Jemioła i passiflora - mariamagdalena
Proza » Długie Opowiadania » Jemioła i passiflora
A A A

świąteczny bonus ze świata "Zapachu verbeny" (itp) Link
hiperrealizm (tzw. realizm magiczny, odmiana fantastyki)




Znajomość z Helei na powrót rozwijała się dobrze. Odetchnęłam z ulgą, znów mając osobę, z którą mogłam porozmawiać o wszystkim i o niczym, i która rozumiała zawiłe aspekty naszego świata. Mały promyczek jej obecności dawał naprawdę dużo, prostej kobiecej przyjaźni, pewnego naturalnego zrozumienia, którego u Melodosa czy pozostałych trudno było szukać. Wielki dom przytłaczał mnie swoją pustką, w której tylko co jakiś czas mogłam odezwać się do kogokolwiek, nie będąc wyrzucona z przepastnych założeń biblioteki. Coraz częściej zdawałam sobie sprawę, że jedyna osoba, która mnie tu trzyma zajęta jest w dużej mierze sobą lub nieobecna do reszty. Kilka słów co jakiś czas, nic ponadto. Hagnos Melodos pomimo rozlicznych zalet, miał zerową potrzebę kontaktu z ludźmi, więc Helei uznał za prawdziwe wybawienie. Wiedziałam też, że Hesper jest równie przychylna moim wizytom w jej domu. Spojrzenia w moje oczy, czy raczej w grafitowe tęczówki którymi obdarzył mnie mentor, sprawiały jej widoczną przyjemność, podobnie jak proste gesty czułości, które w jej towarzystwie wydawały się zaskakująco naturalne i konieczne. Zanurzenie w tę atmosferę, pełną zieleni, życia i głębokiego zapachu południowych ziół - melisy, mięty, tymianku - dawało mi dostęp do tej prostej kojącej aury, jaka otaczała Verbenę. Nie dziwiłam się, że jej dom był pełen ludzi i nawet słowa "mogłabyś być moją córką", wypowiedziane przy naszym pierwszym spotkaniu, wydawały mi się obiecujące, pełne zielonej - a jakże - nadziei. Mogłam przynajmniej łudzić się, że była taka szansa.
Święta zbliżały się nieubłaganie, także do naszego świata. Perspektywa spędzenia ich samotnie, czy to z książką, czy zwyczajnie gapiąc się przez okno napawała mnie drażliwością i głęboko wypieranym niepokojem. Buntowałam się przeciw temu, pierwszy raz nie chcąc wiedzieć nic o avatarach, aurach i fundacjach, o wszystkim, co mimo zdecydowanych plusów, wyłączało mnie z tej naturalnej kolei rzeczy - choinek, prezentów i świątecznych piosenek. Świat toczył się obok i z reguły mnie nie obchodził. Tym razem jednak jego inwazja była tak bolesna, jak nieunikniona. Dom Hesper powoli wypełniał się jodłowymi gałązkami, zasnuwającymi pokoje gęstym aromatem lasu, jemiołą, poupinaną z złotozielone koła i ogromnymi - białymi i szkarłatnymi donicami passiflory, której sok - jak wiedzieliśmy - pomagał utrzymać nam zrównoważony stan na poziomie dostrzegalnym nawet po wyczerpujących zadaniach.
Nie zdziwiłam się, może tylko rozczarowałam znanym, przewidywalnym bólem, gdy Melodos postawił sprawę jasno.
- Nie mogę trzymać cię tu przez święta.
To było oczywiste. Przeszkadzałam na każdym kroku w tej cichej i samowystarczalnej enklawie.
- Poprosiłem Hesper, żeby wzięła cię do siebie na ten czas.
- Miło - powiedziałam. - To już ustalone?
- Tak.
Ton jego odpowiedzi nie wskazywał na nic, nie domyślił się raczej dlaczego pytam.
- Bez pytania mnie o zdanie?
Nie mógł powstrzymać uśmiechu, jakkolwiek przyprószył go dawką tej onieśmielającej uprzejmości, którą rozsiewał wokół siebie jak zły urok.
- Nie bądź śmieszna. Stworzyłem cię, przynajmniej do pewnego stopnia, dałem ci imię i przynależność. To oczywiste, że podejmuję decyzje, skoro należysz do mnie.
- Należę - spauzowałam - ale nie jestem marionetką czy bezwolną własnością. Mam chyba prawo do własnego zdania, preferencji, opinii, planów...? - zawiesiłam ton pytającym tembrem.
- Lubisz Hesper, a Hesper lubi ciebie. Obu wam zależy na tych świętach, a mnie na tym, żeby coś z tego wyszło. Robisz problemy tam gdzie ich nie ma.
- Nie robię...
- Chcesz jechać do Hesper?
- Tak - mruknęłam.
- No i już. Cała ta rozmowa była niepotrzebna.
- Raczej...
Przerwało mi wejście, czy raczej wbiegnięcie Jael. Przez moment zastanawiałam się co Melodos zrobi na święta z siedmiolatką, ale pewna byłam, że znajdzie dobre miejsce również dla niej i że na tej linii nie będzie protestów.
- Nie przywiąż się za mocno do Hesper - powiedział na odchodne.
Zazdrościł? Kolejny raz przebiegło mi przez myśl, że Jael musi być ich dzieckiem. Zero szans na normalne życie. Ale u matki byłaby chyba szczęśliwsza.



Nie ukrywałam, że ucieszył mnie twój przyjazd. To prawda, cieszyłam się z każdego skrawka Melodosa w moim domu, także tego dostępnego w tobie, jednak czerpałam przyjemność również z samej twojej obecności.
Być może i o tym powinnam była ci coś powiedzieć, ale przedświąteczne powitanie nie było najdogodniejszym momentem. Wszystko należało dozować z umiarem, tak by nie sprawić ci niepotrzebnego bólu. Lek i trucizna, jak w każdej roślinie. Domyślałaś się, że coś jest nie tak - po moich szarych włosach, po moim ciele, nie tak młodym jakie utrzymywał Hagnos, choć w twoich oczach mogłam przecież z łatwością dojść do tego samego efektu. To prawda, mogłam. Czy raczej mogłabym, gdyby los nie zdecydował inaczej.
Z łatwością wciągnęłam cię w ten upojny świat, jaki udało mi się stworzyć. Najpiękniejszy z ogrodów, jakie udało mi się wyhodować, mój prywatny raj, złożony z ludzi przyciętych jak róże, ze smakiem i delikatnością. Oczywiście była w tym ręka znawcy, pozwalająca wybujać co piękniejszym pędom i roślinom, jednak zawsze na odpowiednią wysokość i w formie dopasowanej do całości obrazu. Zawsze odbierałaś mnie przez ten pryzmat, kwiatów, zapachów, barw - i nie mogłam się nadziwić, że nie widzisz obok fiołków bluszczu, obok tulipanów trujących bladych konwalii, obok purpurowych opuncji zalotnych różów rosiczki. Idealizowałaś mnie z pewnością, ale nie ukrywam, że nie miałaś innego wyjścia.
Ten dom stworzony był, by dawać mi życie, a jeśli przy tej okazji mogłam dać ci skrawek miłości, twoje odwdzięczenie się mogło być tyle nieświadome, co chętne.
Zapadała kolejna grudniowa noc, która nie zmieniała jednak wiele w rozświetlonej oranżerii. Było parno i nasze lekkie ubrania były zupełnie wystarczające, by zapewnić nam przyjemne ciepło i poczucie komfortu.
Uczyłaś się mnie - i gdy Alma, moja wspaniała Alma, odeszła po obdarzeniu mnie krótkim pocałunkiem, musiałaś spytać, ośmielona tutejszą czułością, bez zimnych i bezrozumnych manier domu Melodosa.
- Kim ona jest?
