W powszedni wieczór, już po robocie,
pora na spacer, więc ducha hartem
wtłaczał się Stefan w windy światłocień,
który go zwoził aż na sam parter.
Stamtąd, niespiesznie szlifując chodnik,
kopiąc przed siebie szczęśliwy kamyk,
ciągnąc za sobą nogawki spodni,
był z każdym krokiem bliżej nirwany.
Pierwszy przyklasnę, że ruch to zdrowie,
lecz z bewegunkiem nie przeginajmy! –
tak sapał Stefan, a złoty środek
do osiedlowej kierował knajpy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
czastykl · dnia 24.09.2011 07:51 · Czytań: 586 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: