W stepie szerokim - kledman
Proza » Długie Opowiadania » W stepie szerokim
A A A
1.
Jest rok 1621, cała Rzeczpospolita świętuje po wielkiej i bohaterskiej obronie Chocimia. Imię obrońcy sławnego hetmana wielkiego Jana Karola Chodkiewicza który dowodził garnizonem Chocimia wysławia wszelki lud w Rzeczypospolitej i odmawia pacierze za jego dusze , bo ów rycerz nie doczekał się swej chwały, zginął zanim zabrzmiały okrzyki zwycięstwa. Wrogie Imperium Osmańskie zniża się do podpisania traktatu pokojowego gwarantujący ludowi w województwach Ruskim, Bracławski i Podolskim pokój na ich ziemiach. Człowiek mógł się położyć spać nie kładąc szabli pod łóżkiem i zamykając obydwa ślepia.
W tych właśnie czasach przez ziemie Bracławską, podróżowało dwóch jeźdźców. Stepy w tych okolicach były opustoszone przez działania wojenne. Wioski, karawany, żywy człowiek był na tych olbrzymich obszarach rzadkością. Częściej człowiek mógł spotkać tu spaloną gospodę czy ludzką mogiłę. Pogoda była piękna jak na jesień, ciepłe wiatry dawały znośną temperaturę, na stepie którego nie dało się ogarnąć oczami, malował się spokój, dzikie pola rozciągały się na wszystkie strony, a mimo to były puste, ciche, jakby życia nie posiadały. Tylko ich dwoje na czarnych wierzchowcach czystej krwi przemierzają dzikie pola. Na czele jedzie szlachcic w sile wieku, ma czarne jak smoła włosy i niebieskie oczy, przybrany był w kołpak rysi z piórkiem, znak niechybny wojskowej służby. Drugi jechał za nim, młody, wysoki, o ciemnych włosach i czarnych jak noc oczach, po czerwonym żupanie można się domyśleć że jest to pachołek. Wracali dwaj z owej wojny tureckiej do rodzimej małopolski. Rozmawiali między sobą o trudach wojennych i o rodzinie która ich oczekuje. Zapada zmierzch, wojacy postanawiają przystanąć na noc, wybrali jedno ze wzgórz, na którym rosło potężne i bujne drzewo. Rozpalili ognisko oraz puścili konie na popas. Księżyc oświetlał ziemie tak jasno że było widno jak w dzień. Szlachcic już zasnął, a młody pachołek czuwał nad swoim panem. Rozglądał się to na konie, to na ognisko czy nie dogasa, to na step, czy jakieś zagrożenie nie przybywa. Wtem dostrzegł jakiś ruch na skraju widnokręgu. Niewielki zarys zbliża się powoli ku ognisku. Pachołek nie tracąc zimnej krwi szybkim susem doskoczył do towarzysza podróży.
- Panie namiestniku.
- Czego !(spytał szybko niechętnie budząc się z przyjemnego snu).
- Ktoś się zbliża, co robić? W konie ?
- Nie konie zbyt znużone by teraz galopem zmykać przed jakimiś cieniem.
- Jest jeszcze jakieś dwie staje od nas to może jeszcze konie z popasu pozbieram.
- Tak. Tylko miej broń w pogotowiu i szybko wracaj, tu go przywitamy.
Młodzian pobiegł w pola i zaczął pospiesznie, a cicho z gracją uganiać się za wierzchowcami. Starszy zaś zaczął co zbędne pakować by w razie potrzeby ucieczki nie stracić ekwipunku który na tej pustyni na pewno się przyda. Co róż spoglądał z niepokojem na przybysza, który monotonnym krokiem zbliżał się z każdą sekundą. Wreszcie pojawił się pachołek z końmi, cały zdyszany, szlachcic nic nie mówiąc podał mu nabitą krucice i przypomniał jeszcze raz.
- Miej broń w pogotowiu. Nie wiadomo co to za licho, może podróżny, a może zwiadowca zbójników, czy dezerterów.
- Na moje oko jakiś lichy to człowiek, widać sędziwe lata już ma.
Rozmowa urwała się bo owy cień był już wystarczająco blisko by usłyszeć co się szykuje. Minęła krótka chwila, po której nowo przybyły stanął przed nimi. Był to człowiek mający około 70 lat. Z głowy rosły mu długie siwe włosy, potwierdzające sędziwy wiek właściciela. Liczne blizny na ciele skazywały na doświadczenia wojenne. Ale mimo to wyglądał na poczciwego staruszka. Nikt nie ośmielił się przemówić pierwszy. Do momentu, gdy pan namiestnik - mając sprawny dowcip - zauważył u starego wojaka chłopskie odzienie, z elementami charakterystycznymi dla wiary prawosławnej. Więc zaczął od słów:
- Sława Bohu.
- Na wiki wikiw.
- A skąd, dziadu, idziecie?
- Demianiwka. Abo szczo?
- Nic tylko dziwujemy się, co to za did, po stepie idzie.
- A lachy ! Nie martwcie się, ja nie w złych zamiarach po tych stronach pielgrzymuje, ale lepiej byście zrobili dając mi odpocząć i ogrzać się przy ogniu, a nie stare kości pytaniami osłabiacie, a zaręczam wam że jest czym się dziwować.
- A prosimy. Mięsiwo się znajdzie i wina baryłka.
- Szczob wam światyj Mikołaj daw zdrowla i szczastje.
Starca ugościli jak tylko umieli, a gdy ten odpoczął, rozluźnił mu się język i zaczął prawić.
U nas na wsi – zaczął starzec opowiadanie – straszne rzeczy się dzieją, nasz sołtys był diabłem wcielonym. Na sejmikach dzięki znajomości do władzy nad gminą doszedł. Zbrojną ręką trzymał lud w ryzach, toteż rządził trzema zaściankami jak osobnym państwem. Do tego uzbierał niemały majątek, z sprzedaży zboża na targu w Bracławiu i z łupów wojennych się składający.
Ludzie mówią gdy jego trzej synowie, diablętami przez nas zwanymi, mając lat 18, 17 i 16 przyszli do ojca z żądaniem by ten im część majątku oddał. Sołtys będąc człowiekiem skąpym, a także napracowawszy się przy zbieraniu majątku, nie chciał oddać swym synom go, wiedząc ze żaden niczego się nie dorobił, każdy zaś roztrwonił by go w karczmach i na uciechach z panienkami.
Najstarszy będąc niespełna rozumu, zakradł się w nocy do sypialni ojca mając na celu znalezienie tam skarbu rodzica, ale trzymając zarazem samopał w dłoni. Obszukał całą izbę, a gdy go nie znalazł zbudził ojca grożąc mu krucicą. Co się dalej stało, nie wiem ale syn zginął, a szalony rodzic został rany w bok. Ten bojąc się o swój skarb, zwołał kilku pocztowych i razem przenieśli gotowiznę do pobliskich lasów. Ale za nimi w pogoń ruszyli dwaj pozostali synowie, wraz ze swoją kompaniją warchołów i pijaków...

Przerwał opowiadanie, bo jak się tłumaczył, strasznie zaschło mu w gardle. Po opróżnieniu jednego napitku, zabrali się za następny, dokończył to co zaczął.
W nocy odgłosy walki i strzały z muszkietów obudziły okoliczną wieś – ponowił opowiadanie – w której ja też byłem. Ludzkie wrzaski przerażały nawet najodważniejszych, spektakl ten trwał przez dłuższą chwile, przerywany jedynie hukiem z pistoletów, a odnawiany nowym krzykiem wściekłości , żądzy odwetu, wręcz ryku jakie ludzkie gardło nie jest w stanie wypowiedzieć jakby tam nie ludzie, a diabły zabawiały się w podchody. By w pewnej chwili urwać się i zamilknąć na wieki. Wielu śmiałków, w następnych dniach próbowało wyruszyć po skarp, ale żaden nie znalazł ani wozu na którym była gotowizna, ani ciał poległych, ani jakich kol wiek śladów walki, jakby to co się stało było urojeniem, że nic się nie stało.
- Ładna opowieść, ale nie mówi co did tu robi, z dala od domu, przecież ten cham zniknął.
Ano, wszystko ma swoje dobre i złe strony. Pod jego skrzydłami była to ochrona. Nie chciał, by jego siła robocza się skurczyła z powodu napadu zbójów, czy tatarów. Człowiek żył ciężko pod jego jarzmem, ale żył.
- To co się zmieniło od tego czasu ?(przerwał przybyszowi młody pachołek z niecierpliwienia).
A od czasu tej potyczki minęły trzy tygodnie, a to jus trzeci dzień z kolei, ktoś w nocy zakrada się do mojej wioski, zabija chłopów, plądruje spichlerze, zadziej domostwa i ucieka w nocnej ciemności. Stawialiśmy straże przy wiosce, ale od tych stron gdzie przychodzili ci bandyci albo jacyś maruderzy z armii (których przecież po tej wojnie nie brak),to tam wartownik ginął. A reszta nic o tym nie wie do porannej zmiany warty, bo te dranie wynoszą te ciała z powrotem do lasu i pozostawiają gdzieś w gąszczach, by patrol przez przypadek nie znalazł trupa i nie ogłosił zbyt wcześnie alarmu.
- Dziwna to rzecz, żadnych śladów, ani hałasu. Podobnie stało się z tą potyczką w lesie, w jednym momencie umilkła.
- Żeby było śmieszniej, łupem pada przede wszystkim żywność, niby nie wiele, ale jak tak dalej pójdzie na zimę cała wioska głodem padnie. Stąd moja obecność na tym pustkowiu. Ja jedyny znam drogę do pobliskiego Mirosławca gdzie stacjonuje chorągiew, mojego starego przyjaciela, pana podskarbiego Michała Dydyńskiego. Który jedyny może tę zgraję z lasów wypłoszyć.
- Powiadasz, że to się dzieje w Demianiwku. My i tak będziemy przejeżdżać przez tę wioskę, bo już owies koniom braknie, to obaczymy, co tam w trawie piszczy. A że strudzeni bardzo to i może ostaniemy, tam na dzień lub dwa.
- A to za gościnę się odwdzięczę, jak wejdziecie do wioski, skręcie w lewo nad bajorko, stoi tam stara chata, mojej siostrzenicy powiedzcie ze wy ode mnie to i wasz ugości.
- A to rad jestem bardzo, że mimo tych ciężkich czasów jakie na nas spadły. Znajdzie się w tej nieszczęsnej Rzeczpospolitej, szarganej wojnami i swawolami dobrzy ludzie, którzy spierają się nawzajem i brną w w jednym gównie.
- Ach toście ludzie setni, mówię ci i dowcip sprawny jak u kasztelana na dworze króla,oj mówię ci, daleko zajdziesz chłopcze i nie jednego dokonasz.
W taki właśnie sposób rozmawiali owi przybysze na opustoszonej Ukrainie. Przy mocnych napitkach zapomnieli o wszelkich troskach i kłopotach. Noc spędzili pod gołym niebem, wiatr śpiewał im do snu, gęsta i wysoka trawa układała się jak pościel, pod ich wymęczonymi od trudów życiowych ciałami, tworząc wygodne łoże.
Noc minęła bez dalszych przygód, a rano obudzili się się wypoczętym, pożegnali się raz jeszcze życzliwie. Po czym odeszli, każdy w swoją drogę. Dalszą podróż ku wiosce mijała naszym wojakom na rozmyślaniach, co tam w wiosce może ich spotkać, a także co mogą zrobić w sprawie tej morderczej zagadki, która samą treścią ciekawi i zachęca do dalszego zanurzenia się, wiej mroczne strony.
Gdy już drugie kury zaczęły piać ujrzeli na widnokręgu ową wioskę. Z oby dwóch stron otoczoną lasami, tylko dwa przesmyki otwierały drogę do żyznych pól znajdujących się trzy staje od wioski i reszty świata.
Na pierwszy rzut oka, cała osada żyła jak miasto jarmarkiem, krzątanina, krzęt kół, straże na błoniach obronnych, jak na froncie, jak na ognistym pograniczu, gdzie życie płynie zawsze szybciej. Lud kończył udane żniwa i przygotowywał się do zmiany z chłopów pańszczyźnianych, w wolnych handlarzy bydła, zbóż i innego jadła. W bramie stali wartownicy, złożeni, z co mocniejszych chłopów, tworząc tak zwaną, milicje chłopską. Uzbrojeni byli w włócznie, z niezgrabnym grotem na końcu. U niektórych można było znaleźć samopał, pochodzenia zdobycznego, lub wytworzonego amatorsko w miejscowej kuźni. Straże nawet nie zatrzymały przybyszów, biorąc ich za handlarzy lub innych podróżników wracających z wojny tureckiej.
W wiosce było widać sprawną rękę gospodarza domu. Wprawdzie w całej wiosce stały biedne chałupy, lecz jak na ówczesne realia, były bardzo dobrze zadbane. Poza tym, co jakiś czas można było natknąć się na studnie, czy spichlerz, będący mimo wszystko dowodem zamożności wioski.
Na miejsce starego sołtysa został wybrany jego rywal, a ten będąc zbyt głupim, by wymyślić jakieś przekręty i zbyt mądrym, by w ciężkich chwilach narazić się społeczeństwu osady, prowadził wioskę do swobodnego i spokojnego rozwoju. Do wspomnianego domu, dotarli jak po sznurku. Dom będący prawdziwą ruderą, prezentował się okropnie, jakby miał przy najmniejszym podmuchu wiatru zawalić się. Zeskoczyli z koni, podeszli do przybytku, z niepokojem rozglądali się po bokach i w końcu szlachcic zapukał w spróchniałe wrota. Zgrzyt otwieranych drzwi ukazał im dziewczynę, o nie codziennej urodzie, lat miała około dwudziestu, blond włosy wiły się po ramionach pięknej chłopki, twarzyczkę miała niewielką z zadartym noskiem i obfitymi ustami. Na jej widok zapomniał się i podkręcił wąsa. Nie oczekiwała dziś żadnych gości, a tym bardziej tak wysokiego rodu. Więc w pierwszej chwili zapomniała języka w gębie. Ale wyręczył ją pan namiestnik.
- Witam szlachetną panią, jestem Jerzy Zyrowski namiestnik chorągwi jazdy lekkiej, nie żyją czego nam dobrodzieja, hetmana Jana Karola Chodkiewicza.
- Witam waćpana w moich skromnych progach.
- Twój wuj, którego spotkaliśmy na stepie, powiedział że u dobrodziejki, znajdziemy posłanie na najbliższe dwa wieczory.
- Zgadza się, wuj ostrzegł mnie że podczas swojej wędrówki poszuka jakiegoś ratunku dla wioski. O spoczynek nie musicie się martwić, naprawdę rada jestem że takich wyśmienitych gości mi wujaszek sprowadził.
- Bardzo wielmożnej pani dziękujemy, konie po wojaczce zmęczone i wygłodzone tak ze sam szkielet został, ja i mój pachołek Selim-Bek Abrachimowicz nie lepiej znosiliśmy trudy oblężenia Chocimia.
- A to widzę ze od takich przybyszów wielu ciekawych rzeczy się dowiem.
W taki sposób dobra gospodyni przyjęła owych gości. Którzy postanowili nie pozostać jej dłużni. Zaraz po posiłku poszli do sołtysa, by coś więcej się wywiedzieć o tych zjawach nocnych. Nie musieli tego robić, ale życie minęło im na ciągłych walkach, zwadach i pojedynkach,tak mocno,że przygód podczas monotonnej podróży bardzo im dokuczał.
Sołtys ciesząc się że prawdziwi wojacy, w nie jednej wojnie doświadczeni, chcą pomóc mu w jego sprawie, ugościł ich jak tylko mógł. Nie szczędził im na niczym, także na informacjach, w krótkiej chwili wiedzieli już wszystko co owa wieś wiedziała, wprawdzie były to tylko szczątkowe informacje, ale jeszcze bardziej zachęciły do poszukiwań. Więc wzięli świeże konie, nabili muszkiety i samopały i wyruszyli z kilkoma ochotnikami do lasu. Byli między nimi ci którzy zapuszczali się w nie w poszukiwaniu skarbu. Co dawało pożądanych przewodników. Zanurzali się w zieloną otchłań boru. Leśne dróżki wiły się w nim we wszystkie kierunki świata, dając wyraźna możliwość do zabłądzenia. Wśród wielkich dębów i sosen, zdarzały się niewielkie niskie skupiska drzew, nadające się bardzo dobrze do napadu zbójeckiego.
Coś było strasznego w tym uśpionym lesie, coś co nie dawało zmrużyć oczy, czy poluźnić palce na spuście muszkietu. Dotarli do drugiego krańca lasu, słoneczne popołudnie przebijało się przez gałęzie drzew, step otwierający się parę metrów przednimi, dodawał im przyjemnego podmuchu wiatru, kojącego skołatane nerwy od czuwania. Szli tak do momentu gdy odezwał się pachołek.
Panie Jerzy coś znalazłem, coś dziwnego.
W jednym momencie cała kompanija otoczyła młodego tatara.
- Co to za diabelstwo, wygląda jak wilcza stopa!
- Wielka ta stopa, co to za bydle musiało je zostawić.
- Nie wiem ale to trochę wyjaśnia te szybkie napady na wioskę.
- Do zmierzchu parę godzin, będzie trzeba resztę chłopów ostrzec przed tymi monstrami.
- Może i tak, ale sama stopa nic nam nie pomoże w pokonaniu ich, niech jeden z pocztowych pojedzie co w koń do wioski, reszta pójdzie dalej cym więcej wiemy tym lepiej.
I tak też zrobili, jeden z ochotników na karnym dzianecie, ruszył w kierunku wioski, a reszta ruszyła wzdłuż wilczych śladów. Prowadziły ich w z powrotem w głąb lasu, ale już nie po drogach tylko po prawdziwym gąszczu, gdzie koń przejść nie mógł. W końcu znaleźli jakby wgłębienie, lej, wśród gęstego boru, w którym coś pod światłem słońca odbijało jego promienie. Domyślili się że dotarli na miejsce. Zeskoczyli z koni i zaczęli z ostrożnością skradać się ku celowi, trzymając dłoniach szable i krócice w pogotowiu. Ciszę przerwał ludzki krzyk. To jeden z chłopów wdepną w ludzkie szczątki. Miejsce było puste ciche, nie zastali tego czego się spodziewali, zastali tylko cmentarzysko, trupy rozwalone po całym leju, dookoła wozu który ugrzązł między kamieniami, na końcu tego, spektaklu, leżał na głazie trup, z roztrzaskaną czaszką, niby taki jak reszta, ale jeszcze świeży, dopiero niedawno, natura zaczęła jego rozkład, wzrok przykuwał dziwne ułożenie dłoni, zaciskały się, jakby chciały coś ukryć. Jeden z chłopów zaczął obszukiwać nieboszczyka, w końcu zajrzał do martwych dłoni, znalazł w nich małą poplamioną kartkę papieru. Zaniósł ją namiestnikowi, który próbował przeczytać tekst, był on niedbale napisany, niektóre wyrazy były zbyt mocno plamione krwią by coś z nich zrozumieć, a oto co udało się przeczytać z owego skrawka papieru.
Synowie nas zaskoczyli, niemal wybili nas do nogi, koniec był bliski...
...Sołtys oberwał wije się po ziemi, ale przyszły one, było ich tylko trzech...
...zakończyły zwadę w jednym momencie...
...rzuciły wszystkich na wóz, leżałem wśród trupów...
...na miejscu zjadają rannych, zabitych i niewielu żywych, szukają więcej ofiar...
...skarb który leży na wozie ich nie interesuje, boją się ognia, w zamkniętym terenie nie masz z nimi szans...
- Co wy na to ?
- Straszne miejsce, bierzmy, skarb i wracajmy stepem.
- Będzie dłużej ale na otwartym terenie dosięgniemy ich kulami.
- A co z trupami ?
- Zdrowaśka i w koń. Tu śmierć czuć.
- Puki życie miłe, ruszajmy się panowie bracia.
Zrobili nieborakom ostatnie honory, wprawili wóz w ruch i zaczęli pośpiesznie uchodzić w kierunku stepu. Było już późne popołudnie, a zbliżająca się zima przyspieszała wieczór, na swej drodze napotykali coraz więcej straszliwych śladów, które dawały jasno do myślenia, tu jest ich gniazdo, to się za dnia kryją, gdzie słonce ma problemy z przedarciem się, tam one grasują. Zostaje nadzieja, jest ich tylko trzech, a nas dziesięciu, przygotowanych do walki, a nie jak tamci w potyczce, w nocy ostrzelani, pewnie ich zaskoczyli, pewnie nie chcieli sobie nawzajem pomagać, tu jest inaczej. Ta myśl świeciła w nadziei wojaków, że wiedzą wystarczająco dużo by sobie poradzić z bestiami.
Ale nerwy, spowodowane półmrokiem panującym w gąszczu, dał się wreszcie we znaki. Jeden z pocztowych, wpadł w ludzkie szczątki wartownika z wioski, przerażający jęk rozniósł się po lesie, co sprawniejsze ucho, dostrzegło jakiś ruch, jakiś szmer w gąszczach, co róż, drogę przecinał im spłoszony zwierz, hałas zaczął ich otaczać, coraz częściej było słychać łamane gałęzie, czy odgłosy deptanych kałuż. Niesforna kupa jeźdźców zaczęła się wydłużać, kto miał gorszego wierzchowca, ten zostawał w tyle. Z tyłu do uszu nieboraków zaczynał dolatywać, jakieś sapanie, jakby jakaś zwierzyna goniła myśliwych. Odgłosy trwogi bywały coraz częściej.
- Wytrzymać ! Panowie bracia, wytrzymać, step niedaleko, tam ich dosięgniemy,szykować krucice!
Wołał jak opętany, namiestnik. Który przez doświadczenia na różnych wojnach zdobyte, był stanie zachować, odrobinę zimnej krwi. Młody tatar, mając słabszego dzianeta był jednym z ostatnich w wężu którego tworzyli uciekinierowie i to właśnie na jego oczach rozpoczął się spektakl. Chłopa będącego na końcu sznura, załamał się koń, jakby roztrzaskany w pół. Przednim jechał następny chłop, ten widząc co się dzieje, przyspieszył rumaka, dwie obrzydliwe paszcze wilków wyłoniły się po obu jego stronach. Jedna głowa chciała odrąbać łeb wierzchowcowi, a druga jeźdźcowi, ten w chaotycznym wybryku, sięgnął, po samopał i wyszczelił z niego prosto w ślepia poczwary. Ta ryknęła przeraźliwie, że chyba wiosce było ją słychać. W krótkim uniesieniu euforii krzykną do reszty towarzyszów niedoli.
- Panowie to działa, bestia nie...
Zapomniał lub nie zauważył drugiej biegnącej po jego prawicy. Ten jak wcześniejszy przepadł w mroku. Tylko jego jęki budziły w wojakach trwogę, bo to już step otwierał się przed nimi. Jeden z pocztowych wyprzedził pana Jerzego który przez całą drogę utrzymywał pierwszą pozycje w kolumnie. I to mu życie uratowało. Trzecia bestia, podobna do wilka tylko większa, paskudniejsza, z pazurami jak saperki żołnierzy, odznaczała się inteligencją. W krzakach, znając skróty wyprzedziła jeźdźców i postanowiła przywitać ich na wylocie do stepu. Brama do życia okazała się daremna dla owego chłopa skończył jak pozostali dwaj. Bestia zmiażdżyła go w pół i zabrała w leśną otchłań. Wojacy mając drogę wolną wypadli na step, wóz będąc na końcu karawany, utknął, gdzieś na skraju lasu. Druga poczwara, skończywszy z ostatnią ofiarą, przywitała ich srogo. Skarp przepadł, na stepie pozostało ich tylko pięciu, na niebie malował się przepiękny zachód słońca, dający do zrozumienia, że niedługo nastanie noc. W ciemności wilki mogą ich dogonić i pojedynczo rozszarpać.
Zrozumiał to namiestnik, puki jeden potwór jest zajęty zjadaniem obydwóch ludzi na wozie wraz z końmi, to trzeci, powinien już skończyć z koniem i jednym z nieboraków w otchłani lasu.
- Stać waćpanowie, tu ich przywitamy, do szeregu, przygotować krócice. Pachołek pomagał w tworzeniu szeregów, bo owy u chłopów pańszczyźnianych, był nowością.
Bestia wynurzyła się z lasu, salwa poszła z wielkim hukiem powalając zwierza. Druga wypadła, za nim. Ale od razu wróciła do lasu, spostrzegłszy się że nie da rady, ogniste kule wystrzelone z drugiej salwy, pożegnały ją jeszcze. Chłopi, klepiąc biedę, od dawnych czasów, przeładowali samopały i ruszyli po wóz, zepchnęli go na step, usunęli trupy, by zaprzęgnąć konie do wózka, dwóch chłopów poświęciło swoje konie i sami zostali na nim. Jeden trzymał uzdę, drugi z muszkietu obserwował okolice. W ten sposób wrócili do namiestnika. Bogatsi o cały skarp sołtysa.
Konie były zbyt strudzone by galopem wracać do wioski. Lekkim kłusem wracali. Postanowili wejść najpierw na gościniec i tom bezpieczną drogą wrócić do wioski lub nawet przenocować najgorsze. W końcu konie nie wytrzymały. Postój był potrzebny. Wybrali jedno ze wzgórz okalające gościniec. Rozpalili ognisko kierując się słowami nieboszczyka ,, boją się ognia'', zmierzch zapadł już zupełnie, wystawiono warty, ale nikt nie mógł spać z wrażenia ostatnich godzin. To miał być tylko kilku godziny patrol, więc dużo ekwipunku nie zabrali. Doskwierał im głód, chłód bo na cichym stepie rosła tylko bujna trawa, a do lasku czy zagajniku nikt nie odważył się zbliżyć. Tak to siedzieli głodni, zmęczeni, wiatr im w oczy dmuchał, bez możliwości snu.
Minęło pół nocy, aż jednemu z chłopów, który poczuł się już pewnie, poszedł za potrzebą, zaledwie kilka metrów, drugi wartownik obserwował go z powodu braku innych zdarzeń. Chłop już się odwrócił już zrobił pierwszy krok, gdy pazury wielkości jego ręki wciągnęły go z powrotem w otchłań nocną. Krzyki i jęki błagające o pomoc szły po stepie jak wiosenny deszczyk. Cała kompanija wstała z strzelbami w jednym momencie, krzyki nieboraka zgasły, w tym momencie noc oświetliły wyszczały z muszkietów. Po czym zaczęło się przeładowywanie. I cisza na stała w uśpionej Ukrainie. Czujne oczy wpatrywały się we wszystkie strony, ale niczego nie zobaczyły.
Rano ludzie podobni bardziej do zombi, powolni, z zamkniętymi oczyma wędrowali gościńcem ku wiosce. Podróż trwająca parę godzin, minęła im bez przygód. W wiosce nie napotkali już tylu wartowników, błonie były puste , przy bramie zalewie dwóch, ale wszędzie było słychać okrzyki radości, euforii, znoszone toasty, zapach jadła, jakby wioska w jedno wielkie weselisko się zmieniła. Jak na obrzeżach świeciło pustkami, w samej wiosce życie tętniło bardziej niż w Warszawie. Żołnierze wraz chłopami tańcowało, piło i jadło jakby zaczarowane. Zmieszani wojacy , stali tylko i patrzyli na to wszystko, nie mogąc słowa wydobyć z siebie. Gdy ich wy dziad którego spotkali na stepie ich zobaczył, wielce się ucieszył, zaprosił do stołu i wszystko wytłumaczył.
- Jak żeśmy na stepie się rozstali, dotarłem w ciągu całego dnia do mego przyjaciela. Ściągnął on tutaj swoją chorągiew. Was już tutaj nie było. Siostrzenica nam powiedziała żeście w las posili. Oj wzdychała za tobą mój przyjacielu. Tak żeśmy się tutaj obwarowali i dzisiaj mieliśmy zamiar pójść w pogoń za tymi zbójami jak mniemaliśmy, a tu nagle was pocztowy ukazuje się i ze jakieś to licho a nie zbój winy jest tych ataków na wioskę, a jak zwierzyna to na strzelby trzeba ją łapać, każdy chłop samopał miał to byli przygotowani, dziś bladym świtem nas zaatakowało, szczęście że posterunki już były i bestia moc kulek oberwała że sam nie zliczę. Tak żeśmy ją spalili, a przy tym i świętujemy.
- To już koniec waszych problemów w lesie dwie pozostałe usiekliśmy i skarb zdobyliśmy.
- Sława Bohu!
- Na wiki wikiw!
Tak rozprawiali przyjaciele o ostatnich wydarzeniach. Noc spędzili jeszcze w wiosce, a z rana, uzupełnili ekwipunek, pan Jerzy pożegnawszy się z siostrzenicą dida, obiecał że powróci jeszcze w te okolice, po czułych pożegnaniach ruszyli ku rodzimej Małopolsce. Mając w sercu i w myśli że wróci jeszcze na te dzikie pola, w te stepy szerokie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
kledman · dnia 07.12.2011 09:31 · Czytań: 804 · Średnia ocena: 1 · Komentarzy: 7
Komentarze
zajacanka dnia 07.12.2011 14:13
Witaj!
Tak na szybko powiem tylko, że masz duży problem z interpunkcją, zapisami dialogów. Zdania często niegramatyczne, nie wspominając o stylu. Mieszasz czasy - nawet w jednym zdaniu. Doczytałam do błędu ortograficznego i wymiękłam.
Po prawej stronie masz Poradnik użytkownika. Poczytaj i naucz się używania języka polskiego w piśmie.
Wogóle dziwię się, że ten tekst znalazł się na pierwszej stronie.
No cóż. Początki nie są łatwe i daleka droga przed Tobą, ale się nie poddawaj.
Pozdrawiam
Nubifer dnia 07.12.2011 18:02
Zgadzam się z zajacanką - problem z interpunkcją u Ciebie jest ;), stylistyka też nieco kwiczy. Nie przejmuj się jednak i ćwicz; w końcu trening czyni mistrza :D. W pierwszym zdaniu "rzeczpospolita" z wielkiej litery - wszak chodzi tu o Polskę.:)
Pozdrawiam i życzę owocnej pracy B)
pierzak dnia 07.12.2011 21:23 Ocena: Słabe
"...rzeczpospolita..." - Rzeczpospolita!

Jak tak patrze i czytam, to taka bardzo niskobudżetowa wersja Sienkiewicz...nie obrażając oczywiście Sienkiewicza!!!

Trening czyni mistrza, ale bez przesady, jeśli ktoś nie stosuje podstawowych zasad interpunkcji.

Poświęć więcej czasu kledmanie zanim coś wrzucisz.
Sprawdź przecinki, kropki.
Jak masz jakiś dialog, to zaznacz go chociażby od nowej linii z myślnikiem na początku - zmieni to dużo i będzie się chciało doczytać do końca.

A jeśli już wybrałeś takową tematykę i tym bardziej w danym okresie w dziejach naszego kraju, to stosuj się do ówczesnych zasad wypowiedzi i pisowni, jeśli chcesz żeby tekst miał charakter tamtych czasów.
Chodzi mi o to, że używasz języka tamtych czasów bardzo niezgrabnie i razi to podczas czytania.

Pozdrawiam
Olowiany Zolnierzyk dnia 09.12.2011 17:27
Najważniejsze, że wysoki poziom Twojego tekstu zauważyli Ci, którzy dopuścili go do publikacji.
Krystyna Habrat dnia 11.12.2011 22:00
Mam wrażenie, iż jesteś młodym człowiekiem z bujną wyobraźnią i wybrałeś konkretny rozdział historii Polski dla rozwinięcia skrzydeł swej fantazji. Z jednej strony jest dokładna data i miejsce, Chocim, Chodkiewicz, jakaś orientacja w realiach i językach tamtych czasów, ale dalej bestie i to nieszczęsne: "puki".
Nie zniechęcaj się, bo coś w tym jest. Takiej wyobraźni nie wolno marnować. Trzeba ją tylko okiełznać przyjętymi regułami, choćby interpunkcji. Zacznij od poprawienia dialogów według wskazań wcześniejszych komentatorów.Potem zbyt zwarty tekst rozbij na luźniejsze akapity, by łatwiej go było czytać. Na PP autor poprawia to na bieżąco. I głowa do góry! Pozdrawiam KH.
kledman dnia 12.12.2011 20:53
Witam i dziękuje za komentarze. Oczywiście o błędach wiedziałem i dlatego przy wysyłaniu tekstu zaznaczyłem kategorie ,,piekło''.
Jest to mój pierwszy tekst napisany jestże w ostatnich miesiącach gimnazjum. Od tamtego czasu minęło jakieś półtora roku praktyk pisarskich, gdzie nabrałem większej ogłady w tej sprawie.
W listopadzie zacząłem i najprawdopodobniej jestże w tym tygodniu skończę dalsze losy bohaterów z tego opowiadania (planuje napisania cyklu, składającego się z czterech opowiadań o owych sarmatach).
Co do Sienkiewicza, to nie powiedziałbym że to podróbka ,,Ogniem i mieczem'', bardziej wzorowałem się na twórczości Jacka Komudy.
O zaznaczaniu dialogów nie będę się wypowiadał, a tak na marginesie w Wordzie to opowiadanie zajęło mi 6 stron, druga część zajmuje na razie 14 i przybędzie jestże z 2, może 3. Więc mam wysłać w całości czy w kawałkach.

A tak na serio jestże, mówicie żeby porzucić archaizmy?
Sarmaci mają przeklinać i obgadywać się współczesną łaciną, a nie rzymską?
Alfeusz dnia 18.01.2012 21:58
Przychylam się do opinii poprzedników, że musisz popracować nad interpunkcją, składnią, ortografią itp. gdyż robisz zbyt wiele rażących błędów. Warto, abyś popracował nad językiem, ponieważ masz taki potencjał wyobraźni, aby Twoje opowieści historyczne były czytane z zainteresowaniem. Potknięcia językowe, niestety psują efekt. Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
29/03/2024 10:57
Dobrze napisany odcinek. Nie wiem czy turpistyczny, ale na… »
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:71
Najnowszy:wrodinam