Zaśmiałam się lekko, budząc twój uśmiech i otworzyłam ramię, byś mogła dołączyć do mnie pod jednym z tych niewielu drzew, jakie ocieniały zamknięty ogród.
- Dzieckiem, jak oni wszyscy.
- To znaczy? Wybacz, ale nie wyglądasz na matkę tylu wyrośniętych jednostek.
Jednostek? Hagnos musiał wbić ci do głowy niezłe teorie.
- Tylu ludzi, jak rozumiem.
Wydałaś cichy porozumiewawczy dźwięk, moszcząc się wygodniej na mojej piersi. Zadziwiające, jak szybko przyzwyczaiłam cię do tej bliskości, choć - cóż - mnie samej już to nie dziwiło. Umiejętności przetrwania.
- Nie, oczywiście, że ich nie urodziłam. Ale są moi, więc są moimi dziećmi.
Pozwoliłam sobie zaczesać ci włosy za ucho i zaczęłam nawijać końcówki kosmyków na palce. Żadnych bzdurnych upięć, jakie preferował Hagnos.
- Nie własnością?
Żadnych dziwnych terminów.
- Oczywiście, że nie, są przecież ludźmi... Myślą, czują, kochają.
Westchnęłaś w zrozumieniu. Drań żadnej miłości nie odwzajemniał - i prawie że cię rozumiałam.
- Kochają cię - odbiłaś ton moich słów. - To widać. Alma zwłaszcza.
- To prawda - przytaknęłam, wciąż bawiąc się twoimi włosami. Uspokajało cię to, lecząc pomalutku odmrozenia w psychice. Pozwoliłam sobie cmoknąć cię tuż nad jasnym czołem i choć twoje ciało spięło się odrobinę, widziałaś tego dosyć, by nie protestować, ograniczając się do zamknięcia oczu.
- A ty pozwalasz się kochać.
Przytaknęłam gestem, łapiąc kolejne łagodne muśnięcie. Jak bardzo było ci tego trzeba.
- Almie zwłaszcza - powiedziałam ciepło.
Odpowiedziałaś uśmiechem, który odbił się ciepłym oddechem na moim dekolcie.
- Czemu?
- Cóż, jestem dla niej szczególnie ważna. To nie ulega wątpliwości, jestem w końcu jej stwórcą.
- Innych też, chyba wszystkich tutaj.
- Och tak - przyznałam - ale Alma była moim pierwszym dzieckiem i zazdrośnie strzeże pierwszeństwa w moim sercu. Nie zniosłaby zastąpienia przez nikogo innego, zniszczyłoby ją to, zresztą...
- Tak? - Nie pozwoliłaś mi uniknąć nieopatrznej myśli.
- Była pierwsza, nikt przed nią. I przyznam, że w dużej mierze zmusiła mnie do tego.
- To znaczy?
To chyba był dobry moment na małą konfrontację z prawdą.
- To znaczy - podjęłam - że wiedząc, czego potrzebuję, dawała mi to bez mojej prośby. A często nawet i zgody.
Nie domyśliłaś się.
- Rozumiem - powiedziałaś, ale było to jedno z tych okropnych słów, którego znaczenia zdołano cię już oduczyć.
- Zajmowała się mną dużo podczas mojej choroby. Bardzo ofiarnie. - Ostrożnie dobierałam słowa.
Przytaknęłaś, z lekkim muśnięciem policzka.
- Wtedy zostawił cię Melodos.
- Tak. - To też była prawda. - Jednak nie oceniaj go zbyt szybko.
Już i tak go oceniłaś.
- Wracając do Almy... Wciąż jeszcze jestem jej priorytetem i po wielokroć zastanawiam się, co może ją przy mnie trzymać. Co sprawia, że tak bezwstydnie domaga się uwagi i jeśli potrzeba przy mnie czuwać, jest w stanie choćby spać w moim łóżku.
Uśmiechnęłaś się, znając zapędy Almy. Była piękna i miała tę świadomość, nawet na tobie sprawiało to wrażenie i pozwalałaś sobie kraść przelotne buziaki, równie łatwo, jak ja kiedyś. Nie żebyś do nich dążyła, nie. Ale Alma doskonale umiała ugrać swoje karty. Taką ją w końcu stworzyłam.
- Jest jak cudowny koc, czuwający, żywy i wtulony o tutaj.
Przesunęłam dłonią po zagłębieniu twojej szyi, powodując lekkie łaskotki. Miałam zimne ręce, więc cofnęłam dotyk. Nie domyślałaś się nadal.
- I pełen czułości? - spytałaś, niepewna własnej opinii w tym temacie. Nasze powietrze szybko wtłoczyło ci do głowy pewną niezobowiązującą lekkość i uczuciowość, w której czułam się najlepiej. Dużo kontaktu, dużo sympatii i wyrażania jej, w gestach niby intymnych z charakteru, lecz przecież nic nie znaczących. Potrzebowałam ich, więc stały na porządku dziennym w tutejszej etykiecie. Bezsprzecznie zdrowszej niż to wszystko, co wybudował Hagnos.
- Tak, na tyle, na ile pozwalam. - Uśmiech. - Z pewnością mniej, niż Almie potrzeba, ale mam swoje ograniczenia. Zresztą, jest dzieckiem. Niech nie czuje się tutaj stwórcą, nawet jeśli stworzyłam ją z jakiejś dozy miłości i jeśli dalej jej osoba ma wpływ na to co robię.
Nie baliśmy się wielkich słów, nawet do małych rzeczy. Zadziwiająco uspokoiło cię to, słowa, których nie używałaś i nie rozumiałaś, wystarczały ci w moich ustach, z ufną pewnością, że ja je rozumiem.
- Chcesz zobaczyć resztę?
To musiało nadejść. Nie mogłam okłamywać cię w nieskończoność. W sumie mogłam. Raczej nie chciałam. Lepiej było powiedzieć ci to teraz, gdy tak zwyczajnie pozwalałaś na te drobne pieszczoty, tak bardzo mi potrzebne, zanim uświadomiona przez kogoś innego, w gorszej chwili, zareagowałabyś złością i ogromną falą goryczy, buntem przeciwko mnie, Melodosowi i komukolwiek jeszcze. Musiałam zniszczyć coś możliwie delikatnie, tak jak przycina się kwiat. Przypisałabyś mi takie porównanie.
- Chodź, pokażę ci ich zdjęcia.
Uniosłam się nieco, tak byś z delikatnym marudzeniem zsunęła się z miękkości oparcia i wstała, czekając, aż i ja dołączę do ciebie. Ruszyłam niespiesznie do gabinetu, ciesząc się z drobiazgu, że nie idziesz trzy kroki za mną, ale tuż obok, niemalże przy mnie. Kolejna cudowna oduczona rzecz.
Musiałam zrobić wszystko przed świętami, żeby nie zatruć ci tych dobrych chwil późniejszymi myślami o moim wyrachowaniu. Musiałaś być świadoma co się dzieje i że nie musi to zatruć niczego, włącznie z naszymi uczuciami i całym urokiem świąt, jaki zamierzałam zapewnić ci w moim domu. Przyznaję, że czułam gorycz, wpuszczając cię do tego pokoju, z prawdziwą obawą, że już ostatni raz oglądam na twojej twarzy ten pełen ufności i beztroski wyraz.
- Alma - powiedziałam, wskazując na pierwszą z serii fotografii, rozwieszonych w głębszej części pokoju. Żywe, pełne kolorów zdjęcie Almy doskonale oddawało jej żywiołowość i urodę. Obie uśmiechnęłyśmy się do tej podobizny. Chciałaś bezpardonowo wsunąć mi się pod ramię, ale uniknęłam tego zmyślnie. Nie w takim momencie, nie teraz.
- Loine - wskazałam ci kolejną. Diametralnie inna, choć nie mniej piękna, również wśród kwiatów i rozlicznych barw.
- Nie mieszka tutaj, prawda?
- Nie - przyznałam. - Mimo wszystko chciałam dla niej normalnego życia, nawet jeśli poza tym domem.
- To też miłość - powiedziałaś odważnie.
- Raczej tak. - Nie wiedziałaś co mówisz.
Kolejne zdjęcia, czarno-białe, kolejne imiona.
- Czemu są bez kolorów? - spytałaś, szybko łapiąc pewną zależność.
- Ci na czarno-białych już nie żyją - powiedziałam cicho.
- Przykro mi...
Nie dałam sobie przerwać.
- Rak jelita, rak płuc, leukemia, wylew krwi do mózgu, mięsak Kaposiego, ziarnica złośliwa, chordoma...
Dopiero, gdy wyliczyłam wszystkich, imię po imieniu, choroba po chorobie, zaczęłaś rozumieć co do ciebie mówię. Ogromne ilości passiflory przestały wreszcie wyglądać jedynie na świąteczną dekorację, a jej cudowne zastosowania zaczęły wreszcie łączyć się z moją osobą.
- Długo chorujesz? - spytałaś.
Przytaknęłam, nie dając jednak namówić się na pełne zdanie. Docierało do ciebie powoli. Przesunęłaś dłonią po jednym z kosmyków, szarobiałych, bez cienia dawnej czerni, choć przecież moje ciało pozostawało młode, tak jak Melodosa czy twoje. Byłam kruchsza i widziałaś to, jednak w cieplarnianych warunkach własnego domu mogłam wieść cudowne życie, otoczona przez miłość i rozsiewająca ją zupełnie naturalnie. Skutki były uboczne. Tylko uboczne.
- Na tyle wystarcza, potrzebujesz życia bardziej niż młodości.
- Wyglądam staro? - spytałam z cichym śmiechem. Był ciepły i musiałaś się uśmiechnąć.
- Nie, nie... Tylko twoje włosy, kurze łapki... Plamka przy uchu...
Nie spodziewałam się, że zauważysz i taki detal.
- Nie ujmują ci urody - dodałaś szybko, na wypadek, gdybym poczuła się urażona lub przykładała do tego wagę.
Pokiwałam głową, w pełni wyrozumiałości. Musiałam pozostać sobą, niezmiennie w twoich oczach.
- Tara jest w szpitalu - podjęłaś na nowo.
- Tak.
- Przez...
- Tak - nie pozwoliłam ci skończyć. - Odwiedzam ją, czytam jej na głos. Możesz pójść ze mną, jeśli chcesz.
- Czy ona tego chce?
- Czego? Twoich odwiedzin? Oczywiście! Masz niemal tyle uroku co Alma! - zaśmiałam się. - Każdy by się ucieszył.
Dobrze, może z wyjątkiem Hagnosa i jego domowników. Odwzajemniłaś uśmiech, patrząc lekko w dół.
- Czy chce ciebie, twoich odwiedzin. Jesteś przecież...
- Jestem jej matką - powiedziałam, wciąż łagodnie, ale tonem bardziej stanowczym - Jestem jej stwórcą i mistrzynią. To nie daje mi praw, by zrobić z nią co mi się podoba, ale nadaje nam pewną więź, którą i ona chce podtrzymać.
Tak, tworzyłam tę więź. Była ona przemyślana i konieczna. Ale jednak było w niej dużo naturalności, czułości i uroku, wszystko to, co łączyłoby nas nawet bez moich nadmiernych potrzeb.
- Chce ciebie bardziej niż życia? -Ton był gorzkim niedowierzaniem. Musiałam uderzyć w hagnosową strunę.
- Musisz spytać jej sama. Zawsze może powiedzieć mi "nie" i uszanuję jej wybór. Zawsze też wszyscy oni mogą odejść, w każdej chwili. Moje drzwi są otwarte, jeśli będą uważać, że nauczyli się dość lub moja obecność jest dla nich zagrożeniem. Przecież to nie następuje z dnia na dzień albo po kilku przejawach czułości.
Pogładziłam cię po głowie, z ulgą rejestrując, że się nie wzdrygasz. Szczerze mówiąc obawiałam się takiej reakcji. Na szczęście nie zdołałam zniszczyć twojego otwarcia, wszystkiego, czego nauczyłam cię w tym domu, zdrowszym, wbrew pozorom, od obecności Melodosa.
- Mogą odejść - powtórzyłaś pod nosem. - Jak Loine?
- Nie - mój ton stężał nieco na powrót, gdy wymieniłaś to imię. - Loine opuściła nas przez moją decyzję. Nie wyrzuciłam jej, absolutnie - zastrzegłam szybko, widząc nagłą zmianę w oczach.
Złapałam twoje spojrzenie, cudownie ciemne i grafitowe. Kiedyś była tam szarawa jodła.
- Po prostu nie chciałam, by przez to przeszła. Potrzebowałam dać jej życie poza tym zaklętym kręgiem. Poza moją obecnością.
- Chciała tego?
- Nie wiem, chyba nie. Ale stworzyłam ją i stworzyłam w niej także to pragnienie.
Słuchałaś mnie uważnie. Ile bardziej przypominałam teraz twojego mentora, niż znaną mnie. Nie mogłaś łatwo przeoczyć kim również jestem, o ile dalej na ścieżce, niż ty czy moje dzieci.
- To dlaczego...
- Była druga. I kochałam ją nie mniej od Almy. Po prostu inaczej. Nie były zazdrosne, nic z tych rzeczy. Ale nie potrafiłam wtedy zgodzić się na pewne oczywistości.
- Nie chciałaś jej zabić.
- Nie chciałam, by przy mnie umarła.
Pokiwałaś głową.
- A Alma? Najbardziej pełna życia, najstarsza, wciąż przy tobie - powinna dawno już być kupką popiołów...
- Być może - wzruszyłam ramionami. - Ale stworzyłam ją bardzo silną, jest dopracowana najlepiej z całej gromady. Nie wyobrażam sobie jej straty, więc może to podświadome. Może to, że sama jest chora, bez mojego udziału. Może jej własne moce. Bardzo wiele jest w niej tajemnicą.
- Przecież sama ją stworzyłaś, jak możesz tak powiedzieć?
- Źle się wyraziłam. - Nie zrozumiałabyś. - Widzę ją na wylot, jest moją konstrukcją, tworzoną latami i nawet teraz.
Kiwnęłaś, że rozumiesz. Kontynuowałam.
- Pracując tylko na tym co ma, Alma ewoluuje sama. Pod moją kontrolą, oczywiście, ale jest w stanie dbać o siebie na świadomym poziomie, planować swój rozwój, podobnie jak Melodos czy ja. Być może byłaby w stanie nawet mieć własne dzieci, jakkolwiek nie wydaje mi się, bym obdarzyła ją i taką umiejętnością. Brakuje jej wiele kreatywności, wiele obserwacji, myślę, że również mocy.
- Dlatego sypia z tobą.
- Tak, również - zaakcentowałam - dlatego.
Uśmiechnęłaś się tylko, niepewna co implikuję.
- Jest naprawdę dobrym grzejnikiem. A jeśli poczułabym się gorzej przez noc, wiem, że nie zranię nikogo z pozostałych. Alma wytrzymuje naprawdę ciężkie momenty, często przechodzą przez nią nawet nieświadomie.
- Jesteś tego pewna?
- Tak. Nie skrzywdziłabym jej w tym stopniu, wiedząc, że niszczę najlepsze co utworzyłam. Mimo wszystko ją kocham, oczywiście. Tak samo, ale i inaczej, niż każde z pozostałych.
Na tym chyba zamierzałam zamknąć obecną porcję prawdy.
Przesunęłam się w stronę biurka, by oprzeć się o ramę krzesła. Odruchowo podążyłaś za mną.
Stałyśmy pod jemiołą i zauważyłaś to. Pozwoliłam sobie na uśmiech.
Wiedziałam, że sięgniesz tylko do policzka, ale potrzebowałam tego - odrobiny czułości, którą mogłaś mi dać. Teraz wreszcie wybór należał do ciebie, miałaś wolną wolę.
- Czy i po tym chcesz mnie pocałować? - spytałam.
Kiwnęłaś głową. Przez kilka dni, czy kilka czułości nie mogło ci się stać nic złego, ale widziałam wyraźnie niemal ten sam deseń aury, który dedykowałaś Hagnosowi. Nie zrobiłam tego specjalnie, no może podświadomie. Dobrze było mieć tu choć skrawek jego teraźniejszości, zwłaszcza taki, który pojawia się i znika, wracając napełnionym nim do granic możliwości. Po granice oczu. Miałam rację, mówiąc, że mogłabyś być moją córką.
Wiedziałam, że wrócisz, tak jak wracałaś do niego. A wracałaś zawsze. Dla ciebie również było już za późno.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
mariamagdalena · dnia 13.12.2011 09:13 · Czytań: 2017 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Komentarze
czarodziejka dnia 14.12.2011 10:56
Cytat:
Spojrzenia w moje oczy, czy raczej w grafitowe tęczówki którymi obdarzył mnie mentor, sprawiały jej widoczną przyjemność, podobnie jak proste gesty czułości, które w jej towarzystwie wydawały się zaskakująco naturalne i konieczne.


- nie za dużo w jednym zdaniu?

Cytat:
Dom Hesper powoli wypełniał się jodłowymi gałązkami, wypełniającymi pokoje gęstym aromatem lasu,


- tutaj potrzebny zamiennik

Ogólnie tekst jest ciekawy, ale nie wiem kim są bohaterowie(chyba muszę się cofnąć do podanego link-u). Jak zwykle przy czytaniu musiałam się mocno skupić, ale wciągnął mnie tekst, który choć trochę dłuższy przeczytałam z zainteresowaniem.
pozdrawiam z tym razem z zachodu:D
Usunięty dnia 14.12.2011 22:22
MM,
czytam Twoje teksty i zazwyczaj nie potrafię ich skomentować. Jest w nich coś ulotnego, co trudno nazwać słowami, co lubię sobie wyłuskiwać i po swojemu odbierać. To cenne. Choc przyznam, że nie ogarniam fabuły, bo chyba jakaś jest, jednak nie ma to duzego znaczenia, bo cieszą mnie fragmenty.
Pozdrawiam ciepło.
mariamagdalena dnia 14.12.2011 22:54
czarodziejka - poprawię jutro lub w piątek, gdy będę mieć wolniejszy umysł ;)
z przyjemnością zapraszam Cię pod link. ostatnio piszę tylko długie formy, poza miniaturą na świąteczny konkurs. taka teraz moja uroda.

blaszka - dobrze, że lubisz we mnie ulotność. dużo jej znajdziesz. fabuła jest, choć ważniejsze są momenty i relacje, ona jest tylko tłem.

pozdrawiam Was serdecznie
Olaf Tumski dnia 06.02.2012 11:31
Nie wiem kim są bohaterowie opowieści, ale moja wyobraźnia pracuje. Niezależnie kim oni są (ludźmi, półbogami, kosmitami, wirtualnymi awatarami, sektą, przyszłością ludzkości, cywilizacją typu III) zaczynają mnie interesować.
Na razie skrywają tajemnice, radości, tragedie i pragnienia, ale może wkrótce coś wyjawią. Myślę, że prędzej czy później trzeba dać czytelnikowi przynajmniej jakiś trop (chyba, że już się pojawił i nie zauważyłem).
Siła tego opowiadania tkwi w narracji. Taką lubię. Wprowadza mnie w trans i właściwie jestem przez nią prowadzony. Oczywiście taka konstrukcja będzie mieć też swoich przeciwników, ale tak już musi być.
pozdrawiam:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty