Modus operandi Marka Niecnoty - Figiel
Proza » Humoreska » Modus operandi Marka Niecnoty
A A A
Marek Niecnota nie był co prawda miejscowym przygłupem, ale też nie należał do osób specjalnie popularnych we wsi.
Nie dlatego, że zawsze chodził w gumiakach, nie dlatego, że miał rzadkie włosy, rybie oczy i nieustannie mrugał prawie bezrzęsnymi powiekami, nie dlatego w końcu, że jego kartoflany nos był zawsze czerwony, a uszy dziwnie odstawały od głowy.
Właściwie nie wiadomo, czemu Marek nie cieszył się aż taką sympatią mieszkańców, jak choćby Janek Kowalik, na widok którego uśmiechały się największe miejscowe zrzędy, mimo, że jedyne co robił, to krążył po wsi z nieodzownym piwem w ręku.
Marek też krążył, ale chyba jakoś inaczej.
A może irytował ludzi nawykiem rozpoczynania każdego zdania od „no to”, czemu zawdzięczał przezwisko "No - to - Marek", albo krótko - "Nocik".
Był facetem w zasadzie lubianym, bo przecież nikomu nie pyskował i z nikim nie zadzierał, ale nic ponadto. Ot, zwykły Marek.
Nocikowi jednak wydawało się, że ludzie wcale go nie szanują, a czasem nawet wyśmiewają po cichu, choć przecież nie był gorszy od innych. Wręcz przeciwnie - uważał, że rozum ma, i to nie byle jaki, tyle, że nie może go w pełni zaprezentować. Też właściwe nie wiadomo, dlaczego.
Miał Nocik żal do świata, że zawsze stoi na uboczu zdarzeń, albo wlecze za innymi na szarym końcu i nikt, zupełnie nikt z nim się nie liczy.

Pewnego letniego dnia usiadł na ławce przed domem, zapalił papierosa, zapatrzył na kolorowe malwy i myślał, co by tu zrobić, żeby przynajmniej raz w życiu być kimś ważnym. Tak ważnym, żeby wszyscy o nim mówili.
"O czym to ludzie gadają najczęściej?" - zastanawiał się głęboko.
Ano o tym, komu się córka puściła, i czy jest w ciąży.
Ale Nocik nie miał córki, która mogłaby mu w ten sposób pomóc.
O tym jeszcze, komu się chałupa spaliła.
Ale chałupa Nocika była solidna, murowana z nową elektryką, a nawet piorunochronem. I w ogóle, szkoda by jej było.
I rzecz jasna, gadali o tym, kogo okradli.
Pół roku temu, po włamaniu do sklepu spożywczego cała wieś szeptała po kątach, że jego właściciel, Wojtek nieźle na tej kradzieży wyszedł.
Zmarszczył Nocik czoło i z tym zmarszczonym czołem siedział przed chałupą jeszcze godzinę, a potem wstał uśmiechnięty i otrzepał spodnie.
"Tak! Upozoruję włamanie do domu" - pomyślał zachwycony własną pomysłowością.
I puścił wodze fantazji.
Widział otaczających go gromadą sąsiadów, jak przygnani ciekawością, chciwie słuchają jego słów, gdy barwnie opowiada o tym niesłychanym zdarzeniu. Słyszał plotkarki powtarzające szeptem, że miał w domu schowane zwitki szeleszczących banknotów. Dolarów, albo euro - kto wie… A to znaczy, że majętny z niego człowiek, tylko z bogactwem się nie obnosi, i resztę majątku pewnie bezpiecznie w banku trzyma. Co jak co, ale biednego przecież nie okradają!
I widział te panny, przymilnie uśmiechające się do niego w nadziei, że zawiesi na nich mrugające pojrzenie.
Miał już gotowy plan i dobrze wiedział, jak go przeprowadzić. Nie darmo wieczorami oglądał kryminały.
Spieszno mu było do pełnych podziwu spojrzeń, więc natychmiast rozpoczął przygotowania.

Najpierw poszedł do pokoju i otworzył przepastną, trzydrzwiową szafę. Metodycznie wyjmował ubrania, oglądał je uważnie, niektóre rzucał niedbale na podłogę, inne chował do torby podróżnej. Białej, bawełnianej koszulce poświecił najwięcej uwagi i obejrzawszy ją krytycznie, z niezadowoleniem pokręcił głową. Zaraz jednak jego twarz rozjaśnił uśmiech, po czym ściskając koszulkę w garści wybiegł z pokoju i za kilka minut wrócił z podobną, tyle, że czarną. Ostrożnie ułożył ją w torbie.
"Bardzo dobrze" - pochwalił się w myśli. - "Teraz czas na alibi".
W filmach zawsze trzeba mieć alibi, czyli kogoś, kto potwierdzi, że w krytycznej chwili było się w Palermo, albo w Los Angeles, albo na Guadalcanal, albo gdziekolwiek indziej, byle nie w okolicy miejsca przestępstwa. W najgorszym przypadku u kumpla na wódce.
Nocik jednak - z wiadomych powodów - nie mógł być w żadnym z tych miejsc.
"Muszę na niby wyjechać, ale tak, żeby wszyscy widzieli" - postanowił.
Ale kto zwróci uwagę na zwykłego Nocika, wsiadającego do jeszcze zwyklejszego autobusu?
Też go to martwiło.
Podrapał się więc w głowę, potem za uchem, cmoknął dwa razy językiem i po chwili już wiedział, co powinien zrobić.
Z czeluści szafy wydobył czerwone trampki, które kiedyś dostał od ciotki i dotąd wstydził się nosić, właśnie z powodu ich rażącej czerwieni.
Ciotka obdarowała go również pomarańczową koszulą w hawajskie wzory i niemodnymi, przykrótkimi, zielonymi spodniami, które sama otrzymała w paczce z darów. Wszystko to dawno temu wręczyła Nocikowi w zgrabnej paczuszce jako prezent urodzinowy, a on tę paczuszkę upchnął w najdalszym kącie szafy, gdzie spokojnie leżała sobie do dziś.
Teraz ją wyciągnął, szybko przebrał się i stanął przed lustrem.
Z uznaniem stwierdził, że wygląda jak papuga, więc trudno go nie zauważyć. Mimo wszystko, czuł się jakoś głupio, toteż dla dodania sobie powagi wcisnął na głowę starą maciejówkę i zachwiana pewność siebie natychmiast wróciła na właściwe miejsce.
Wrzucił do torby jeszcze parę drobiazgów i wyszedł z domu starannie zamykając drzwi na klucz.

Nie poszedł jednak prosto do autobusu, tylko przez godzinę krążył po wsi, przechadzając się powoli i dostojnie, witając skinieniem głowy każdego, kogo zobaczył.
Ukłonił się nawet grzecznie przechodzącej obok Kalisiakowej, której nie lubił - zresztą, z wzajemnością – a ona, równie grzecznie odwzajemniła pozdrowienie i dopiero dwie chałupy dalej uświadomiła sobie, że ten kolorowy cudak, którego minęła to nikt inny tylko Nocik. Stanęła jak wryta i obejrzała się, ale już go nie zobaczyła, bo zniknął za wiatą przystanku.
Właśnie podjeżdżał autobus.
Nocik kupił bilet u kierowcy, po czym - chcąc mieć pewność, że niczego nie zaniedbał - wrócił jeszcze na schodki pojazdu i wychylając się mocno na zewnątrz pomachał ręką mężczyznom stojącym pod sklepem. Potem, bardzo z siebie zadowolony usiadł wygodnie w fotelu.
Nie widział więc, że na jego widok Janek Kowalik upuścił prawie pełną butelkę piwa, a potem zaklął siarczyście, zaś Zenek Sieluk, który wraz z nim piwo degustował, zaniósł się krztuszącym kaszlem.
Kierowca ruszył, zmierzywszy uprzednio osobliwego pasażera nieufnym spojrzeniem, więc Nocik szybko wlepił wzrok w szybę i zacisnął zęby.

Przystanek, na którym wysiadł był oddalony o pięć kilometrów od wsi i znajdował się tuż przy granicy z lasem.
Ledwo autobus zniknął za zakrętem, Nocik dał nura miedzy drzewa i po chwili marszu znalazł się na małej, cichej polance.
Rozejrzał się konspiracyjnie dokoła, a upewniwszy się, że nikt go nie widzi z ulgą zrzucił pstrokate ubranie. W zamian, wyciągnął z torby swoje najlepsze, czarne niedzielne spodnie od garnituru i czarne lakierki, mało używane, bo zakładał je tylko raz w tygodniu, gdy szedł do kościoła. Całość uzupełnił czarną - no, powiedzmy, że czarną – bawełnianą koszulką. Właściwie, to jeszcze niedawno była całkiem biała, ale Nocik tak długo brudził ją w miale węglowym we własnej piwnicy, aż zmieniła kolor na prawie czarny. Każdy włamywacz musi być ubrany na czarno, żeby wtopić się w ciemność. Co prawda z Nocikowej koszulki miał sypał się na wszystkie strony, ale nie zamierzał się tym przejmować, a nawet był zadowolony, bo tymi resztkami mógł namalować ciemne smugi na twarzy, czym zupełnie upodobnił się do prawdziwego złodzieja. Albo komandosa.
Był gotowy. Usiadł na pieńku, zapalił papierosa i czekał, aż zapadnie noc.
- Teraz pójdę do domu, wejdę przez okno piwniczne i narobię trochę bałaganu. Raniutko tu wrócę, przebiorę i jakby nigdy nic, pojadę autobusem z powrotem - zwierzył się kolorowemu ptaszkowi siedzącemu na gałęzi, który najwyraźniej nie był zainteresowany, bo tylko pokręcił główką, zatrzepotał skrzydłami i odleciał, pozostawiając Nocika sam na sam z jego planami.

Gdy korony drzew zlały się z atramentem nieba wstał z pieńka i ruszył w drogę powrotną. Ciemno było, więc zanim opuścił las kilka razy boleśnie zderzył się z drzewami. Masując obolałe miejsca, wyszedł na pogrążone w mroku pola, skąd bez przeszkód dotarł na tyły swojego domu, do piwnicznego okna niewidocznego ani z drogi, ani z sąsiednich podwórek.
Wcześniej już wyjął je z ramy i tylko prowizorycznie zasłonił powstały otwór. Teraz bez trudu wyciągnął okno na zewnątrz i ostrożnie oparł o ścianę budynku. Z torby wydobył młotek, duży gwóźdź dachowy oraz gruby sznurek. Kilkoma uderzeniami wbił gwóźdź w ramę, zamocował linę i sprawdził, czy dobrze trzyma. Zamierzał wspiąć się po niej rano, bo okno znajdowało się tuż pod sufitem piwnicy, czyli wysoko, a nie chciał ryzykować wychodzenia drzwiami frontowymi. Zresztą, złodzieje zawsze używają liny.
Wrzucił Nocik koniec sznurka do piwnicy, zaraz za nim torbę, a sam wziął głęboki oddech i wsadził głowę w ciemny prostokąt okna.
Czemu głowę, a nie nogi? A kto to wie… Taką sobie technikę wybrał.
Potem wsunął ramiona, potem kawałek tułowia, a potem już nic, bo poczuł dziwny opór.
Naprężył wszystkie mięsnie, szarpnął mocno, ale nie drgnął nawet o milimetr, jedynie usłyszał trzask pękającego materiału i poczuł bolesne ukłucie gwoździa tam, gdzie plecy kończą swoją nazwę. Zaczął rozpaczliwie szarpać się i wierzgać nogami, ale im bardziej się miotał, tym głębiej gwóźdź wchodził w ciało. Nie mógł ruszyć ani do przodu, ani do tyłu, bo wydatny brzuch szczelnie wypełniał okienny otwór.
Zrezygnowany zastygł w bezruchu. Gorączkowo myślał co począć, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Ręce miał co prawda wolne, ale co z tego? Tkwiły w piwnicy, podczas gdy cała reszta była na zewnątrz, również wolna i tak samo nieużyteczna.
Po pół godzinie zrezygnował z myślenia i postanowił biernie czekać.
Na co? Nie wiadomo.
Po trzech godzinach ścierpły mu nogi. Podkurczył je z trudem, oparł się mocno kolanami o ziemię i wypiął siedzenie na szarość nadchodzącego poranka.
W tej pozycji udało mu się nawet zdrzemnąć. Ciekawe.

Nie słyszał, jak skrzypnęła furtka i do drzwi wejściowych podszedł Janek z Zenkiem.
- Mówię ci, że go nie ma - dowodził Janek. - Wczoraj do ciotki jechał. Pewnie biedaczka umiera, bo założył na siebie te stare łachy, co mu kiedyś dała.
- A po co? - spytał Zenek.
- Pewnie, żeby jej przyjemność zrobić. Tyle, że wyglądał jakby z psychiatryka uciekł.
- Dobry z niego facet - pochwalił Nocika Zenek.
Postali chwilę pod drzwiami, a potem poszli na piwo.
Obudził się późnym rankiem. Słońce stało już wysoko na niebie i paliło lipcowym żarem. Jęknął cicho, poszarpał trochę, ale jakoś bez przekonania. I nadal czekał.
Koło południa przyszedł pies, który z ciekawością obwąchał oparte o ścianę okno, a potem bezceremonialnie zadarł tylną łapę obsikując i okno, i właściciela czarnych spodni.
Potem pojawił się bury kot, który uznał ciepłą miękkość siedzenia Nocika za idealne miejsce na drzemkę, więc długo ugniatał je pazurami, zanim zwinął się w kłębek.
Na nic zdały się głuche pomruki dochodzące z wnętrza piwnicy, ani też rozpaczliwe ruchy tułowiem. Kot zszedł dopiero wtedy, gdy się wyspał.
Wieczorem z okolicznych traw wyleciały chmary komarów, które cięły bezlitośnie. Nocik wił się jak piskorz i klął niewybrednie.
Wiadomo, z jakim skutkiem.
Był zupełnie wyczerpany. Pot mieszał się z miałem i ściekał po twarzy. Chciało mu się pić, a w żołądku ssało z głodu. Pełny pęcherz czuł gdzieś w okolicach mózgu. Bolała go każda kosteczka, a nawet włosy na głowie.

Wybawienie przyszło późnym wieczorem w postaci światła latarki i chrzęszczącego odgłosu ludzkich kroków.
To miejscowy policjant, Edek, który podziwiając wczorajszą paradę Nocika wywnioskował, że Marek wyjechał z domu i postanowił trochę służbowo, a trochę ot, tak z dobrego serca i sąsiedzkiej życzliwości, wieczorkiem zerknąć na jego chałupę. Wiadomo przecież: chwilę człowieka nie ma, a już złodzieje w domu harcują.
Gdy światło latarki omiotło nogi w czarnych spodniach i lakierowanych półbutach, Edek najpierw osłupiał.
Chwilę później zrozumiał, że patrzy na włamywacza uwięzionego w oknie piwnicznym i zaniósł się śmiechem. Śmiał się szczerze, głośno, a z tego śmiechu trzęsły się Edkowi i policzki, i ramiona, i wydatny brzuch, lekko wypięty nad służbowym pasem. Śmiał się tak, że łzy pociekły mu po twarzy.
- Nocika chciałeś, łajzo, okraść?! - wykrztusił, próbując nadać głosowi srogie brzmienie, co oczywiście nie mogło się udać.
Zrezygnował więc z zachowania powagi - a nawet więcej - pozwolił sobie na mało służbowe zachowanie i pochylił się nad czarno odzianym tyłkiem, wziął szeroki zamach, a potem ze szczerą radością wymierzył jego właścicielowi solidnego klapsa.
Bolesne "ałaaa" rozbawiło go jeszcze bardziej.
Chwycił delikwenta za pasek i tłumiąc kolejny napad śmiechu mocno pociągnął do tyłu, ale ciało ani drgnęło.
Jednocześnie usłyszał żałosny, stłumiony okrzyk:
- Aaaaa! No to, przestań do cholery, no to, boli!
Edek osłupiał po raz drugi tego wieczora.
- Jezu! Nocik?! Nocik, to ty? - dopytywał się z niedowierzaniem. - A co ty tam, człowieku robisz?
I nie czekając na odpowiedź, pobiegł po pomoc do najbliższej chałupy.
Wrócił z łomem, obcęgami i siekierą. Tak na wszelki wypadek.
Razem z nim przyszła zaaferowana Nowakowa z córką i zięciem, potem dokuśtykał o lasce stary Mech, a w ślad za nim przybiegła cała rodzina Misiaków, która mieszkała dwa domy dalej.

Edek pracował nad uwolnieniem Nocika, a gapiów zwabionych błyskającymi przed domem światłami radiowozu lub powiadomionych przez sąsiadów wciąż przybywało i przybywało.
Każdy ciekawie wyciągał szyję, aby dojrzeć jak to Edek Nocika z opresji ratuje.
W końcu wyciągnął go ledwie żywego, nieszczęśliwego, zawstydzonego, z rozmazanymi na twarzy smugami, straszącymi upiornym wzorem.
- Aleś się chłopie utytłał! - zatroskał się Edek, podając mu nie do końca czystą, własną chusteczkę.
Nocik wstał chwiejnie, podciągnął portki, pociągnął nosem i po swojemu zamrugał oczami.
- No to... - zaczął - No to… no to…
W końcu zrezygnowany machnął tylko ręką i pobiegł do domu, ściskając w garści spodnie.
Zatrzasnął wszystkim drzwi przed nosem i pędem rzucił się do łazienki.
A tłum szeptał.
- Zabić się Nocik chciał - stwierdziła Nowakowa. - Znaczy, powiesić.
- Podobno samobójca - przekazywał dalej stary Mech.
No, bo kto to na czarno odziany, ze sznurem do piwnicy włazi, jak nie człowiek, który chce się z życiem rozstać?
A, że oknem właził?
Cóż, każdy przyszły nieboszczyk ma prawo wybrać drogę, którą się na tamten świat dostanie. Widać Nocik uznał, że piwniczne okno będzie do tego najstosowniejsze.
Noc już zapadła, a wieś nadal roztrząsała, co też chłopinę do takiego desperackiego kroku przywiodło. Nie było chałupy, w której nie komentowano by szeroko i jego wczorajszego spaceru i dzisiejszych zdarzeń.

Następnego ranka zawstydzony Nocik przemykał do sklepu opłotkami, pewien, że nie uniknie drwin ani docinków.
Nie posiadał się więc ze zdumienia, gdy zewsząd był pozdrawiany, pytany o zdrowie, przyjacielsko klepany po ramieniu, a nikt ani słowem nie zająknął się o wczorajszym.
Zenek zaś, zobaczywszy Nocika, prędko pobiegł do sklepu i już po chwili wciskał mu do ręki butelkę złocistego Lecha.
- Dobrze Zenek robi - powiedziała do Kalisiakowej obserwująca mężczyzn Nowakowa. - Z wariatami, to trzeba żyć w zgodzie. Jak się człowiek z rozumem rozminie, to nie wiadomo co tam w chorej głowie roi. Lepiej uważać na takiego i byle czym nie drażnić, bo gotów w nocy człowiekowi gardło poderżnąć, albo i co gorszego zrobić…
- Co racja, to racja, sąsiadko - pokiwała głową Kalisiakowa i lekko wzdrygnęła na myśl o okropieństwach większych niż poderżnięcie gardła.
A potem obie uśmiechnęły się życzliwie do idącego w ich kierunku Nocika.





Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Figiel · dnia 16.10.2011 11:33 · Czytań: 2898 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 22
Komentarze
anik122 dnia 16.10.2011 12:41
Mało się ze śmiechu nie posikałam, czytając :D Dobrze napisane i nic mi nie przeszkadzało :) Lubię takie życiowe historyjki :D
Jack the Nipper dnia 16.10.2011 16:08
Urocze :) I znów napisane w tym dawnym dobrym stylu ze starych czasopism.
Historia na tyle zajmująca, że nie miałem okazji przyjrzeć się zaimkom. Jakież to genialnie dlugie drogi do celu potrafia wymyslac ludzie, gdy chodzi o coś zupełnie banalnego - coś jak podpalenie domu dziewczyny, która się podoba, tylko po to by ją uratować i zasłużyć na chwile uwagi.

Jedno, co bym doradził, to dzielenie opowiadań na akapity oddzielane linijka przerwy, co znakomicie ułatwi czytanie, niż gdy na ekranie widac jeden blok liter.
Figiel dnia 16.10.2011 17:11
anik122

Cieszę się bardzo,że rozbawiłam Cię. Jesień jest smutna trzeba nam trochę uśmiechu. Przyznam, że właśnie z myślą o uśmiechu czytelnika pisałam tę historyjkę.

Jack the Nipper

Dzięki za dobre słowo. Zgadzam się - dla zaistnienia ludzie potrafią cudaczne rzeczy wyczyniać. Równie zabawne jest to, jakie konstrukcje myślowe tworzą aby swoją głupotę uczynić zasadną
Jeden akapit udało mi się zrobić, nawet w sensownym miejscu, ale nie wiem jak, czyli czysty przypadek. Cały czas się zastanawiam jak inni to robią, bo moim tekście są, a po wklejeniu znikają.
Krzysztof Suchomski dnia 16.10.2011 19:31
Nomen omen. Figiel z Ciebie całą gębą.
Pozdrawiam ubawiony.
anik122 dnia 16.10.2011 19:47
Akapity możesz dodać po zalogowaniu. Wtedy jest możliwość edycji Twojego tekstu na dole każdego artykułu. Tam możesz wszystko poprawiać.
Figiel dnia 16.10.2011 21:21
Krzysztof Suchomski

:) Zupełnie niezamierzenie zrobiło się dość adekwatnie.Cieszy mnie Twoje ubawienie, bo dzięki niemu też się uśmiecham, tyle,że z zadowolenia.

anik122

Dzięki. Robiłam najróżniejsze manewry, z wyjątkiem tego oczywistego. Edytując poprawiałam błędy, ale do głowy mi nie wpadło, żeby po prostu wcisnąć spację. Myślałam, że wszyscy robią w edytorze tekstu coś, czego ja nie potrafię. Zdolna jestem jak Nocik.:)
Hedwig dnia 16.10.2011 22:02
Super jest ten Twój tekst:)
Figiel dnia 16.10.2011 22:11
Dziękuję, Hedwig. Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś.
zajacanka dnia 17.10.2011 00:04
Uśmiech zagościł na mojej twarzy. Lekko i swojsko. Chyba zajrzę do innych Twoich tekstów:)
Pozdrawiam
Figiel dnia 17.10.2011 10:05
Zajacanko, zapraszam! A swojskie klimaty rzeczywiście lubię. Uśmiechy też.
Usunięty dnia 18.10.2011 19:39
Piszesz w sposób swobodny, niewymuszony. Fabuła dosyć rozbudowana, a płynnie poprowadzona. Gratulacje!
Figiel dnia 18.10.2011 19:55
Dziękuję blaszko :)
Jack Wolf dnia 21.10.2011 13:50
Mieszkam na wsi i taki mi znajomy klimat pokazałeś. Rzecz prosta, ale bardzo fajnie opowiedziana. Ktos mi kiedys powiedział, ze pisarz przede wszystkim musi umiec opowiadać. I Ty umiesz,moim zdaniem.:)
Figiel dnia 21.10.2011 14:54
:) Też mieszkam na wsi i uczciwie mówię, że kocham klimaty małomiasteczkowe i wiejskie.Tu jest tyle barw i obrazów, których ze świecą szukać w dużych miastach.Opowiadać też lubię, zwłaszcza o rzeczach prostych. Dziękuję za odwiedziny i dobre słowo.
CelinaDolorose dnia 21.10.2011 15:38 Ocena: Świetne!
Świetne! Perełeczka :) Uwielbiam takie niewydarzone charaktery, do tego w tak dobrej oprawie historii i narracji! Miooodziooo :yes:
Figiel dnia 21.10.2011 16:44
Dzięki :) Też uważam, że Nocik jest debeściak i mocna sztuka. :)
Miranda dnia 21.10.2011 18:48 Ocena: Świetne!
Takiej dawki dobrego humoru mi brakowało. Tekst świetny. Każdy sposób jest dobry, żeby stać się sławnym. Cudne! Proszę o więcej.:lol:
Figiel dnia 21.10.2011 18:53
Dziękuję, Mirando. Fajnie,że się pośmiałaś. O to właśnie chodzi! :)
Dobra Cobra dnia 31.10.2011 22:23 Ocena: Bardzo dobre
Ach Figlu, jak ja lubię takie opowieści!

Pozdrawiam serdecznie!
Figiel dnia 31.10.2011 22:31
A to zupełnie jak ja :)
ekonomista dnia 20.11.2011 20:32 Ocena: Bardzo dobre
No bo na szacunek trzeba sobie zasłużyć ;)
Figiel dnia 20.11.2011 20:46
:) Prawda to, prawda... I do tego stara jak świat, ale ten morał nie był moim zamiarem.Miało być tylko o tym, jak ludzie z siebie głupka potrafią zrobić na własne życzenie, przy absurdalnie dużym wysiłku :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 13:24
Dziękuję za życzenia »
Kazjuno
29/03/2024 13:06
Dzięki Ci Marku za komentarz. Do tego zdecydowanie… »
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:69
Najnowszy:wrodinam