Nadal nie umiem latać. To taka głupia bezradność, bo przecież powinnam umieć, przecież latanie jest proste, wystarczy odbić się lekko od podłoża, szybko ustawić ciało równolegle do niego, poruszyć stopami, unieść głowę, wyginając kręgosłup tak, aby wpuścić wiatr pod klatkę piersiową i już ślizgamy się na powietrzu. U mnie jednak wszystko kończy się na odbiciu. Widzę, że inni latają wokół mnie, wiem, jakie to łatwe i przyjemne, a jednak Ziemia łapie mnie w złudę przyciągania i nie potrafię uwolnić swojej głowy od tych kłamstw. Próbowałam już używać rąk, ale z punktu widzenia zabójczej logiki i nieużytecznej fizyki, mają one zbyt małą powierzchnię. Zmusiło mnie to do wymyślenia skrzydeł, ale że nie chciałam się dla nich pozbywać rąk (potrzebnych mi przecież w życiu), umieściłam je na plecach i wtedy się zaczęło - jakie powinny być? Ptasie, z piórami, czy błoniaste, nietoperzowe? Ptasie szybko odpadły, nie mam na tyle silnych mięśni grzbietu i klatki piersiowej, żeby nimi poruszać, w ogóle moje mięśnie nie potrafią wyobrazić sobie takiego działania, zupełnie nieprzystosowane, a skrzydła przecież musiałyby być olbrzymie, żeby mnie unieść! Postawiłam więc na te nietoperzowe, elastyczne, połączone z ramionami, za dłońmi wzmocnione stelażem z giętkich, ale mocnych kości. Udało mi się złapać trochę wiatru, skoczyłam do przodu, przyjęłam pozycję horyzontalną i poczułam, jak się unoszę. Wyczuwając delikatne ruchy powietrza, szybowałam. Rzucałam czarny, upiorny cień na łąkę, nad którą leciała, a moje serce śpiewało... Wtedy włączyła się głowa i ta część, która podpowiedziała, że delikatny szkielet, usztywniający moje skrzydła może wygiąć się w drugą stronę, jak zepsuty parasol i... właśnie tak się stało, a ja runęłam w dół, budząc się.
Niełatwo jest być aniołem. Ale jeszcze będę próbować.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
soczewica · dnia 01.09.2011 08:13 · Czytań: 1103 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: