musiałem radzić sobie sam. Bez choćby odrobiny ciepła. Tylko lodowata pustka. – Umilkł i wypiął dumnie pierś. Zrobił kolejne dwa kroki w jej stronę. Uniósł nieznacznie głowę i tym razem to on spojrzał na nią z pogardą, mimo, że wylot lufy pistoletu znajdował się już niecałe dwa metry przed nim. - Owszem, zabijałem. Ale tylko innych zabójców, gangsterów i kryminalistów. Polowałem na ludzi, ale tylko na tych, którzy byli uzbrojeni i mogli się samodzielnie bronić. Tylko takie polowanie daje prawdziwą satysfakcję. Polowanie, w którym myśliwy może równie dobrze stać się zwierzyną. Wbrew pozorom, nigdy nie zabiłem człowieka, który na śmierć sobie nie zasłużył.
- A jeśli zdetonujesz tą bombę, jaka przyjdzie ci z tego satysfakcja? Zginą tysiące niewinnych ludzi!
- Detonując ją, zapiszę się złotymi literami na kartach historii tego kraju. Uderzę z niepowstrzymaną siłą, większą, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Zniszczę Moskwę. Dosłownie spalę ją do fundamentów. Cały świat będzie patrzył jak rosyjska stolica zdycha w męczarniach. To wszystko. Potem się wycofam i wyjadę na koniec świata. Ten jeden, ostatni gest w hołdzie ofiarom zbrodniczego terroru, za który nikt nigdy nie odpowiedział.
- To szaleństwo... – mimowolnie zaczęła się cofać. Nie bała się tego człowieka jako jednostki, lecz jako ogromu bezgranicznego szaleństwa i nienawiści jaką pałał do wszystkiego co go otaczało. - Jesteś szalonym mordercą. Zginą miliony ludzi.
- Nazywasz to szaleństwem. Dla mnie to zwyczajna dziejowa sprawiedliwość. – Ton Kacpra nadal był spokojny i bezdźwięczny, przemawiał niczym nauczyciel tłumaczący uczniowi tajniki jakiejś naukowej reguły. – Nie było szaleństwem to, jak oni zrujnowali nasz kraj? Masz jakiekolwiek pojęcie o tym, czego dokonały władze sowieckie w czasie wojny i przez pięćdziesiąt lat okupacji?
- Przecież jest skok gospodarczy. Są inwestycje, rozbudowy. Już nie ma wojny, Rosjanie sami twierdzą, że są naszymi przyjaciółmi…
- Prawda objawiona przez nieprzyjaciela – prychnął zdegustowany Keller.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Chcesz zrujnować ten kraj? Pchnąć go na krawędź wojny!? Jaki masz w tym interes, bo na pewno nie robisz tego tylko z poczucia patriotyzmu... Kacper!
Keller wybuchnął szyderczym śmiechem.
- Jestem patriotą – roześmiał się – ale szczerze powiedziawszy masz rację. Od razu wiedziałem, że bystra z ciebie dziewczyna. Wybuch bomby atomowej daje wiele ciekawych możliwości rozwoju sytuacji strategicznej. Na kilka minut przed detonacją można włamać się do któregokolwiek z rosyjskich banków, na przykład w Międzynarodowym Centrum Biznesu i zmusić jego pracowników do przetransferowania nieprzytomnej ilości pieniędzy na własne konta. To już nie miliony, ale miliardy dolarów. Wywołany wybuchem atomowym impuls elektromagnetyczny uszkodziłby wszystkie urządzenia elektroniczne i układy scalone w promieniu wielu mil od epicentrum, łącznie z serwerami bankowymi. Wszystkie dyski twarde i nośniki danych spaliłyby się w ułamku sekundy, definitywnie zacierając wszelkie ślady przestępczej działalności. Wtedy wystarczyłoby uciec z budynku i wydostać się z miasta, co w ogólnym chaosie nie byłoby żadnym problemem. Przy okazji mógłbym z bezpiecznej odległości na własne oczy zobaczyć efekt swojej pracy, napawając się widokiem ogarniętej płomieniami Moskwy.
Zapadła chwila milczenia. Keller znów zabrał głos.
- Nie wiem, jak dalece czujesz się silna, ale na pewno nie wybierzesz ich – kiwnął głową gdzieś za siebie, na wschód – zamiast mnie.
- Kacper, proszę... zostaw walizkę i chodź ze mną. Kocham cię, ale…
- Zdecyduj sama – wzruszył swobodnie ramionami. – Wybór jest twój. Wychodzę z tobą lub bez ciebie.
- Nie mogę…
Pokręciła głową. Nie wierzyła. Ale nie miała dowodów, że kłamie. Przecież mimo wszystko narażał się dla niej i Fritza.
- Kocham cię – powiedział spokojnie, mimo, że żywioł w jakim się znaleźli stawał się coraz groźniejszy i gorętszy. Płomienie lizały ściany już tylko kilka metrów od nich, a dym drapał nozdrza i gardło. - Może jestem zły, ale nie chciałem taki być. Jestem po prostu tym, co ze mnie uczyniono...
Podszedł do niej. Nagle stracił siły. Głosy w jego głowie znów krzyknęły, tym razem wszystkie jednocześnie, a skumulowany strumień dźwięku wywołał falę mdłości. Pozbawiony równowagi chłopak upadł, podpierając się na jednym kolanie. Z bólu zamknął oczy i zacisnął zęby, próbując przezwyciężyć szalejącą w nim burzę gniewu i utrzymac instynkty na wodzy. Tymczasem obniżona lufa Walthera znalazła się kilka centymetrów od jego czoła. Aneta popatrzyła na niego ze smutkiem i czymś jakby współczuciem. Potem skierowała swój wzrok z powrotem na plakat. Dopalał się już całkiem. Twarz młodej murzyńskiej matki zmieniła się w popiół, który odpadał żarzącymi się płatami, rozdmuchiwanymi przez gwałtowne podmuchy. Jedynie na górnym skrawku zobaczyła jeszcze napis wykonany dużą złotą czcionką, którego nie zdążyły jeszcze strawić żarłoczne płomienie.

"Wystarczy, żeby dobrzy ludzie nic nie robili, a zło zatryumfuje." - Edmund Burke.

Popatrzyła z powrotem na Kacpra. Chłopak nadal kurczowo zaciskał powieki, jakby prowadził wewnętrzna walkę z samym sobą. Dziewczyna w myślach powtórzyła sentencję z arkusza jeszcze dwukrotnie zanim podjęła ostateczną decyzję. Właśnie ten krótki cytat był decydującym impulsem. Błyskawicznie ustawiła broń na wysokości skroni chłopaka. Kacper nadal nic nie widział.
- Wiem, że w głębi duszy byłeś dobrym człowiekiem, ale ta droga do niczego prowadzi.
- Nie jestem dobry. – Niespodziewanie chłopak uniósł powieki. Nie było w nich niedawnego zmęczenia, jedynie morderczy instynkt. Dawny Kacper zniknął, zastąpiony przez dziką maszynę do zabijania. Jego oczy były oczami zabójcy. – Ale za to szybki.
Aneta z całej siły szarpnęła za spust, lecz było już za późno. Kacper rzeczywiście miał świetny refleks. Zwinnym ruchem lewej ręki chwycił jej nadgarstek i wykręcił do zewnątrz tak, że lufa pistoletu znalazła się tuż obok głowy nad jego lewym ramieniem. Dziewczyna wprawdzie oddała strzał, ale kula trafiła w ścianę. Huk wystrzału ogłuszył Kellera, rozsadzając mu bębenki w lewym uchu, a wylatujący z lufy płomień poparzył skroń i ucho, jednak chłopak nie dbał o to. Nie czuł bólu ani strachu. Jedynym uczuciem jakie rejestrował był zew drapieżcy. Ułamek sekundy po tym jak zacisnął palce na ręce panny Wilczur, szarpnął ramieniem do tyłu, przyciągając ją do siebie. Dziewczyna straciła równowagę i runęła na klęczącego przed nią chłopaka, który w międzyczasie prawą ręką wyciągnął zza pasa solidny, wojskowy nóż. Zręcznie obrócił go w dłoni, celując ostrzem w brzuch upadającej Anety. Ostry jak brzytwa metal zagłębił się w jej ciele bez oporu. Śmiertelnie ugodzona dziewczyna upuściła pistolet, chwyciła ramiona Kacpra, próbując złapać jakąkolwiek podporę, po czym szarpnęła się spazmatycznie kilka razy, by wreszcie osunąć się na kolana. Ich twarze ponownie znalazły się tuż obok siebie, jakby złożone do kolejnego pocałunku. Keller czuł na swojej twarzy jej słaby, nierówny oddech. Widział gasnące światło w jej oczach, które patrzyły na niego smutnym, oskarżycielskim wzrokiem. Blada cera dziewczyny stawała się z sekundy na sekundę jaśniejsza. Po wykrzywionym bólem policzku spłynęła niewielka łza żalu i rozpaczy. Keller patrzył na to wszystko obojętnie, na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Tymczasem Aneta chciał coś powiedzieć, jednak rozdzierające jej brzuch ostrze zamieniło wyrazy w jeden przeciągły jęk.

- Czy żadnej dziwce nie można zaufać? – Keller wygarnął jej w twarz, szybkim ruchem wyciągając ostrze. Krzyknęła piskliwie, puściła jego ramiona, próbując dłońmi zatamować potężny krwotok, jednak było już za późno. Kilka sekund później osunęła się na bok i zniknęła pod spienioną wodą. Chłopak zamknął oczy i westchnął ciężko. Wstał powoli, próbując zebrać siły. Pociemniało mu przed oczami. Zachwiał się na nogach, ale zdołał ustać. Uśmiechnął się diabelnie. Znowu wygrał. Wiedział, że najprawdopodobniej on też nie przeżyje nocy. Rana postrzałowa była poważna, stracił zbyt dużo krwi. Na dodatek ciężka walka z Goebbelsem totalnie go wykończyła. W pewnym sensie ucieszył się, że nie dożyje świtu. Żadna niewinna osoba nie zginie ponownie z jego ręki. Nigdy już nie skrzywdzi bliskiej osoby. Potwór umrze razem z jego nosicielem. Raz na zawsze. Poza tym odejdzie z honorem, w glorii chwały wojownika, przepełniony satysfakcją, że to właśnie on okazał się najlepszym zabójcą. Nie pokonał go nawet mityczny demon z prastarych epok, którego okrucieństwo przetrwało w legendach całe wieki i tysiąclecia. Zakasłał, gdyż gryzący dym wdarł się do jego gardła. Przygarbił się nieco bardziej i znów zachwiał na nogach, przeczuwając, że za chwile upadnie. Ostatni raz obejrzał się za siebie, na wnętrze zrujnowanej wystawy. Płomienie były już wszędzie, otaczając go złowrogą aureolą. Skóra piekła go na całym ciele, powodując coraz bardziej dokuczliwe podrażnienia. Wymieszana z dymem para szczypała w oczy, drapała gardło i płuca. To był już koniec. Keller powiódł wzrokiem po zwęglonych ludzkich szkieletach, rozrzuconej po sali broń i resztkach mundurów, rycerskich zbroi, samurajskich pancerzy. W blasku płomieni błyszczały wypolerowane ostrza mieczy, włóczni i toporów oraz repliki starej broni palnej, gdzieniegdzie przewijał się też nowoczesny karabin Specnazu. Spomiędzy gruzów prześwitywały metalowe kawałki hełmów, napierśników i tarcz wszystkich znanych epok i armii. Zbroje rzymskich legionistów mieszały się z szatami perskich i arabskich wojowników, pancerze wikingów leżały obok ubrań hiszpańskich konkwistadorów, manekin w mundurze Wehrmachtu wpadł pomiędzy zwłoki dwóch komandosów w rosyjskich kombinezonach ochronnych. Na wpół zalana i wypełniona zgliszczami komnata, obsypywana deszczem iskier z płonących ścian i sufitu, wyglądała teraz jak pobojowisko po gigantycznej, starożytnej bitwie, w której starły się wszystkie historyczne armie świata. Keller uśmiechnął się słabo. Idealne miejsce na śmierć dla wojownika.

Właśnie wtedy poczuł na plecach powiew chłodu. Osłabiony i poparzony chłopak początkowo nie dochodził jego źródła, przyniósł on bowiem orzeźwienie, odganiając żar i duszne, zadymione powietrze. Jednak chwilę później temperatura obniżyła się do tego stopnie, że po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jednocześnie wyczuł za sobą obecność tak wielkiego zła, że obrzydzenie ścisnęło mu gardło. Zesztywniał i pobladł jeszcze bardziej niż dotychczas. Jego twarz przybrała odcień kredy. Niemożliwe, pomyślał ze zgrozą, przecież go zabiłem. Eksplozja powinna rozerwać go na strzępy. Keller zaczął powoli się odwracać, jakby chcąc maksymalnie opóźnić spojrzenie w oblicze swojego najgroźniejszego dotąd wroga. Najpierw tułów, potem ramię, aż wreszcie delikatnie wykręcił głowę i stanął twarzą w twarz z nieprzeniknioną ścianą pulsującego cienia, który niczym dym wlewał się przez próg drzwi gęstymi kłębami. Przypominała gęstą chmurę czarnego gazu, którego smugi ślizgały się tuż nad taflą rozgrzanej wody. Zimna, złowieszcza ciemność promieniowała tak intensywnie, że chłopak z trudem powstrzymywał się od zwymiotowania. Wiedział, że za tą mroczną zasłoną skrywa się tajemnicza istota, która w rzeczywistości powinna już nie żyć. Gdy chmura zatrzymała się najwyżej półtorej metra przed nim, chłopak westchnął z całkowitą rezygnacją i przymknął zmęczone powieki.

- Czym ty, kurwa, jesteś? – wychrypiał ze złością przez zaciśnięte zęby, odruchowo mocniej zaciskając śliskie od potu i krwi palce na uchwycie noża. Postanowił walczyć do końca, nie ulegając strachowi i obrzydzeniu, jakie go ogarnęło. Pokaże, co znaczy prawdziwa ludzka odwaga i determinacja, choćby miał przypłacić to życie, z którym i tak zdążył się już pożegnać. Z podniesioną głową oczekiwał na to, co miało za chwilę wyłonić się z cienia. Nagle w chmurze coś się zakotłowało. Kacper usłyszał plusk wody, wyczuł jakiś ruch i po chwili z głębi wynurzył się jakiś kształt. Zaczął przybierać wyraźne kontury i kolory. Kilka sekund później stanął tuż przed nim w pełnej okazałości. Kacper zobaczył mężczyznę ubranego w elegancki, stylowy garnitur i śnieżnobiałą koszulę. Z jego kołnierza wychodził błękitny, stylowy krawat. Twarz stojącego przed nim człowieka była czysta i elegancka. Kacper spojrzał na wysokie czoło, orli nos i szerokie usta wykrzywione w aroganckim uśmiechu. Jego żołądek przeorała groza. Zmarszczył brwi w bezgranicznym zdziwieniu. Zobaczył samego siebie. Jego sobowtór stał tuż przed nim, emanując złowrogą nonszalancją i spokojem. Sytuacja była nad wyraz wymowna. Obaj byli tacy sami. Dwaj brutalni mordercy, których jedynym sensem życia jest odbieranie tego życia innym i czerpanie z tego jedynej w swoim rodzaju satysfakcji. Obaj nie mogli bez tego żyć. Demon spojrzał z zainteresowaniem w brązowe oczy swojego pierwowzoru. Zobaczył gasnące w nich życie, którego pozostało już tak niewiele. Zaledwie kilka krótkich minut. Zbyt mało życiowej energii, by zaspokoić głód. To było decydującym czynnikiem. Chwycił on Kellera za szyję i zacisnął na niej swoje zimne jak kamień palce, które objęły go mocno niczym obcęgi. Głowa chłopaka machinalnie odgięła się do tyłu. Próbując dramatycznie złapać oddech, wybałuszył przekrwione oczy, które w obłędzie patrzyły na upiorną twarz swojego prześladowcy. Nie drgnął na niej ani jeden mięsień, nie drgnęła nawet powieka. Chłopak poczuł, że przez jego ciało przenika niepojęty chłód. Zdawało mu się, że kostnieje. Zaczął dygotać z zimna. Niekończąca się chwila potwornego bólu trwała najwyżej kilka sekund. Po upływie tego czasu demon niespodziewanie zwolnił uścisk i puścił go. Oszołomiony chłopak runął z pluskiem na kolana, masując palcami obolałą szyję. Wtedy zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. Po tym, jak minął pierwszy szok i wróciła zdolność logicznego myślenia, zorientował się, że już nic go nie boli. Przeciwnie, znów był pełen sił i energii. Z niedowierzaniem podniósł materiał podkoszulka i przejechał palcami po umazanym krwią torsie. Natrafił na miejsce postrzału. Znajdowała się tam niewielka, chropowata blizna. Wyglądała, jakby zagoiła się dawno temu, przed wielu laty. Zupełnie nie bolała. Zaskoczony Keller zaczął intensywnie myśleć. Wtedy pojął, że przez ta krótką chwilę, gdy dotknął go dżinn, dostał od niego telepatyczny przekaz. Coś jakby polecenie.

* * *


Gdy ich umysły połączyły się, zrozumiał, dlaczego potwór nie zabił go, choć miał ku temu wiele okazji. Był zaledwie pionkiem w grze, jaką ustawił demon. Jego zdolność odczytywania ludzkich myśli i emocji pozwoliła mu na samym początku poznać prawdziwą naturę bezwzględnego i bezgranicznie okrutnego mordercy, jaką Kacper skrywał pod maską przystojnego i sympatycznego chłopaka. Dżinn zrozumiał, że może się on przydać w walce z najemnikami. Zabijając ich, zadając ból i polując na nich sprawił, że w ich sercach zagościł strach i niepokój. Wiedział, że z każdym kolejnym trupem, towarzysze broni zabitych będą pałali do niego coraz większą nienawiścią, może nawet w akcie zemsty zaczną zabijać zakładników. Tylko czekał, żeby wchłonąć te wszystkie złe emocje niczym gąbka i zaspokoić odwieczny głód swej nieczystej istoty. Jednocześnie oszczędził zabłąkaną pośród opuszczonych pokładów Anetę, której strach i niewinność były dla niego cenniejsze niż setka zwyczajnych zabójstw. Uważnie obserwował jej ostateczną konfrontację z Kellerem, podczas której chłopak ją zabił. Poświęcenie rzeczy tak cennej jak miłość było dla dżinna potężnym zastrzykiem energii i ostatecznym sprawdzianem, dzięki któremu mógł w pełni zaufać temu człowiekowi, wybaczając mu nawet próbę unicestwienia. Poza tym odnajdywał w tym człowieku pewne minimalne podobieństwo do samego siebie. Widział w nim uosobienie straszliwego zła, którego jedynym celem życia jest zabijanie. Widząc, jak Keller likwiduje coraz większa liczbę ludzi i czerpie z tego czystą przyjemność, starożytny potwór uznał, że w gruncie rzeczy jest taki sam jak on, jego ludzką generacją. Dlatego właśnie teraz postanowił go oszczędzić i wyznaczył mu o wiele poważniejsze zadanie. Wnikając w umysł młodego gangstera natrafił na jego plany wydostania ze statku bomby atomowej i użycia jej w rosyjskiej metropolii. Wyobraził sobie przez moment potężny, oślepiający błysk nuklearnego wybuchu. Chwilę potem widok olbrzymiego, ognistego grzyba, górującego na tle rozświetlonego krwawym blaskiem nieba i wzbijającemu się coraz wyżej ku górze z ogromną prędkością. Oczami wyobraźni ujrzał, jak potężny podmuch fali uderzeniowej zmiata z powierzchni ziemi budynki i wieżowce, zamieniając je w ogołocone szkielety. Widział jak mniejsze budynki obracają się w popiół i rozpadają na kawałki. Widział burzę płomieni, palącą wszystko w promieniu wielu kilometrów, doszczętnie niszcząc i rujnując tętniące życiem miasto. Wyobraził sobie jak ognisty podmuch przewraca samochody i roztrzaskuje je o ściany budynków. Uśmiechnął się na samą myśl o tym, jak pod wpływem olbrzymiego wzrostu temperatury kolejne przecznice zaczyna ogarniać niepowstrzymany pożar. Jego mroczne serce zabiło mocniej na wyobrażenie o rzeszy uciekających w popłochu ludzi, ewakuujących się ze strefy eksplozji. Niemal czuł targającą nimi grozę, gdy z podręcznym dobytkiem biegną ile sił w nogach, mając za plecami górującą nad miastem atomową chmurę. Widział setki zwęglonych ciał, powykręcanych bólem i przedśmiertnymi mękami, wypalone szkielety kamienic, stosy samochodów zmienionych w gorejące wraki. Widział Kreml obrócony w zgliszcza i Plac Czerwony usłany trupami, a wokół tysiące osób umierających w męczarniach pod zwałami gruzów, poparzonych i wycieńczonych, sale szpitalne przepełnione umierającymi na chorobę popromienną. Widział przerażone tłumy ludzi, miliony oczu wlepionych w telewizyjne wiadomości z wyrazem trwogi i rozpaczy, kraj przewrócony do góry nogami, wszystkie służby porządkowe postawione w stan w pełnej gotowości. Widział państwo, rząd i społeczeństwo, które otrzymało należyta karę za całokształt swojego dotychczasowego postępowania. Chaos. Cierpienie. Śmierć. Niewyobrażalna ilość energii. Niepowtarzalna okazja, by móc zdobyć olbrzymią siłę, a może nawet nieśmiertelność. Keller mógł to zapewnić. Dlatego dżinn musiał pozwolić mu uciec ze statku razem z bombą. I właśnie dlatego musiał oddać część swojej mocy, by uzdrowić jego organizm.

* * *


Kacper uniósł nieznacznie głowę, spoglądając pytająco na swojego sobowtóra. Upiór skinął na znak, że dobrze odczytał jego mroczne intencje. Po krótkiej chwili mityczny demon cofnął się i rozmył w ciemnościach. Mroczna materia skurczyła się i zaczęła cofać, odsuwając coraz dalej od Kacpra. Wreszcie zniknęła w mroku korytarza, a jej resztki wsiąkły w ścianę. Razem z nią zniknęło uczucie chłodu i oddzielająca go od pożaru niewidzialna bariera. W chłopaka ponownie uderzył żar i rumor katastrofy. Oczy znów zaczęły dotkliwie piec. Nagle rozległ się głośny trzask. Keller uniósł głowę i spojrzał na sufit, gdzie pojawiła się wielka, zygzakowata szczelina. Statek zaczął pękać. Keller szybko rzucił się w kierunku walizki, chwycił za jej uchwyt i brnąc po kolana w wodzie, ruszył pędem w kierunku klatki schodowej. Miał mało czasu. Losy świata były teraz w jego rękach.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ramirez666 · dnia 28.08.2011 21:47 · Czytań: 762 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:37
Najnowszy:emilikaom