Po dwudziestu minutach wymuszonej rozmowy o dziewczynie, tańczącej jak anioł, Artur nie dowiedział się niczego nowego. Marek milczał jak zaklęty. Udawał, że nie wie o kim mowa, ale przecież to on wynajmował jej salę. I to najlepszą jaka miał! Rozczarowany niepowodzeniem szedł ulicą ze spuszczona głową. Wpadł na kogoś, nawet nie podnosząc głowy."Ale gbur" - pomyślała kobieta.
Stała przed lustrem, rozluźniona. Oddychała spokojnie. Gdy usłyszała delikatne pukanie, wyłączyła muzykę, która delikatnie sączyła się z głośnika i otwarła drzwi. Bez większego zdziwienia dostrzegła w nich Marka. Uśmiechnął się i spytał czy może wejść i porozmawiać.
- Pewnie że nie - odparła z ironicznym uśmiechem na twarzy i weszła do środka zostawiając otwarte drzwi. - O czym chcesz rozmawiać?
- Hmm. Nigdy nie mam problemów z doborem słów, ale teraz.
- Marek nie ściemniaj. - powiedziała Martyna prowadząc rozgrzewkę i rozciągając właśnie mięśnie nóg robieniem szpagatu.
- Rano wpadłaś na pewnego gościa.
- Skąd wiesz? - spytała marszcząc brwi i nos.
- Był u mnie i wypytywał o ciebie.
- Żartujesz sobie? - spytała podchodząc bliżej.
- Nie. To był mój kolega Artur. Chciał ze mnie wyciągnąć jakieś informacje, ale nie wiem dlaczego nazywał cię "Alicją z krainy czarów".
- Sama mu tak powiedziałam, gdy zapytał o imię. Ale czego konkretnie chciał się dowiedzieć.
- Wszystkiego, jest dziennikarzem.
- Trzymaj go ode mnie z daleka! powiedziała stając na rękach.
- Dlaczego? Był tobą zachwycony. A jego bardzo trudno zachwycić czymkolwiek.
- Nie jestem jeszcze gotowa. Tak naprawdę nie tańczę wcale dobrze. Jak ostatni wieśniak. - odparła robiąc obrót na jednej ręce.
- Przestań. Pokaż mi co potrafisz, to cię ocenię. Sprawiedliwie ma się rozumieć.
Martyna westchnęła. Zastanawiała się na chwile co ma zrobić. Zgodzić się czy odmówić? W końcu kiwnęła głową na znak zgody i zabrała się do dzieła. Kazała włączyć muzykę i ułożyła się na ziemi, jak do snu. Z każdą sekundą było coraz lepiej. To unosiła się, to upadała. To była uśmiechnięta, z rozmarzonym wzrokiem, gdy muzyka stawała się gwałtowniejsza jej ruchy i mimika twarzy także. Cały jej występ, pozy, miny były częścią układanki, która rozsypała się wraz z końcem piosenki, pokazu tańca.
Dziewczyna stanęła na środku, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Nie wiedziała co ma myśleć, bo Marek milczał jak zaklęty. W końcu, gdy zrezygnowana opadła na parkiet odezwał się.
- Nie dziwię się Arturowi, że się tobą tak zachwycał. Jak ty to robisz? - spytał oszołomiony.
- Ja tylko tańczę - powiedział Martyna z miną niewiniątka i zaczęła się śmiać z Marka.
- Zasługujesz na to, by żyć inaczej niż teraz. Nie możesz zmarnować swego talentu. A Artur otworzy ci drzwi za którymi będziesz mogła się swobodnie rozwijać.
- A pomyślałeś o tym, że ja nie chce? - spytała. - Cieszę się, że ci się podoba to co robię. Nie chcę jednak być sławna, to nie dla mnie. Ja jestem tylko skromną, nieśmiałą dziewczyną, która ma rodziców alkoholików. Wykreowanie mnie na gwiazdę nie wchodzi w grę. - wzruszyła ramionami, jakby cała sprawa jej nie dotyczyła.
- To po co to wszystko robisz? Po co tańczysz? Zawalasz szkołę, pracujesz bez wytchnienia by zdobyć trochę pieniędzy dla siebie? I dlaczego ciągle dajesz mi pieniądze na wynajem sali? Przecież wiesz, że ich nie chce przyjąć. To twoje pieniądze. I wiesz co, ja ci je oddam, bo i tak nie uważam je za swoje.
- Marek - przecież tak nie można.
- Można. Nie wiem dlaczego nie chcesz dać sobie szansy. TO może być twoja droga do kariery, nauki w najlepszych szkołach, z zawodowcami! Z ludźmi, którzy ci pomogą osiągnąć całkowity sukces. Ich nie będzie obchodzić to kim jesteś, kim są twoi rodzice, tylko jak tańczysz! A tańczysz, zapewniam cię rewelacyjnie. Jutro umówię cię z Arturem. - gestykulował rękami, wyglądał wtedy komicznie. mimowolnie Martyna uśmiechnęła sie do siebie.
- Marek, proszę, nie rób tego.
- Dlaczego?
- Bo po raz pierwszy w życiu się boję.
Ten dzień był dla niej całkowicie szalony. Nawet nie przypuszczała, że ktoś ją doceni. Wracała uśmiechnięta i pogodna do domu. Jednak, gdy przekroczyła próg, wiedziała, że coś się szykuje. Krzyki rodziców, dochodzące z sypialni. Same niecenzuralne wyrażenia. Nienawidziła ojca najbardziej jak tylko mogła. Był alkoholikiem, wciągnął w to bagno także jej matkę, ale co najgorsze upokorzył samą Martynę. Znieważył ją i nie pamiętał o tym. Dla niej traumatyczne przeżycie i ucieczka w głąb siebie, dla niego, dziura w pamięci. Kolejna dziura.
Westchnęła i podeszła do drzwi lekko je uchylając. Ojciec okładał pięściami matkę, ta zaś próbowała się mu wyrwać. Co gorsza nie byli pijani. Pierwszy raz od dawna. Bez chwili zastanowienia, Martyna odciągnęła ojca od matki. Była pewna, że ten nic jej nie zrobi, że padnie na podłogę i opanuje się, ale on trzymał się równo na nogach i całą złość skierował na córkę. Widziała nieopisana wściekłość, nienawiść w jego oczach. Próbowała się wycofać. Jednak sama się pogrążyła. Podchodziła coraz bliżej ściany odcinając sobie drogę ucieczki.
Pierwsze uderzenie wcale nie było takie mocne na jakie wyglądało. Dostała w twarz. Zaczął ją palić policzek. Była zła, zmęczona i rozdrażniona. Krzyczała, żeby przestał, opanował się. Ale on nie reagował. Matka gdzieś uciekła, zostawiając ją sam na sam z tym potworem. Odepchnęła ojca i zaczęła uciekać, ale ten pociągnął ją za włosy do tyłu. Upadła, uderzając w podłogę głową. Ból, którego doznała był niczym w porównaniu z kopniakami, którymi ją raczył ojciec. W końcu, gdy już nie miała siły krzyczeć i bronić się, odszedł i zostawił ją zakrwawioną w sypialni. Potem przeszukał jej torbę, w której znalazł pieniądze. Wyszedł uśmiechając się do siebie. Zapewne wydał wszystko w jedną noc. Na piwo i tanie wino.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
anek_ch · dnia 26.06.2008 17:03 · Czytań: 614 · Średnia ocena: 2,5 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: