Poczekalnia - pierzak
Proza » Inne » Poczekalnia
A A A
Boisz się śmierci?
Dobre pytanie, jak na początek tej opowieści.
Ale jeżeli chcesz czytać dalej, to musisz zadać sobie jeszcze jedno pytanie: jak wielkim jesteś egoistą?

***

Słońce wyłaniało się już zza horyzontu, ukazując światu przepiękną paletę kolorów jesieni.
Jesień jest najpiękniejszą z pór roku – przynajmniej dla mnie.
Po siedemnastu latach i trzystu sześćdziesięciu pięciu dniach, nadszedł ten dzień.
Dzień moich urodzin.
Moich osiemnastych urodzin.
Cieszyłem się z tego faktu, jak 4 – latek z tabliczki czekolady, którą dostał pod choinkę.
Jaki byłem wtedy szczęśliwy.
W ogóle nie myślałem, co będzie jutro?!
Dzień, jak każdy inny, może poza tym, że przez cały czas, gdy on trwał wszyscy składali mi życzenia, dawali skromne prezenty.
Spokojnie, nie będę streszczał całego dnia i ceremonii z nim związanych, bo tylko bym was zanudził i nikt już dalej by tego nie czytał. Ten krótki zarys wystarczy.
Wieczorem, chyba było około dziewiętnastej, bo akurat w telewizji rozpoczynały się lokalne wiadomości – zazwyczaj o tej porze były one emitowane – zadzwonił telefon.
Odebrała go mama.
W poniedziałek, cztery dnia po telefonie, który odebrała moja mama, byłem na pogrzebie.
Byłem na pogrzebie moich trzech, najlepszych przyjaciół.
Przyjaciół, którzy byli dla mnie, jak bracia.
Zginęli w wypadku samochodowym.
Zbyt duża prędkość, brawura kierowcy – tak przynajmniej było napisane w raporcie, sporządzonym przez drogówkę.
Zbyt duża prędkość, bo spieszyli się, żeby złożyć mi życzenia.
Od tamtego dnia, już nigdy nie obchodziłem urodzin.
Nigdy.

***

Każdy człowiek zareagowałby inaczej w takiej sytuacji.
Jedni byliby twardzi i nie okazywaliby swojej „słabości”, sprawiając wrażenie, jakby dla nich nic się nie stało, jakby wszystko było tak, jak dawniej.
Byliby „szczęśliwi”, kryjąc cały swój smutek w sobie, czasami dając upust swym troską.
Próbowaliby być… normalni.
Inni zamknęliby się w sobie, nie dopuszczając do siebie nikogo i niczego. Kryliby się za bardzo grubym murem, bojąc się kontaktu z otaczającą ich rzeczywistością, próbując znaleźć ukojenie we własnej samotności.
Ja zliczałem się do tej drugiej grupy.
Godziny, dni, tygodnie, lata.
Czas płynął nieubłaganie.
Z każdym dniem, przybliżałem się, do końca mego marnego życia. Nie chciałem tego, ale to było silniejsze ode mnie. Nie miałem na to wpływu.
Tak, bałem się śmierci.
A powracająca wciąż świadomość, że gdyby nie ja, to nic by się nie stało, targała moje sumienie, jak wiatr targa uschłymi liśćmi. Wielu mówiło mi, że to przecież nie moja wina, ale ja musiałem to jakoś usprawiedliwić. Musiałem znaleźć winowajcę, a najłatwiej było wskazać siebie samego. Przynajmniej dla mnie.
Po pięciu latach, coś do mnie dotarło. Nie wiem, dlaczego dopiero wtedy albo akurat wtedy, przyszło mi to do głowy.
Pomyślałem, że skoro śmierć i tak czeka na każdego z nas, to po co mam siedzieć, ze spuszczoną głową i pokornie czekać, aż przyjdzie i mnie odwiedzić?!
Po co dłużej czekać?! To nie ma sensu!
Moje życie zmieniło się diametralnie.
Nie wszystkim się to podobało i nie musiało.
Początek, mojej zmiany, był skromny – zmieniłem tylko trochę mój styl ubierania się.
Z czasem zacząłem ubierać się całkiem inaczej niż kiedyś. Ale tak jak już wspomniałem – to był dopiero początek.
Zacząłem chodzić na imprezy. Zacząłem się bawić. Każda impreza była moja. Balowałem od zmierzchu do świtu. Podrywałem każdą napotkaną dziewczynę.
Nawet sam nie wiedziałem, że coś takiego potrafię.
Zacząłem palić, bo przecież, co mi szkodzi? Trzeba używać życia, póki jeszcze je mam.
Zacząłem pić, bo jak się bawić, to na całego. A po wypiciu „odrobiny” alkoholu, nie przejmujemy się już tak bardzo, naszym życiem i tym, co dzieję się dookoła.
Ale to był piaskownica – zabawa dla słabeuszy.
Przecież jestem twardzielem – potrzebuje większych wrażeń.
Głębszych.
Pozwalających całkowicie zapomnieć. Zapomnieć wszystko.
I wtedy właśnie, na mojej drodze, pojawiły się narkotyki.
Najpierw tylko spróbowałem – brałem sporadycznie. Ale już po pierwszej działce, zaczął oplatać mnie, łańcuch nałogu. Przez jakiś czas, trzymałem się z klasą. Głód nie był tak wielki, bo i były pieniądze żeby kupić działkę i go zaspokoić.
Ale wszystko co dobre, szybko się kończy.
Zaczynało brakować mi pieniędzy na towar. Niestety z każdym nałogiem jest tak samo – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Im dłużej brałem, im mniej miałem pieniędzy, tym mój głód był większy.
Z każdym dniem, coraz większy.
Byłem innym człowiekiem, niż kiedyś. Nie pierwszy już raz. Ale to było już dawno.
Robiłem wszystko, żeby tylko gdzieś dostać działkę. Musiał być jakiś sposób, żebym zaspokoił głód. Zwykły, wychudzony szczur z kanału, miał więcej godności, niż ja.
Mógłbyś powiedzieć, że upadłem na samo dno. Może dla ciebie, byłoby to dnem, ale nie dla mnie.
Dna dotknąłem znacznie później.
Pojawiło się ono wtedy, gdy zrozumiałem prawdę.
A prawda była taka, że moje ćpanie, stało się dla mnie codziennością, bez której nie wyobrażałem sobie, dalszego życia. Było czymś tak normalnym i potrzebnym, jak chociażby woda do picia, że bałem się je zostawić i pójść dalej, mając świadomość, że byłoby to podpisanie własnego wyroku śmierci.

***

Co działo się ze mną, przez kolejne dni, wiem tylko z tego, co byli mi skłonni powiedzieć inni. Znaleźli mnie przy jakimś śmietniku, na zapomnianym przez świat osiedlu. Byłem cały w drgawkach i blady, jak wybielona wapnem ściana.
Trafiłem na detox.

***

Bardzo topornie, przebiegało moje leczenie.
Opierałem się każdej, powtarzam, każdej próbie mego leczenia, mej terapii. Myślałem tylko o jednym – wyrwać się z tego ośrodka dla obłąkanych i zdobyć, nie znaleźć, pożyczyć, czy też kupić, tylko właśnie zdobyć, jakąkolwiek działkę.
Chociażby najmniejszą.
Gdy teraz na to patrzę, chce mi się śmiać. Uważając miejsce, w którym się znalazłem, za ośrodek dla obłąkanych, nie zdawałem sobie z tego sprawy, że sam też jestem obłąkany, skoro tam trafiłem.
Wracając do mojego leczenia, to nie chciałem dopuścić myśli, że im dłużej czemuś się opierasz, a wiesz że i tak przegrasz, bo nie starczy ci sił, aby odeprzeć wszystkie ataki, bo po każdym z nich czujesz się coraz słabszy, poddajesz się temu, co nieuniknione.
W końcu zgodziłem się na leczenie.
Nie wiem czy było to zasługą tego, że nie miałem już więcej sił, by stawiać opór, czy było to zasługą pani Psycholog?
Pani Psycholog w rzeczywistości nie była, panią Psycholog. Ja ją tak nazwałem. Była jedną z pacjentek kliniki, w której przyszło mi się znaleźć. Była już wyleczona z nałogu – oczywiście nigdy nie jest się wyleczonym do końca, ale uczy się kontrolować głód.
Nazwałem ją tak, bo wiedziała lepiej, niż ktokolwiek inny, niż nawet ja sam, co siedziało wtedy w mojej głowie.
Wiem, że w ośrodku było wiele osób po leczeniu, bardziej wolę tą nazwę, niż detox, ale tylko z nią mogłem rozmawiać, nawiązać jakikolwiek kontakt.
Rozumiesz mnie?
Coś nas połączyło. Uwierz mi albo mnie wyśmiej, ale od momentu, w którym poznałem panią Psycholog, moje życie nabrało kolorów, stało się… stało się idealne, niemalże cudowne.
Zakochałem się w pani Psycholog i obdarzyłem ją wielką miłością. Równie silnym uczuciem, obdarzyła mnie i ona sama. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że można kogokolwiek tak pokochać.

***

W wieku 25 lat, byłem szczęśliwym mężem, oczekującym na przyjście na świat, swego pierwszego dziecka.
Urodziła nam się córeczka.
Śliczna Blondyneczka.
Jakże ona była piękna?!
Jej malutkie rączki i nóżki; mała twarzyczka i szafirowe oczy, nie rozumiejące jeszcze otaczającego ich świata. Piękna, jak jej matka.
Po pewnym czasie, postanowiliśmy mieć drugie dziecko. Tak żeby Śliczna Blondyneczka, nie czuła się samotna, gdy będzie dorastać. Bardzo zależało nam na tym, aby nasze drugie dziecko, było chłopcem, tak dla równowagi. Doszedłem później do wniosku, że chyba za bardzo chcieliśmy mieć chłopca, ale nigdy tego nie powiedziałem pani Psycholog.
Po wielu próbach, a dokładniej po dwóch latach starań, od narodzin Ślicznej Blondyneczki, los obdarzył nas dwójką wspaniałych chłopców – bliźniaków.
Nie dosyć, że byli podobni do siebie, a wręcz tacy sami, to na dodatek wyglądali niemalże tak samo, jak ja, gdy byłem niemowlakiem.
Śliczna Blondyneczka miała teraz Braci, Jak Dwie Krople Wody.

***

Przez ostatnie 20 lat byłem, byliśmy, bardzo szczęśliwi. Gdy przekroczyłem czterdziestkę, zauważyłem, że coś jest nie w porządku. Mając tyle lat ile miałem, wyglądałem jak 25 – latek. Wyglądałem tak, jak wtedy, gdy poznałem panią Psycholog i na świat miała przyjść Śliczna Blondyneczka. Mógłbyś powiedzieć, że tylko powinienem się z tego cieszyć, ale nie widziałem powodu do radości. Pewnie powiesz, że szukam dziury w całym, ale to nieprawda.
Większość mężczyzn w moim wieku, wygląda o wiele starzej ode mnie, a już o kondycji fizycznej nie wspominając.
Na mojej twarzy, nie było więcej zmarszczek, niż przed dwudziestu laty – nie używałem żadnych kremów przeciw zmarszczkom.
Miałem nadal ciemne, niemalże całkowicie czarne włosy, których nigdy nie farbowałem i nie stosowałem żadnych środków, przeciw wypadaniu włosom. Inni mężczyźni w tym wieku, jeśli nie wyłysieli, to przynajmniej mieli widoczne zakola, czy też zazwyczaj, pierwsze oznaki siwizny.
Ale nie ja.
Z wiekiem człowiek słabnie – jego mięśnie nie są już tak silne, jak kiedyś. Zaczynasz mieć trudności na przykład przy podnoszeniu czegokolwiek. Ja nie miałem z tym żadnego problemu, chociaż nigdy nie ćwiczyłem, a i nie miałem dobrze rozwiniętych mięśni przez naturę.
Przez pewien czas, nie zwracałem na to zbyt wielkiej uwagi. Ale im dłużej zacząłem się nad tym zastanawiać, tym bardziej się tego bałem.
Nie wiem dokładnie, skąd brał się ten paniczny strach przed młodością. Byłem tak tym przerażony, to słowo chyba najlepiej odzwierciedla to, co wtedy czułem, że po prostu uciekłem. Uciekłem, jak spłoszona mysz, która ucieka przed zagrożeniem.
Uciekłem, chociaż sam do końca nie wiem dlaczego?!

***

Po opuszczeniu – porzuceniu – rodziny, nigdy więcej się do nich nie zbliżyłem. Teraz pewnie myślisz, że prochy musiały nieźle namieszać w mojej głowie. Może i masz rację. W mojej głowie zawitała myśl i pozwoliłem jej tam zostać, że jestem nieśmiertelny.
I to mnie tak przeraziło.
Byłem egoistą, dlatego uciekłem.
Aż do dziś się tego wstydzę, ale teraz jest już i tak za późno.
Uciekłem, bo myślałem, bo nie chciałem patrzeć na to, jak pani Psycholog, Śliczna Blondyneczka i Bracia Jak, Dwie Krople Wody, będą musieli odejść z tego świata, zostawiając mnie samego. Gdy nie można było już nic zrobić, doszło do mnie, że nawet nie przejąłem się tym, co oni – moja rodzina – mogła czuć.
Ale teraz i tak już jest za późno, na jakąkolwiek próbę, naprawy czegokolwiek.

***

Mam teraz prawie 127 lat, a wyglądam, jak 60 – latek. Miałem sporo, a nawet za dużo czasu, na przemyślenia.
Zastanawiałem się, jak to się stało, że przytrafiło mi się coś takiego? I wtedy przypomniałem sobie, tę noc ponad 100 lat temu. Poprzysięgłem sobie wtedy, że już nigdy więcej, nie będę obchodził urodzin, że nigdy się nie zestarzeję.
I życzenie się spełniło.
Żałuję, że dopiero teraz to zrozumiałem, ale jeszcze bardziej żałuje tego, że życzenie się spełniło. Zastanawiałem się, czy jeśli wypowiem kolejne życzenie, to ono także się spełni? Zacząłem się zastanawiać, czy jeśli teraz zacznę obchodzić urodziny, to pomoże mi to umrzeć?
Może i by mi pomogło, ale nie chciałem tego sprawdzać. Nie miałem już czasu na to, a może nie chciałem go mieć?
Nieistotne.
Teraz już niczego się nie boję. Nie mam zamiaru czekać dłużej; czas żeby wstać i wyjść z tej poczekalni, jaką jest życie i pójść dalej. Nie można całe życie siedzieć i czekać, aż ktoś w końcu wywoła nasz numerek. Tutaj kolejka nie obowiązuje, a przynajmniej nie powinna.
Ja już to wiem i teraz – chcę iść dalej.
Postanowiłem popełnić samobójstwo. Nie martw się, bo moja decyzja, nie jest pochopna i nie jest chwilową zachcianką. Dojrzałem, jeśli można tak to określić, do wstania z krzesła i wyjścia, przez ostatnie drzwi w moim życiu.
Życie mnie już męczy.
Nie powiem ci, jak to zrobię – to będzie moja słodka tajemnica, niespodzianka. Ale jeśli uważnie śledzisz lokalną prasę, to przeczytasz o mnie w jutrzejszej gazecie. Może nawet w kilku?
Dam tobie, na zakończenie jedną radę – uważaj na to, jakie wypowiadasz życzenia, bo chociażby było to twoje najskrytsze marzenie, to może ono się spełnić, ale niekoniecznie w sposób, jaki oczekujesz.


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
pierzak · dnia 06.12.2011 19:49 · Czytań: 1048 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Komentarze
natalia_1308 dnia 07.12.2011 17:59
ciekawe...
Zaintrygowało mnie to, ze ma się wrażenie jakby to była zwykła rozmowa ze znajomym lub nieznajomym, który chciał opowiedzieć nam swoje życie.
Pozdrawiam
Luana dnia 07.12.2011 19:54
Interesujące opowiadanie. Dobrze się czyta. Poruszający fragment o śmierci przyjaciół i bardzo realistyczny obraz pogrążania się w nałogu, a potem trudów detoksu. Dalszy ciąg już trochę mniej do mnie trafia. Mimo zapewnień narratora o udanym małżeństwie z opisu wieje chłodem i to od samego początku znajomości z panią Psycholog. Może chodzi o egoizm głównego bohatera, który jest wielkim egocentrykiem?

Pozdrawiam.:)
pierzak dnia 07.12.2011 20:29
jeszcze nie odpowiem :D
Figiel dnia 08.12.2011 17:03
Czytam po raz kolejny i zbieram się do komentarza. Podoba mi się, nawet bardzo, ale nie mogę "złapać" bohatera w czasie. Tak jakby jego droga w pewnym momencie rozwidliła się i wpadł w alternatywną rzeczywistość.
Kaero dnia 08.12.2011 17:48
Pachnie mi tutaj trochę filmem "Mr. Nobody" z Jaredem Leto, choć koncpecja tego filmu była nieco inna. Oczywiście, podobało mi się: chyba bardziej ta druga część, już po detoksie - bardziej do mnie trafia:)

Wielkim minusem dla mnie jest mnogość błędów interpunkcyjnych (zwłaszcza tych), literówek i paru błędów stylistycznych. Dobrze byłoby, gdybyś to poprawił, wtedy ten tekst bardzo wiele zyska, na co jak najbardziej zasługuje.

Pod względem treści jestem jednak usatysfakcjonowana:)

Pozdrawiam:)
Alfeusz dnia 07.01.2012 13:57
Ciekawy pomysł na opowiadanie, można by rzec, "na czasie", zapisany wartkim i komunikatywnym językiem. Przychylam się do uwag Kaero, dotyczących drobnych usterek, zwłaszcza interpunkcji i literówek.
pierzak dnia 07.01.2012 14:26
@ Kaero - w wolnej chwil przejrzę jeszcze raz całość, a opowiadanie, powstało na długo przed filmem :D

Dziękuje za poświęcony czas i uwagi :D

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty