„Stopklatka i… akcja!- czyli z kamerą wśród ludzi”.
Dostałam na urodziny kamerę. Super, co nie? Tylko, że ja nie wiem dokładnie, co miałabym nią „kamerować”. Właściwie to nie wiedziałam, bo teraz już chyba wiem- WSZYSTKO!!!
Mam piętnaście lat i oglądam sporo filmów. Od komedii po horrory. Wiem, jak musi wyglądać film, żeby był interesujący dla potencjalnego widza. Reżyserzy jednak wyznają najwidoczniej jedną zasadę: „Każdy temat jest dobry na film, trzeba go tylko dobrze zrealizować.” Czasami beznadziejne historie cieszą się ogromnym zainteresowaniem. (Nie podaję tytułów, bo jeszcze kogoś urażę…) Dostrzegłam jednak pewną regułę, a mianowicie adaptacje filmowe książek są baaardzo pospolite. Ciekawe dlaczego? Zaczynając od lektur, które nie zawsze chcą dać się przeczytać, po młodzieżowe bestsellery. Te ostatnie często biją rekordy popularności. Fani uwielbiają porównywać książki do ich kinowych wersji. Ale mój film taki nie będzie… Ja, jako początkująca szycha wśród zaszczytnego grona filmowców, stworzę arcydzieło! Wszyscy je będą podziwiać i chwalić… No, jeśli nie teraz (widzowie nie zawsze potrafią zrozumieć autora), to kiedyś na pewno- wtedy, kiedy społeczeństwo dojrzeje do tego typu ekranizacji.
Dobra, wiem już, że mam kamerę i nie zawaham się jej użyć! Znajomość z panią Spielberg- tak ją nazwałam, na cześć (moim zdaniem) najlepszego reżysera na świecie Stevena Spielberga- rozpoczęłam od… przeczytania instrukcji obsługi. Miało być profesjonalnie i nie chciałam jej zepsuć. To by dopiero było! „Wielkie dzieło nie powstało, bo kamera nie wytrzymała bliższego kontaktu z jej operatorem.” Nie, nie, nie. Zaczęłam od podstaw. Dowiedziałam się, jak ją uruchomić i oduruchomić (czytaj: wyłączyć). Tak dobrze przygotowana wyszłam z nią do Ludzi- moich Aktorów.
Nic tak nie ciekawi człowieka jak… inny człowiek! Od pra pra pra pra pra pra dziejów interesowało nas życie pozostałych. „A co jej się stało?” „A gdzie on kupił ten samochód?” „Ile za niego dał?” „Pewnie przepłacił!” „Ona miała wypadek!” „Ją okradli!” „Dostała banię z matmy.” To wredne i bezczelne, ale większość ludzi uwielbia żyć życiem sąsiadów, wiedzieć co się dzieje- WSZYSTKO wiedzieć. To brzydkie i godne potępienia zachowanie, co nie zmienia faktu, że idealnie pasuje na film.
Swoją pierwszą produkcję postanowiłam zakwalifikować do: komedii. A co! Będzie śmiesznie, to dobrze. Śmiech to zdrowie. Jeśli dzięki mojemu filmowi ludzie będą żyć dłużej i obejrzą go uśmiechnięci, to stanie się to dla mnie największym wyróżnieniem i uznam, że swoje bojowe zadnie wykonałam na szóstkę z plusem.
Mam mnóstwo pomysłów i jednocześnie żadnego. Dam radę i podołam temu zadaniu. Nigdy się nie poddawać i zawsze dzielnie iść do przodu. Co tylko, jeśli na mojej drodze do Oscara w kategorii: „Najlepszy reżyser” stoi wielkie drzewo? Tak ogromne, że obejść się nie opłaca, bo szkoda czasu, a wejść na nie nie sposób? FILM. Wiem, o czym będzie. Nawet aktorów się znajdzie. Śmiesznych ludzi nie brakuje. Filmiki na polski w życiu nie raz się skręcało, więc to też nie problem. Muzyka plus efekty specjalne to pikuś (no, może Pan Pikuś, bo to różnie bywa…). Uważam jednak, że komplikacje to nieodłączny element tego zawodu. Tu coś nie pójdzie, tam czegoś zabraknie. Jak ktoś jest człowiekiem z rodzaju pechowców, to automatycznie możliwość porażki zwiększa się wprost proporcjonalnie. Czy to strach? Raczej taka motywująca adrenalina. Przecież jeśli mi nie wyjdzie, to świat się nie zawali. To i tak tylko hobby. Fajne hobby…
Wszyscy lubimy odnosić sukcesy. To nas podbudowuje. Pomaga uwierzyć w siebie- we własne możliwości. Różnie natomiast radzimy sobie z porażką- jednych to motywuje, innym podcina skrzydła. Jak to będzie w moim przypadku? Zawsze (powtarzam: ZAWSZE), należy mieć tak zwany: Plan B- być przygotowanym na wszystko. Powiem tak: Mi nic się nie stanie, ponieważ mam wyjątkowo twardą skórę. Gorzej jeśli chodzi o panią Spielberg. Może wylądować na strychu. Zapewniam jednak, że jej tam długo nie zostawię! O nie! Wrócę i dalej będziemy razem nakręcać to, co widzimy. Nasz wspólny punkt widzenia. Mój punkt widzenia. Niby przedmiot, a mówię o nim jak o osobie. (Ma nawet imię!). Tak to już jest, że czasami wolimy pobyć sami. Sam na sam z własnymi myślami, emocjami. Ja mam tę potrzebę, że dzielę się nimi z innymi- za pomocą kamery.
Dostałam ją na urodziny. Mam ją już jakiś czas. Zabieram ją do parku, szkoły, gdy wychodzę na miasto. Jesteśmy dwie- nierozłączne. Uwieczniam wszystko i wszystkich. Arcydzieło na miarę Oscara powstaje. Czas płynie powoli. Film nie może być nudny, więc trzeba wycinać tylko interesujące momenty. Słowo: „AKCJA!” pada kilka razy dziennie z moich ust. To wspaniałe, że dzisiejsza technologia pozwala robić takie rzeczy.
„Niby nic, a cieszy.”- taki będzie tytuł filmu. Odnosi się do przyrządu kamerującego (każdy widział kamerę i wie, że to naprawdę nie jest nic wielkiego) i fabuły. Śmieszny kawał opowiedziany w drodze do domu, rozmowa dwóch sąsiadek pod sklepem, powiedzenie jakiejś plotki pani w kiosku na ucho i nakazanie jej, aby nikomu nie powtarzała (czego oczywiście nie robi i poufnie przekazuje informację kolejnym klientom). Zwykłe życie, zwykłych ludzi, widziane oczyma nastolatki. Nastolatki z kamerą.
Nie wiem, co dalej będzie. Możliwe, że to godne nagrody dzieło zostanie tylko umilaczem lekcji lub rodzinnych spotkań. Nigdy nie dozna pochwały, na jaką zasługuje. Nie o to jednak w tym chodzi, żeby cos komuś udowadniać. Trzeba być z siebie zadowolonym. Mi taka satysfakcja wystarczy. Nie potrzebuję rozgłosu, aby poczuć się spełnioną na tym polu. Carpe diem! Dziś zaczynasz filmową karierę, jutro wpadnie ci do ręki ołówek i naszkicujesz śliczny obraz. Przywilejem młodości jest możliwość wyboru. My nic nie musimy. My możemy. Ja chcę filmować, bo to lubię. Sprawia mi to przyjemność- czy to się komuś podoba, czy nie!
Dodatkowym plusem w nagrywaniu filmów jest to, że można stać się współtwórcą współczesnej kultury. Do tej pory byłam tylko jej konsumentem- chodzę do kina, czytam książki itp. W momencie, kiedy SAMA coś zrobię i ja dołączę do szerokiego i zaszczytnego grona ludzi powiększających nasz ludzki dorobek kulturowy. Film jest sztuką. Nie ma co do tego wątpliwości.
Dostałam na urodziny kamerę. Super- wiem. Teraz wiem też, co z nią zrobię. Może kiedyś ktoś o mnie usłyszy? Fajnie by było… Co nie?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
mandragora_ · dnia 21.09.2011 20:27 · Czytań: 4377 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: