Moja wina - Miranda
Proza » Obyczajowe » Moja wina
A A A
Są w życiu takie chwile, takie uczucia, że nie wiemy, co z nimi zrobić i jak je wytłumaczyć. Najczęściej lekceważymy i idziemy dalej. Jednak warto się zatrzymać i pomyśleć, zmienić plany. To, co mnie spotkało, potwierdziło prawdziwość przeczucia, które zlekceważyłam.
Ale kiedy ma się dwadzieścia kilka lat, trudno o wielkie doświadczenie i rozsądek, bo skąd? To przecież czas wzlotów, wielkich emocji i marzeń i dlatego najłatwiej popełnić błąd, przeoczyć coś, co nas ostrzega, a potem, po niewczasie, gorzko żałujemy tego przeoczenia.
Kiedy miałam kilkanaście lat, moim marzeniem było skończyć studia, zrobić karierę, zakochać się, wyjść za mąż za tego jedynego, najwspanialszego mężczyznę, mieć domek w ogrodzie, troje dzieci, żyć dostatnio i szczęśliwie. Chyba każda młoda dziewczyna ma takie lub podobne marzenia.
Wszystko było na dobrej drodze. Zdałam maturę, dostałam się na wymarzone prawo. Na czwartym roku na studenckim rajdzie, poznałam Wojtka, cudownego chłopaka. Studiował zaocznie informatykę i pracował. Wynajmował w bloku ładne mieszkanie, miał samochód, kochał muzykę, do tego był przystojny, wysportowany, wesoły, zaradny, pełen radości i planów na przyszłość. Taki o jakim marzyłam. Miłość od pierwszego wejrzenia u mnie i, jak się potem okazało, u niego. Zaczęliśmy się spotykać. Z każdym dniem, przekonywaliśmy się, że jesteśmy jak te dwie połówki jabłka, stworzeni dla siebie. Po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem, potem dał mi pierścionek, tradycyjnie oświadczył się rodzicom o moją rękę i odtąd żyłam jak w bajce.
- Iwonko, najwyższy czas, żebyś poznała moich rodziców - zagadnął, któregoś dnia przy śniadaniu. - Ja twoich już znam, a moi nie mogą się doczekać na ciebie. Znają cię tylko z fotografii, a woleliby zobaczyć oryginał. Wiem, że to daleko, ale samochodem za kilka godzin będziemy na miejscu.
- Skarbeńku, nie teraz - odparłam. - Mam za parę dni ważny egzamin, może jak zdam i trochę odpocznę, co?
Wojtek niby się zgodził, ale widziałam, że nie był zadowolony. Nie lubiłam niedomówień, więc od razu spytałam:
- Hej, w czym rzecz, bo masz minę jakbyś żabę połknął?
Trochę się wykręcał, że nic, że wszystko w porządku, ale po chwili przyznał, że już uzgodnił z rodzicami nasz przyjazd, na tę sobotę.
- Wiesz - dodał szybko - jeśli ci nie pasuje, to odwołam, ale wiem, że mama już zaprosiła babcię, ciotkę i szykuje wielkie przyjęcie na twoją cześć. Cała wieś już o tym wie - dodał, robiąc skruszoną minę.
- No masz! - wykrzyknęłam. - Dzisiaj czwartek, a dlaczego łaskawco wcześniej nie spytałeś, tylko tak zza węgła załatwiasz? Jak teraz odmówisz, to rodzice będą zawiedzeni i od razu dostanę wielki minus u przyszłych teściów. Co to, to nie. Jedziemy, najwyżej podejdę do egzaminu w drugiej kolejce.
Chciałam jeszcze coś dodać, ale on porwał mnie w ramiona, okręcając się jak w tańcu.
- Iwuś! Kochana! - wykrzykiwał, całując gdzie popadło. - Nie wiesz, jak się cieszę. Zobaczysz, gdzie mieszkam, moje ulubione miejsca, rzeczkę za domem, skałkę, na której siadywałem, jak byłem dzieckiem, wszystko ci pokażę, wszyściuteńko.
- No to w takim razie ja gonię do dziekanatu przełożyć egzamin, a ty zajmij się autem, bo takim brudasem nie pojedziemy - wyswobodziwszy się z jego ramion, upomniałam i pospiesznie zaczęłam się ubierać. - Jeszcze trzeba coś kupić, jakieś upominki dla twoich staruszków, jak myślisz?
- Eee, tam - machnął ręką. - Jakie upominki, ty będziesz najcenniejszym upominkiem.
- Kochany wariatuńcio - zawołałam, znikając za drzwiami.
Byłam bardzo ciekawa jego rodziny, bo tyle mi o nich opowiadał; o ojcu, który ma ogromną pasiekę i jest zapalonym myśliwym, o matce wiejskiej bibliotekarce, urządzającej konkursy czytelnicze dla starszych mieszkańców wsi, o babci, która jak wypije swojej naleweczki, to mówi wierszem, o psach, kotach i królikach, hasających po podwórku. Dla mnie, miastowej dziewczyny, znającej wieś tylko z okna pociągu albo samochodu był to baśniowy świat, do którego niebawem miałam wejść.
Mieliśmy wyjechać w piątek rano, ale Wojtek oświadczył, że pojedziemy nocą, bo w dzień to duży ruch i gorąco, a nocą, drogi puste i jazda przyjemna. Byłam zdziwiona, bo do tej pory nie lubił nocnych eskapad. Nawet trochę się posprzeczaliśmy, ale pomyślałam, że przecież to on prowadzi, nie będę się wymądrzać, więc dałam spokój i przystałam na nocną jazdę. Wszystko było przygotowane do drogi. Jeszcze wieczorem poszliśmy do kościoła, pomodlić się, bo miałam taki zwyczaj, że przed podróżą, czy jakimś ważnym wydarzeniem, zachodziłam na chwilkę do kościoła. Tego nauczyła mnie mama i babcia. A teraz były dwie okazje: podróż i spotkanie z jego rodziną.
Kiedy klęczeliśmy przed bocznym ołtarzem, nagle poczułam jakiś chłód, jakby ktoś włączył wentylator z zimnym nadmuchem. Skuliłam się i przysunęłam do Wojtka.
- Iwonko, co jest? - spytał szeptem. - Ty się trzęsiesz.
- Nie wiem - odszepnęłam. - Nagle zrobiło mi się zimno, bardzo zimno.
Uśmiechnął się do mnie, przytulił jedną ręką i jeszcze chwilę modliliśmy się.
- Wojtuś, wyjdźmy - poprosiłam, wstając z klęczek. - Coś kiepsko się czuję.
Wyszliśmy i jakoś tak odruchowo powiedziałam.
- A może jedźmy jutro rano? - spojrzałam na Wojtka. - Takie mam dziwne przeczucie, żeby dzisiaj zostać w domu. I to zimno w kościele, nie wiem... Tak mi nieswojo...
- Iwonko, nie przesadzaj - przerwał mi, śmiejąc się. - Jakie przeczucie, jaki niepokój i co do tego ma zimno w kościele. Po prostu miałaś takie wrażenie, mnie było ciepło. A może masz coś z żołądkiem? - Dopytywał, szukając przyczyny mojego kiepskiego nastroju.
- Nie, już dobrze - uspokoiłam go, chociaż wcale tak nie czułam. - Może to żołądek, a może jakaś infekcja. W domu napiję się gorącej herbaty, to mi przejdzie.
Przy kolacji Wojtek coś opowiadał, a ja nawet nie bardzo słuchałam, tylko cały czas myślałam o podróży i, jak nigdy wcześniej, zaczęłam się obawiać. Miałam wrażenie, jakby wewnętrzny głos odradzał ten wyjazd, że coś złego może się wydarzyć. Wojtek był tak podniecony, że nie chciałam mu już suszyć głowy i spróbowałam się odprężyć. Może to nadmiar emocji z powodu wyjazdu do jego rodziców, zastanawiałam się. Nalałam sobie lampkę wina i po chwili byłam już spokojniejsza. Aaa, chyba jestem przewrażliwiona, on dobrze prowadzi, samochód sprawny, niepotrzebnie panikuję, zganiłam się w myślach. Wojtek był już gotowy, więc i ja szybko zebrałam swoje rzeczy i wyszliśmy.
Dzisiaj wiem, że moje przeczucie mnie nie myliło. Nie dojechaliśmy do jego rodziców. Byliśmy całkiem blisko.
- Jeszcze tylko trzydzieści kilometrów i będziemy w domu - powiedział Wojtek, zwracając twarz w moją stronę. - Obudź się śpioszku, bo... - To były jego ostatnie słowa.
Nie wiem co się wydarzyło, bo drzemałam i dopiero jego słowa obudziły mnie, ale w tym samym momencie poczułam, że spadamy. Samochód zrobił kilka koziołków i zaraz stanął na kołach. Wystraszona spojrzałam na Wojtka, na jego bezwładnie zwisającą głowę zalaną krwią i zemdlałam. Nie wiem kto nas znalazł i kiedy, ale gdy oprzytomniałam, było już jasno, a ja leżałam na noszach, z maską tlenową na twarzy. Na drugich noszach widziałam czarny foliowy worek. Zaczęłam krzyczeć, miotać się, ale szybko dostałam w rękę zastrzyk i film mi się urwał.
W szpitalu przeleżałam kilka tygodni. Miałam wstrząs mózgu, długo byłam nieprzytomna, do tego uszkodzony bark, ale najgorsza była moja psychika. Nie mogłam się pogodzić z tym, że już nie ma Wojtka i nigdy nie będzie. Nie byłam nawet na jego pogrzebie. Nie chciałam już żyć. Nie wiem jak wyszłabym z tego kryzysu, gdyby nie moi rodzice. Matka nie odstępowała mnie na krok, bo po wypadku zostałam przewieziona do szpitala w naszym mieście. Ojciec załatwił mi urlop dziekański, ale na studia już nie wróciłam.
Kiedy wyszłam ze szpitala, poszłam do kościoła, w którym byłam ostatniego dnia z Wojtkiem i wykrzyczałam Panu Bogu cały swój ból. Od tego czasu przestałam się modlić, chodzić na msze. Nie chciałam takiego Boga, który mi zabrał mojego ukochanego i tak ciężko doświadczył. I za co, za to, że tak bardzo kochałam?
Rodzice namawiali mnie na powrót do domu, ale ja nie chciałam opuścić mieszkania, gdzie przeżyłam tyle cudownych chwil z Wojtkiem. Czułam jakby on był cały czas ze mną.
Wieczorami, zaparzałam dwie filiżanki kawy, włączałam telewizor, siadałam w naszym ulubionym fotelu i oglądałam film, tak jak robiliśmy, gdy żył. Czasem wydawało mi się, że słyszę jego śmiech, albo westchnienie. Wiedziałam, że to tylko moja wyobraźnia, ale było mi z tym lepiej.
Po trzech miesiącach od wypadku zadzwonił telefon. Miałam zamiar nie odebrać, bo z nikim nie utrzymywałam kontaktów, a rodzice dzwonili zawsze na komórkę. Dzwonek na chwilę zamilkł, ale po paru minutach odezwał się ponownie.
- Co za namolna istota - mruknęłam pod nosem, niechętnie podchodząc do telefonu.
- Nie ma mnie dla nikogo - rzuciłam do słuchawki i już chciałam odłożyć na widełki, gdy usłyszałam swoje imię.
- Iwonko, to ty? - pytał kobiecy głos.
- Tak - burknęłam niezbyt grzecznie - a o co chodzi?
- Iwonko, to ja, matka Wojtusia - kobieta mówiła cichym, drżącym głosem. - Możesz ze mną porozmawiać? - spytała trwożliwie.
Usiadłam z wrażenia. Chciałam coś powiedzieć, cokolwiek, ale po prostu nie mogłam sklecić paru słów. Kurczowo ścisnęłam w dłoni słuchawkę.
- Czego pani chce ode mnie? - wydusiłam.
- Dziecko, chcielibyśmy cię poznać, bar... - ostatnie słowo zawisło w eterze.
W słuchawce słychać było spazmatyczne łkanie. Oprzytomniałam gwałtownie, jakby ktoś wylał kubeł zimnej wody na moją głowę.
- Przepraszam panią, nie spodziewałam się takiego telefonu - usprawiedliwiałam swoje niegrzeczne pytanie - przepraszam, ale ja jeszcze nie mogę, nie jestem gotowa. Pani rozumie, prawda?
- Tak, rozumiem - padła odpowiedź. Głos zabrzmiał już spokojnie. - Ale jeśli tylko będziesz miała ochotę i potrzebę, to pamiętaj, że czekamy na ciebie. Zawsze będziemy czekali - dodała cichutko.
- Dziękuję - wydukałam. - Chciałabym kiedyś odwiedzić grób Wojtka, tylko nie znam adresu.
- Zapisz, dziecko, zapisz i przyjedź, jak tylko będziesz mogła. Ja niedawno wyszłam ze szpitala...
- Ach, tak? Nie wiedziałam, bo skąd? Współczuję pani - zaczęłam mówić cieplej, bo nagle dotarło do mnie, że przecież nie tylko ja cierpiałam, że matka odczuwa większy ból, straciła syna i nic ani nikt nie jest w stanie go zastąpić.
Podała mi adres, numer telefonu, życzyła spokoju i powodzenia w życiu, po czym się rozłączyła.
Długo siedziałam i rozmyślałam. Ta rozmowa poruszyła mnie. Niby taka mało znacząca, a jednak zrobiła na mnie duże wrażenie. Zaczęłam inaczej trochę patrzeć na to, co się stało. Do tej pory byłam pogrążona w swoim bólu i nic się dla mnie liczyło. Zganiłam się w myślach za tak wielki egoizm, za to, że ani raz nie pomyślałam o rodzicach Wojtka, o jego matce, o ich cierpieniu i wielkiej, niepowetowanej stracie. Im dłużej myślałam, tym bardziej upewniałam się, że powinnam tam pojechać. Nie tylko na grób Wojtka, ale do jego rodziców, poznać ich, pocieszyć, bo byłam przecież jakby cząstką ich syna. To mnie kochał, ze mną miał się ożenić, więc poniekąd stałam się nieformalnym członkiem rodziny.
Kiedy opowiedziałam mamie o telefonie i rozmowie, usłyszałam coś co mnie zaskoczyło.
- Iwonko, ja już dawno miałam cię o to prosić. Ojciec Wojtka był u ciebie w szpitalu, ale ty byłaś jeszcze wtedy nieprzytomna, a potem nie chciałam ci mówić, tak bardzo cierpiałaś. Czekałam, aż całkiem dojdziesz do siebie. Obiecałam ojcu, że przyjedziesz do nich. Bardzo o to prosił. Myślę, że poznanie ciebie jest im potrzebne, tobie też pomoże, nie uważasz?
- Mamo, mogłaś mi już dawniej powiedzieć - wyrzucałam matce. - Ty wiesz, ze ja miałam żal do jego rodziców, że się mną nawet nie zainteresowali i z początku bardzo oschle potraktowałam jego matkę. Jest mi wstyd, ale to przez ciebie. Gdybym wiedziała...
- Możesz mieć żal do mnie - matka objęła mnie i przytuliła - ale gdybyś była na moim miejscu, nie postąpiłabyś inaczej. Każda matka chroni swoje dziecko.
- Już dobrze mamo - odparłam. - Pojadę, ale jeszcze nie teraz. Najpierw muszę znaleźć pracę, bo nie podjęłam studiów, a żyć z czegoś trzeba. Nie chcę być nadal na waszym garnuszku.
- Twoja wola - zakończyła rozmowę mama. - Ja też uważam, ze praca będzie dobrym antidotum na twoje zmartwienie, no i własny grosz, to już coś.
Zatrudniłam się w Domu Opieki, jako opiekunka. Ta praca, chociaż bardzo trudna i niezbyt dobrze płatna, dawała mi zadowolenie i pozwoliła przez kilka godzin dziennie oderwać się od smutnych myśli, bo musiałam opiekować się samotnymi, schorowanymi ludźmi, niekiedy bez rodzin, a tak bardzo potrzebujących ciepła, uśmiechu i czułości. Przy nich zapominałam o swoim bólu, bo oni cierpieli bardziej. Ja byłam młoda i miałam życie przed sobą, a ich życie dobiegało końca i większość była tego w pełni świadoma. Marzyli tylko o jednym, żeby umrzeć we własnym domu, ale tego domu już nie mieli. Niektórzy z nich mieli dzieci, wnuki. Opowiadali z taką radością o swoich bliskich, a jednak nigdy nikt do nich nie przyjeżdżał, nie zabierał na święta. Zobaczyłam jaki los potrafi być okrutny. Mnie odebrał ukochanego człowieka, a im całe rodziny, dorobek życia i radość.
Ta praca wzmocniła mnie i zahartowała. Przepracowałam tam ponad rok, potem wróciłam na studia, bo doszłam do wniosku, że szkoda zmarnować tego, co osiągnęłam, tym bardziej, że Wojtek na pewno chciałby, żebym skończyła studia. Na wszystko co robiłam, patrzyłam teraz jego oczyma i chyba dobrze, bo ja byłam dziewczyną bujającą w obłokach, a on podchodził do życia bardzo serio i praktycznie. Miałam wciąż wrażenie, że on jest gdzieś blisko i czuwa nade mną.
Od tej pory moje życie zamykało się między uczelnią i domem. Zaczęłam dorabiać przepisywaniem na komputerze. Nawet dobrze sobie radziłam i to, co zarobiłam, wystarczało na opłaty i skromne życie. Rodzice też coś tam dorzucili i nie było tak źle.
Nie interesowało mnie żadne towarzystwo i imprezy. Stałam się odludkiem. Jedyną rozrywką były książki i słuchanie muzyki z naszych płyt. Do kościoła nadal nie chodziłam i nie potrafiłam się też modlić. Ten rozdział w moim życiu był zamknięty. Rodzice bardzo nad tym ubolewali, ale musieli się pogodzić.
Po ukończeniu studiów, zaczęłam szukać pracy w wyuczonym zawodzie. Udało się. Za miesiąc miałam rozpocząć staż w kancelarii adwokackiej, więc pomyślałam, że nadszedł już czas, aby pojechać na grób mojego Wojtka, pokazać mu dyplom i odwiedzić jego rodziców. Podróż była uciążliwa, z przesiadkami, ale dotarłam do celu szczęśliwie, chociaż umęczona.
Z duszą na ramieniu stanęłam przed okazałym drewnianym domem, otoczonym girlandą winorośli. Ogródek przy wejściu tonął w różowych malwach i różnokolorowych powojach. W niewielkich oknach, pyszniły się czerwone pelargonie. Stałam jak urzeczona, gdy nagle skrzypnęły drzwi wejściowe i zobaczyłam w nich drobną, skromnie ubraną kobietę, z krótką fryzurą niemal białych włosów. Serce podskoczyło mi do gardła. Wcześniej przygotowałam sobie scenariusz przywitania, ale zaskoczona nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam jak manekin na wystawie, bąkając coś pod nosem. W końcu zebrałam się w sobie.
- Dzień dobry - powitałam ją drętwym głosem. - Jestem Iwona, przyjechałam, tak jak obiecałam.
W pierwszej chwili matka zaniemówiła i patrzyła na mnie jak na zjawę, a jej oczy były zimne i nieruchome, ale po chwili rozłożyła ręce i uściskała mnie.
- Boże, to ty? - wykrztusiła. - To ty, Iwonka naszego Wojtusia? Dziecko, dlaczego dopiero teraz?
Po tych słowach wtuliła się we mnie, szlochając. Płakałyśmy obie, stojąc w uścisku. Kiedy podszedł ojciec, nie wiedział co się stało. Odsunęłam się od matki i powiedziałam kim jestem. On zrobił dokładnie to samo co matka. Potem wprowadzili mnie do domu. Rozebrałam się, dostałam gorącej herbaty i usiedliśmy na kanapie. Zaczęli mi opowiadać o tym, jak wtedy czekali na nas, jak dowiedzieli się o wypadku, o ciężkiej chorobie matki po śmierci syna, o pogrzebie i wielu jeszcze różnych sprawach.
Wojtek był jedynakiem i rodzice zostali sami. Tak bardzo było mi ich żal, polubiłam ich od pierwszej chwili, a oni mówili do mnie córeczko, to było takie wzruszające i wyciskało łzy z oczu.
Matka zastawiła stół. Ojciec przyniósł garniec pachnącego miodu. Jadłam z apetytem, bo głód mi już doskwierał. Czułam, że się cieszą, że bardzo czekali na mnie. Nie wiedzieli czym mnie ugościć. Przed wieczorem poszliśmy na cmentarz. Kiedy zobaczyłam grób Wojtka i fotografię na nagrobku, nie wytrzymałam. Padłam na kolana i wyłam z bólu. Dopiero wtedy mój żal osiągnął apogeum. Rodzice odeszli, zostawiając mnie samą. Nie wiem ile czasu tak klęczałam, z twarzą przy płycie, ale chyba długo. Z tego wszystkiego, nie pokazałam mu dyplomu. W pewnym momencie poczułam rękę na swoim ramieniu. To ojciec podszedł i delikatnie mnie podniósł.
- Chodź córeczko do domu - powiedział. - Już czas, zaraz będzie ciemno.
Zostałam u nich na noc. Spałam w pokoju Wojtka. Matka pytała czy chcę tu, czy w innym pokoju, ale ja chciałam w jego pokoju. Mogłam znowu być razem z nim. Dotykać jego przedmiotów, spać w jego łóżku.
- Nic nie zmieniłam - mówiła matka. - Wszystko jest zachowane tak jak miał Wojtuś. Tylko to nam po nim zostało.
Kiedy wyszła, zobaczyłam na komódce fotografię w ramce. To była nasza wspólna fotografia, z wycieczki nad zalew. Usiadłam na łóżku i zaczęłam znowu wszystko sobie przypominać. Dzień po dniu, aż do tego wyjazdu, ale nie płakałam, tak jakbym na cmentarzu wylała resztkę łez.
Usnęłam bardzo późno. Nie miałam żadnego snu, chociaż w domu często w snach widziałam Wojtka.
Obudziłam się wypoczęta i spokojna, jakby pobyt w jego domu i spotkanie z nim na cmentarzu ukoiły mój ból, położyły kres cierpieniu. Chciałam odjechać na drugi dzień, ale uprosili mnie, żebym została dłużej. Cztery dni minęły w rodzinnej, ciepłej atmosferze. Zauważyłam, że matka jakby rozpogodziła się, uśmiechała się do mnie, głośniej i żwawiej mówiła. Ojciec był bardzo opiekuńczy, wesoły, tylko czasem przy stole zamyślał się i nagle wychodził z pokoju. Każdy cierpi na swój sposób, pomyślałam.
Na drugi dzień poznałam babcię, stareńką panią, podpierającą się laseczką, szczuplutką, siwiuteńką, z cieniutkim warkoczykiem okręconym wokół głowy, ale z oczami pełnymi blasku. Przed wyjazdem, sama poszłam na cmentarz. Już nie płakałam, siedziałam na ławeczce przy grobie i opowiadałam Wojtkowi o moich osiągnięciach, uczuciach. Pożegnałam Wojtka, jego rodziców, obiecując ich jeszcze kiedyś odwiedzić i wróciłam do domu, żegnana łzami, z dwoma słojami miodu w prezencie.
Mogłam jeszcze tam zostać, bo prosili o to, ale nie chciałam. Zrozumiałam, że muszę zacząć żyć na swój rachunek. To co było już nie wróci. Pamięć o nim zachowam i wspomnienia będą mi towarzyszyć, ale nie mogę zagrzebać się w przeszłości, bo życie mi ucieknie. Pobyt w jego domu, z rodzicami, zakończył moją żałobę. Moja mama miała rację, to było im i mnie potrzebne.
Tylko wciąż mam żal do siebie, że nie sprzeciwiłam się Wojtkowi co do czasu wyjazdu, że zlekceważyłam to swoje przeczucie, którego doznałam w kościele. Może gdybyśmy pojechali w dzień, żyłby do dzisiaj i bylibyśmy razem? Tego nigdy się nie dowiem i o tym będę wciąż myśleć.
Przestałam gniewać się na Boga, bo to ja zlekceważyłam Jego ostrzeżenie. Teraz już wiem, że to było ostrzeżenie. Bóg nic nie zawinił.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Miranda · dnia 10.09.2011 12:43 · Czytań: 1503 · Średnia ocena: 4,25 · Komentarzy: 40
Komentarze
Dobra Cobra dnia 10.09.2011 20:15 Ocena: Bardzo dobre
Dziękuję Ci za to opowiadanie.

Pozdrawiam
Miranda dnia 10.09.2011 20:20
To ja dziękuję za czytanie;)
Elwira dnia 10.09.2011 20:39
Z uwagami przyjdę jutro, bo niewygodnie mi wypisywać w łóżku. I przyznam się, że nie chciało mi się dorywać od tekstu w celu wypisania brakującego przecinka. Na razie więc tylko napiszę, że to opowiadanie wzrusza i porusza, a jednocześnie ma w sobie dużo gorzkiej prawdy.
Pozdrawiam.
Miranda dnia 10.09.2011 22:48
Dziękuję Elwiro
To opowiadanie napisałam dość dawno temu kiedy zaczynałam pisać teksty i teraz widzę kilka niedociągnięć. Ciekawa jestem Twoich uwag
Pozdrawiam;)
Wasinka dnia 11.09.2011 00:29
Bardzo prawdziwa historia, napisana prosto, a przez to chyba bardziej nawet dociera i staje się jeszcze prawdziwsza, bliższa... Czasem miałam tylko wrażenie lekkiej sprawozdawczości (głównie już po śmierci Wojtak), ale to pewnie tylko wrażenie... Bo ogólnie opowieść poruszająca, czytałam z łezką w tle...
Widzę, że Elwira przyjdzie jeszcze z uwagami, to tymczasem ja uciekam ;)
Pozdrowienia księżycowe.
Darksio dnia 11.09.2011 00:31
Przejmujące. Małe zastrzeżenia co do formy, bo troszkę nazbyt opowiadane na zimno, sprawia wrażenie streszczenia filmu, jakbyś opowiadała film obejrzany w kinie, przejmujący, ale nie dotykający bezpośrednio. Narracja pierwszoosobowa ma swoje prawa, a Ty ich nie uszanowałaś. Niemniej udała Ci się opowieść.
Miranda dnia 11.09.2011 02:33
Wasinko
Darksiu
Z pokora przyznaje Wam racje. Czułam ze mi czegoś brakuje w tym opowiadaniu ale nie wpadłam na to, ze popełniłam fuszerkę w narracji
Wielkie dzięki i serdeczności;);)
Thorgal dnia 11.09.2011 09:58
Tak. Ładna historia. Wydaje mi się, że gdyby podrążyć bardziej emocje, kumulujące się wewnątrz po śmierci ukochanego, bardziej je '' wywlec '' na światło dzienne, ukazać stronę psychologiczną - zrobiłoby to tekstowi na jeszcze lepsze.
Pozdrówka :)
Miranda dnia 11.09.2011 12:39
Witam Thorgalu
Zgadzam się i za jakiś czas postaram się przepracować tekst
Pozdrawiam;)
Elwira dnia 11.09.2011 15:36
nie wiemy(,) co z nimi zrobić

Cytat:
i jak je wytłumaczyć. Najczęściej lekceważymy i idziemy dalej. Teraz wiem,

wiemy, wiem – za blisko

Cytat:
zmienić swoje plany. To(,) co mnie


swoje bym wycięła

,
Cytat:
przeoczyć coś(,) co nas ostrzega,


Cytat:
dziewczyna ma takie, lub podobne marzenia.


Tu bez przecinka

Cytat:
studenta z innej uczelni. Studiował zaocznie


studenta, studiował – wpada na siebie

Cytat:
informatykę i pracował. Wynajmował w bloku ładne mieszkanie, miał samochód i kochał muzykę, do tego był przystojny, wysportowany, wesoły i taki opiekuńczy, zaradny, pełen radości i planów na przyszłość. Taki o jakim marzyłam. Miłość od pierwszego wejrzenia u mnie i(,) jak się potem okazało, u niego. Zaczęliśmy się spotykać i z każdym dniem,

zrobiłabym coś z nadmiarem i, bo straszna sieczka wyszła


Cytat:
Wojtek niby się zgodził ze mną,


Ze mną – zbędne

Cytat:
od razu spytałam.
- Hej, w czym


dwukropek zamiast kropki

Cytat:
tylko tak z za węgła załatwiasz?


Zza

Cytat:
Co to(,) to nie.


Cytat:
Nie wiesz(,) jak się cieszę. Zobaczysz(,) gdzie mieszkam, moje ulubione miejsca, rzeczkę za domem, skałkę, na której siadywałem(,) jak byłem



Cytat:
Która(,) jak wypije swojej naleweczki,


Cytat:
kotach i królikach(,) hasających po podwórku.


Cytat:
z okna pociągu, albo samochodu, był


a tu oba przecinki bym wycięła

Cytat:
o podróży i(,) jak nigdy wcześniej, zaczęłam się obawiać.


Cytat:
bo po wypadku, zostałam przewieziona


bez przecinka


- Zapisz(,) dziecko, zapisz i przyjedź(,) jak tylko będziesz mogła.

Cytat:
Zaczęłam inaczej trochę patrzeć na


Trochę inaczej albo samo „inaczej”

Cytat:
i nic się dla mnie liczyło.


Nie liczyło

Cytat:
że ani raz nie pomyślałam o rodzicach


razu
Cytat:
oderwać się od smutnych myśli, bo musiałam opiekować się samotnymi,

2 razy się

Cytat:
że szkoda zmarnować tego, co osiągnęłam,


to, co osiągnęłam

Cytat:
Wojtek na pewno chciałby, żebym skończyła studia. Na wszystko(,) co robiłam, patrzyłam teraz oczyma Wojtka


Wojtek, Wojtka – powtórka

Cytat:
sobie radziłam i to(,) co zarobiłam,


Cytat:
Ten rozdział był zamknięty w moim życiu.

Ten rozdział w moim życiu był zamknięty.

Dużo tego wyszło, ale i tekst maleńki nie jest. Jeszcze raz powtórzę. Dobry, wzruszający, pełen prawdy, gorzkiej prawdy tekst. czasem trochę za szybko, wolałabym, żeby emocje nie były nazywane, ale opisywane, wtedy lepiej się je czuje. Boję się tylko, że gdybyś weszła w psychologię postaci, to czytelnik ryczałby od połowy tekstu. Nie ma więc tego złego :)

Pozdrawiam słonecznie i życzę udanego niedzielnego popołudnia.
Miranda dnia 11.09.2011 15:54
Wielkie dzięki Elwiro
Az tyle tego sie uzbierało
Poprawie jak kupie jutro nowa klawiaturę bo nie działa prawy alt i kilka liter

Pozdrawia:)
Krzysztof Suchomski dnia 11.09.2011 16:29
Mirando, masz dobrą historię do opowiedzenia, ale ona opowiedziana w sposób konwencjonalny trochę traci. Historia ma swój dramatyzm, lecz on blaknie, ponieważ do czytelnika dociera to przez filtr wspomnień narratorki, które toczą się spokojnym, wyważonym tempem.
Przesłanie opowiadania byłoby chyba mocniejsze, gdybyś osią opowiadania uczyniła właśnie owo boskie ostrzeżenie. Tekst zyskałby na dramaturgii, gdyby zacząć go od sceny w kościele, a potem retrospektywnie wyjaśnić czytelnikowi kim są bohaterowie. Zyskasz wtedy wyrazistą klamrę spinającą całość.
Uwaga techniczna: tekstowi dobrze zrobi "przewietrzenie" czyli dodanie odstępów między akapitami - będzie bardziej przyjazny dla zmęczonego oka.
Pozdrawiam
Miranda dnia 11.09.2011 16:39
Krzysztofie już poprzednicy mieli podobne uwagi
Zgadzam się i spróbuje skorzystać z Twojej rady tylko jak zrobię porządek z klawiatura bo nie działa prawy Alt i kilka liter a pisanie - kopiuj wklej to udręka i strata czasu
Dziękuję i pozdrawia serdecznie:)
zajacanka dnia 11.09.2011 21:01
Ależ Mirando, potrafisz opowiadać. Historia dramatyczna, wyciskająca łzy - mam oczy na mokrym miejscu i poddaję się emocjom. Kiedyś pisałam Ci, że zbyt skrótowo piszesz - dziś tej relacji nie brakuje niczego.
Pozdrawiam z chusteczką w zanadrzu...
Miranda dnia 11.09.2011 23:01
Zajacanko, jedyna nie wytykasz skrótowości
Dziekuje i pozdrawia:)
Almari dnia 12.09.2011 15:18
Przecinków nie wypisałam, bo i po co, skoro mi, Mirando nie ufasz :)

Mam podobne zdanie co Krzysztof. Emocje przyćmił sposób narracji, który skutecznie owe emocje ucina i niszczy w zarodku. Ja osobiście, podczas czytania, kompletnie nie odczułam tego żalu i bólu po stracie kogoś bliskiego, nie byłam w skórze bohaterki, nie mogłam być. Te opisy brzmią niestety trochę trywialnie. Poszłam, zrobiłam to i to, a to mi się nie podobało, bo tak. Nie chodzi mi oczywiście o jakiś nadmierny patos, ale według mnie gdybyś nadała treści lekką nutę metaforyki, wyszłoby lepiej. Także mi taka prostota wypowiedzi nie odpowiada, ale jak widać są i tacy, co o lubią :)
I jeszcze jedną uwagę mam. Dialogi momentami są bardzo przerysowane i brzmią bardziej komicznie niż poważnie. Tak, no nie wiem, wręcz filmowo.

Pozdrawiam skromnie, mam nadzieję, że niczym nie uraziłam w opinii :)
Miranda dnia 12.09.2011 17:23
Almari, zaskoczona jestem. Dlaczego sądzisz, ze ja Ci nie ufam. Nigdy nic takiego nie napisałam, a nawet nie pomyślałam. Jestem wdzięczna każdemu kto mi wytyka błędy, szczególnie interpunkcję, bo z tym mam nadal na pieńku. Od dłuższego czasu nie zaglądasz do mnie, myślałam, że nie masz ochoty i już, ale nie sądziłam, że w czymś zawiniłam.
To opowiadanie jest jednym z moich pierwszych. Dopiero na portalu spostrzegłam wiele niedoróbek i zgadzam się z uwagami. Niektórzy się wzruszają inni mniej, a Ty wcale, niemniej tekst jest jaki jest i z początku mnie samej się podobał, ale teraz już widzę pośpiech i braki w przekazie emocji. Portal to świetne miejsce i ja bardzo się cieszę, ze tutaj zawitałam. Dziękuję serdecznie za komentarz i uwagi. Zapraszam na zaś. Pozdrawiam;)
Almari dnia 12.09.2011 17:33
Tak mi się wydawało, co do tej interpunkcji, że mi nie ufasz, bo poprzednio wolałaś zaczekać na Wasinkę. Wasinka zna się lepiej, wiadomo, ale ja też jak jestem czegoś pewna to to punktuje, choć zawsze mogę się pomylić, nie jestem nieomylna :) Ale raczej staram się nie wprowadzać nikogo w błąd. No, ale mniejsza już o to, nie mam ci za złe :)
Ja po prostu wolę inny sposób pisania. Pragnę zwrócić jednak uwagę na fenomen moich odwiedzin pod twoimi tekstami pomimo rozłamu w czuciu i odbiorze tekstów. :) Bo wiesz, skoro się tak wszyscy zachwycają, to może ze mną coś jest nie tak i tak sobie przychodzę tutaj w nadziei, że tym razem będzie inaczej. Ale chyba jednak to kwestia mojej wrażliwości :)

Pozdrawiam gorąco
Miranda dnia 12.09.2011 18:11
I bardzo dobrze, że przychodzisz. Ja cenię szczere i prawdziwe oceny. Ochy i achy mam na blogu(!), ale to tylko głaskanie, a ja chcę się czegoś nauczyć, skoro już zaczęłam pisać. Serdeczności zostawiam;)
Jack the Nipper dnia 12.09.2011 18:57
Jak na moje odbieranie smutnych tekstów to jest dobrze wyważone - nie ma wyciskania łez, ale pewne wzruszenie sie pojawia i dobrze. Są emocje, można sie wczuc w to, co przeżywa bohaterka. Jej relacja jest juz dość chlodna, jakby po latach zeszło z niej największe napięcie.
Jedyne co, to jakoś mi dziwnie wygląda fakt, że przyjechala do niedoszłych teściów tak późno. Ich reakcja wygląda jakby nie minęło tyle czasu. No nie wiem, może dla mnie czas leczy tak rany, dla inych nie, ale to mi troche za długo sie wydawało.

Poza tym jest bardzo dobrze.
Miranda dnia 12.09.2011 19:14
Witam i dziękuję za przeczytanie.
Autor ma dylemat, bo co komentarz to inna ocena. Ale tak chyba powinno być. To prawda, że trochę upłynęło czasu, ale każdy inaczej przeżywa swoje smutki. Iwona najpierw uporządkowała swoje życiowe sprawy; studia, pracę, a dopiero potem odważyła się sięgnąć do tego co w niej tkwiło głęboko. To opowiadanie nie jest fikcją. Czasem życie pisze inny scenariusz niż nam się wydaje.
Dziękuję i pozdrawiam.;)
Krystyna Habrat dnia 13.09.2011 20:59 Ocena: Świetne!
Robi wrażenie. Tu nie pasują żadne banalne słowa, jakie często daje się w komentarzach. Opowieść trzyma w napięciu. Wydaje się autentycznym przeżyciem autorki, choć domyślam się, ze tak nie jest. Po prostu to opowiadanie jest bardzo sugestywne i to najważniejsze. Potrafiłaś przekazać emocje dziewczyny i wywołać rezonans w czytelniku. Brawo za pierwszą osobę. To wzmacnia autentyzm.
Dotąd skupiłam się na psychologii bohaterki i pozostałych osób, pozostających w cieniu, ale jest jeszcze strona niedopowiedziana, duchowa, to przeczucie. Ujmujesz to wszystko prosto, bo sam temat niezwykły, trudny i pasuje przedstawić go z prostotą.
Powtórzę:robi wrażenie. Lubię takie teksty.
Miranda dnia 13.09.2011 21:46
Dziękuję Sokol. Dodajesz mi ducha. Pozdrawiam;)
Adela dnia 13.09.2011 22:27
Wzruszająca historia, która zaciekawia. Wciągnęła mnie z butami. Czytając, cały czas miałam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze.
Zastanawiam się dlaczego napisałaś ten tekst tak prosto. Oczywiście jest w tym wyznacznik tego, że czytelnik dzięki prostemu stylowi może odbierać historię realnie, ale z drugiej strony jednak byłabym za pozbawieniem się prostego rodzaju przekazu, ale nie całkowitym wyeliminowaniem, aby tekst zyskał więcej literackich plusów.

Pozdrawiam serdecznie,
A.

Pozdrawiam,
A.
Miranda dnia 13.09.2011 22:56
Adelo, dlaczego prosto? Nie umiem na to odpowiedzieć. Taki mam sposób pisania. Jestem wciąż na początku... Może się wyrobię.
Dziękuję i pozdrawiam.
Krystyna Habrat dnia 14.09.2011 11:00 Ocena: Świetne!
Jeszcze ja na temat prostoty Twojego stylu, który wyżej pochwaliłam. Wydaje mi się, że o sprawach bardzo trudnych, niezwykłych, a takimi są przeczucia, śmierć, żałoba, wielkie przemiany w życiu, należy mówić w sposób prosty, bez stylistycznych ozdobników, bo tak przemawiają najsilniej. Z drugiej strony niekoniecznie ma to być sposób narracji sprawozdawczy, gazetowy, pasujący bardziej do reportażu, choć i tu niezbędna jest finezja i takie układanie słów, bo co trzeba zaakcentować, czymś zafrapować, wywołać emocje.
Wydaje mi się, że Ty jesteś pośrodku tego. Unikasz kwiecistości (niemodne), ozdobników, wyszukanych figur stylistycznych, emocjonalności (jednak), ale trochę popadasz w sprawozdawczość opisu. Ale tak można też pisać i dlatego oceniałam na 6, bo całość robi od początku silne wrażenie. Piszesz niby nieemocjonalnie, a zarazem wywołujesz takim beznamiętnym stylem silne emocje. I to dopiero sztuka.
Muszę przypomnieć sobie inne Twoje teksty i porównać.
Przeczytaj pierwsze 16 linijek tego teksu i pomyśl, czym ta opowieść wyróżnia się od tysięcy podobnych historii. Na pewno pierwszym akapitem, który zapowiada coś niezwykłego, a potem banalna historia opisana banalnymi słowami, zwrotami. Np: pasują, jak dwie połówki jabłka, co jest powiedzeniem nazbyt obiegowym. Można i tak, ale niech tej zwykłości nie będzie w nadmiarze, bo znudzi. Trzeba zaskoczyć jakimś słowem, niecodziennym porównaniem. Dopiero scena w kościele budzi czujność, że dalej nie będzie tak zwyczajnie. Myślę , że specjalnie wybrałaś ten kontrast dotychczasowego zwyczajnego stylu , by w odpowiednich momentach tym ostrzej zaatakować emocje.
Zatem słusznie oceniłam wysoko.
Miranda dnia 14.09.2011 12:21
Sokol, bardzo klarownie przekazałaś swoje uwagi, doceniam to i dziękuję. Jestem trochę zakłopotana, bo po Twoim komentarzu, czuję się zobowiązana szczerze wyznać, że pisząc tekst, nigdy niczego nie planuję i nie staram się dobierać słów, stylu itp. Po prostu siadam, zaczynam pierwsze zdanie i już powstają obrazy razem z pisaniem, aż do ostatniego wersu. Nie potrafię planować, ozdabiać, z zamysłem szukać oryginalnych środków wyrazu, Wiem, że to zła maniera, ale z pisania według przemyślanego wcześniej szkicu, nic mi nie wychodzi. Poza tym, dziesiątki lat pracy w administracji dają o sobie znać: styl sprawozdawczy.
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie
Tjereszkowa dnia 14.09.2011 13:26
Witaj Mirando. Przeczytałam tekst mocno mokrym okiem. Dla mnie forma idealna. Prosty język podkreśla wrażenie autentyzmu zdarzeń. Wydaje mi się, że gdyby przekaz był bardziej soczysty w emocje, poszedłby za bardzo w patos albo w przerysowany thriller w amerykańskim stylu. Twoja historia mnie zatrzymała i na pewno zostawiła we mnie ślad. Pozdrawiam :)
Miranda dnia 14.09.2011 14:00
Witaj Tjereszkowa
Daaawno nie zaglądałaś do mnie, tym bardziej mi miło. No widzisz, Tobie jest w sam raz, z czego się cieszę. Masz rację, że nie każdy temat nadaje się do okraszania ozdobnikami. Ja jestem zwyczajną, prostą kobietą i tak widzę świat.
Pozdrawiam serdecznie:)
Krystyna Habrat dnia 14.09.2011 17:09 Ocena: Świetne!
Wiesz, ja również zdaję się na intuicję, czyli natchnienie. Niby przestudiowałam różne książki z zakresu poetyki i kilka poradników, ale gdzieś mam w głowie podpowiedź, że najlepiej samemu kształtować swoje pisanie, swoją twórczość. Mam gdzieś w notatkach nazwiska kilku wielkich pisarzy, np Kafka, którzy popełniali wielkie odstępstwa od reguł, jakby ich nie znali, albo lekceważyli, ale dzięki temu byli oryginalni i wielcy. Liczy się najbardziej ciekawe spojrzenie na temat i wykonanie.To coś co wyróżnia daną rzecz z morza podobnych i układnych. Pisz więc, jak Ci dyktuje serce. Każdy ma swoją metodę. Pozdrawiam Krystyna H.
Krystyna Habrat dnia 14.09.2011 18:02 Ocena: Świetne!
Teraz może się zastanawiasz, to po co wysilam się na dobre rady? To dlatego, że reguły najlepiej podpierają natchnienie.
Miranda dnia 14.09.2011 18:05
Dziękuję Krystyno. Mam podobne zdanie, ale wiesz jak to jest, większość zwraca uwagę na reguły i zasady i budzi to pewien niepokój u piszącego. Pozdrawiam Grażyna Sz.
Wasinka dnia 14.09.2011 18:20
Wpadłam tylko na chwilę, żeby coś krótko wyjaśnić. Napisałam wcześniej o sprawozdawczości, owszem, ale to nie miało nic wspólnego z prostotą języka, o której później tak wiele zostało powiedziane. Jeśli historia opowiedziana jest prosto i wywołuje emocje - to w tym jej urok i siła. Ckliwość językowa nie wchodzi w grę.

A reguły podczas pisania? Chyba nie ma takich. Każdy pisze, jak mu dusza podpowiada.

Pozdrowienia wieczorne.
Miranda dnia 14.09.2011 19:02
Wasinko kochana, ja nie mam pretensji, rozważam każdą uwagę, a wiadomo, że i tak nie sprostam w pisaniu, aby wszyscy jednakowo odbierali, bo to nie miałoby sensu. Cieszę się, że zaglądasz do mnie tak jak i pozostali komentujący. Pozdrawiam serdecznie;)
Hedwig dnia 15.09.2011 07:36 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobry jest ten tekst Mirando
Miranda dnia 15.09.2011 13:43
Hedwigo, witam i dziękuję. ;)
Ela Samek dnia 19.09.2011 22:41
Mirando to Twoje opowiadanie, miejscami z pewnością każdy z nas by trochę inaczej ”ujął bieg wydarzeń”, niemniej krok po kroku poprowadziłaś nas przez kolejne fazy żałoby, po stracie bliskiej osoby, aż do stacji „pogodzenia”. To dobrze napisany tekst.
Miranda dnia 19.09.2011 23:02
Dziękuję Elu za czytanie i dobrą ocenę. To prawda, że każdy ma swój styl narracji. Ja piszę prosto, bez przejaskrawień. Miło mi, że się podoba. Pozdrawiam
anik122 dnia 22.10.2011 01:03 Ocena: Bardzo dobre
Czytałam ten tekst już dawno i byłam pewna, że dałam komentarz, ale widzę, że jednak nie. Dzisiaj, kiedy tu zaglądam, nadal pamiętam, o czym czytałam, więc to chyba coś znaczy :) Nie myśl, że piszę, żeby się odwdzięczyć, bo to nie w moim stylu. Twój tekst zapadł mi w pamięć i lubię takie właśnie teksty, pisane prosto, a mające w sobie masę uczuć :) Ładnie to napisałaś.
Miranda dnia 22.10.2011 01:17
Anik122, dziękuję. Nie mam żadnych skojarzeń. Pozdrawiam serdecznie
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty