Proza » Groteska » FLD 3
A A A
"A ja puszczam maszynerię moją w ruch, moim iskrom mogą gwiazdy pozadrościć..." ( Jerzy Ficowski)

Scena 3

- Rzecznik prasowy fabryki odmówił wystąpienia przed kamerą naszej stacji, oświadczając, że firma wyda oficjalny komunikat po zakończeniu dzisiejszych obrad zarządu... I jak? - pytanie adresowane było do kamerzysty, który pokazał skierowany w górę kciuk. Cień uśmiechu zagościł na wargach reporterki. - Jak głos?
- Możesz trochę ciszej? - zasugerował dźwiękowiec.
- Okey, trochę dodałam przez ten pieprzony helikopter...
- Grażyna, zmiana planu - usłyszeli wszyscy troje w słuchawkach głos dyżurnego wydawcy wiadomości. - Stań na skraju chodnika, niech Jarek bierze cię w stronę ulicy. Muszę mieć nasz billboard w kadrze.
- Pogięło cię? - zaprotestowała dziennikarka. - Mam gadać o fabryce z ulicą za plecami? Chcesz mieć newsa o wypadku w firmie czy o zanieczyszczeniu spalinami?
- Życzenie szefostwa - uciął protesty wydawca. - Jarek, łapiesz, czy tłumaczyć jak dziecku, który billboard?
- Sie robi, panie majster - mruknął kamerzysta. - Ja tu jestem tylko od roboty.
- Grzeczny chłopiec - pochwalił wydawca.

Jola Wesołowska odebrała telefon już po pierwszym sygnale.
- Na zarząd? Jasne. Dzięki, Elżuniu. Już lecę, już lecę - konfidencjonalnie ściszonym głosem zapewniała rozmówczynię. Miała nadzieję, że nie słychać tego przez otwarte drzwi dzielące ją od działu kadr. Wyłączyła komputer, zebrała kilka leżących przed nią arkusików i odłożyła je na stos spoczywający w plastikowej przegródce z napisem "sprawy do załatwienia".
- Wychodzę na godzinkę - rzuciła przez drzwi do kadrowych, wyszła na korytarz i skierowała się w stronę windy.

Kiedy nadąsana pani redaktor, mijając trawnik z równo przyciętym żywopłotem, przechodziła spod głównego wejścia w kierunku chodnika, kamerzysta przesuwał obiektywem po długim szeregu kolorowych prostokątów.

Zaczęło się od jednego billboardu po południowej stronie ulicy Dębowej, naprzeciw budynku zarządu fabryki. Pewnego dnia zamiast umieszczanych na nim reklam piwa i podpasek, pojawił się portret polityka z hasłem "Program Partii Programem Narodu". Nie minęło wiele czasu, a obok ustawiono drugi billboard, z którego wyzierała twarz przyozdobiona miną faceta siedzącego na kiblu. Namawiał do zmian. Następne tablice wyrastały jak grzyby po deszczu. Na trzeciej partyjny hegemon pokazywał swojemu przeciwnikowi gest Kozakiewicza, na co tamten odpowiedział plakatem z wyciągniętym palcem, ale nie chodziło mu zapewne o zgłoszenie się do odpowiedzi. Na kolejnej Pavarotti polskiej sceny politycznej otwartymi dłońmi udającymi ośle uszy i wyciągniętym językiem dawał wyraz swoich uczuć dla oponentów.

Kamerzysta rejestrował wzrokiem pojawiające się na wyświetlaczu kamery hasła plakatów: "Precz z rządem", "Precz z opozycją", "Polska od morza do morza", "Powstań Polsko, zdejm kajdany", "Sahara piaskownicą naszych dzieci", "Na pohybel matołom", "Kto się przezywa, sam się tak nazywa", "Pocałujcie nas prosto w usta". Dobrze rozumiał, który billboard powinien wybrać na tło relacji - bez tej wiedzy nie miałby szans na pracę w telewizji. Kątem oka dojrzał Grażynę ustawiającą się na skraju chodnika i z grymasem spoglądającą w niebo.

Słoneczny uwielbiał loty helikopterem nad swoim miastem. Tak je w myślach nazywał - moje miasto. W latach osiemdziesiątych duże wrażenie zrobił na nim "Czas Apokalipsy" Coppoli. Utkwiła mu w pamięci zwłaszcza fantazyjnie sfilmowana scena nalotu helikopterów na wietnamską wioskę. Gdy jego władza w mieście stała się praktycznie niepodważalna, gospodarskich oględzin włości najchętniej dokonywał z pokładu śmigłowca. Lubił wtedy wyobrażać sobie, że bierze udział w szarży powietrznej kawalerii. Przez jakiś czas zastanawiał się, czy nie kazać zamontować w maszynie aparatury nagłaśniającej, by efektownie nadlatywać nad wybrany cel, ale z żalem zrezygnował z tego pomysłu w obawie przed żartami mediów. Pozwalał sobie tylko nucić pod nosem motyw "Galopu Walkirii", co ze względu na panujący wewnątrz hałas było dla innych uszu niesłyszalne.

Okrążyli miasto od północy i nadlatywali od pólnocnego zachodu. Kiedy zobaczył w dole giełdę samochodową, miał ochotę zrzucić parę lasek napalmu - nie wszystko w jego mieście napawało go dumą. Z giełdą zawsze były kłopoty godzące w wizerunek grodu i jego praworządnych włodarzy, a cholerne pismaki uwzięły się, żeby co roku ten temat wywlekać. Pochylił się z zainteresowaniem. Mijali będący jego dumą, choć przynoszący ciągłe straty, tor samochodowy, nalatując nad upstrzony betonowymi plackami i wstęgami zielony teren FLD.
- Heniu! - Kasztelan obrócił się do jednego z przybocznych, przekrzykując warkot wirnika. - Gdzie to się stało?
- Tam! - Przyboczny wskazał na samotny budynek na uboczu otoczony zasiekami. Kasztelan założył sluchawki, by wydać instrukcje pilotowi, gdy jego wzrok przyciągnęły znaki wyłaniające się z zielonej połaci traw. Przypominały z daleka jakieś hieroglify albo rysunki z Nazca. Ktoś musiał je wyciąć w trawie.

Zadzwonił telefon, przerywając Krzyśkowi Szkudlarkowi surfowanie po stronach odwiedzanych przez UFO-logów. Zamierzał właśnie wysłać kolegom z portalu kosmicznibracia.org zdjęcia dokumentujące jego próby nawiązania kontaktu z pozaziemską cywilizacją i sygnał telefonu był mu bardzo nie na rękę. Odczekal chwilę, ale to nie zniechęciło nieznanego natręta. Z rezygnacją podniósł aparat do ucha, rzucając nazwisko.
- A ciebie co - specjalnie trzeba na zarząd zapraszać? - usłyszał w słuchawce. - I Ożoga weź po drodze, bo się dodzwonić do niego nie mogę.
- No idę już, zaraz będę - westchnął.

Ożoga nie było za biurkiem i Szkudlarek domyślił się, że znajdzie go w Plebsie. Plebs, czasem pieszczotliwie zwany Halą Ludową, był palarnią dla pracowników usytuowaną na drugim piętrze biurowca, nazywaną tak w odróżnieniu od Premium - palarni menedżerskiej na piętrze zarządu. Obie palarnie oddano do użytku niedawno. Wcześniej pracownicy po prostu wychodzili na zewnątrz, zatruwając atmosferę miasta i zapełniając petami ustawione obok wejścia popielniczki. Teraz było to zabronione, nawet w upalne dni. Przyczyną nie były bynajmniej względy natury ekologicznej.

Pewnego dnia z samochodów, które zatrzymały się przed głównym wejściem wysiadła japońska delegacja. Goście w towarzystwie miejskich notabli udali się do budynku. Palące papierosy pracownice administracji i marketingu uśmiechnęły się promiennie na powitanie. Kiedy goście, zwiedziwszy już obiekty fabryki, rozkoszowali się drinkami i kanapkami z kawiorem w saloniku VIP-ów, pan Nakatomi, zapytany przez prezesa Anioła, czy podobało mu się to, co ujrzał, odpowiedział, że jest zachwycony wizytą i prawie wszystko mu się podobało. Prezesowi nie dało spokoju słówko "prawie", więc po długich podchodach i molestowaniu tłumacza, zdobył informację, że pana Nakatomi zdziwiła obecność w takim miejscu prostytutek. - Prostytutki? Tutaj? - uniósł brwi prezes.
- Tak, i to przed głównym wejściem - potwierdził z zażenowaniem tłumacz.

I wkrótce palarnia pod chmurką została definitywnie zamknięta. Płucom palaczy nie wyszło to na dobre, co stwierdził Szkudlarek, próbując w oparach siwego dymu wytropić Ożoga. W środku panował tłok przypominający Krzyśkowi szkolną toaletę podczas przerwy. Przy drzwiach Monika z kadr tłumaczyła Monice z eksploatacji, za co Monika z administracji obraziła się na Monikę od płac. Szkudlarek z determinacją zanurkował do wnętrza. Miał wrażenie, że za moment szkła jego okularów pokryje szara maź. W panującym tu smogu łatwiej było rozróżnić głosy niż twarze. Po lewej miał: No drugi raz w tym miesiącu, ale co ona może, że jej się dzieciak psuje jak chińska zabawka. A po prawej: Prezes lewitował? Patrzcie ludzie, a mówili, że taki prawicowy. Postanowił skierować się w stronę dochodzącego spod okna: Jaja dam sobie uciąć, że ma cycki z silikonu.

- Maryś, rzuć to świństwo, ojczyzna cię wzywa - zawołał w stronę majaczącej w oknie sylwetki dyspozytora transportu.
- Patrzcie, to już nieletnich szczawików tu wpuszczają? - rubaszny jak zwykle Ożóg puścił oko do towarzyszących mu palaczy. Szkudlarek dochodził czterdziestki, ale dla dobijającego sześćdziesiątki Mariana ciągle był gzubem lub szczawiem. Znali się od dwudziestu lat, jeszcze z pracy na lotnisku. Nie palący i dbający aż do przesady o higienę Krzysiek nie wszedłby tu bez ważnego powodu, więc dyspozytor niedbale zgasił papierosa w popielniczce i, wydmuchując resztki spalin, ruszył do wyjścia.
- Kurwa, głodny jestem - zauważył na korytarzu, gdy już zapoznał się z sytuacją. - Jakiś catering będzie?
- Taa... Paluszki... do polizania, chcesz?
- Pieprz się z paluszkami, gzubie.

Szkudlarek zapukał do drzwi. Trzy krótkie, trzy długie. Po chwili drzwi uchyliły się.
- My na zarząd - półgłosem zaanonsował Ożóg.
Kiedy uważne oko zlustrowało postacie przybyszy, drzwi otwarły się szerzej.
- Szybko, już trwa - rzucił ktoś szeptem.
Przeszli między rzędami regałów do mniejszego pomieszczenia bez okien. Za biurkiem królowała puszysta postać archiwistki, Eli Hećko. Obok niej przycupnęła na taborecie Jola z socjalnego. Znali się od dawna, sami swoi. Maciek Karaś, który wpuścił ich do środka, podszedł do szafki stojącej obok kaloryfera i oburącz przesunął ją o pół metra wzdłuż sciany, odsłaniając ziejącą w niej sporą dziurę - pozostałość niedokończonego remontu instalacji grzewczej. W odsłoniętym kominie zanurzały się rury biegnące od kaloryfera. Szczególne właściwości akustyczne sprawiały, że przez odsłonięty otwór słychać było każde słowo wypowiedziane w położonej piętro niżej sali konferencyjnej zarządu.
Ożóg zajął jedyne wolne krzesło. Szkudlarek z Karasiem przysiedli ostrożnie na odsuniętej szafce. Zapanowała cisza. Pięć par uszu nastawiło odbiór na stan czułości godny teleskopu z Arecibo.

Z dołu dobiegał głos dyrektora Piekarskiego. Dyrektor pionu marketingu i usług we właściwy sobie kwiecisty sposób przekonywał zarząd do nowej koncepcji identyfikacji wizualnej firmy, podkreślając walory nowej kolorystyki oraz akcentując korzyści wizerunkowe, jakie fabryka odniesie z zastąpienia liniami falistymi linii prostych. Szkudlarek, przecierając bibułką szkła okularów, zastanawiał się, czy w powiedzeniu, że plecie jak Piekarski na mękach, chodziło o męki wysiadywania na zebraniu.

Panującą w biurze archiwum atmosferę skupienia rozproszył dźwięk melodyjki dobiegający z czyjejś kieszeni. Zamarli. Trzy pary oczu spojrzały na posiadacza telefonu z wyrzutem, jedna para z wyraźnym strachem - dekonspiracja nie obeszłaby się bez konsekwencji wobec pracownicy archiwum. Maciek Karaś gorączkowo wyszarpnął komórkę z kieszeni marynarki:
- Nie mogę rozmawiać, Kasiu. Jestem na zarządzie. Oddzwonię, pa - teatralnym szeptem powiadomił rozmówcę.

Kasia Karaś oburącz przycisnęła słuchawkę telefonu do piersi, po czym z głośnym westchnieniem odłożyła ją na widełki. Przedstawienie osiągnęło cel. Oczy trzech koleżanek z działu fakturowania Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej były w nią utkwione.
- Ach, mój Maciek nie może rozmawiać. Znów wysiaduje na obradach zarządu. Prezes tak się liczy z jego zdaniem, że kroku bez niego nie zrobi - powiedziała ni to do koleżanek, ni to do siebie, głosem, w którym duma walczyła o lepsze z rozmarzeniem.
- To może w końcu go o podwyżkę poprosi - rozległ się drwiący głos młodej dziewczyny przyglądającej się w lusterku swoim rzęsom. - Pojechalibyście raz na porządne wczasy.
Twarz Kasi ściągnął grymas. Miała ripostę na końcu języka, ale w porę się powstrzymała. Mniej ze względu na fakt, że dziewczę było w końcu kierownikiem działu, a bardziej, że to jednak Perełkowska, czyli... córka Perełkowskiego.

Tymczasem w sali zarządu po wystąpieniu dyrektora marketingu zapanowała niezręczna cisza. Żaden z dyrektorów nie chciał zdradzić się z faktem, że nie słuchał zbyt uważnie i niestety nie ma w tej palącej kwestii wyrobionego zdania.
- Czy ktoś z państwa chciałby skomentować wystąpienie kolegi? - zachęcił prezes. Ponieważ nikt nie kwapił się z odpowiedzią, wzrok prezesa poszukał Strzeleckiego. - Adam, twoje zdanie?
Strzelecki nieznacznie skinął głową, po czym zawiesił spojrzenie na Piekarskim.
- Kolego Michale - zaczął, starając się nadać swemu charakterystycznemu sznaps - barytonowi odrobinę ciepła. Niedzielska opuściła głowę, skrywając uśmiech. Wiedziała, co kryje się za tym tonem, a dyrektor marketingu zdecydowanie nie należał do jej faworytów.
- W zeszłym roku twój poprzednik wydał sto tysięcy na system wizualnej identyfikacji. Jeśli dobrze pamiętam, używając dokładnie takiej samej argumentacji jak twoja dzisiejsza, przekonywał nas, że linie faliste koniecznie należy zastąpić liniami prostymi.
- Ale to linia falista bardziej oddaje ideę naszego produktu - wtrącił żarliwie Piekarski.
Strzelecki przyjrzał mu się uważnie, marszcząc brwi. - To już oglądałeś nasz produkt? - zapytał. - A gdzie, można wiedzieć?
- No... nikt go jeszcze nie oglądał - bronił się szef marketingu, rozglądając się wokół, jakby szukał wsparcia. Ale miny zebranych mówiły mu, że nie znajdzie tu sojusznika. Było piątkowe popołudnie. Wszyscy mieli już dosyć.
Adam wyczuł klimat sali i postanowił przyspieszyć egzekucję:
- Po ostatnich zmianach jeszcze dobrze farba nie obeschła. Twoi ludzie wykonali sporo pracy, by oswoić rynek z naszym brandem. To, co teraz proponujesz, to sikanie do własnego piwa.
- No nie! - Piekarski teatralnie rozłożył ręce, ale chichoty zebranych przekonały go do stonowania reakcji.
- Nie ma o czym gadać - Strzelecki kierował resztę wypowiedzi już do prezesa Anioła. - Jeśli mamy jakieś inne sprawy, to sugerowałbym zwięzłość, panie prezesie. Mamy dziś piękne słońce. Jak się szybko uwiniemy, to zdążymy przed zmrokiem zrobić trzy dołki.

Z kilku piersi wyrwało się dyskretne, ale zauważalne westchnienie ulgi. Prezesi spojrzeli na siebie. Skoczylas z niewinną miną zakomunikował:
- Inicjatywa kolegi Adama zasługuje na pełne poparcie władz spółki.
Prezes odegrał mimiczną scenę pod tytułem vox populi vox dei i zwrócił się do Niedzielskiej:
- Pani Haniu, dokończymy w przyszłym tygodniu, proszę znaleźć wolny termin. I niech Makgajwer zniesie mi kije do bagażnika.









Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krzysztof Suchomski · dnia 08.09.2011 21:22 · Czytań: 1109 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
Almari dnia 11.09.2011 18:07
Cytat:
skierowane było do kamerzysty, który pokazał skierowany


Cytat:
wypadku w firmie, czy o zanieczyszczeniu spalinami?


Cytat:
- Heniu! - kasztelan obrócił się do jednego z przybocznych, przekrzykując warkot wirnika. - Gdzie to się stało?
- Tam! - przyboczny wskazał


- po myślnikach zapisałabym wielką literą.

Cytat:
nie wszedł by tu bez ważnego powodu, więc dyspozytor niedbale zgasił papierosa w popielniczce i(,) wydmuchując resztki spalin(,) ruszył do wyjścia.


-wszedłby

Cytat:
Ponieważ nikt nie kwapil


-kwapił


Końcówka najlepsza :) Idealnie oddaje prawdziwy charakter ich ciężkiej pracy. Płynnie, fajnie, z przekąsem, czyli forma ci nie spada, Krzysztofie.

Pozdrawiam
Krzysztof Suchomski dnia 11.09.2011 20:39
Piękne dzięki, Almari. Już biorę się za poprawki.
Wasinka dnia 12.09.2011 00:14
Lekko podana prawda o życiu biurowo-pracowniczym, jeśli można tak to ująć... Podrzucasz przykłady, sytuacje niby czasem absurdalne, a przecież rzeczywistość tu mruga okiem. Przekornie, ze swobodą wykoślawiane (albo i wcale nie... bo nasuwa się przypuszczenie, że takie wykoślawienia naprawdę mają miejsce...), przejaskrawione i wyolbrzymione czasem realia wraz z sylwetkami bohaterów.
Bliższa mi jest tematyka i atmosfera opowieści taty Adasia, jednakowoż i tutaj sposób podania sprawia, że czyta się przyjemnie i zgrabnie.

Takie wybiórcze tylko maluszki, bo tymczasem będę zmykać:

komunikat po zakończeniu dzisiejszych obrad zarządu... i jak? - to ostatnie adresowane - Po wielokropku w tym przypadku dałabym wielką literę, a ponadto dodałabym do "to ostatnie" co ostatnie (pytanie, zdanie itp.), bo jakoś brzmi jak zawieszone w próżni (subiektywnie)

Miała nadzieję, że nie słychać jej przez otwarte drzwi dzielące ją od działu kadr. Wyłączyła komputer, zebrała kilka leżących na biurku arkusików i odłożyła je na stos - jej/ją/je

zebrała kilka leżących na biurku arkusików i odłożyła je na stos spoczywający w plastikowej przegródce na sprawy do załatwienia / - Wychodzę na godzinkę - rzuciła przez drzwi do kadrowych, wyszła na korytarz i skierowała się do windy.– sporo „na” (może „ze sprawami do załatwienia” na przykład), a potem „do”…

wejścia w stronę ulicy, kamerzysta przesuwał obiektywem po długim szeregu kolorowych prostokątów. / Zaczęło się od jednego billboardu po drugiej stronie ulicy – nieco wpadają na siebie strony i ulice

Przez jakis czas zastanawiał się – jakiś

z żalem zrezygnował z tego pomysłu z obawy przed żartami mediów – może – by uniknąć „zz” – „w obawie”?

nadlatywali od pólnocnego zachodu. Kiedy przelatywali nad giełdą samochodową miał ochotę – północnego (literówka); nadlatywali/przelatywali – tak trochę wpada na się; przy okazji – przecinek przed „miał” (Kiedy przelatywali nad giełdą samochodową, miał ochotę)

- A ciebie co? Specjalnie trzeba na zarząd zapraszać? – może myślnik: - A ciebie co – specjalnie trzeba na zarząd zapraszać?

- Czy ktoś z Państwa chciałby skomentować wystąpienie kolegi? – „państwa” dałabym jednak małą literą

Ponieważ nikt nie kwapił się z odpowiedzią, wzrok prezesa poszukał Strzeleckiego. / Strzelecki nieznacznie skinął głową prezesowi – niepotrzebny chyba ten drugi prezes…


Pozdrowienia z księżycem za pazuchą.
OWSIANKO dnia 12.09.2011 01:30
Krzysiu, drogi Krzysiu!

Temat życia „ludzi biznesowego trudu”, można przedstawić stylem pompatycznym i śmiertelnie nudnym, ale Tobie udało się uniknąć takich turbulencji. Na szczęście, bo poważne pisanie o biurowych perypetiach jest zadaniem niepoważnym. Drwiący dystans do opisywanej rzeczywistości świadczy więc o Twoim dobrym smaku.
PS. trochę martwi mnie ilość komentarzy, jednakowoż mnóstwo wpisów nie decyduje o wartości tekstu.

Pozdrawiam
Krzysztof Suchomski dnia 12.09.2011 01:52
Wasinko, Twoje niezawodne oko znów dostrzega przegapione przeze mnie chwasty. Dzięki stokrotne. Poprawię rano.
Marku, dzięki serdeczne za podniesienie mnie na duchu.
Krystyna Habrat dnia 13.09.2011 23:10
Odnajduję tu właściwy dla Ciebie styl pełen polotu, dowcipu i finezji.
W części 1-2 przeszkadzał mi nadmiar dialogów, przez który trzeba się mozolnie przedzierać. Z jednej strony oddaje to celnie rzeczywistość biurową, ale niekiedy zniechęca.
Teraz wg mnie lepiej. Wciąga!
Krzysztof Suchomski dnia 17.09.2011 17:24
Piękne dzięki, Krysiu. Cieszę się, że towarzyszysz moim bohaterom.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty