Pewnego dusznego wieczoru dwóch krytyków filmowych spotkało się w barze Szuflada. Cztery ręce, dwie spocone szklanki, dwa mielące ozory.
- Dobry artykuł o kiepskim filmie. Wiesz, o co chodzi.
- Kiepskim?
- Mało! On jest okropny!
- Jak wszystko, jak zawsze – powiedział dla samego powiedzenia redaktor Andrzej.
- Mówisz, jakbyśmy gadali o Fellinim, obaj wiemy, że tylko zmarnowałeś swój czas.
- Fellini to trup, nie będzie drugiego. Film był dobry. Koniec, kropka.
Sprzeczali się jeszcze kilka minut, aż w końcu ktoś wyszedł z toalety i Pająk szybkimi ruchami opuścił lożę. Andrzej wyprostował nogi pod stołem, spojrzał na telefon. Dochodziło wpół do dziewiątej.
- Podać coś jeszcze? – zapytała dziewczyna z tacą.
Poprosił o rachunek.
„Brzydka kelnerka kładzie szklanki na tacy. Brzydka kelnerka odchodzi. Brzydka kelnerka ma żwawy krok. Brzydka kelnerka uśmiecha się do wszystkich. Może dlatego, że jest brzydka. Brzydka kelnerka…”.
- Jeszcze po jednym? – zapytał redaktor K. zwany Pająkiem
Andrzej odmówił, było zbyt duszno na głupie rozmowy, było zbyt duszno na cokolwiek.
„Zostawiam pieniądze, brzydka kelnerka cieszy się z napiwku.”
Dom
Andrzej powoli wdrapał się na drugie piętro bloku ulokowanego w centrum czterystatysięcznego miasta. Po wejściu do mieszkania usłyszał kobiecy głos - żona rozmawiała przez telefon. Mieszkanie składało się z dwóch pokoi, małej kuchni i jeszcze mniejszej łazienki. Lokal był wystarczający dla dwóch osób, pod warunkiem, że nie widziały się non-stop. Krytyk zdjął buty i wszedł do kuchni, żona odłożyła słuchawkę.
- Kolacja będzie za parę minut.
Andrzej wcisnął guzik w czajniku i oparł się o blat.
- Gdzie byłeś? – zapytała nie podnosząc wzroku.
- W Szufladzie z Pająkiem.
I oto zaczyna się najciekawsza rozmowa świata. - Co robiłeś z tym wariatem? - A co mogłem z nim robić? - Jak ci minął dzień? – Dobrze. - Jak przyjęli artykuł? – Źle.
Czajnik pstryknął.
- Usiądź, ja zaleję. Wiesz, jeśli chodzi o recenzję… ten film był kiepski…
- To nie była recenzja, ten film był niezły.
- Ale artykuł nie w twoim stylu. Naprawdę ci się podobał?
- Naprawdę.
- Ale… no dobrze.
I tak dalej, i tak dalej. Żyli razem sześć lat, jakoś tak wyszło, że tyle, że razem, że w jednej chałupie.
Na stole pojawiły się dwa parujące kubki.
- Jak spędziłaś dzień? –zapytał muskając opuszkami gorące naczynie.
- Byłam na zakupach.
- Co kupiłaś?
- Skarpety. Poszedłeś dzisiaj w dziurawych.
- Nie zauważyłem.
- Musiałeś zauważyć. Nie chciało ci się wyjąć z szuflady drugiej pary.
- Serio, nie zauważyłem.
- Z łóżka widziałam tę ogromną dziurę na palcu. Myślałam, że zaraz je zmienisz..
- Idę spać.
- A kolacja?
Żona włączyła radio. Leciała nudna audycja dla dwunastu, piętnastu albo czterdziestu wybranych. Uszy też powinny mieć powieki. Andrzej zjadł porcję spaghetti i poszedł spać.
W nocy obudził go grzmot, nie padało - burza była jeszcze daleko. Spod kołdry wystawało niebieskie od księżyca ramię jego żony. Poszedł do kuchni i zapalił aromatyzującą świeczkę. Wsłuchując się w nieregularne grzmoty podszedł do okna.
"Pijana kobieta wraca do domu, potyka się. Próbuje zapalić papierosa. Cha, cha!” Pijana kobieta zniknęła w bramie, ”zniknęła w bramie”. Popatrzył jeszcze chwilę na ciemną ulicę i wrócił do łóżka.
„Jeszcze jedna próba, jeszcze jeden artykuł” – powiedział do siebie po otwarciu oczu. Minęła siódma. Po umyciu zębów i wypiciu przesłodzonej kawy był gotowy do wyjścia. „A co jeśli mi się nie uda?”. Andrzej zarzucił torbę na ramię i już miał wychodzić, gdy usłyszał zaspany głos.
- Założyłeś całe skarpety?
Denerwowała go niewiedza zawarta w tym głosie(„ona po prostu nie wie, głupia!”). Nie wiedziała, że w tym momencie ważą się losy świata. Tak jakby.
- Nie założyłem w ogóle – powiedział i kłapnął drzwiami.
Pająk
Nie wiadomo skąd wziął się ten pseudonim. Znajomi kronikarze podają przedszkole, jako miejsce, gdzie po raz pierwszy zawołano w ten sposób na K.S. Dlaczego pająk, a nie robak nie pamięta nikt. W każdym razie jest to człowiek legenda. W pewnych kręgach ma pozycję mesjasza, ale większość ludzi szczerze go nienawidzi. Za to, za co zwykle nienawidzi się ludzi, za dużą wiedzę, kompetencję i arogancję. Paradoksalnie to właśnie ci obrażeni i śmiertelnie zawistni uczynili z Pająka arcykapłana dziewiątej muzy. Przy ogromie mitów, jakie krążą wokół niego, biografia najbardziej kontrowersyjnego pisarza lub polityka to bajka dla gimnazjalistów i podstarzałych profesorów.
Jedna z pogłosek wyjaśnia, dlaczego Pająk nie ma żony. Jest zbyt zafascynowany damskimi kreacjami w filmach, by spodobała mu się jakakolwiek dziewczyna. Nie wiadomo, kto rozpuścił tę plotkę, tak samo, jak nie wiadomo skąd pochodzą historie o płytach DVD z kompilacją najlepszych scen erotycznych, którymi Pająk zaspokaja potrzebę miłości.
Przez jednych kochany, przez drugich znienawidzony, albo słychać „Jan Pająk II”, albo „szmaciarz, jakich mało”.
Jan Pająk II siedział właśnie w sali projekcyjnej i po raz setny albo tysięczny oglądał jakieś francuskie arcydzieło. Zapytany kiedyś przy piwie, dlaczego skoro tak bardzo kocha film sam nie próbuje czegoś nakręcić, Pająk zmrużył oczy, spojrzał na pytającego i odrzekł, że nie jest godzien. Bo to tak jakby być bogiem. Moim zadaniem – mówił - jest rozprawianie się ze wszystkimi uzurpatorami i fałszywymi bożkami, którzy powinni smażyć się w piekle za okropne filmy. Kolejna legenda.
- Przyszedłeś, synu marnotrawny – krzyknął Pająk zobaczywszy Andrzeja stojącego w drzwiach. Miał dobry humor, Andrzej od razu poznał.
- Muszę obejrzeć kilka filmów. Dostałem dodatkową robotę w „Projektorze”.
Andrzej zauważył zarys staroświeckiego kapelusza na głowie Pająka. Nie było widać reszty stroju, ale można się domyślić, że nakrycie głowy skrajnie do niej nie pasowało.
- Przecież to babilońska gazeta – odrzekł krytyk.
Określenie „babilońska/babiloński” było najgorszym epitetem, jakiego mógł użyć. Babilonem były wszystkie mainstreamowe gazety, programy telewizyjne, strony internetowe. Babilon to wszyscy reżyserzy bez talentu, to każdy, kto w jego ocenie był filmowym bezguściem. Hollywood - Babilon, Spielberg - babilońska dziwka, naczelny „Projektora” - babiloński Goebbels i tak dalej.
- Bo nie piszą o takich reliktach jak Truffaut i Bunuel? – zapytał Andrzej.
- Bo schlebiają pseudoartystom.
Pająk poprawił kapelusz i przyjął pozycję obronną. Był teraz połączeniem Charlesa Mansona i św. Augustyna.
- Takim jak Bunuel?
- Jak śmiesz!
Pająk wyciągnął w stronę Andrzeja skrzyżowane palce i postąpił dwa kroki w jego kierunku. W takich momentach nie wiadomo było, czy żartuje, czy może włoży zaraz na palce kastet i skruszy komuś kość policzkową. Trzeba jednak przyznać, że przemoc rzadko towarzyszyła jego ekstrawagancji. Andrzej zauważył w świetle projektora resztę jego stroju, kapelusz idiotycznie kontrastował z fioletową koszulą i czarnymi, prążkowanymi spodniami. Psychopata minął swojego heretyka i nie opuszczając ramion cofnął się do wyjścia. Krytyk został sam. Prawie sam. Brigitte Bardot leżała nago na łóżku i przebierała nogami(stopy bez skarpet to dla Andrzeja nie lada gratka) Swego czasu był to jego ulubiony film, zupełnie o tym zapomniał. Takie to jesienne uczucie, gdy człowiek uświadamia sobie, że już nie wielbi tak bardzo. Czy to film, czy książka, czy człowiek. On już nie kochał ciała Bardot wtulonego w żółtą pościel. I tego filmu też nie, i Jeana Godarda też.
Usiadł w pierwszym rzędzie niewygodnych krzesełek rodem z jakiejś poczekalni, zdjął buty i założył nogę na nogę. Bez skarpet! Jakie to miłe!. Zrezygnował z dziwactw w którymś tam roku życia, w porównaniu do Pająk, „dziwak umiera w samotności, jego ciało leży na podłodze przez dwa tygodnie. Sąsiedzi prawdopodobnie wiedzą, że nie żyje, ale są całkowicie obojętni. W końcu zaczyna śmierdzieć. Trzeba coś z tym zrobić.”
Brigitte nałożyła beżową sukienkę i usiadła na łóżku.
- Przykro mi – powiedziała i smutno uśmiechnęła się do kamery.
Andrzej nacisnął stop w pilocie i wstał, by zmienić płytę. Zapadła ciemność. Po omacku podszedł do szkolnej ławki przy ścianie i zapalił lampkę. Na ekranie pojawiła się filmowa czołówka. Wyjął notatnik i zaczął kreślić jakieś bohomazy. Zrobił się senny, było bardzo duszno. Oparł głowę o ścianę, przymknął oczy i zasnął, wsłuchując się w niebo rozdzierane piorunami daleko stąd.
Po godzinnej drzemce Andrzej wrócił do domu. Duchota nie ustępowała, po drodze minął suche ulice i chodniki – burzy nie było. W mieszkaniu nie zastał żony, dobrze, nie będzie wypytywała o artykuł. Zadzwonił ktoś z redakcji - tak a propos wypytywania. Szef pyta jak tam. Czy na jutro będzie gotowe. Mówi, że powinien być, że musi. Andrzej trzymał telefon przy uchu i obserwował kartkę w notatniku. Był na niej wulgarny rysunek jego autorstwa.
- Postaram się – powiedział i odłożył słuchawkę.
Ponownie zajrzał w notatnik. Dwie fatalnie narysowane postacie: facet z ogromnym członkiem podpisany jako Pająk oraz wypięta „kobieta” z pokaźnym biustem nazwana Brigitte. Efekt jego dzisiejszej pracy.
Andrzej wziął notatnik do ręki i położył się na kanapie, chciał kontynuować głupi rysunek, ale ponownie zasnął.
- Myślałam, ze żartujesz z tymi skarpetami. Lepiej je załóż.
Andrzej nie wiedział jak odpowiedzieć na groźbę ukrytą w „Lepiej je załóż”. Po jego ciele przebiegł dreszcz.
- Założysz? – naciskała.
Tragizm nie do opisania, Andrzej leżał zlany potem i wpatrywał się w nieznajome oczy znajomej kobiety. Nie mógł się poruszyć. Jego własna obca małżonka rzuciła się na niego i zaczęła okładać pięściami, usiadła na jego piersiach i tłukła ze wszystkich sił po twarzy. A on nadal nic. Po paru sekundach wstała na równe nogi i spokojnie wpatrywała się w tego zbitego, sparaliżowanego psa. Z torebki wyjęła skarpety.
- Chciałam po dobroci – powiedziała pochylona nad jego stopami – ale z tobą się nie da. Stało się, skarpety idealnie okryły jego stopy. Jakże dotkliwie odczuwał to jarzmo na nogach. „Zdejmij to, zdejmij to, zdejmij! Brigitte…”
Małżonka ponownie sięgnęła do torebki. Andrzej zobaczył w jej dłoni igłę z nawleczoną nicią. Na szczęście ból towarzyszący wbijaniu metalowego żądła w skórę zakończył koszmar.
Andrzej włączył DVD, chciał porozmawiać z francuską sexbombą.
- Nie kocham już swojej zony – zaczął zwierzenie – i pisać o filmach też nie. Chciałbym nakrecić dokument, wiesz? Ona każe mi nosić skarpety… Tobie chyba nikt nic nie każe.
Bardot paliła papierosa, zdawała się go nie słuchać.
- Jest strasznie duszno. Duszę się! Przez to mam koszmary, znaczy kosze pełne mar, powiedzmy, moich żon.
- Będzie ci duszno do końca życia – odpowiedziała w końcu Brigitte – jeśli burza nie nadejdzie, umrzesz z tej duchoty.
- Lubię opisywać ludzi w myślach, nie wiem dlaczego. To normalne? Obrażam po cichu każdego. Bardzo chcę nakręcić film dokumentalny.
- Pewien japoński artysta skoczył z wieżowca.
- Bez sensu – odrzekł po chwili namysłu i wyłączył projektor.
Pająk obudził się o zaplanowanej godzinie. Po porannej toalecie, śniadaniu i innych rzeczach, które zdarza się robić nawet dziwakom wyszedł z domu. Miał zaplanowaną całą niedziele. Rozkład dnia składał się z dwoch punktów: oglądanie filmów w redakcyjnej sali projekcyjnej oraz, jeśli starczy mu sił, odwiedzenie płatnej znajomej. Za dodatkowe pięćdziesiąt złotych odgrywali scenki ze „Śniadania u Tiffanyego ”.
O dwunastej wyszedł z domu, postanowił zrobić sobie mały spacer, nie było daleko. W ciągu niespełna trzech kwadransów doszedł do redakcji. Portier poinformował go, że sala jest zajeta.
- Przez kogo?
- Siedzi tam pana kolega.
Pająk ruszył w kierunku drzwi, wszedł bez pukania. W niebieskim pokoju marzeń, na grubym kablu wisiał redaktor Andrzej. W tle nieruchoma twarz Brigitte Bardot wpatrywała się w coś, czego nie było. Pająk zapalił światło, po prawej stronie od drzwi kamera rejestrowła wszystko co się działo w pomieszczeniu. Do nogi statywu przyczepiona była kartka z inicjałami Pająka.
Redaktor Pająk przeczytał list kilka razy i legł na krześle ciężko dysząc.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
gkieregk · dnia 05.12.2011 10:32 · Czytań: 758 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: